Chrzest "wyzwaniem ekumenicznym"?
Wpisał: ks. Dawid Wierzycki FSSPX   
23.03.2016.

Chrzest „wyzwaniem ekumenicznym”?

 

Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.

 

ks. Dawid Wierzycki FSSPX http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/2297

 

Komentarz do Listu Pasterskiego Episkopatu Polski na Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski

Jadąc pewnego dnia samochodem, słuchałem serwisu informacyjnego. W pewnym momencie w eterze dał się słyszeć głos ordynariusza naszej diecezji warszawsko-praskiej, J.E. abpa Henryka Hosera. Hierarcha podkreślił, że najważniejszymi wydarzeniami w naszej ojczyźnie w 2016 r. będą Światowe Dni Młodzieży w Krakowie i obchody 1050. rocznicy Chrztu Polski.

Do pierwszego wydarzenia podchodzę z wielkimi obawami, ale jest to temat na osobny artykuł.

Co do drugiego wydarzenia, ucieszył mnie fakt, że hierarcha podkreślił ważność i doniosłość tej rocznicy. Niestety, radość ta nie trwała długo, gdyż kilka tygodni później natrafiłem na List Pasterski Episkopatu Polski na Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski, powstały na 370. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu i odczytany w parafiach w święto Chrystusa Króla.

Zabierając się do lektury Listu, miałem nadzieję, że hierarchowie ukażą konsekwencje Chrztu Mieszka dla Polski. Oczekiwałem wezwania do odnowienia w Chrystusie całego życia rodzinnego, społecznego naszej ojczyzny, jednym słowem – do poddania wszystkiego pod berło Chrystusowe. Niestety, zamiast tego mogłem przeczytać, że 1050-lecie Chrztu Polski jest dla nas wyzwaniem ekumenicznym. No cóż, zaskoczenie nie powinno być wielkie, gdyż już od kilku dziesięcioleci słyszymy przy każdej okazji, że należy szukać raczej tego, co nas łączy z różnej maści heretykami, schizmatykami, a nawet poganami, niż tego, co dzieli. Niczym zacięta płyta gramofonowa, brzmią wezwania do dialogu, który sieje jedynie zamieszanie wśród wiernych, a innowierców utwierdza w ich błędach. A więc nic nowego. Uderzające jednak jest w tym Liście to, że hierarchowie w obronie tezy o Jubileuszu jako wyzwaniu ekumenicznym posługują się otwarcie nauką, która stoi w sprzeczności z tradycyjną eklezjologią.

Cofnijmy się w czasie o ponad dwa tysiące lat. Pan Bóg pragnie po raz kolejny objawić się ludzkości, wysyła niebiańskiego posłańca – Mesjasza. Ma on odkupić ludzkość i pouczyć ludzi, co należy czynić, aby zbawić swoją duszę. Tym posłańcem Bożym jest nikt inny, jak sam Syn Boży – druga osoba Trójcy Przenajświętszej. Staje się On człowiekiem i przybiera imię Jezus. Oto historia wcielenia, a zarazem początek historii naszego odkupienia.

Świadectwo o tym, że to On jest posłańcem Bożym, dał nam sam Pan nasz Jezus Chrystus. Gdy przyszli do niego uczniowie św. Jana Chrzciciela, by zapytać, czy On jest Mesjaszem, usłyszeli następującą odpowiedź: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię”. To, o czym powiedział Pan nasz Jezus Chrystus, to nic innego, jak dzieła Mesjasza, przepowiedziane przez proroka Izajasza. W rozmowie z Samarytanką przy studni Jakubowej Pan Jezus kolejny raz potwierdza Swoje posłannictwo. Podczas toczącej się dyskusji Chrystus poucza kobietę o nadejściu czasów, w których cześć Bogu będzie oddawana w duchu i prawdzie. Samarytanka, jakby chwaląc się swoją wiedzą, odpowiada, iż wie, że ma przyjść Mesjasz zwany Chrystusem. Tę odpowiedź Pan Jezus skwitował słowami: „Jestem nim Ja, który z tobą mówię”. To Swoje posłannictwo otwarcie wyznawał również wobec rzesz zbierających się tłumnie, aby go słuchać. Pewnego razu, podczas takiej nauki, Żydzi dziwili się mądrości nauczającego w świątyni Zbawiciela. Zastanawiali się, skąd pochodzi ta wiedza na temat pism, skoro Pan Jezus się nie uczył. Chrystus tymi słowami skomentował ich zdziwienie: „Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który mnie posłał...”

