Objawienia na Siekierkach (1943) a Powstanie Warszawskie
Wpisał: Administrator   
11.03.2010.

[Teraz, po prawie siedemdziesięciu latach od tamtych Objawień, gdy rozpusta , zboczenia i mordowanie dzieci są usankcjonowane, - gdy ludzie już do nich „przywykli”,  -gdy zaraza „demokratycznych głosowań” nad Prawdą - i zwycięstw niejawnych nacisków - dotknęła nawet tych, którzy posiadają prawdziwą Sukcesję Apostolską - biskupów, i pozwalają sobie oni na „głosowania” i na głoszenie (np. ustami b-pa Budzika) ewidentnych fałszów teologicznych i błędów logicznych,  -gdy ci „postępowcy” pozwolili wychować w seminariach nowe pokolenia jeszcze bardziej rozluźnionych, tolerancyjnych i „godnością człowieka” zainteresowanych kapłanów

            - o ileż trudniej nam wykrzesać w sobie Nadzieję

            - o ileż słabsi jesteśmy niż kobieciny roznoszące wtedy „na gospody” warzywa w mieście.

            A jednak - Pośredniczka Wszystkich Łask zwycięży... „W KOŃCU" md]

 

Objawienia na Siekierkach (1943) a Powstanie Warszawskie

Fragment książki ks. dra Józef Marii Bartnika SJ i Ewy J. Storożyńskiej Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą, czyli prawdziwa historia Bitwy Warszawskiej

[za: Samorządna Polska, nr. 8/2010 md]

            Matka Boża Łaskawa, obrana w 1652 roku Patronką Warszawy i Strażniczką Polski [pełen tytuł warszaw­skiej Madonny, przyp. red.] w 1943 roku ukazała się w Warszawie, na osadzie Siekierki, by uprzedzić swój lud o grożącym nieszczęściu. Maryja przybywa, aby miasto, któremu od 291 lat patronuje, nie podzieliło losu dopalającego się w tym czasie żydowskiego get­ta.        Mistyczka Bronisława Kuczewska (1907-1989) tak wspomina swoje pierwsze spotkania z Matką Bożą na Siekierkach: 28 kwietnia 1943 roku Matka Boża objawi­ła mi się w domu rodzinnym w Nowym Dobrem i powie­działa: Dziecino, nie będziesz już do Mnie przychodzić do Przygód i do Budzieszyna. Wybieram sobie inne miejsce, w Warszawie, na Siekierkach. Będziesz miała tylko 3 kilometry od tramwaju, z ulicy Czerniakowskiej, i tam masz przychodzić. Ujrzałam wiśnię i dziewczynkę. Jak się później okazało, była nią 13-letnia Władysława Fronczakówna [obecnie Papis przyp.aut.], której Matka Najświętsza objawi się 3 maja 1943 roku.

            Bogurodzica, niebiańsko piękna, ukazała się wśród zieleni, na drzewie wiśni obsypanym kwiatami. Jej sło­wa były poważne i brzmiały złowieszczo: Módlcie się, bo idzie na was WIELKA KARA, CIĘŻKI KRZYŻ. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi rato­wać przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia!

            Bronisława relacjonuje dalej: 4 maja 1943 roku przy­jechał do mnie mąż i powie­dział, że w Warszawie na Siekierkach było objawienie [Bogurodzicy] 3 maja. Ja mu na to odpowiedziałam, że wiem o tym, bo Matka Boża powiedziała mi o tym 5 dni wcześniej. 5 maja 1943 roku uro­dziłam syna Janusza. 28 maja 1943 roku pojechałam z mężem i małym dzieckiem [23-dniowym niemowlęciem] na Siekierki, gdzie 3 maja objawiła się Matka Boża, i miałam z Nią tam po raz pierwszy objawienie. Odtąd chodziłam na Siekierki i tam otrzymywałam od Matki Bożej polecenia do wyko­nania przez 38 lat, aż do 1981 roku. Kilka razy w mie­siącu nawiedzałam to miejsce, a szczególnie każdego 3 i 28 dnia miesiąca oraz w uroczystości Matki Bożej.

            3 czerwca 1943 roku poszłam z synkiem na ręku na Siekierki. Ujrzałam Matkę Najświętszą, która powiedziała mi, że pragnie, aby na tym miejscu wybudować klasztor. Powiedziała też, że to będzie jakby druga Częstochowa dla War­szawy, że ludność nie będzie musiała tak daleko jeź­dzić, względnie chodzić. Będą mogli przychodzić na Siekierki.

