Syndrom Ordonki Sekator 2016-3-14 http://naszeblogi.pl/60980-syndrom-ordonki Właśnie oglądałem w telewizji konkurs skoków narciarskich, gdy zadzwonił mój radykalny przyjaciel. - Czy widzisz to samo co ja? – spytał zdegustowany. - No, raczej – odparłem żenującym slangiem zniesmaczony postawą naszych orłów. - Przecież oni mają mentalność rabów! – Jego zniesmaczenie wielokroć przewyższało moje. - Istotnie, skaczą marnie - mruknąłem. - Ale dlaczego rabów? - Akurat dziś nie skaczą - zaśmiał się ironicznie - tylko kroczą. Tak czy owak, raby. Bez pana czują się osieroceni. - Bez trenera – poprawiłem machinalnie. - Jak zwał, tak zwał. – Niemal usłyszałem w słuchawce machnięcie ręką. – Może być treser, protektor, oficer prowadzący, starszy brat, wielki brat, wyrocznia… Byle by było do kogo słać adresy zapewniające o poprawności politycznej i umiłowaniu demokracji. – Znów się zaśmiał sarkastycznie. – Sądząc po średniej wieku demonstrantów, demokracji socjalistycznej. A w istocie stanowią ogniwo, nomen omen, w łańcuchu wasali, od jurgieltników, po kosmopolitów antyszambrujących w sieniach brukselskich i berlińskich salonów. Zauważyłeś, że zareagowali niczym diabeł spryskany święconą wodą na dowcip prezydenta? - Który? - spytałem zupełnie zdezorientowany. - No ten, że oni śpiewają na swych marsz-paradach: „ojczyznę dojną racz nam zwrócić panie”. Wreszcie mnie olśniło. - Ty chyba nie oglądasz konkursu skoków? - Bingo, bystrzaku – pochwalił mnie. – Podziwiam naród kroczący ulicami Warszawy. Moc ironii w jego głosie o mały włos nie rozsadziła komórki. Zapewne sam zauważył, że przesadził, bo życząc mi dobrego popołudnia wyłączył się. Mnie zaś naszła refleksja. A może piechurzy mają rację? Może kieruje nimi doświadczenie dziejów? Już bowiem od zarania nasze zadówki odrzucały pomocną dłoń losu. Na początku XV wieku postawili na dzikiego Litwina zamiast na światłego Europejczyka, za którym murem stanęło całe postępowe rycerstwo zachodniego świata. W XVII stuleciu pogonili za morze wyprawę szwedzkich modernistów, tracąc szansę na skandynawski model szczęśliwości. Niedługo potem pod Wiedniem odparli turecką forpocztę NATO w Europie. Niepomni lekcji historii przez cały XIX wiek buntowali się przeciw wszystkim, jak leci, sąsiadom. Tymczasem już wtedy można było zabiegać, a to o cesarstwo Austro-Węgiersko-Polskie, a to o zalążki kraju związkowego typu Saksonia czy Brandenburgia w cesarstwie niemieckim, a to o unię polsko rosyjską ze stolicą imperium w Warszawie… Owe zaniechania odbiły się nam czkawką w późniejszych latach. Jakże bystrze Francuzi na przykład ułożyli się z Hitlerem. Jak w miarę spokojnie przetrwali wojnę pragmatyczni Czesi, o Słowakach nie wspominając. A nasi, pożal się Boże, patrioci doprowadzili do hekatomby ruszając w Powstaniu Warszawskim z motyką na Słońce, co potem umożliwiło budowę na zgliszczach śródmieścia pałacu kultury… Na szczęście piechurzy w ostatnim momencie przypomnieli sobie maksymę, że mądry Polak po szkodzie. I nie chcą powielać błędów minionych pokoleń. Zatem na ironiczne pytanie mojego radykalnego przyjaciela: dokąd oni tak zakidalają?”, odpowiadam: idą po rozum do głowy. Sekator PS. - A co do tego ma Ordonka – pyta mój komputer. - Ano to, że radykalni krytycy piechurów zamiast mówić o rabach, lokajczykach czy wasalach, powinni kroczących nazywać melomanami przywołując na dowód fragment refrenu z piosenki Ordonówny: „Ach, co to będzie, gdy się sąsiedzi dowiedzą?!”.
|