Jak z sekciarskich obrządków średniowiecznych zrobiono "medycynę naukową". | |
Wpisał: dr J. Jaśkowski | |
30.03.2016. | |
Jak z sekciarskich obrządków średniowiecznych zrobiono „medycynę naukową”.
Na przykładzie p. prof. E. Bernatowskiej.
Z cyklu: „Nie daj się ogłupiać N-5”
dr J. Jaśkowski
Państwo, a dokładniej mówiąc partia, frakcja partyjna, stronnictwo, sekta, człowiek, który zawiaduje nim w danej chwili, może nadać nauczaniu publicznemu kierunek, jaki mu się podoba i kształtować wedle swojej woli umysłowość poprzez sam mechanizm nadawania stopni naukowych. Nadajcie jakiemuś człowiekowi prawo przyznawania stopni naukowych a okaże się, że nawet pozostawiwszy wolność nauczania - szkolnictwo popadnie w istocie w uzależnienie, jak napisał Frederic Bastiat w 1950r.
Jak pisałem wcześniej, na wniosek Warszawy - NIL [naczelna izba lekarska md] wznowiono proces przeciwko mojej wypowiedzi telewizyjnej i oskarżono mnie o propagowanie postaw antyzdrowotnych, tj. naruszenie art. 71 KEL; na biegłą powołano p. prof. Ewę Bernatowską z Warszawy. Pani Profesor napisała dwukartkową opinię, uznając mnie winnym. Opinii swojej nie poparła żadnym piśmiennictwem naukowym. Sąd przeszedł nad tym bez reakcji. W normalnym sądzie taka opinia byłaby zdyskwalifikowana. Sąd z niewiadomych powodów nie uwzględnił żadnego mojego wniosku, na przykład wypełnienia kwestionariusza ministerialnego o braku konfliktu pomiędzy tematem opinii, a pobieraniem wynagrodzenia od firm farmaceutycznych. Podobnie nie zażądał od dr Hamankiewicza, osoby składającej donos, wypełnienia takiej deklaracji. Jednoznacznie powoduje to nierówność traktowania stron. Nie wiadomo bowiem, czy obie osoby działają we własnym imieniu, czy po prostu wypełniają polecenia firm tracących swoje zyski. Szczególnie jest to widoczne po coraz częstszych wyrokach sądowych w sprawie odszkodowań dla osób poszkodowanych w wyniku szczepień. Tylko w USA sądy wypłaciły już ponad 3 miliardy dolarów odszkodowań. W celu przybliżenia poziomu wiedzy p. prof. Ewy Bernatowskiej z zakresu, którego podjęła się pełnić rolę biegłego eksperta, a więc z historii medycyny i epidemiologii, pozwolę sobie przytoczyć oryginalny tekst „opinii”.
P. prof. Ewa Bernatowska twierdzi: Niekwestionowana efektywność szczepień ochronnych wyraża się w odniesieniu do ospy prawdziwej, która przed erą szczepień była powodem zgonów ok. 500 000 ludzi w samej Europie. Od 1796 roku, kiedy to Edward Jenner rozpoczął immunizację ludzi przy użyciu szczepu ospy krowiej, liczba zgonów drastycznie zmalała na całym świecie, ostatnie zachorowanie na ospę prawdziwą odnotowano w 1977 roku, a 8 maja 1980 roku, WHO ogłosiło eradykację ospy prawdziwej na całym świecie”.