            W lipcu 1943 roku w Orzywole, gdzie pojechałam na rozkaz Matki Najświętszej, po modlitwie, miałam widzenie Pana Jezusa, który trzymał rózgę nad War­szawą. Wiedziałam, że Warszawę czeka wielka kara.

            ***

            W okresie międzywojnia sytuacja moralna społe­czeństwa polskiego była, oględnie mówiąc, nienaj­lepsza. Dlatego Jezus Chrystus prosił wizjonerów ­św. siostrę Faustynę, Sługi Boże: Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec - o mod­litwy wynagradzające za grzechy rozwiązłości: Strasz­nie ranią moje Serce Najświętsze grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji!

            Nasz Pan szczególnie prosił o modlitwy za war­szawian: stolica odrodzonej Polski, nie chciała pamię­tać o Dekalogu. Wystarczy zajrzeć do pamiętników i wspomnień z tego okresu. Luminarze życia społecznego i kulturalnego prowadzili os­tentacyjnie, nader rozwiązłe życie, zarażając tym stylem życia otoczenie, a szczegól­nie podatną na wpływy mło­dzież.

            Masoni zdawali sobie sprawę z tego, że aby osiąg­nąć powszechne rozluźnienie obyczajów potrzebna jest de­moralizacja. Starali się, aby romanse i rozwody sławnych ludzi były nagłaśniane w bul­warowej prasie tak, by te nie­moralne zachowania przestały bulwersować, by spowsze­dniały i powoli stały się obo­wiązującą normą. Postarali się także, by swobodę obyczajów lansowali pisarze i dziennika­rze, sami żyjący według tego wzorca, tak długo, aż stanie się ona normą i nastąpi wyparcie z powszechnej świa­domości zarówno pojęcia grzechu, jak i jego skutków [w książce autorzy zamieścili m. in. cytaty z autobiogra­fii Ireny Krzywickiej, o znamiennym tytule:Wyznania Gorszycielki, gdzie bez żenady opowiada o sobie (pisar­ce, matce dwóch synów), mężu (znanym warszawskim adwokacie Jerzym Krzywickim) i... wieloletnim ko­chanku, żonatym pisarzu i krytyku teatralnym Tadeuszu Boyu-Żeleńskim]. Świadectwa rozwiązłości znajdziemy nie tylko we wspomnieniach Krzywickiej. Z długiej listy książek lansujących "nowy moralny ład" wybija się książka Tadeusza Wittlina Pieśniarka Warszawy. Biografia. Hanna Ordonówna i jej świat (Wydawni­ctwo POLONIA, Warszawa 1990). Jej autor na 300 stro­nach (małym drukiem!) relacjonuje życie gwiazdy, tzn. omawia trwające do ostatnich miesięcy życia romanse zamężnej artystki, podając bardzo szczegółowo źródła każdej informacji (por. także: Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena. Z pamiętnika niemłodej już mężatki, W.A.B. 2009; Sławomir Koper, Życie prywatne elit dru­giej Rzeczypospolitej, Bellona Warszawa 2009

            Dzięki aktywnym propagatorkom wolności seksu­alnej masoni stopniowo osiągnęli cel, jakim było do­prowadzenie do tego, że większa część społeczeństwa polskiego odrzuci chrześcijańskie zasady moralne, tj. prawa Dekalogu. Masoni przyjęli roztropną taktykę: "wyciszenia religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów".

            W roku 1936, po osiemnastu latach niepodległości, masoni mogli się wykazać znacznymi osiągnięciami w demoralizacji społeczeństwa. [Tu opuszczam fragmenty książki Sławomira Kopera Życie prywatne elit Drugiej Rzeczy­pospolitej (Bellona- Rytm, Warszawa, 2009, md]

            Katolicki pisarz Gilbert Keith Chesterton w roku 1923 napisał: Rozwód to coś, co dzisiejsze gazety nie tylko reklamują, ale wręcz zalecają, zupełnie jakby to była przyjemność sama w sobie.

            Ks. kard. August Hlond konkluduje: Fala wszelkie­go rodzaju nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko moralność chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześ­cijańską "masońskim naturalizmem". Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na małżeństwa chrześci­jańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu cy­wilnego, pozbawiając je wszelkiej nadprzyrodzoności.

