Piekło o. Wacława Hryniewicza OMI
Wpisał: Adam Małaszewski   
26.03.2016.
Spis treści
Piekło o. Wacława Hryniewicza OMI
Strona 2

Piekło o. Wacława Hryniewicza OMI

 

Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą Królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani sodomczycy, ani złodzieje, ani skąpcy, ani opoje, ani oszczercy, ani grabieżcy nie posiądą Królestwa Bożego.

Adam Małaszewski   Zawsze wierni nr 2/2001 (39)

Ojciec profesor Wacław Hryniewicz OMI, kierownik Katedry Teologii Prawosławnej w Instytucie Ekumenicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, należy do najbardziej aktywnych polskich teologów ekumenicznych. Z tego powodu jego publikacjom i wystąpieniom prasowym należy poświęcić więcej uwagi. Przedmiotem zainteresowania o. Hryniewicza jest nie tylko dialog katolicko-prawosławny, ale również problematyka eschatologiczna. Swe refleksje w tej dziedzinie lubelski teolog określa mianem „pedagogii nadziei”, która ma na celu pokazanie światu „jasnych stron” chrześcijaństwa i nieskończonego miłosierdzia Bożego.

Wszelkie, nawet najbardziej szlachetne dążenie do zwiastowania światu Dobrej Nowiny o zbawieniu wiecznym w świętym Kościele Rzymskim muszą być jednak zawsze ufundowane na wierności niezmiennemu magisterium tego Kościoła. W przeciwnym wypadku apologeta i misjonarz staje się propagatorem własnych wizji teologicznych sprzecznych z Wiarą objawioną. Głoszenie miłosierdzia Bożego nie może nigdy oznaczać pomijania prawdy o Bożej sprawiedliwości oraz o ludzkiej odpowiedzialności wobec Boga za czyny całego życia. Propagowanie przeświadczenia o łatwej drodze do zbawienia i o Bogu, który przebaczy każdy grzech, nawet bez skruchy ze strony grzesznika, jest oszukiwaniem człowieka, który powinien z wysiłkiem i bojaźnią zabiegać o wieczne zbawienie. Na podstawie lektury licznych wypowiedzi o. Hryniewicza spróbujemy ocenić jego „pedagogię nadziei” mając na uwadze prawdziwą naukę katolicką.

Lekcja fałszywej nadziei

W dzienniku „Rzeczpospolita”, z dnia 26 lipca 1997 roku (nr 173), o. prof. Hryniewicz udzielił wywiadu zatytułowanego Strach i nadzieja. Rozmowę przeprowadziła Anna Jarmusiewicz. Na początku rozmowy dziennikarka zadała pytanie: „Nadzieja zbawienia dla wszystkich to ten mało znany nurt teologiczny w chrześcijaństwie, który twierdzi, że oprócz tradycyjnej eschatologii mówiącej: niebo albo piekło, może być jeszcze inna wizja spraw ostatecznych. Czy dziwi księdza profesora, że ów nurt, dziś przywoływany, traktowany jest jako sensacja – także prasowa – lub zbyt śmiała interpretacja Pisma?. W odpowiedzi o. Hryniewicz stwierdza, że „dominującym nurtem okazał się ten, który zrozumiał dosłownie ostrzeżenia zawarte w Ewangelii, w niektórych wypowiedziach Chrystusa na temat wiecznego ognia czy kary wiecznej. (...) we wschodnim chrześcijaństwie bardziej przechowano nurt nadziei na zbawienie wszystkich, nurt, który dotąd nie wygasł. Jest on wyzwaniem dla tradycyjnej eschatologii, bo zmusza do przemyślenia na nowo wypowiedzi biblijnych, a zwłaszcza nauczania Chrystusa. (...) nurt tradycyjnej eschatologii został zdominowany przez duszpasterstwo i pedagogikę strachu (...) drugi nurt, nadziei, uparcie pokazuje Boga, który w swej miłości i miłosierdziu (...) ma (...) niezawodny sposób (...) docierania do ludzkiej wolności” W dalszej części wywiadu profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego uważa, że „Zaufanie do Boga, który nie jest tak całkowicie bezradny wobec ludzkiej woli, owocowało przeczuciem, że jeżeli On jest miłością, to potrafi pojednać ze sobą wszystkich”.