Pan Jezus w Swoich mowach potwierdził nie tylko to, że jest posłańcem Bożym, ale że jest również samym Bogiem. Mówił o tym otwarcie wobec uczniów, ludu i kapłanów żydowskich. Gdy Pan Jezus zapytał uczniów, za kogo go uważają, Piotr wyznał: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.

Pan Jezus pochwalił tę odpowiedź, wskazując, że to wyznanie powodowane jest łaską Bożą: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”. U św. Jana czytamy z kolei, że żydzi nastawali na życie Pana Jezusa, bo czyni się Bogiem: „Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu”. Podczas uroczystości poświęcenia świątyni powiedział jednoznacznie, że ma tę samą naturę z Ojcem – boską naturę: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

Pieczęcią, potwierdzającą posłannictwo i boską naturę Pana naszego Jezusa Chrystusa, są również cuda przez Niego zdziałane. Każde stworzenie posłuszne jest Bogu jako swemu Stwórcy. Dlatego, jak mówi św. Tomasz z Akwinu, cuda, które działał Pan Jezus, rozciągały się na całe stworzenie. W ten sposób Pan Jezus pokazał, że wszystko jest Mu poddane, a tym samym nie pozostawiał wątpliwości, co do swojej Boskości. Posłuszne były Mu stworzenia duchowe. Na Jego rozkaz diabły wychodziły z ciał opętanych. Posłuszne Mu były ciała niebieskie. Gwiazda betlejemska prowadziła mędrców przed żłóbek ich Pana i Stwórcy. Słońce zaćmiło się, gdy Zbawiciel umierał na krzyżu.

Cuda Pana naszego Jezusa Chrystusa dotyczyły także ludzi. Ile to razy Pan Jezus uzdrowił chorych, wskrzesił umarłych. Stworzenia nieracjonalne również były posłuszne Jego boskiej mocy. Woda przemieniła się w wino, chleby cudownie się rozmnożyły, rozhukane morze ucichło. Trudno nie uznać cudów Zbawiciela za prawdziwe cuda.

Jeśli ktoś mógłby mieć wątpliwości, czy uzdrowień nie dałoby się wytłumaczyć w sposób naturalny, to wskrzeszenie umarłych czy przemiana wody w wino zupełnie przekracza możliwości sił przyrody. Gdyby z kolei w czyjejś głowie zrodziła się wątpliwość, czy aby na pewno te cuda wskazują na Jego boskie posłannictwo, wystarczy sięgnąć do Ewangelii św. Mateusza. Znajdziemy tam scenę, gdzie Pan Jezus swą władzę odpuszczania grzechów, która jest właściwą Bogu, potwierdza właśnie cudem: „Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!”. Pan Bóg nie dopuściłby do cudu, gdyby ten miał poświadczyć nieprawdę. A więc Pan Jezus w tym miejscu potwierdza Swą władzę odpuszczania grzechów, a tym samym swe boskie posłannictwo.

Pan Jezus potwierdził Swoją boską misję proroctwami, które się spełniły. Proroctwo jest to przepowiedzenie wydarzenia przyszłego, o którym nie możemy wiedzieć w sposób naturalny i które służy zawsze do potwierdzenia prawdy. Zbawiciel wypowiadał proroctwa, aby potwierdzić Swoją misję, boskie posłannictwo. Proroctwa się spełniły, a więc i zamiar, z jakim zostały wypowiadane, został osiągnięty – potwierdzenie jego boskiej legatury. Proroctwo bowiem pochodzi z ducha proroczego, otrzymanego pod wpływem natchnienia Bożego, które to z kolei nie może dopuszczać potwierdzenia błędu, gdyż Bóg ani sam się mylić nie może, ani nie może wprowadzać w błąd. Proroctwa Pana Jezusa tyczyły się Jego samego. Przepowiedział on wydanie Go w ręce książąt żydowskich, skazanie przez nich, wydanie poganom na pośmiewisko, biczowanie, ukrzyżowanie i zmartwychwstanie.

