Żydokomuna stręczy się z braterstwem
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
28.03.2016.

Żydokomuna stręczy się z braterstwem

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3615

Felieton  •  tygodnik „Polska Niepodległa”  •  28 marca 2016

 

Dzisiaj takie czasy, ze nikomu nie można wierzyć, a już zwłaszcza – Żydom. Zresztą Żydom nigdy nie można było wierzyć, a już specjalnie – faryzeuszom, na co zwrócił uwagę sam Pan Jezus. O ile – jak przypomina Ewangelia – okazał wyrozumiałość „kobiecie cudzołożnej”, co, nawiasem mówiąc, rozzuchwala współczesne rozwydrzone cudzołożnice płci obojga, o tyle w stosunku do faryzeuszów demonstrował nieprzejednaną wrogość: „plemię żmijowe”, „groby pobielane”, „synowie Beliala”...

Oni zresztą nie pozostali dłużni, na swój zresztą sposób – o czym świadczy Ewangelia według św. Mateusza, jak to po zmartwychwstaniu Chrystusa żołnierze strzegący grobu przyszli do arcykapłanów i zameldowali im, co się stało. Tamci „po naradzie”, przekupili żołnierzy, by rozpowszechniali wersję o wykradzeniu zwłok. Wynika z tego, że o ile przedtem mogli jeszcze uważać Jezusa za wariata, albo za prowokatora, to od tej pory już wiedzieli, kim był naprawdę.

Wiedzieli – ale to zataili i ten przekręt stał się fundamentem współczesnej religii żydowskiej, którą można w związku z tym nazwać „judaszyzmem”. Z tym to „judaszyzmem” kierownictwo Kościoła katolickiego nie tylko prowadzi jakieś „dialogi” na cztery nogi, ale w dodatku, w naszym nieszczęśliwym kraju urządza jakieś „dni judaszyzmu”, w ramach których oddaje się między innymi propagowaniu żydowskiego przemysłu rozrywkowego.

Ale mniejsza z tym, bo chodzi przecież o to, że dzisiaj chyba już nikomu, a zwłaszcza Żydom nie można wierzyć. Oto bowiem wybitny przedstawiciel lobby żydowskiego w Polsce, czyli pan red. Michnik twierdzi, że w naszym nieszczęśliwym kraju Żydów „nie ma”, podczas gdy inny wybitny przedstawiciel lobby żydowskiego w Polsce, pan Konstanty Gebert, uważa, że nie tylko „”, ale w dodatku – że będą „walczyć z antysemityzmem”.

Kto winowat iz nich, kto praw?” - pytał rosyjski poeta Kryłow w bajce o łabędziu, szczupaku i raku – no bo, albo „”, albo ich „nie ma”. Możliwe zresztą jest stanowisko pośrednie; że mianowicie Żydów w Polsce „nie ma” na tej samej zasadzie, jak Wojskowych Służb Informacyjnych. Niby „nie ma” - ale pani Dukaczewska po staremu towarzyszy Kukuńkowi w zagranicznych podróżach w charakterze tłumaczki [tłumaczy mu, co ma powiedzieć i którą ręką machnąć? md] , podczas gdy pan Mieczysław Wachowski pilnuje go na innym odcinku, no a przede wszystkim któż inny mógłby odkomenderować tylu konfidentów do Komitetu Obrony Demokracji, postawić na jego fasadzie filuta „na utrzymaniu żony” w osobie pana Mateusza Kijowskiego i sprawić, by brukselscy dygnitarze przyjmowali go z rewerencją należną prezydentowi?

Już tam szefostwo WSI musiało to załatwić z niemiecką BND, która do Brukseli delegowała niejednego agenta, podobnie jak i Żydzi, dla których ta cała Unia jest znakomitym narzędziem przerabiania mniej wartościowych narodów europejskich na tak zwany „nawóz Historii”, na którym rozkwitnie cudny kwiat „judaszyzmu”. Gdyby jednak tak właśnie miało być, no to tym bardziej nie można wierzyć żadnemu, to znaczy – ani panu red. Michnikowi, ani panu Gebertowi.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z różnicą zdań w sprawie „żydokomuny”. Jak wiadomo, pan prof. Paweł Śpiewak napisał książkę w której punkt po punkcie naukowo dowodzi, że żadnej żydokomuny „nie ma”, że to tylko taki „antysemicki mit” wylęgły w głowach antysemitników. Już - już byśmy w to uwierzyli, bo jakże tu nie wierzyć uczonemu profesorowi socjologii, a tymczasem w „Polityce” inny profesor, to znaczy – biegający za filozofa Jan Hartman, właśnie ogłosił rodzaj manifestu pod tytułem „My, żydokomuna!