Ojciec Hryniewicz ostro atakuje tradycyjną katolicką naukę o rzeczach ostatecznych i stwierdza: „bardzo mocno chcę podkreślić, że Bóg nie tworzy piekła dla nikogo. Mylimy się, przypisując Bogu przygotowanie piekła, czegoś w rodzaju obozu koncentracyjnego w zaświatach. Jest to z gruntu błędne, a nawet bluźniercze wyobrażenie. To sam człowiek tworzy piekło – to jest jego decyzja i skutek jego wolności”. Tak gwałtowna reakcja autora tej wypowiedzi ma na celu dyskredytację katolickiej nauki o piekle, gdyż wedle Autora „Piekło – to stan zamknięcia, izolacji, odrzucenia drugich, nienawiści, buntu, choroby ducha. Wydaje nam się, że nie ma wyjścia z takiej pośmiertnej sytuacji. (...) Eschatologia nadziei idzie dalej – uważa, że wraz z momentem śmierci nie rozstrzygają się jeszcze definitywnie zamknięte losy stworzenia”.

Trzeba pamiętać, że termin „eschatologia nadziei” oznacza po pierwsze odejście od nauki katolickiej, która jasno mówi o nieuniknionym piekle dla zatwardziałych grzeszników, a po drugie wszelkie nadzieje wbrew jasnej nauce wiary, wbrew całemu Pismu świętemu i dwudziestowiekowej Tradycji katolickiej są niezbyt poważne. W ten sposób odwraca się uwagę grzeszników od konieczności nawrócenia i radykalnej poprawy. Głosząc darowanie wszelkich win bez żalu ze strony winowajców, zachęca się tylko do jeszcze większego zła. Teologia katolicka precyzyjnie opisuje bowiem ludzką słabość i trudność we wzbudzeniu w sobie prawdziwego, doskonałego żalu za popełnione zło (contritio). O wiele łatwiej grzesznikowi wywołać w sobie żal niedoskonały, wynikający z obawy przed karą sprawiedliwego Boga (attritio). Do odpuszczenia winy wystarczyć może sama obawa, ale jeżeli teolodzy głosić będą, że piekło w istocie nie trwa wiecznie, to w dzisiejszych zdechrystianizowanych czasach pozbawią wiele dusz zbawiennego strachu przed karą i innymi skutkami uczynionego zła.

Mówiąc o nieistniejącym przecież „nawróceniu po śmierci” lubelski ekumenista uważa, że „wraz z momentem przejścia przez śmierć łatwiej odnaleźć prawdę o sobie. To nowe doświadczenie może stać się zaczątkiem procesu ostatecznej przemiany, oczyszczenia i uzdrowienia. (...) Nikt nie jest na tyle zły, by zasługiwał na całkowite zatracenie, nawet największy zbrodniarz coś dobrego kiedyś uczynił. Dla Boga to jest punkt nawiązania utraconej więzi. (...) Nadzieja pozwala myśleć, że Bóg ma do dyspozycji nie tylko ziemski czas, ale i owe «wieki wieków», co zaledwie z trudem przeczuwamy”. Wbrew nauce katolickiej autor powyższego cytatu dopuszcza możliwość nawrócenia w piekle. W ten sposób piekło staje się czyśćcem, a wyrażający wieczność termin „na wieki wieków” okazuje się trwaniem jakoś ograniczonym w czasie. Poglądy te są sprzeczne z chrześcijańską eschatologią niezależnie od deklaracji ich autora.

Ojciec profesor podkreśla, iż „nowość chrześcijaństwa jako Dobrej Nowiny nie ogranicza się do przekonania, że Bóg potrafi ocalić tylko niektórych. Jest wystarczająco dużo światła w Ewangelii i w Tradycji chrześcijańskiej, które wskazuje na to, że Bóg potrafi pojednać wszystkich w nowym świecie, opartym na miłości, sprawiedliwości i pokoju. (...) Dobra Nowina musi pozostać Dobrą Nowiną dla wszystkich”. Jak pokażą dalsze wypowiedzi lubelskiego ekumenisty, ojciec profesor nie cofa się przed stwierdzeniem, że nawet diabeł może dostąpić zbawienia. W ten sposób dokonuje się najbardziej wyraźne odejście autora omawianych rozważań eschatologicznych od nauki katolickiej.