            Zapoczątkowany przed II wojną światową proces upadku moralności doprowadził do tego, że w pierw­szej dekadzie XXI wieku, już nikt nie ośmieli się przy­pomnieć „nowożeńcom z odzysku", zawierającym kontrakt małżeński (w urzędzie Stanu Cywilnego), że w świetle prawa kanonicznego popełniają cudzołóstwo (gdy któreś z nich jest nadal związane sakramentem małżeństwa). Czyli zaczynają, świadomie i dobrowol­nie, tzw. nowe życie w grzechu ciężkim, co prowadzi prostą drogą do piekła!

            Wygodny eufemizm, używany w kościele - "zwią­zek niesakramentalny" - zgrabnie ukrywa złowieszczą perspektywę. Autor wielokrotnie rozmawiał w kon­fesjonale z kobietami, które dla swoich dzieci, zwią­zanych sakramentem małżeństwa, a rozwiedzionych w świetle prawa cywilnego, modlą się o... założenie nowej, szczęśliwej rodziny! Sądzą one, że jest to inten­cja słuszna! Te "pobożne" matki realizują plan maso­nów, którzy chcą zniszczyć chrześcijaństwo... rękami samych katolików!

            Trwająca od dziesięcioleci promocja wszelkiej wolności seksualnej i zanik społecznego ostracyzmu w stosunku do tzw. "związków partnerskich" dopro­wadził, zdaniem księdza profesora Jerzego Bajdy, do: Zniszczenia moralnych, religijnych, społecznych i eko­nomicznych podstaw rodziny i fałszowania jej struktury personalistycznej. Profesor przestrzega: Jeżeli proces niszczenia rodziny będzie się dalej toczył tak, jak tego chcą promotorzy rewolucji obyczajowej - a właściwie promotorzy rozwiązłości, [...] wkrótce może zupełnie zniknąć ta formuła antropologiczna, której na imię na­ród, a społeczeństwo nie będzie się niczym różniło od stada zwierząt, chyba tylko strojem. Choć i pod tym względem różnica systematycznie maleje.

            Czyny, których nikt nie ośmieliłby się publicznie nazwać grzechem, a więc nierząd, cudzołóstwo, lesbij­stwo i homoseksualizm - nadal wywołują, określone w Piśmie Świętym, konsekwencje.  [...]

            Bóg Ojciec, chcąc ocalić Warszawę przed zasłużoną karą pozwala, by Matka Łaskawa ostrzegła swój lud, by żądała nawrócenia, całkowitego odwrócenia się od grzesznego życia i wynagrodzenia za dotychczas po­pełnione grzechy: rozwiązłości, cudzołóstwa i te naj­straszniejsze - grzechy dzieciobójstwa. Trzeba bo­wiem wiedzieć, że w okresie międzywojennym prze­ciętna liczba umyślnych poronień wynosiła rocznie, według oficjalnych statystyk: przeciętnie od 100 do 130 tysięcy.

 ***

            Kiedy Maryja przybędzie na Siekierki, orędzia bę­dzie otrzymywać nie tylko trzynastoletnia Władysława Fronczakówna, ale przede wszystkim Jej ulubienica, trzydziestosześcioletnia Bronisława Kuczewska: Od 9 kwietnia przestałam chodzić do Budzieszyna, nato­miast od 28 maja 1943 roku zaczęłam chodzić na Sie­kierki, gdzie otrzymywałam polecenia od Matki Bożej do -wykonania, przez okres 38 lat, do 21 sierpnia 1981 roku [tj. od święta Maryi Królowej Polski do wigilii święta Matki Bożej Królowej].

            Maryja, Matka Łaskawa Patronka Warszawy, za pośrednictwem Broni Kuczewskiej i Fronczakówny będzie apelować do ludu stolicy, aby przez przemianę życia, respektowanie praw Dekalogu i pokutę odwrócił wiszące nad miastem nieszczęście.

            Prosi warszawian o modlitwę powszechną, czyli taką jak w 1920 roku, kiedy to lud stolicy żarliwie bła­gał Boga i Patronkę Warszawy o ocalenie przed bol­szewikami [rozdziały 15 i 16 cytowanej książki przyp. red.] i wymodlił cud Jej publicznego ukazania się, które w konsekwencji zmieniło zdawałoby się już przesądzo­ny wynik wojny i ocaliło Polskę!