Profesora Hartmana o antysemityzm podejrzewać niepodobna, tymczasem manifest żydokomuny najwyraźniej wylągł się w jego mózgowych zwojach, podobnie jak w mrocznych zakamarkach głowy naszego Kukuńka, jedna za drugą lęgną się „koncepcje” na temat „Bolka”. Więc jakże z tą żydokomuną? Jest ona, czy może jej „nie ma”? Pan prof. Śpiewak twierdzi, że „nie ma”, no ale pan prof. Śpiewak jest socjologiem, a niektórzy powiadają, że socjologia to nie żadna nauka, tylko udrapowana w naukowy kostium propaganda. Tymczasem pan prof. Hartman jest filozofem, no a filozofia... no właśnie! Czy filozofia, zwłaszcza współczesna, jest nauką? Filozofia mogła być nauką w starożytności, kiedy stanowiła próbę syntezy całe ówczesnej wiedzy. Dzisiaj to jest oczywiście niemożliwe, więc filozofowie, zamiast o świecie, opowiadają o sobie – o własnych fantasmagoriach, iluzjach, obsesjach, albo wreszcie bełkocą, jak na przykład niejaki Derrida, żydowskiego, mówiąc nawiasem, pochodzenia. Miał on strasznie nasrane w głowie, ale ponieważ „głupiec zawsze znajdzie głupca, który go uwielbia”, zdobył światową sławę, jako „dekonstruktywista”. Ten „dekonstruktywizm”, to rodzaj intelektualnej tandety, stręczonej przez hucpiarzy jako sam najlepszy cymes.

Zatem – czy filozofia jest jeszcze nauką? Nieżyjący już ojciec Józef Bocheński bez ceregieli nazywał współczesną filozofię „zabobonem” i odmawiał jej wszelkiej wartości naukowej, podobnie jak prof. Bogusław Wolniewicz, który w dodatku twierdzi, że we współczesnej filozofii brak intelektualnych dokonań maskowany jest „organizacyjną krzątaniną”. Wygląda zatem na to, że istnienia bądź nieistnienia „żydokomuny” na gruncie naukowym rozstrzygnąć niepodobna, bo skoro ani socjologia, ani filozofia z nauką nie mają nic wspólnego, to „próżny trud, bezsilne złorzeczenia”.

Skoro jednak pan prof. Hartman przedstawia w „Polityce” manifest „żydokomuny”, to znaczy, że ona jednak istnieje i to nie w ciemnych zakamarkach jego głowy, tylko naprawdę, bo rozpoczyna on swój manifest od słowa „my”: „My, żydokomuna, dzieci rozśpiewanych chasydów, biednych krawców, bogatych bankierów, podłych ubeków...” Nie byłoby może w tym nic złego, bo w końcu któż może lepiej wiedzieć od samego profesora Hartmana, czy należy on do żydokomuny, czy nie? Niech sobie należy, gdzie chce i nic by nas, ludzi normalnych, to nie obchodziło, gdyby nie to, że pan prof. Hartman, w imieniu – jakże by inaczej! - żydokomuny, stręczy się nam natrętnie z „braterstwem”: „Wierzymy, że nadejdzie czas, kiedy braterstwo i siostrzaństwo wszystkich ludzi, wszystkich mężczyzn i kobiet, wszystkich ras i narodów...” - i tak dalej. Słowem - „wszyscy” muszą zostać do tego „braterstwa i siostrzaństwa” podłączeni, wszyscy bez wyjątku.

Co ci przypomina widok znajomy ten? Ano – natrętnego pijaka, który narzuca się ze swoim towarzystwem i braterskimi poufałościami w ofercie, w której pobrzmiewa ton pogróżki: „co, ze mną się nie napijesz?

Ależ oczywiście, że nie! Z żydokomuną nie chcemy mieć nic wspólnego, a natrętnemu stręczeniu się z braterstwem i poufałościami trzeba jak najszybciej położyć kres. Bo kto chce się przyjaźnić ze wszystkimi, ten musi w końcu wpaść w złe towarzystwo.