Proroctwa dotyczyły również Jego uczniów. Pan Jezus zapowiedział zdradę Judasza, ucieczkę uczniów w noc wydania, potrójne zaparcie się Piotra i prześladowania apostołów. Pan Jezus przepowiadał także przyszłe losy Kościoła. Do Piotra powiedział: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”. I rzeczywiście, mimo tak wielu trudności, kryzysów, tak wielu prześladowań Kościół nie upadł, a trwa i trwał będzie do skończenia świata. Z wszelkich prześladowań Kościół wychodził oczyszczony i wzmocniony; były one jedynie niczym węgle złożone na głowie wrogów Kościoła. Przeciwnicy nie zadali rany Kościołowi, ale wbrew swoim zamierzeniom przyczyniali się do jego rozkwitu. Proroctwa Pana Jezusa dotykały również losu narodu żydowskiego, ich świętego miasta i świątyni. Zbawiciel przepowiedział rozruchy, powstanie pseudo-proroków i ostateczne zniszczenie świątyni. I te proroctwa się spełniły. Wymienione wydarzenia opisuje starożytny historyk Józef Flawiusz. Wstrząsające są jego opisy zburzenia świątyni – przepowiedziane przez Pana Jezusa.

Wreszcie Pan Jezus potwierdził, że jest posłany od Ojca i jednej natury z Ojcem przez Swoje chwalebne zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa możemy rozpatrywać w dwóch kategoriach. Jako proroctwo i jako cud. Pan Jezus kilkakrotnie prorokował Swoje zmartwychwstanie. Pewnego razu tak o sobie powiedział do apostołów: „...Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Zmartwychwstanie jest również cudem, gdyż zupełnie przekracza siły natury. W niejednej głowie mogłaby pojawić się wątpliwość odnośnie do zmartwychwstania: czy aby na pewno Pan Jezus umarł, albo czy prawdziwie zmartwychwstał, a jeśli tak, to czy to może być potwierdzeniem Jego boskiej misji i boskości? Co do tego, że Pan Jezus umarł, nie mamy wątpliwości. Mamy zbyt wielu świadków, aby zanegować śmierć Zbawiciela. Świadczą o tym wszyscy Ewangeliści, przy czym Jan był naocznym świadkiem skonania Chrystusa. Pod Krzyżem stały niewiasty, stali tam również cisi sympatycy Pana Jezusa: Nikodem i Józef z Arymatei. Obecni byli też wrogowie Zbawiciela, Żydzi i żołnierze rzymscy. Zwłaszcza Żydom zależało na śmierci Pana Jezusa. Dlatego prawdopodobnie nie odeszli od krzyża, dopóki nie upewnili się o Jego śmierci. Ta pewność pojawiła się, gdy żołnierze przebili umarłemu Panu Jezusowi serce włócznią. Z kolei Piłat wydał ciało Pana Jezusa dopiero wtedy, gdy z ust centuriona usłyszał świadectwo o Jego śmierci. Trzeba by więc złej woli, aby twierdzić, że Zbawiciel nie umarł.