            Po 23 latach, w roku 1943 - czwartym roku okupacji niemieckiej, sytuacja jest diametralnie różna: to nie lud błaga Maryję, Patronkę Warszawy i Strażniczkę Polski o ustanie okropieństw wojny, lecz Ona Sama schodzi z nieba i osobiście wzywa do modlitwy o pokój, bła­gając Swój lud o nawrócenie i pokutę!!! Najłaskawsza z Matek chce odwrócić od miasta zapowiedzianą karę! Podejmuje się tej niewdzięcznej misji, by nie doszło do tragedii: Jeśli się nie nawrócicie, to wszyscy zginiecie!

***

            Pomimo ośmieszania i deprecjonowania objawień wiadomości o nich rozchodzą się po mieście. Dzieje się tak dzięki niestrudzonej Broni Kuczewskiej, która dociera z nimi do warszawskich księży, oraz życzli­wym mieszkankom Siekierek, które rozwożąc mleko i warzywa "na gospody", opowiadają w mieście o obja­wieniach.

            Mimo wielu wysiłków przestrogi Maryi nie dotrą do ogółu warszawian. Główną przyczyną jest brak zainte­resowania objawieniami ze strony kleru.

            Wydawało się oczywiste, że księża Zmartwych­wstańcy z parafii św. Bonifacego na Czerniakowie, pełniący posługę w osadzie, dopomogą w upowszech­nieniu orędzi i że słowa Bogurodzicy, uprzedzające o ma­jącej nadejść na miasto karze, będą głoszone ze wszyst­kich ambon stolicy. Niestety, Zmartwychwstańcy nie tylko nie traktowali objawień poważnie, ale negowali wszystko, co miało z nimi związek, m.in. odmówili poświęcenia malutkiej kapliczki, umiejscowionej przy drzewie, na którym ukazała się Matka Boża. Bronisła­wa Kuczewska napisze: Po postawieniu kapliczki Pan Jezus dał mi polecenie, abym poszła do księdza do pa­rafii św. Kazimierza na ul. Chełmską. Kiedy przyszłam i powiedziałam, że Pan Jezus życzy sobie, aby poświę­cić kapliczkę, ksiądz wysłał mnie do parafii Św. Jakuba [na Ochocie, przyp. aut.]. Było tam 5 księży. Wypyty­wali mnie o objawienia na Siekierkach. Opowiadałam im o nich przez około 4 godziny. Potem wysłali mnie z powrotem do parafii Św. Ka­zimierza [Dolny Mokotów, przyp. aut.]. Ksiądz jednak nadal nie chciał wyrazić zgody na poświęcenie kapliczki. Powiedział, że nie ma pozwolenia, bo trzeba iść z proce­sją i on nie może tego wykonać. Wróciłam więc do domu [przy ul. Jasnej, przyp. aut.], a że byłam zmęczona, poło­żyłam się. I wtem słyszę głos Pana Jezusa: Idź Dziecino do księdza po raz trzeci, i powiedz, żeby poszedł z koś­cielnym, bez ludzi i bez procesji, i poświęcił kapliczkę. Powiesz, że taka jest Wola Moja i Matki Mojej, ażeby kapliczka była poświęcona, bo jest bardzo znieważana.

            Kiedy poszłam po raz trzeci do księdza, chciał mi drzwi zamknąć przed nosem, ale ja przytrzymałam je nogą i powtórzyłam to, co mi Pan Jezus powiedział. Ksiądz jednak nie wykonał tego polecenia. Do­piero jedna z wier­nych przyprowa­dziła, po kryjomu, księdza jezuitę, ojca Antoniego Kozłow­skiego, który był wielkim czcicielem Matki Bożej i wie­dział o moich obja­wieniach, i on po­święcił kapliczkę.

            Wokół siostry Bronisławy, profeski III Zakonu św. Franciszka, spontanicznie gromadzili się ludzie i wkrótce zawiązała się wspólnota, której Sama Bogu­rodzica nadała nazwę Grono Matki Bożej i Miłosierdzia Bożego. Jej członkowie, osoby świeckie, pomagały mis­tyczce w wykonywaniu poleceń z Nieba. Grono podej­mowało także cotygodniowe modlitwy o nawrócenie Warszawy i upowszechniało orędzia Maryi i Pana Jezu­sa w swoich środowiskach.