O. Hryniewicz jest świadom faktu, że jego poglądy są zerwaniem z dotychczasową nauką katolicką, a nawet z przekonaniem wyznań niekatolickich, gdyż mówi: „Eschatologia, mówiąca o możliwości wiecznego piekła, ma oficjalne potwierdzenie w dotychczasowej nauce Kościołów”. Jednakże Autor liczy właśnie na odejście od tej nauki: „Osobiście sądzę, że w odniesieniu do spraw ostatecznych Kościół nie wypowiedział jeszcze swego ostatniego słowa. Możliwe jest głębsze odczytanie nauki Chrystusa. Trzeba wziąć pod uwagę słownictwo biblijne, w którym kryją się głębokie intuicje etymologiczne. Każdy z wierzących musi dokonać wyboru we własnym sumieniu”. Wywiad kończy się więc wezwaniem do wiernych, aby potrafili odrzucić oficjalną naukę Kościoła w swoim sumieniu. W ten sposób nadzieja na „powszechne zbawienie” staje się rewolucją teologiczną. W podobny sposób można by odrzucić katolicką naukę o grzechu, twierdząc, że Bóg jest miłosierny, a więc nie poczytuje ludziom winy, skoro lubelski teolog jest zdania, że „nawet największy zbrodniarz coś dobrego kiedyś uczynił. Dla Boga to jest punkt nawiązania utraconej więzi”. Głoszenie tego rodzaju teorii jest bardzo groźne dla całej teologii moralnej, gdyż akcentując pozostałości dobra u najgorszych grzeszników przemilcza się wielkie zło.

Dramat zmienionej teologii

Szczególnie wstrząsające wrażenie robi na katolickim czytelniku książka o. prof. Wacława Hryniewicza OMI zatytułowana „Dramat nadziei zbawienia” (Warszawa 1996). Niektóre cytaty wstyd wręcz przytaczać, ale warto zrobić to dla wykazania, jak szokujące myślenie jest możliwe wśród polskich teologów posoborowych i to na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Protesty wobec poglądów o. Hryniewicza są bowiem nieliczne. Rozważania autora koncentrują się na problematyce piekła. O. Hryniewicz uważa, że „nadzieja ośmiela się ufać, że jest (...) możliwość wyjścia z piekła i ostatecznego zbawienia” (s. 58). Uzasadnieniem tej nadziei jest opinia: „Wieczna kara nie miałaby żadnego sensu, gdyż pozbawiona byłaby wszelkiej wartości terapeutycznej i nadziei na przemianę serca” (s. 59).

Kara piekła nie ma jednak znaczenia terapeutycznego, a takie działanie może mieć strach przed karą piekła. Strach ten osłabiany jest przez rozważania Autora książki. Skoro bowiem z piekła można wyjść, to wieczne potępienie staje się czyśćcem, który nie jest już tak przerażający, jak wieczna ciemność odtrącenia od Boga i kara ognia, o którym mówi nauka katolicka.

Herezje o. Schillebeeckxa OP

Autor książki „Dramat nadziei zbawienia” zauważa, że „E. Schillebeeckx (...) skłania się do myśli, iż w momencie śmierci «źli» przestaną istnieć, unicestwią samych siebie. (...) Widać w tym (...) zwrot w kierunku starej idei ostatecznego unicestwienia grzeszników. (...) Wydaje się, że hipoteza samounicestwienia znajduje niewiele punktów oparcia w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej” (s. 60). Czytając tę opinię można nawet powiedzieć więcej, a mianowicie, iż hipotezy te są z gruntu niechrześcijańskie. Twierdzenie o „samounicestwieniu” oznacza bowiem odrzucenie jednego z absolutnie fundamentalnych dogmatów wiary (wcale nie potrzeba tu teorii „hierarchii prawd”), że dusza ludzka jest nieśmiertelna.