P. prof. E. Bernatowska uznała, że wyrażane przeze mnie opinie są wyrazem propagandy antyzdrowotnej. Takie twierdzenie p. prof. Ewy Bernatowskiej wyklucza ją całkowicie z grona znawców epidemiologii, czy nauki o szczepieniach. Nie wiadomo zupełnie, dlaczego powtarza gazetowe opowieści o liczbie rzekomych zgonów albo traktuje E. Jennera jako odkrywcę. Nie przytacza żadnego piśmiennictwa na poparcie swojej tezy. Elementarna wiedza historyczna jednoznacznie wyklucza takie wielkości zgonów chociażby z tego powodu, że w średniowieczu statystyk nie prowadzono, ani komputerów nie było. Nie posiadamy więc takich danych. Dokładnymi statystykami zgonów możemy się posługiwać dopiero w XIX wieku. Ale dotyczą one epidemii poszczepiennych. Przypisując E. Jennerowi odkrycie szczepień p. prof. Ewa Bernatowska powtarza gazetowe bajania. Cała sprawa z tzw. szczepieniem ma zupełnie niemedyczny podtekst. W Indiach była sekta, która czciła boginię Math w ten sposób, że dzieciom zaszczepiano właśnie ropę pobieraną od krów. Jeżeli u szczepionego dziecka objawy były łagodne to uznawano to za dobry znak od bogini. Było to widocznym świadectwem łaskawości bogini. Jeżeli dziecko umierało, to z kolei było znakiem niechęci bogini. Czyli wszystko było jasne i logiczne. Niestety, niewiedza „białych” i zupełne niezrozumienie Azjatów, przemieniło ten sekciarski obyczaj w stworzenie nowej sekty szczepionkarskiej w Europie, chociaż żadnej bogini Math oficjalnie nikt na kontynencie nie czcił i nie czci. A może się mylę, sądząc po wypowiedzi p.prof. E.Bernatowskiej?
Takie przemiany zabobonów nie są niczym niezwykłym u ludzi niewykształconych. W latach 70. XX wieku, amerykańscy „uczeni” badający aborygenów na Nowej Gwinei zaobserwowali, że duża ilość porodów kończy się zgonami kobiet, czy dzieci, z powodu tężca. Po powrocie zaczęli więc nalegać na masowe szczepienie dzieci po urodzeniu przeciwko tężcowi [zwietrzyli interes?]. I minęły już dwa pokolenia, a ta moda się nadal utrzymuje, ponieważ stanowi poważne źródło dochodu, zarówno dla firm jak i szczepionkarzy. A że truje się dzieci na przykład aluminium? A kogo to obchodzi. W cywilizacjach azjatyckich liczy się zysk doraźny. Prawda jak zwykle jest brutalna. U aborygenów kobiety rodziły po prostu oddalając się w krzaki. Nie posiadając ani noża, ani nożyczek pępowinę musiała sobie taka kobieta sam odcinać kawałkiem kamienia, twardym patykiem. Oczywiście w takich warunkach dochodziło do zakażenia. Ale to nie miało nic wspólnego z porodami w Europie, czy Ameryce. Jak wiadomo, zwyczaje głupoty są bardzo trwałe. Doskonale pokazywał to świetny film pt. „Mondo Cane - Pieski Świat” https://www.youtube.com/watch?v=Mj5U8UbWqsk
Innym przykładem takiego bezmyślnego adaptowania zwyczajów nieznanych i dorabiania im ideologii naukawej może być pewna pani „uczona” od seksu z Kalifornii. Pojechała ta kobiecina na wyspy Pacyfiku zbierać dane na temat seksu u dzikich. Po powrocie do Kalifornii opracowała wielką księgę i była uznawana za wybitnego naukowca od seksuologii. Do czasu. Na uczelnię zawitał wnuk tych aborygenów i natknął się na szeroko nagłaśnianą pozycję p. profesor. Wyjaśnił kolegom i nie tylko, jak to opowiadają sobie jego dziadkowie: Ano, przyjechała taka biała baba, nienasycona i wciąż dopytywała się o intymne sprawy seksu. Więc chcieli być uprzejmi całe noce poświęcali na wymyślanie bajek, które następnie opowiadali tej babie. Tak w USA tworzy się naukowców. O tym, jak powstają sekty, doskonale pisał Ossendowski w rozdziale o dziurze. Otóż nie tak dawno, ponieważ działo się to na początku XX wieku, był świadkiem, jak do starej chaty w lesie przybyła grupa chłopów z naczelnikiem i zaczęła się modlić do dziury w ścianie, śpiewając hymn: „O dziuro, wielka dziuro