            Misja ostrzeżenia Warszawy przed mającym wy­buchnąć za 16 miesięcy powstaniem wymagała od Ku­czewskiej heroizmu i zaparcia: W sierpniu 1943 roku [rok przed wybuchem powstania] na modlitwie u pani Teofili Ciecierskiej, przy ul. Płockiej 25, miałam obja­wienie Matki Najświętszej. Maryja ukazała mi okropny widok Warszawy w cza­sie Powstania. Widziałam masowe aresztowania, roz­strzeliwania, palące się domy. Zobaczyłam też dom, w którym modliliśmy się. Matka Boża powiedziała mi, że ten dom będzie podlany benzyną i podpalony od dołu przez Niemców. W widzeniu widziałam, jak matki wy­skakiwały z dziećmi z płonącego domu.

            Zaraz powiedziałam o tym widzeniu obecnym, ale nie chcieli mi uwierzyć. Huknęli na mnie, że opowiadam głupstwa, bo Niemcy będą liczyć się z nami. [W innym miejscu Bronisława mówi o tym wydarzeniu w ten spo­sób: Powiedzieli, żebym nie plotła głupstw i zajęła się ro­botą, a nie plotkami, że Niemcy będą się z nami liczyć].

            Trzy dni przed Powstaniem Matka Boża dała mi pole­cenie, abym zabrała dzieci i wyjechała z Warszawy w ro­dzinne strony, do Dobrego. Kiedy po Powstaniu wró­ciłam do Warszawy, dom, który miałam ukazany przez Matkę Bożą przy ul. Płockiej 25 - był spalony. W domu tym i w sąsiednich zabito 300 ludzi. Ludzie mówili, że matki wyrzucały swoje dzieci przez okna, a za nimi same wyskakiwały. Dzisiaj widnieje w tym miejscu tablica pa­miątkowa mówiąca, że zginęło tu ok. 300 osób.

            Proroctwa nie lekceważcie - pisze św. Paweł w Liście do Tesaloniczan (1 Tes 5,20).  Proroctwo o całkowitym zniszczeniu Warsza­wy zostało lekce­ważone. Przestroga, jaką w imieniu Boga Najwyższego, Bo­gurodzica przeka­zała warszawianom: Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Żąda na­wrócenia! - do nich nie dotrze. . .

 ***

            Powstanie War­szawskie wybuch­nie po szesnastu miesiącach od pierwszych objawień i ostrzeżeń Maryi. W sierpniu 1944 roku młodych war­szawian rozpiera chęć walki ze znienawidzonym wro­giem, ruszą więc naprzeciw potędze militarnej Niem­ców z gorącymi sercami, z butelkami napełnionymi benzyną, ale... bez błogosławieństwa Bogurodzicy.

            Dowództwo nie czuło potrzeby oficjalnego zawie­rzenia akcji zbrojnej Patronce miasta. Owszem, indy­widualnie zawierzano się Maryi Łaskawej, modlono się na różańcu, przyjmowano sakramenty, uczestniczo­no w polowych Mszach Świętych (co w swojej książ­ce wspomina s. Maria Okońska), lecz oficjalnego - jak za Marszałka Piłsudskiego - zawierzenia akcji zbrojnej Bogu Najwyższemu nie było! Po 47 latach w dniu świę­ta Najświętszego Imienia Maryi, 12.09.1991r., w Sastin, Narodowym Sanktuarium Słowacji, w orędziu skierowa­nym do ks. Stefano Gobbi'ego Maryja dobitnie wyjaśni kwestię oficjalnego zawierzenia na przykładzie odsie­czy wiedeńskiej: Turcy zostali pokonani, gdy oblegali Wiedeń i grozili zniszczeniem całego chrześcijańskiego świata. Przewyższali żołnierzy Świętej Ligi liczbą, siłą, uzbrojeniem i czuli, że do nich należy zwycięstwo, ale: wezwano Mnie publicznie, i publicznie proszono o po­moc, Moje Imię zostało wypisane na proporcach i było wzywane przez wszystkich żołnierzy. To za Moim wsta­wiennictwem miał miejsce cud zwycięstwa, który urato­wał świat chrześcijański.

            Matka Łaskawa w ciągu 16 miesięcy wielokrotnie uprzedzała, że jedynym sposobem na pokój i zakoń­czenie wojny jest nawrócenie, modlitwa i pokuta, nie zaś pięści i butelki z benzyną.

