Czegóż chce od nas jeszcze Jerzy Popiełuszko?
Wpisał: Jerzy Przystawa   
23.05.2007.

Przypominam tekst Prof. Przystawy z 2002r. Pisał o kłamstwach  w sprawie męczeństwa Ks. Jerzego już w listopadzie 1984r. (Obecność). A w 2007r. dalej trwa bezczelne zatajanie prawdy. Przez prawie wszystkich. (Adm.)

Jerzy Przystawa

 

Czegóż chce od nas jeszcze Jerzy Popiełuszko?

(komentarz wygłoszony w Katolickim Radio Rodzina, 19 grudnia 2002)

Nie wybraliśmy sobie czasów, w których przyszło nam się urodzić. Może wolelibyśmy pożyć kiedy indziej, spokojnie, przy kominku, z kocykiem na kolanach, w ciepłych bamboszach. Nasz czas jest trudny. Ale jeślibyś mimo wszystko starał się uratować intymność swojego bytowania i tak ostać się przy telewizorku, pogadując o starych Polakach, to wiedz, że wcześniej czy później wywieje Cię wiatr historii z twojej mysiej dziury i zażąda odpowiedzi na swoje pytania.

 Te słowa ks. Mieczysława Malińskiego, opublikowane 11 listopada 1984 w „Tygodniku Powszechnym”, posłużyły mi za motto do większego tekstu, jaki drukował tamtej jesieni podziemny wrocławski kwartalnik „Obecność” w numerze 8. Numer był poświęcony Księdzu Jerzemu Popiełuszce, a tekst, o którym mowa opisywał wydarzenia jakie rozegrały się w Polsce pomiędzy 19 października, dniem porwania i uprowadzenia Księdza Jerzego, a 3 listopada, dniem Jego pogrzebu.

W sprawie męczeństwa Jerzego Popiełuszki bezsporne są tylko dwa fakty: że porwania dokonano ok. godziny 22-giej 19 października 1984, w okolicach Przysieka, na drodze pomiędzy Bydgoszczą i Toruniem, a 30 października, w asyście kamer telewizyjnych, Jego zwłoki wyłowiono przy tamie we Włocławku. Z badań anatomopatologicznych wynika jednoznacznie, że umarł śmiercią męczeńską. Wszystkie inne informacje na temat Jego drogi krzyżowej, na temat tego kto, jak i po co? ‑ znamy wyłącznie z zeznań trzech zbrodniarzy, oficerów Służby Bezpieczeństwa, którzy przyznali się do porwania i zamordowania Księdza. Zeznania złożyli publicznie, przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu, zostali osądzeni, skazani, karę już odbyli. Ich wyjaśnienia i opowieści uznane zostały za wiarygodne przez sędziów, prokuratorów, adwokatów i całą ogromną opinię publiczną. Na podstawie tych zeznań, na drodze pomiędzy Bydgoszczą i Włocławkiem, znajdują się stacje Drogi Krzyżowej, przy których Polacy, i nie tylko, oddają cześć Jego pamięci.

Przez ostatnich 18 lat, ze wstydem i zgrozą, uświadamiałem sobie, że należę do znikomej cząstki polskiej opinii publicznej, która nie uwierzyła zawodowym kłamcom i zbrodniarzom i nie przyjęła za prawdę ich sądowych enuncjacji. Posługując się jedynym dostępnym mi środkiem badawczym, logiką, głosiłem i pisałem gdzie tylko mogłem, że te opowieści ubeckie są pozbawione sensu, i nic w nich „nie trzyma się kupy”, a zatem przestępcy kłamią i oszukują. Po co to robią? Odpowiedź jest prosta: aby ukryć prawdę i osłonić odpowiedzialnych za tę zbrodnię.