Jak się ma sprawa ze zmartwychwstaniem Pana Jezusa? Wszyscy Ewangeliści opisują to wydarzenie wraz z okolicznościami, które mu towarzyszyły i po nim następowały. Mamy również wielu świadków, którym Pan Jezus ukazywał się naocznie. Wśród nich są: Maria Magdalena, uczniowie idący do Emaus, apostołowie, uczniowie znad Morza Tyberiadzkiego, uczniowie z Galilei. Świadectwo o zmartwychwstaniu dawali apostołowie w swoich kazaniach: „Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami”. Świadkami zmartwychwstania są również żołnierze pilnujący grobu, którzy zdali książętom żydowskim dokładną relację z wydarzeń przy grobie. Ci z kolei nie mieli wątpliwości co do wiarygodności zeznań żołnierzy. Dlatego uciekli się do podstępu, aby ukryć zmartwychwstanie Pana Jezusa. Trzecią wątpliwość rozwiewa Pan Jezus, który sam uczył, że Jego zmartwychwstanie będzie głównym probierzem Jego boskości. Mówił o tym do uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy prosili Go o znak z nieba: „Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi”. Podobnie kupczący w świątyni chcieli wiedzieć, jakim prawem Pan Jezus ich z niej wyrzucił. Żądali od niego klarownego znaku, który potwierdziłby Jego władzę, na co Zbawiciel im odpowiedział: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Jak zaznacza Ewangelista, Pan Jezus mówił o przyszłym zmartwychwstaniu.

Na podstawie powyższych rozważań, nie ulega wątpliwości, że Pan nasz Jezus Chrystus jest Bogiem i Mesjaszem, posłanym od Ojca. Ale jaka była misja Pana naszego Jezusa Chrystusa? Pierwszym zadaniem było odkupienie rodzaju ludzkiego. Wszyscy staliśmy się spadkobiercami grzechu pierworodnego. Odziedziczyliśmy po naszym praojcu znamię grzechu, które było wybite na naszej duszy. Ono nie pozwalało być nam dziećmi Bożymi, wręcz przeciwnie, czyniło nas Jego wrogami. Tragiczność tej sytuacji potęgował fakt, że żadna ludzka ręka nie była w stanie tego znamienia zetrzeć z duszy ludzkiej. Ludzkość trwała w marazmie bezsilności. Dopiero śmierć Boga-Człowieka zadośćuczyniła za nieskończoną winę prarodziców. Ale to nie wszystko: ludzkość wprawdzie została odkupiona, ale to nie znaczy, że każdy człowiek na ziemi został zbawiony. I dochodzimy do drugiego zadania misji Chrystusa. Należało pokazać ludzkości bezpieczną drogę, prowadzącą do bram niebios. Dlatego Pan Jezus, nauczając, zapowiedział założenie nowego Kościoła, nowej drogi prowadzącej do zbawienia. Jednak wstępna zapowiedź tej drogi należała do prekursora Pana Jezusa – Jana Chrzciciela. On to kończy Stary Zakon i zapowiada nadejście nowej drogi zbawienia. Z jego ust słyszymy wezwanie: „Nawróćcie się, bo bliskie jest Królestwo Niebieskie”. Gdy Pan Jezus dowiedział się, że Jan Chrzciciel został uwięziony, opuścił Nazaret i kontynuował zaczęte przez Jana Chrzciciela zapowiadanie bliskiego nadejścia Królestwa Niebieskiego. Tak świadczą o tym Ewangeliści. U św. Mateusza czytamy: „Gdy posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei...Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest Królestwo Niebieskie»”. Z kolei św. Marek zaświadcza: „Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! »”. Od tej pory Pan Jezus już nieustannie głosi Ewangelię Królestwa Niebieskiego. Święty Tomasz z Akwinu uczy, że określenie „Królestwo Niebieskie” czy „Królestwo Boże” może mieć w Nowym Testamencie podwójne znaczenie. Nieraz odnosi się ono do tych, którzy są w drodze, prowadzeni przez wiarę. Chodzi tu o Kościół wojujący. Innym razem może odnosić się ono do zgromadzenia tych, którzy osiągnęli już swój cel – to jest Kościół tryumfujący. Jednak w tym początkowym nawoływaniu do nawrócenia Pan Jezus ma na myśli królestwo mesjańskie, składające się ze śmiertelników. Królestwo, które jest na tym świecie, ale nie z tego świata – Kościół wojujący. Tak też najczęściej należy rozumieć określenia „Królestwo Boże”, „Królestwo Niebieskie” w późniejszym głoszeniu Dobrej Nowiny. Za przykład może tu posłużyć 13. rozdział Ewangelii św. Mateusza, gdzie Pan Jezus w przypowieściach o siewcy, ziarnie gorczycy, zakwasie, o perle ukrytej na roli i o sieci zarzuconej w morze zapowiada założenie Kościoła, posługując się właśnie określeniami „Królestwo Boże”, „Królestwo Niebieskie”. Takich miejsc mamy więcej. Pan Jezus jasno zapowiadał założenie nowego Kościoła – Królestwa Bożego tu, na ziemi.