Młodzi warszawianie jednakże bezgranicznie ufali w moc pięści i nie widzieli powodu, by w swoje pla­ny wtajemniczać Boga. Stolica w obliczu godziny W zachowała się tak, jak zachowują się przemądrzałe dzieci, które chcą wszystko robić same, bez pomocy Mamy i Taty!

            Nie chciano pamiętać, że to, co dzieli zwycięstwo od klęski, to nie moc oręża, przeważające siły czy stra­tegia nawet najgenialniejszych dowódców, lecz wola Boga Najwyższego, który zawsze i wszędzie Sam o wszystkim decyduje!

            Nie chciano pamiętać, że to jedynie od Niego zale­ży, czy ludzkie plany zaowocują sukcesem, czy zakoń­czą się porażką.

            Miał tą świadomość lud Warszawy w sierpniu 1920 roku, kiedy leżał krzyżem przed Patronką Sto­licy i Strażniczką Polski, błagając o ocalenie stolicy, ocalenie Polski.

            W 1920 roku warszawianie mieli świadomość, że współpracując z Najwyższym, będą w stanie pokonać pięciokrotnie liczniejszych i zdeterminowanych bol­szewików. Wiedzieli, że gdy współpracują z Bogiem, siła i moc są po ich stronie. Bo: Jeśli Bóg jest z nami, to kto przeciwko nam?

 

***

            1 sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego, Hitler wspólnie z Himmlerem wydał rozkaz, który przesądzi o losie "zbuntowanej" Warsza­wy: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią. W ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.

            Po drugiej stronie Wisły stały wojska radzieckie, Sowieci jednak nie kiwnęli palcem, by konającej War­szawie przybyć z odsieczą. Stalin zdawał sobie spra­wę, że skupione w Warszawie młode pokolenie pol­skiej inteligencji zagraża jego koncepcji utworzenia w Polsce rządu totalitarnego. Dlatego nie przeszkadzał w zbrodni, która dokonywała się niemieckimi rękami w zbuntowanym mieście.

            Sowieci, zgrupowani na drugim brzegu Wisły, z zimną krwią przyglądali się agonii Warszawy, miasta, którego nie udało się im zdobyć i złupić w 1920 roku:

[....]

            1 sierpnia 1944 roku o godzinie "W" nastąpiło zde­rzenie młodzieńczego zapału, młodzieńczych wizji, z realnymi możliwościami, ergo brutalną rzeczywistoś­cią. Akcja zbrojna, podjęta bez wsparcia się na Bogu i Maryi, po dwóch miesiącach zakończyła się totalną, niewyobrażalną klęską, jakiej w historii Polski i narodu jeszcze nie było. Daremny był trud żołnierzy, daremna ofiara z życia i krwi osób cywilnych.

 

Czas gorzki, zły, zwątpienia czas podchodzi nam pod gardło,

Czy wszyscy zapomnieli nas, czekając, by miasto padło?...

Na barykadach wciąż czekamy, licząc ostatnie chwile,

Tak się powoli dopalają warszawskie Termopile...

 

            Tylko na Woli w dniach 3-5 sierpnia bestialsko za­mordowano pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Ogó­łem zginało pół miliona ludzi (wg szacunku historyka Norberta Boratyna). Z pewnością nie taki los w zamy­śle Bożym miał spotkać lud Warszawy, gdyby usłuchał ostrzeżeń swej Łaskawej Matki, swej Patronki!

            Nurtuje pytanie: co w ciągu dwudziestu czterech lat, które upłynęły od bitwy warszawskiej, mogło tak bar­dzo odmienić serca i umysły mieszkańców stolicy, że bez oficjalnego zawierzenia Bożej Opatrzności podjęli się walki z przeważającym wrogiem? Skąd pomysł, by własnymi, wątłymi siłami, bez Bożego błogosławień­stwa próbować oswobodzić stolicę? Nie od dziś wiado­mo, że: jeśli Pan miasta nie strzeże, daremnie czuwają straże (Ps 127,1).

            Chrystus Pan uprzedzał: beze Mnie nic dobrego uczynić nie możecie (J 15,5). Skąd więc ta krótko­wzroczność w Polsce, która w owym czasie uważała się za kraj katolicki? Gdyby orędzia Bogurodzicy zostały przyjęte, gdyby podjęto powszechne modlitwy przebła­galne w intencji pokoju (jak w 1920 roku), gdyby lud Warszawy zreflektował się i podjął przemianę życia, to losy Powstania z pewnością potoczyłyby się inaczej! Tak ocalała Niniwa, której mieszkańcy posłuchali pro­roka Jonasza i nawrócili się, żałując za dawne grzechy. Niniwici mieli czterdzieści dni na zmianę postępowa­nia, a warszawianie... prawie półtora roku! Tak ocalał Rzym dwa miesiące wcześniej (5. VI.44). Dzięki modlitwie urato­wało się zaminowane przez Niemców miasto, miliony ludzi ocaliły życie, o czym piszemy dalej.