 Przykro powiedzieć, te moje wątpliwości, oparte na czystej spekulacji umysłowej – nie miałem przecież dostępu do żadnych materiałów, poza tymi jakie ubecja nam udostępniła ‑ moi znajomi i przyjaciele traktowali z pobłażaniem, jako przejaw manii spiskowej, nie ustępującej nawet w obliczu oczywistości: jakże można wątpić we wszystko, co ujawniono w Toruniu i okolicach, w badaniach, śledztwach, a nawet w procesie beatyfikacyjnym? I tak bym może umarł nieszczęśliwy, ze swoją nikomu niepotrzebną logiką, gdyby nie rewelacje, jakie w tym tygodniu opublikowało pismo „Wprost” i inne oraz przedstawiła telewizja „Polsat”. Okazuje się bowiem, że te same wątpliwości mają teraz prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej, a w szczególności prokurator Andrzej Witkowski, który od lat tę sprawę ponownie bada i dzisiaj ujawnia, że nie jest pewny nie tylko tego gdzie, kiedy i jak zamordowano Księdza Popiełuszkę, ale nawet nie może być pewnym, że zrobili to ci ludzie, którzy się do popełnienia zbrodni przyznali i ponieśli karę!

 Koronny argument prokuratora Witkowskiego, jak informuje „Wprost”, sprowadza się do zeznań świadków, z których wynika, że ciało Księdza Popiełuszki wrzucono do Wisły 25 października, a więc wtedy, gdy oficjalni mordercy siedzieli już w areszcie. Natomiast według wersji Piotrowskiego i spółki, morderstwa dokonali jeszcze tej samej nocy, z 19 na 20 października i ciało zaraz wrzucili do rzeki. Tak się jednak składa, że każdy z nich wskazywał inne miejsce wrzucenia: Piotrowski twierdził, że gdzieś pod Toruniem, a Pękala z Chmielewskim pokazywali różne miejsca przy tamie we Włocławku. Na tę rozbieżność w zeznaniach mało kto zwracał uwagę, bo wiadomo, że przestępcy zawsze coś mataczą, i w końcu czy to nie wszystko jedno gdzie? Kilkadziesiąt metrów w lewo czy w prawo, we Włocławku czy w Toruniu, kogo to może obchodzić?

 Oczywiście, musi obchodzić tych, którzy chcą poznać prawdę? Na pewno nie mogli wrzucać ciała ani tu ani tam, jeśli w tym czasie już siedzieli w więzieniu. A jeśli to ktoś inny wrzucał, od razu cały toruński teatr procesowy wali się jak domek z kart i wszystkie ujawnione w nim „fakty” stają się bez wartości!

 Pytanie jest takie: czy prokurator Witkowski może mieć rację? A może właśnie jego świadkowie są niewiarygodni?

 Jeśli ktoś zada sobie trud, aby sięgnąć do wspomnianego wyżej numeru kwartalnika „Obecność”, albo do tekstu opublikowanego w mojej książce „Trans Atlantic” (wydawnictwo „SPES”, Wrocław 1999), to przeczyta tam, że na kilka dni przed oficjalnym wyłowieniem zwłok Księdza Popiełuszki z Wisły, rozeszła się pogłoska, że ciało znaleziono przy tamie we Włocławku. Zanotowaliśmy tę szeptaną wiadomość w sobotę, 27 października. Tymczasem oficjalne poszukiwania trwały dalej, jakby nigdy nic, i jeszcze we wtorek, 30 października, na konferencji prasowej w południe, Jerzy Urban opowiadał dziennikarzom, że szukają intensywnie. I dopiero po południu, ok. godziny 16-tej, nastąpiło wielkie odkrycie: płetwonurkowie wydobyli ciało z rzeki! Dokładnie tam, gdzie plotka głosiła to już od co najmniej 3-4 dni

 I otóż dzisiaj tę „plotkę” potwierdzają badania prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej.

 Nie mam pojęcia co się będzie dalej działo z prokuratorem Witkowskim, Instytutem Pamięci Narodowej ani jak przetworzone zostaną te rewelacje. Ale ich konsekwencje są trudne do wyobrażenia. Co bowiem wynikać może z faktu, że to nie Piotrowski i jego łotry wrzucali ciało Popiełuszki do Wisły?

 Przede wszystkim wynika jednoznacznie, że były inne łotry, które w tej zbrodni uczestniczyły. Następnie, że te inne łotry, zajmowały stanowiska dużo wyższe niż były kapitan Piotrowski, naczelnik wydziału w MSW. Musiały to być łotry usadowione tak wysoko, że Piotrowski wolał przyznać się do zbrodni morderstwa i przyjąć wyrok 25 lat więzienia, niż ujawnić ich nazwiska. Podobnie postąpili Chmielewski i Pękala. Dla kogo mogli tak się poświęcić ludzie, o których ofiarności nic nigdy nie słyszeliśmy?