Bezpośrednio przed śmiercią Pan Jezus przygotował i rozpoczął założenie Kościoła. Pan Jezus ustanowił Chrzest święty i udzielał go: „Potem Jezus i uczniowie Jego udali się do ziemi judzkiej. Tam z nimi przebywał i udzielał chrztu”. Nasz Zbawiciel wybrał również pierwszych członków Kościoła świętego po powrocie z pustyni, gdzie przygotowywał się na rozpoczęcie swej publicznej działalności: „Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami”. Ich to Zbawiciel otaczał szczególną troską, pozwolił im poznać tajemnice Królestwa Niebieskiego, aby głosili je rzeszom. Następnie wybrał Pan Jezus 72 uczniów, którzy wspierali Apostołów w ich misji: „Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał”. Pan Jezus również przygotowywał sukcesywnie prymat św. Piotra. Już przy jego powołaniu Chrystus zaznacza, że jego imię będzie Piotr, co znaczy skała. Na tej skale Pan Jezus zbuduje swój Kościół. Piotr w porządku zawsze wymieniany jest osobno jako pierwszy wśród apostołów.

Ostateczne i pełne ukonstytuowanie Kościoła dokonało się po zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Pan Jezus przez czterdzieści dni objawiał się Swoim uczniom i pouczał ich odnośnie do głoszenia prawd wiary i dyscypliny Nowego Testamentu: „ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o Królestwie Bożym”. W tym czasie Pan Jezus powierzył Apostołom misję głoszenia Ewangelii na całym świecie. Przed samym momentem Wniebowstąpienia Pan Jezus tymi słowy zwrócił się do Apostołów: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im Chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”. Po zmartwychwstaniu Pan Jezus również udzielił św. Piotrowi prymatu, który wcześniej mu obiecał. Zbawiciel uczynił go księciem i głową nie tylko Apostołów, ale całego Kościoła świętego. Św. Piotr, trzy razy zapewniwszy Pana Jezusa o swej miłości do Niego, usłyszał z ust Zbawiciela słowa: „Paś baranki moje, paś owce moje”. Po zmartwychwstaniu Pana Jezusa dopełniło się dzieło założenia Królestwa Niebieskiego na ziemi, tak, że po Pięćdziesiątnicy młody Kościół był od razu gotów do realizacji powierzonej mu misji.

Od czasu przyjścia Syna Bożego na świat Kościół święty jest jedyną drogą Zbawienia.

Rzeczywiste należenie do Kościoła jest dla każdego z nas konieczne do zbawienia swej duszy. Kto z kolei z własnej winy stawia się poza Kościołem, nie może dostąpić zbawienia. Pan Jezus bowiem Kościołowi świętemu powierzył środki konieczne nam do zbawienia. Są to prawdy wiary, sakramenty, kierownictwo ze strony pasterzy. Bez należenia do Kościoła nie będziemy tego wszystkiego posiadali. A bez tych środków zginiemy na niebezpiecznej drodze do ojczyzny niebieskiej. Jasno i wyraźnie podkreślali to Ojcowie Kościoła. Przytoczmy tu choćby słowa św. Ireneusza: „Którzy są poza Kościołem, są poza prawdą; którzy wywołują schizmę, są próżni, nie mający miłości do Boga”. Oczywiście, może się zdarzyć, choć coraz rzadziej, że ktoś nie słyszał o Kościele świętym i bez własnej winy nie należy do niego. Lecz gdyby tylko poznał prawdę, chętnie stałby się członkiem Kościoła. Taka osoba, nie należąca bez swej winy do Kościoła, ma szansę na zbawienie. Wynika to ze słów papieża Piusa IX, wypowiedzianych w alokucji Singulari quadam: „Trzeba wprawdzie wierzyć, że nikt poza apostolskim, rzymskim Kościołem nie może być zbawiony, ten jest jedynie arką zbawienia, do niej kto nie wejdzie, zginie potopem, lecz również trzeba uważać za rzecz pewną, że ci, którzy nie znają prawdziwej religii, jeśli ta nieznajomość jest nieprzezwyciężalną, żadnej winy za to nie ponoszą w oczach Pana”. Takie osoby, pozostające w dobrej wierze, mogą posiadać łaskę i należeć do duszy Kościoła. Muszą przynajmniej voto implicito wypełnić wszystko, co jest konieczne do zbawienia. A więc i voto implicito przyłączyć się do Kościoła.