pomóż nam”. Podobnie działała swego czasu głośna opisywana sprawa Amway, czy obecnie wakcynologia. Legenda, że poprzez zakażenie się ropą od krowy można uzyskać uodpornienie na ospę, powstała dopiero w XVIII wieku. Sama nazwa ospa i pierwsze opisy tej choroby znamy dzięki księdzu biskupowi Mariusowi Avenches ze Szwajcarii. Około 570 roku opisał on zmiany na skórze i nazwał je varis - barwienie, szpotawość, ślad na skórze. Termin angielski „smollpock” został użyty po raz pierwszy w XV wieku. Był stosowany w celu odróżnienia od „bigpock” czyli kiły - syfilisu. W leczeniu tych zmian stosowano rozmaite metody. Niektóre wzbudziłyby zachwyt nawet obecnie w męskich kręgach. Przykładowo p.dr Syndenbham [1624 -1689, uważany za ojca medycyny angielskiej] przepisywał na ospę wypicie 12 butelek piwa dziennie. O skuteczności leczniczej takiej kuracji brak danych. Ważnym jest przypomnienie, że w ówczesnych czasach tj, pomiędzy rokiem 1700, a 1800, zdecydowana większość lekarzy w ogóle nie miała styczności z ospą i nie była w stanie postawić właściwej diagnozy. W XVIII wieku weterynarze zupełnie co innego rozumieli pod pojęciem krowianki, aniżeli później lekarze. Choroba wymion krowich dotyczyła tylko miejscowo jednej krowy. Przy braku elementarnych zasad higieny w tamtych czasach owrzodzenia wymion, czy strzyków, spotykano często. Przenoszenie zapalenia z jednej krowy na drugą także było łatwe i możliwe. Ale to nie była choroba zakaźna w naszym zrozumieniu. Jedna krowa od drugiej zarazić się nie mogła. W tej samej oborze spokojnie przebywały krowy z zapaleniem wymion i te zdrowe. Z dzisiejszego punktu widzenia było to po prostu mechaniczne uszkodzenie z zakażeniem, czyli ropień. Nie było to specjalnie dziwne, ponieważ najpierw oporządzano konie jako szlachetniejsze, a potem z tym gnojem od koni szło się do krów. Rąk nie myto, czyli łajnem końskim zakażano strzyki. Taka „ospa” krowy dotyczyła tylko samic. Na ospę prawdziwą natomiast chorowały obie płcie. Poza tym rozróżniamy ospę świńską, szczurzą, wielbłądzią, czy końską. W XVII wieku nie znano w ogóle przyczyny tych chorób. Obecnie w dobie mechanicznego udoju także strzyki ulegają często uszkodzeniu i dopiero maści z antybiotykami zwalczają zakażenie. Niestety, powoduje to dostawanie się antybiotyków do mleka i wzrost odporności bakterii. Wybitny ówczesny XVIII-wieczny naukowiec francuski p. Mons Chauveau, po przeprowadzeniu serii eksperymentów przedstawił Raport Komisji Królewskiej, stwierdzający, że jest absolutnie nie możliwym zakazić tą ropą z wymion człowieka i spowodować ospę. Podobne efekty w prawie 100 lat później opisał lekarz angielski dr Badcock z Brighton. Dziwnym trafem, wyniki tych eksperymentów zniknęły ze świadomości lekarzy XX i XXI wieku. Taka jest potęga marketingu. Dlatego właśnie firmy farmaceutyczne stworzyły monopol wydawniczy. W celu większego zamieszania włączono w to Chińczyków i w obecnych podręcznikach podaje się, że to stara chińska metoda szczepienia krowianką ludzi.
Jak wyglądała medycyna za czasów owego wymienionego przez p. prof. E. Bernatowską odkrywcę E. Jenera, najlepiej uzmysławiają poniższe recepty.
W ówczesnych aptekach sprzedawano lekarstwa na wszystko. Poniżej podam przykład receptury jaką odkupił od znachorki biskup Cantenbery za zawrotną wówczas kwotę 5000 funtów. Opis receptury z oryginału:
„ Mój lek jest proszkiem, wywarem i pigułką. Proszek składa się z jaj, muszli i ślimaków, równo prażonych. Wywar jest wykonany przez gotowanie ziół [wraz z kulą, która składa się z mydła, cressesu wieprzowego, spalonego do czerni i miodu] w wodzie. Tabletki składają się ze ślimaków, prażonych nasion, dzikiej marchwi, nasion łopianu, klucza Ashen i haws?, wszystko spalone na czerń, mydła i miodu.”.