Warto teraz jeszcze przytoczyć kilka poglądów wspomnianego właśnie holenderskiego teologa, gdyż człowiek ten nie jest autorytetem świadczącym na rzecz wiary katolickiej, ale raczej radykalnym heretykiem, który stoi wręcz poza chrześcijaństwem. O. Edward Schillebeeckx OP, profesor katolickiego uniwersytetu w holenderskim mieście Nijmegen, udzielił wywiadu dla warszawskiej „Frondy” (nr 9/10, jesień 1997) zatytułowanego Za wcześnie na Sobór Watykański Trzeci (s. 355–363). Wypowiedzi zawarte w tym wywiadzie są zbyt wstrząsające, aby można było je spokojnie skomentować.

Zdaniem holenderskiego dominikanina „Lud, laikat powinien mieć wpływ na kształt wiary” (s. 355), a wiara profesora Schillebeeckxa głosi „nie można powiedzieć, że w innych religiach nie ma objawienia” (s. 356). W zdaniu tym już nie mówi się o elementach, „nasionach prawdy”, które istnieją w fałszywych religiach i mogą jakoś skłaniać do jedności katolickiej, ale jawnie i bez rozróżnień twierdzi się o objawieniu jako takim. Bliższe wyjaśnienie tego problemu polega na przyjęciu, że „kościół katolicki nie może uważać, że przekracza wszystkie religie (...) Mówienie: «tylko my mamy prawdę» to fundamentalizm, który odrzuca tolerancję i uszanowanie godności innych, to jest po prostu postawa niechrześcijańska”. Autor uważa dalej: „ja jako katolik nie mogę znaleźć zbawienia poza Chrystusem, ale to nie oznacza, że niechrześcijanin nie może zostać zbawiony w swojej własnej religii” (s. 356). To radykalne i niekatolickie stanowisko ekumeniści zwykli nazywać „pluralistyczną teologią religii”, ale jest ono z gruntu sprzeczne z wiarą katolicką i wyraża przekonanie o pozytywnej wartości fałszywych religii niezależnie od biblijnej prawdy, że jedynym Zbawicielem świata jest nasz Pan Jezus Chrystus. Ojciec Schillebeeckx kontynuuje: „Zdanie: «tylko w Chrystusie jest zbawienie» – to zdanie o wierze, które nie jest zdaniem obiektywnym” Prostym przeciwieństwem obiektywizmu jest subiektywizm. Takie właśnie poglądy wyznaje słynny holenderski teolog. Specyficzna religijność tego myśliciela prowadzi nawet do opinii, iż „ostatni sobór mówi, że nawet dla agnostyków i ateistów jest zbawienie, jeżeli skierują się ku drugiemu człowiekowi, jeżeli będą mu służyli” Stąd wynika opinia, że jakoby „ostateczne kryterium sądu i zbawienia jest wyrażone u Mateusza: «Czy dałeś szklankę wody spragnionemu!» Nie ma tu mowy o stosunku do Boga czy do Jezusa” (ibidem). Widoczne tu sprowadzenie religii i zbawienia do humanizmu oznacza zerwanie nie tylko z katolicyzmem, ale nawet z jakąkolwiek religijnością. Jest to coś niewiele więcej niż „religijność praw człowieka”, „ogólnoludzki system wartości”, a więc mgliste pojęcia o „walce o ludzki świat”, ale bez odniesienia do Boga, Kościoła, sakramentów i prawdziwego kultu religijnego. Liberalna interpretacja nauki Soboru Watykańskiego II podana przez ojca Schillebeeckxa pomija wszelkie konieczne w tym miejscu zastrzeżenia i warunki zbawienia niekatolików. Jest to pogląd zbliżony do koncepcji „anonimowego chrześcijaństwa” sformułowanej przez innego wpływowego teologa progresywnego, ks. Karla Rahnera, tylko radykalniej wyrażony.

Holenderski dominikanin wyraźnie sytuuje się poza religią chrześcijańską, gdyż uważa, że „Jezus zdecydowanie nie miał świadomości bycia Bogiem (...) Czy jednak Jezus był Synem Bożym w sensie ontologicznym? Wydaje mi się, że nie. To raczej żydowska interpretacja” (s. 357). Wypowiedź ta stawia ojca profesora poza nauką chrześcijańską, gdyż zaprzeczenie bóstwu naszego Pana Jezusa Chrystusa oznacza odejście od prawdziwej religii objawionej. Przytoczone zdanie jest sprzeczne nie tylko z poszczególnymi dogmatami wiary, ale z katolicyzmem jako takim. Autor zbliża się tą drogą do liberalnego deizmu.