W tym miejscu moglibyśmy zadać sobie słuszne pytanie, dokąd zmierza ten artykuł. Nie została bowiem jeszcze poruszona w nim bezpośrednio kwestia pytania zawartego w tytule. Potraktujmy to, co zostało do tej pory napisane, jako drogę przygotowawczą. Widzieliśmy, że Pan Jezus jest posłańcem niebieskim, będącym Bogiem, że założył Kościół i powierzył mu środki konieczne do zbawienia, a tym samym uczynił przynależność do niego koniecznością. A więc droga, jaką przebyliśmy, wyklucza ludzki początek Kościoła. Poprowadzi nas ona również do następującego pytania: jaki Kościół założył Bóg-Człowiek? Uważny czytelnik zauważy zapewne, że odpowiedź na to pytanie padła już w tekście. Padła ona, gdy wspomniana została kwestia prymatu. Padła ona również w cytowanych słowach papieża Piusa IX. Pan Jezus założył jeden, święty, powszechny, apostolski kościół. Tym kościołem jest Kościół katolicki. Nieraz nam, katolikom, zarzuca się wielką pychę, gdy mówimy, że Kościół katolicki jest jedyną drogą do zbawienia. Mówi się, że twierdzimy tak, bo jesteśmy katolikami.

Nie. Kościół katolicki jest jedyną drogą Zbawienia nie dlatego, że jesteśmy katolikami. Wręcz odwrotnie: jesteśmy katolikami, ponieważ Kościół katolicki jest jedyną drogą Zbawienia. Przypomina mi się tutaj pewna wspaniała wyprawa, podczas której Frodo postanawia opuścić Buckland, idąc przez Stary Las. Do wyjścia prowadzi jedna ścieżka. Ale w czasie drogi pełnej przygód pojawiają się i inne ścieżki. Są one złudnie podobne do tej jednej jedynej. Nie prowadzą one jednak do wyjścia, a wiodą w miejsca pełne niebezpieczeństw, jak na przykład w dolinę Wii. Podobnie jest z naszym zbawieniem. Jest tylko jedna droga wyznaczona przez Boga, ale z biegiem historii pojawiły się inne, podobne drogi, które prowadzą na zatracenie.

Teraz przejdźmy do tytułowego pytania, użytego teza w Liście Konferencji Episkopatu. Już na początku czwartego punktu, zatytułowanego Wyzwanie ekumeniczne, pada bardzo dwuznaczne zdanie: „Chrzest jest wydarzeniem, którego nie da się zamknąć tylko w kontekście Kościoła katolickiego”. Zdanie to możemy rozumieć wielorako. Oczywiście ważny chrzest może zostać udzielony poza widzialną wspólnotą Kościoła katolickiego. W tym sensie nie da się go zamknąć tylko w kontekście Kościoła katolickiego. Jednak chrzest zawsze czyni człowieka członkiem Kościoła katolickiego, dopóki tenże aktem swej wolnej woli nie postawi się poza Kościołem. Czyli niejako zamyka nas w kontekście Kościoła katolickiego. Potwierdza to przytoczony zaraz po owym zdaniu cytat św. Pawła: „[...] w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno Ciało”.