Recepta ta była szeroko przepisywana przez lekarzy na dolegliwości wywołane kamieniami żółciowymi.
Takie specyfiki znajdowały się m.in. w „aptece” p. Edwarda Jennera. P. E. Jenner sprzedawał także na Diphterię maść przygotowaną z krowiego łajna, zmieszanego z ludzkimi odchodami oraz mlekiem i masłem. Ospę leczył w okresie wcześniejszym za pomocą łyżeczki mózgu człowieka, który zginął śmiercią gwałtowną. Edward Jenner spokojnie prowadził swój interes, polegający na handlu „preparatami leczniczymi” do roku 1796. W tym pamiętnym roku, jak podają księgi, przeprowadził eksperyment polegający na pobraniu wydzieliny z ręki dojarki Sary Nelms i wszczepieniu jej chłopcu o nazwisku James Phipps, poprzez nacięcie skóry na ręce. Chłopiec dostał lekkiej gorączki, jak podaje opis, ale nic więcej się nie zdarzyło. W związku z brakiem jakiejkolwiek większej reakcji u chłopca, Jenner ponownie zakaził go prawdziwa ospą. Problem polegał na tym, że to znowu była wydzielina z takiego ropnia. Czyli nie wiadomo właściwie, czym zarażono chłopca. I ponownie, po tym szczepieniu, nie wystąpiły żadne poważniejsze objawy. Jenner uznał to za swój sukces. Już w 1798 roku Jenner opisał cały przebieg i opublikował ten opis. Oczywiści nie wspomniał, że 100 lat wcześniej zostało to już przeprowadzone na dworze królewskim. Został wyśmiany przez społeczność lekarską. Przedstawili oni setki przypadków osób, które miały cowpox i chorowały i umierały na ospę prawdziwą. Lekarze ówcześni uważali za mało poważne sprawozdanie oparte na jednym przypadku. Sama procedura pobierania i wcierania ropy była bardzo problematyczna. Już w 1799 roku dr Drake postanowił sprawdzić procedurę i sposób opisany przez Jennera. Zaszczepił kilkoro dzieci preparatem otrzymanym od Jennera. Niestety wszystkie dzieci zachorowały, po pewnym czasie zakaził je ponownie i dzieci nadal chorowały, czyli to, co nazywał szczepionką nie chroniło przed zakażeniem. Jenner otrzymał od dr Drake odpowiedni raport, ale go zignorował. Ze względu na reklamę i zyski, inni lekarze próbowali tego sposobu rzekomo uodparniającego ludzi na ospę. W 1801 roku szacuje się, że ponad 100 000 ludzi było zaszczepionych w samej Anglii. Wszyscy oni byli przekonani, że są uodpornienie na cowpox, czyli na coś, co nazywano ospą krowią, ale nadal umierali na ospę prawdziwą. Zbierane od dojarek informacje nie tylko nie potwierdzały wyników doświadczenia Jennera, ale wręcz przeczyły tym wynikom. Bardzo dużo kobiet, pomimo kontaktów z krowami, nie miało nigdy żadnych zachorowań, ani na tzn. krowiankę, ani na ospę prawdziwą. Jenner następnie zaszczepił jakiegoś nędzarza, który chorował na ospę w przeszłości. Ten człowiek oczywiście także nie zachorował, co Jenner uznał za sukces swojego preparatu. Zachęcony kolejnym powodzeniem w swoim mniemaniu, zaczął zbierać informacje po okolicznych wsiach o dojarkach, które chorowały na tzw. krowią „ospę, czyli miały blizny na rękach. Następnie w przytułku zaszczepił kilku nędzarzy po 60 roku życia. [ Jak widać, korzystanie z bezdomnych ma odległe tradycje u szczepionkarzy, vide Sprawa Grudziądzka testowania szczepionki na grypę na osobach z przytułku - zanotowano co najmniej 27 zgonów]. Nędzarze nie zachorowali, co Jenner ponownie zaliczył za sukces swojego preparatu. Niestety, lekarze strasznie się ponownie oburzyli, ponieważ okazało się, że owi bezdomni już wcześniej chorowali na „ospę”. Jenner oczywiście o tym fakcie zapomniał