            Dowódcom AK nie brakowało bojowej odwagi, ale zabrakło im wiary, by los powstania oficjalnie, przez ręce Maryi, powierzyć Bogu Najwyższemu. Ze słów Matki Bożej, które padły na Siekierkach, wybraliśmy te z listopada 1943 roku, są one bowiem kluczem do zrozumienia przyczyny klęski Powstania Warszaw­skiego: Jak wy jesteście ze Mną, to i Ja jestem z wami i nic się wam nie stanie!

            Dowódcy Armii Krajowej nie poszli w bój z Jej błogosławieństwem, okryci płaszczem Jej opieki. Nie prosili Patronki Warszawy, by skruszyła strzały Boże­go gniewu godzące w miasto, nie prosili, by odrzuca­ła, jak ongiś w Wólce Radzymińskiej, wrogie pociski, które teraz bezkarnie burzyły dom po domu. Nie byli z Maryją, więc nie mogli doświadczyć skutków Jej so­lennej obietnicy: i nic się wam nie stanie! Dlatego nie może nikogo dziwić, że w sierpniu 1944 roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, nie powtó­rzył się Cud nad Wisłą z 1920 roku, nie pokonano i nie przepędzono okupanta ze stolicy!

            Nie może nikogo dziwić, że wszystko dookoła leża­ło w gruzach. Wszystko było zburzone i wszystko się paliło. Między jednym a drugim schronem przekopy były zniszczone. Nie było możliwości życia. Bomby padały i burzyły ulicę po ulicy, dom po domu.

            Po sześćdziesięciu trzech dniach powstanie ponio­sło druzgoczącą klęskę, a Warszawa została totalnie zrujnowana, wręcz starta z powierzchni ziemi. Stało się tak, jak zaplanował Hitler: Warszawa [została] zrówna­na z ziemią, [by] w ten sposób [stworzyć] zastraszający przykład dla całej Europy. Warschau caput! ! !

            Pół miliona niewinnych ludzi straciło życie. Słusz­nie zauważa ks. Kazimierz Góral: Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowia­daną otchłań rozpaczy!

Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Od­powiadamy: na pewno nie! Wystarczy przyjrzeć się analogicznej sytuacji, jaka w tym samym czasie mia­ła miejsce w okupowanym Rzymie: Rzym, maj 1944 roku. Front szybko zbliżał się do Wiecznego Miasta. Walki toczyły się zaledwie o 12 kilometrów od cen­trum, w pobliżu miejscowości Castel di Leva. Papież Pius XII zatroskany o bezpieczeństwo cudownego, starożytnego obrazu Madonny Bożej Miłości, nakazał przeniesienie go do rzymskiej bazyliki św. Ignacego.

            W końcu maja, gdy działania wojenne objęły przed­mieścia, Papież polecił, by przed obrazem Madonny dei Divino Amore została podjęta nowenna o ocalenie miasta. Sam w imieniu mieszkańców Rzymu złożył Maryi ślubowanie. Przyrzekł, że jeśli Madonna ocali miasto, to na ruinach zamku Castel di Leva zostanie zbudowana dla cudownego obrazu nowa świątynia i zostaną erygowane organizacje religijne i charytatyw­ne Jej imienia.

            4 czerwca 1944 roku czołgi generała Alexandra ruszy­ły do ataku. Niemcy byli przygotowani do zdetonowania założonych ładunków i wysadzenia w powietrze miasta. Chcieli pozostawić po sobie pamiątkę: spaloną ziemię i rumowisko gruzów (takie samo, jakie w 3 miesiące póź­niej pozostawili w Warszawie i jakie chcieli pozostawić po sobie na Jasnej Górze, w styczniu 1945 roku).

            Lud Rzymu, odmiennie niż lud Warszawy, nie spo­sobił się do akcji zbrojnej. Jego mieszkańcy trwali na modlitwie dzień i noc na placu przed bazyliką Świętego Ignacego. Zawierzali Matce Bożej Miłości los Wiecz­nego Miasta, a władze magistratu oficjalnie potwierdzi­ły gotowość wypełnienia ślubów, jakie w ich imieniu złożył Madonnie Ojciec Święty.