Na przykład dziecko ważnie ochrzczone przez pastora sekty protestanckiej pozostaje katolikiem do uzyskania pełni rozumu, kiedy to prawdopodobnie pod wpływem środowiska dokona aktu herezji i wykluczy się z Kościoła. Jest jeden chrzest, który czyni nas członkami Mistycznego Ciała Pana Jezusa – Kościoła katolickiego do momentu oddzielenia się od Kościoła przez herezję czy schizmę. Jeśli to zdanie ma insynuować, że heretycy czy schizmatycy, mimo aktów herezji i schizmy, należą do Kościoła, to jest ono całkowicie błędne. Następne zdania rzucają jednak światło na to wcześniejsze i niestety pogłębiają tę dwuznaczność, zaprzeczając już jednoznacznie tradycyjnej eklezjologii.

We wspomnianym Liście Pasterskim czytamy bowiem dalej: „Dlatego chrzest czyni chrześcijan, niezależnie od istniejących między nimi podziałów, członkami jednego Ciała Chrystusowego. Tworzy jedność, która nie sprowadza się wyłącznie do obojętnej tolerancji i wzajemnej wiedzy o sobie, lecz spełnia się w wymianie duchowych darów. Dziękujemy Bogu za przyjętą na początku 2000 r. przez Kościół katolicki i Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej Deklarację o wzajemnym uznaniu chrztu jako sakramentu jedności”.

W świetle dotychczasowej nauki Kościoła niedopuszczalnym jest nazwanie chrztu sakramentem jedności, bo nim rzeczywiście nie jest. Kościół jest jeden jednością wiary, hierarchii i kultu. Tam, gdzie brakuje jednego z tych elementów, w żadnym wypadku nie może być mowy o jedności z Kościołem katolickim. Jedność wiary polega na tym, że wszyscy członkowie Kościoła wyznają tę samą wiarę. Pan Jezus kazał Apostołom głosić narodom prawdy wiary: „Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”. A więc każdy członek Kościoła musi wierzyć w to, co Pan Jezus objawił, a czego strzeże Kościół święty, Jego wierna Oblubienica. Nie wystarczy tutaj wewnętrzny akt intelektu, przez który wierzymy w prawdy objawione, lecz konieczne jest zewnętrzne wyznanie. Jedność hierarchii polega na tym, że wszyscy członkowie Kościoła muszą być podlegli tej samej widzialnej władzy kościelnej. Taka była wola Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wyraża ją nadanie prymatu św. Piotrowi. Pan Jezus zapowiedział mu: „Ty jesteś Piotr, i na tej Skale zbuduję Kościół mój”. Jemu Pan Jezus powierzył klucze Królestwa Niebieskiego i zadanie pasienia owieczek. Z kolei jedność kultu polega na tym, że sakramenty, ustanowione dla uświęcania ludzi, są w całym Kościele takie same. A więc członkowie Kościoła mają dostęp do tych samych sakramentów i uczestniczą w nich. Gdy jeden z tych trzech warunków jedności nie jest spełniony, nie ma mowy o prawdziwej jedności z Kościołem. Gdy świadomie wykluczymy jeden z tych elementów, stawiamy się tym samym poza Kościołem i przestajemy być członkami Mistycznego Ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa. Pisze o tym Papież Pius XII w encyklice Mistici corporis: „Do członków Kościoła w rzeczywistości zaliczać trzeba tych tylko ludzi, którzy sakrament odrodzenia na Chrzcie św. przyjęli i wyznają prawdziwą wiarę, a nie pozbawili się sami w niegodny sposób łączności z Kościołem, ani też władza prawowita nie wyłączyła ich z grona wiernych za bardzo ciężkie przewinienia. „W jednym bowiem duchu – mówi Apostoł – wszyscyśmy w jedno ciało ochrzczeni, czy to Żydzi, czy poganie, czy niewolnicy, czy wolni. Jako więc w prawdziwym zgromadzeniu wiernych jedno mamy ciało, jednego ducha, jednego Pana i jeden chrzest, tak też możemy mieć jedną wiarę, tak iż kto Kościoła słuchać się wzdryga, ten ma być, według rozkazu samego Chrystusa, uważany za poganina i jawnogrzesznika. Dlatego też ci, co wiarą i rządami są od siebie oddzieleni, nie mogą być w takim jednolitym Ciele i w jego jedynym Boskim duchu”. Widzimy, że chrzest czyni nas członkami Mistycznego Ciała, ale nie niezależnie od istniejących podziałów, jak twierdzą biskupi. Papież Pius XII mówi jasno, że heretycy i schizmatycy nie mogą być w jednolitym Ciele Chrystusowym. Jedni bowiem zaprzeczają jedności wiary, drudzy jedności hierarchii tj. rządów.