Następnie dominikański teolog wytycza szerokie perspektywy dla dalszej przebudowy swej etyki: „musimy być bardzo ostrożni jako katolicy, musimy razem z innymi ludźmi, także z ateistami i humanistami, szukać prawdy w moralności, bo ci ludzie są poważni, nie mówią o chaosie, braku wartości i norm, lecz szukają wartości w takich sprawach jak eutanazja i aborcja” (s. 360). Trzeba pominąć milczeniem ewentualne efekty tych poszukiwań, ale „szukanie” takie w opinii ojca Edwarda Schillebeeckxa jest konieczne, gdyż „Musimy spojrzeć na to, co w naszej kulturze jest dobre na to, co wnoszą do niej ateiści, humaniści, chrześcijanie, muzułmanie. Razem z nimi musimy szukać tego, co dobre i określać, co jest etyczne, a co nie” (ibidem). Zatem etyka wedle o. Schilebeeckxa też jest otwarta i oczekuje na „odkrycia”. Trudno pomyśleć, że ten sam człowiek był jednym z najważniejszych ekspertów soborowych, nauczycielem biskupów, Ojców Soboru Watykańskiego II.

Jak przypomina inny lubelski teolog, ojciec Celestyn Napiórkowski, w czasie Soboru: «Żywe magisterium Kościoła», biskupi i kardynałowie, wypełniało sale, by uczyć się (sic!) od E. Schillebeeckxa, K. Rahnera, Y. Congara, H. Künga i innych teologów, którzy stali się nauczycielami oficjalnych nauczycieli w Kościele” (Jak uprawiać teologię, wyd. 3, Wrocław 1996, s. 136). Osobnego studium wymaga ustalenie, jakie właściwie poglądy głosił holenderski dominikanin w dobie Soboru.

Liberalny nurt teologii posoborowej, jaki panuje w Holandii, dowodzi, że nawet najtrudniejsze problemy moralne można skomentować w prosty sposób. Holenderski teolog stwierdza: „Nie jest prawdą, że etyki seksualnej nie można zmienić. Niby dlaczego nie może podlegać zmianom?” (ibidem). Naiwna szczerość autora, która brzmi w tych słowach pokazuje, że jest to radykalny burzyciel religii chrześcijańskiej. Kierunek zmian w etyce seksualnej akceptowanych przez o. Schillebeeckxa wyraża inna wypowiedź tego profesora katolickiego uniwersytetu w Nijmegen: „homoseksualizm jest jedną z form manifestacji natury ludzkiej (...) różne zachowania seksualne, czy to hetero- czy homoseksualne, są wpisane w strukturę boskiego stworzenia. Coś, co jest wpisane w naturę stworzenia, nie może być złe! Mamy heteroseksualizm i homoseksualizm, ale nie można powiedzieć, że jedno jest złe, a drugie dobre” (s. 361). Odpowiadając na tak potworne błędy przypomnijmy, że w Piśmie świętym św. Apostoł Paweł pisze w Pierwszym Liście do Koryntian (6, 9–10): „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą Królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani sodomczycy, ani złodzieje, ani skąpcy, ani opoje, ani oszczercy, ani grabieżcy nie posiądą Królestwa Bożego”. Wymienione zbrodnie Kościół święty oceniał i ocenia zawsze jako grzech śmiertelny. Dziś dla dominikańskiego teologa z Holandii nauka katolicka w tej dziedzinie utraciła swe znaczenie, gdyż można jakoby stwierdzić, że „Coś, co jest wpisane w naturę stworzenia, nie może być złe! Mamy heteroseksualizm i homoseksualizm, ale nie można powiedzieć, że jedno jest złe, a drugie dobre”. Zatem powinniśmy uznać obie „postawy” za naturalne! Tak radykalne poglądy odrzucają nawet liczni protestanci.