 Jest rzeczą oczywistą, że trop wiedzie wprost do generała Kiszczaka i generała Jaruzelskiego. Obaj twierdzili i twierdzą do dzisiaj, razem ze swoim rzecznikiem Jerzym Urbanem, że Piotrowski i jego kamraci działali przeciwko nim, samowolnie. Ale jeśli nie Piotrowski wrzucał ciało do Wisły, to takie tłumaczenia nie są warte nawet tyle ile kartka papieru, na której są napisane. W najlepszym wypadku będą winni matactwa, które miało ukryć prawdziwy przebieg zbrodni, będą więc współsprawcami.

 A jeśli tak, to co powiemy o ludziach opozycji, którzy obśliniali się pocałunkami i uściskami z tymi „wielkimi mężami stanu”, którzy zaprzyjaźnili się z nimi i zaręczyli nam, że obaj generałowie są ludźmi honoru, patriotami, twórcami okrągłego stołu? Pominę tu wielką postać Redaktora Michnika, ale np. wczoraj pokazano nam w telewizji senatora Andrzeja Wielowieyskiego, sędziwą postać innego „wielkiego autorytetu”, który gratulował, w imieniu Narodu (w czyim imieniu może przemawiać senator Wielowieyski?) premierowi Millerowi (nota bene, Leszek Miller, w czasach o których mowa, też był nie byle kim i mógłby nam to i owo opowiedzieć!) jego historycznych zasług. Senatora Wielowieyskiego przywołuję tu nie bez powodu: przecież był jednym z tych, którzy w sposób szczególny przyczynili się do wyboru Wojciecha Jaruzelskiego na pierwszego Prezydenta już wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej!

 Nasz czas jest trudny. Ale jeślibyś mimo wszystko starał się uratować intymność swojego bytowania i tak ostać się przy telewizorku, pogadując o starych Polakach, to wiedz, że wcześniej czy później wywieje Cię wiatr historii z twojej mysiej dziury i zażąda odpowiedzi na swoje pytania.

 Nie uda nam się uciec przed pytaniami, jakie stawia święty męczennik Jerzy Popiełuszko i zagadka Jego śmierci. Nie uda nam się wykręcić od pytań prokuratora Witkowskiego. Kim są i jaką rolę naprawdę odgrywali i odgrywają Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Adam Michnik, Andrzej Wielowieyski, Leszek Miller i legion innych? Kto, po co i dlaczego mataczy ukrywając prawdę o śmierci Jerzego Popiełuszki?

 Tygodnik „Wprost” donosi, że w roku 1991 prokurator Witkowski chciał przedstawić zarzuty w tej sprawie gen. Kiszczakowi. Natychmiast odsunięto go od sprawy i pogoniono z Warszawy do Lublina. Kiedy zwrócił się o pomoc do Prezydenta Rzeczypospolitej, to jego prawa ręka, znany wszystkim profesor prawa, Lech Falandysz, miał mu powiedzieć: Ja pana bardzo wysoko oceniam, ale jednocześnie jest mi pana bardzo szkoda. Bo widzi pan, u nas nie było rewolucji, tylko ewolucja.

Za parę dni Boże Narodzenie, czas refleksji, namysłu, odprężenia. Poddajmy więc refleksji pytania, jakie przed nami stawia wiatr historii, o którym pisał ksiądz Mieczysław Maliński. Czy nie czas wreszcie przeciąć ten gordyjski węzeł pytań, na które nikt nie chce udzielić odpowiedzi? Czy nie czas wreszcie posłuchać rozumu, który podpowiada, że bez wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych nie uwolnimy się z kleszczy zaciśniętych na Polsce przez te same, niezmiennie, „autorytety” moralne i polityczne? To naprawdę jest możliwe i tego nam wszystkim życzę. Pod choinkę i na cały Nowy Rok.

Zmieniony ( 25.05.2007. )