Czytając dalej list, znajdujemy kolejne zaprzeczenie prawdziwej eklezjologii. Takim zaprzeczeniem jest zdanie: „Polska przyjęła chrzest w czasie, gdy Kościół w dużej mierze był jeszcze niepodzielony na prawosławie (1054 rok) i kościoły protestanckie (1517 rok)”. Nie możemy powiedzieć, że Kościół jest podzielony na prawosławie i protestantyzm. Kościół jest jeden, niepodzielny.

Wyobraźmy sobie wielkie drzewo. Pewnego razu jeden konar tego drzewa usycha i odpada od tego drzewa. Nie możemy wtedy powiedzieć, że mamy dwa drzewa czy dwie części, składające się na jedno drzewo. Mamy drzewo i uschły konar, który tniemy i wrzucamy do kominka. Gdy pewna część odłącza się od Kościoła przez herezję czy schizmę, stawia się poza Kościołem. Przestaje być jego częścią, częścią należącą do Kościoła. Ale to zdanie jest jedynie odbiciem błędu, głoszonego w Lumen gentium, konstytucji Soboru Watykańskiego II. Do tej pory zawsze zgodnie z prawdą głoszono naukę, że Kościół katolicki jest Kościołem Chrystusa. Kościół katolicki jest społecznością ustanowioną przez Chrystusa oraz Jego Mistycznym Ciałem. Kto wyklucza się z tej społeczności, jest poza tą społecznością, poza Kościołem katolickim, a tym samym poza Kościołem Chrystusowym, bo jeden i drugi jest tym samym. Z nauki głoszonej przez Lumen gentium wynikałoby jednak, że Kościół Chrystusowy jest czymś większym, obszerniejszym niż Kościół katolicki. Kościół Chrystusowy jako społeczność widzialna nie jest ustanowiony jedynie w Kościele katolickim. Aby to wyrazić, sobór zmienił słowo „jest” na „trwa w...”. A więc Kościół Chrystusowy nie „jest” Kościołem katolickim, a „trwa w” Kościele katolickim. Według Lumen gentium znaczy to, że Kościół Chrystusowy trwa w pełni w Kościele katolickim, ale jest również obecny w sektach heretyckich i schizmatyckich „...i poza jego organizmem znajdują się liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy, które jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego nakłaniają do jedności katolickiej”. Przyjmując tę naukę, możemy rzec, że Kościół jest podzielony, jak czytamy to w Liście pasterskim. Przed Soborem Watykańskim II nie byłoby to jednak możliwe.

Po lekturze tego Listu przypomniały mi się słowa św. Pawła Apostoła, napisane w drugim liście do Tymoteusza: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom”.

I rzeczywiście, doczekaliśmy czasów, kiedy od strażników prawdy słyszymy baśnie i błędne nauki. Ile to razy w dzisiejszych czasach przez postawę pasterzy masy ludzi utwierdzane są w błędach i fałszywych przekonaniach. Światło prawdy z kolei chowane jest pod korzec. Mimo to, błędem byłoby się zniechęcać i tracić nadzieję. Przeciwnie, musimy, jak pisze św. Paweł w tym samym liście, „czuwać we wszystkim i znosić trudy” ku chwale Chrystusa i jego Oblubienicy – Kościoła świętego.

Zmieniony ( 23.03.2016. )