            I oto tego samego dnia, w nocy z 4 na 5 czerwca, Niemcy nagle, z niewiadomych przyczyn, opuści­li Rzym, nie detonując założonych ładunków. Nikt nie mógł pojąć, jak to się właściwie stało i dlaczego? Wszystkich: cywilów, wojskowych i polityków zadzi­wił ten cudowny obrót sprawy! Winston Churchill dał wyraz zdumieniu, pisząc: "Rzym zdobyto w sposób całkowicie nieoczekiwany!"

            12 czerwca 1944 r. ,,L' Osservatore Romano" poinfor­mował swoich czytelników: 11 czerwca dziesiątki tysię­cy ludzi zebrały się przed Bazyliką Sant Ignazio, a wielu z nich przyszło tutaj boso. Przybyły rodziny, instytucje i szkoły. W procesji bez końca podchodzono, by ucałować obraz Madonny Bożej Miłości, by podziękować i oddać Jej cześć. Wśród rzeszy pątników znajdował się także Papież Pius XIL który przemówi! do Maryi w imieniu zgroma­dzonych, wyrażając Jej wdzięczność za cud bezkrwawego oswobodzenia Rzymu! Następnego dnia nieprzebrane tłu­my odprowadziły procesyjnie cudowny obraz Madonny dei Divino Amore do jej siedziby w Castel di Leva.

***

            Rzymianie nie chcieli rozstać się ze swoją dobro­dziejką! W ścianach rzymskich kamienic wykuwano nisze, gdzie wśród kwiatów i płonących lampek kró­lował obraz ich umiłowanej Matki! Magistrat Rzymu wkrótce wywiązał się ze złożonych obietnic: Czym się odpłacimy Maryi, za wszystko co nam wyświadczyła? Wypełnimy nasze śluby dla Niej, przed ludem Rzymu!

***

            Porównajmy skuteczność sposobów zastosowanych dla wyzwolenia dwóch europejskich stolic latem 1944 roku:

            . lud Wiecznego Miasta sposobił się do wyzwo­lenia stolicy, nie chwytając za broń i nie wznie­cając powstania. Pod przewodnictwem swego biskupa, ojca świętego Piusa XII, złożył Bogu­rodzicy ślubowania i ...            trwał na ufnej modlitwie przed Jej obliczem;

            . papież, Głowa Kościoła katolickiego i jedno­cześnie biskup Rzymu, mimo realnie istniejącego śmiertelnego niebezpieczeństwa (zaminowane miasto miało być lada chwila wysadzone w po­wietrze!) nie opuścił miasta, by ratować życie, lecz jak Dobry Pasterz pozostał ze swoimi owca­mi. I był promotorem ocalenia miasta, które do­konało się w sposób duchowy, bez użycia broni i przelewu krwi. Bo jak siłą armii jest wódz, tak siłą wierzącego ludu są jego pasterze;

            · prymas Polski, kard. Hlond opuścił Polskę i swo­ją owczarnię już we wrześniu 1939 roku;

            . w Warszawie słowa ostrzeżeń Matki Bożej, na­wołujące do pokuty i modlitwy, zostały prak­tycznie zignorowane, trafiając jedynie do zniko­mej części warszawian;

            . Mater Gratiarum odwrotnie niż Madonna dei Divino Amore nie została oficjalnie zaproszona do współpracy! Pozbawione Jej matczynej opie­ki Powstanie upadło, hitlerowcy stolicę Polski spalili i wymordowali pół miliona jej mieszkań­ców;

            . rzymianie postawili na MARYJĘ i... uratowali miasto;

            . warszawianie postawili na SIEBIE i... ponieśli totalną klęskę;

            . nie chciano pamiętać, że: lepiej uciekać się do Pana, niźli pokładać ufność w człowieku (Ps 118);

            . zapomniano, że : bez Boga ani do proga!

 

Fragment książki ks. dra Józef Marii Bartnika SJ i Ewy J. Storożyńskiej Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą, czyli prawdziwa historia Bitwy Warszawskiej, rozdz. pt.: Rok 1943 Matka Łaskawa objawia się na Siekierkach, czyli S.O.S dla Warszawy.

Zmieniony ( 13.03.2010. )