poinformować w referacie przesłanym do Royal Society. Tym razem mu się nie udało, ponieważ Królewskie Towarzystwo, pomimo małej liczby przysyłanych referatów, zdecydowanie odrzuciło ten artykuł z adnotacją, że nie nadaje się nie tylko jako naukowy, ale nawet do Zdrowia Publicznego. Jednym z głównych powodów odrzucenia było zatajenie faktu, że niektórzy jego pacjenci chorowali wcześniej na „ospę” prawdziwą. Lekarze podali liczne przypadki takich chorych. Po drugie, okazało się, o czym Jenner „zapomniał” napisać, że 90% przypadków ludzi, którzy mieli ospę, stanowiła grupa uprzednio zaszczepionych. Jenner ukrywał także przypadki ludzi, którzy chorowali zarówno na ospę krowią i prawdziwą. A takich przypadków w wiejskich okolicach były setki. Etap drugi przygotowania leku na ospę, według nowej teorii Jennera polegał na zmianie produkcji nowej szczepionki. W celu zmiany zasad przygotowywania nowej szczepionki brał Jenner wymaz z pęcin konia [czyli gnój] i potem rozsmarowywał to na wymionach krowy. Tak przygotowany „zaczyn” był podstawą nowej szczepionki. Oczywiście mycie rąk i jakakolwiek jałowość nie wchodziła w grę. Jenner tą nową szczepionkę nazwał tłuszczem „ospy krowiej”. Tym nowym preparatem zaszczepił chłopca o nazwisku John Baker. Niestety, chłopiec zmarł w przytułku zaraz po szczepieniu z powodu, jak to nazwano, gorączki zakaźnej, czyli sepsy. W świetle współczesnej wiedzy wydaje się to oczywiste. Za czasów Jennera nie wiedziano nic o wirusach, a do epoki Pasteura brakowało jeszcze ponad pół wieku. O Semmelweisie nikt nie słyszał. Jenner po prostu infekował chorych. A obecnie wiemy, że właśnie bakterie beztlenowe, będące przyczyną na przykład tężca, najczęściej występują w końskim łajnie. Wypada podkreślić, że jak wynika z dokumentów Wysokiej Komisji Królewskiej, p. Edward Jenner nigdy nie uczęszczał do jakiejkolwiek szkoły medycznej. Był po prostu sprzedawcą, ewentualnie balwierzem - golibrodą. Nad swoim sklepem w rodzaju apteki umieścił napis: „Surgeon & Apotheke”, co mogło znaczyć „Przychodnia i apteka”. Ale w owych czasach zawód chirurga nie był jeszcze tak wyodrębniony i mogło to również znaczyć balwierza, czyli fryzjera. Jak wiadomo, żadnych studiów medycznych nie skończył, więc nawet felczerem nie był. Dopiero w 20 lat po pierwszych eksperymentach, już jako ten reklamowany odkrywca i na pewno majętny człowiek, kupił sobie dyplom lekarza na Uniwersytecie Szkockim za 15 funtów. I tak to w myślach p. prof. Ewy Bernatowskiej, z pogańskiej bogini Math zrobiono naukową specjalizację - wakcynologię, a każdy, kto pokazuje prawdę, uprawia propagandę antyzdrowotną. Cóż można na to powiedzieć? Biedni studenci warszawskiej uczelni, tak otumaniani.
Dr Josef Hermann, główny lekarz szpitala syfilitycznego w Wiedniu 1858, który został ministrem ospy w Cesarskim Szpitalu od 1858 do końca 1864 roku, doszedł do wniosku, że „szczepienia były największym błędem medycyny w dzisiejszych czasach”.
Statystyki szpitala w Londynie. Ilość chorych na ospę na początku 1800 roku wynosiła 5%. Po wprowadzeniu szczepień wzrosła w 1845 roku do 44%. Po wprowadzeniu przymusu szczepień w 1853 roku wzrosła do 64% i 78% w 1865 roku. W 1885 roku już 90% łóżek było zajętych przez pacjentów z ospą.
Od chwili, kiedy recepta lekarska zostaje zintegrowana z przepisem prawnym, a państwo nakłada obowiązki i kary, wbrew woli i świadomości, konfiskaty i więzienia, to przekracza to ramy medycyny i staje się sprawą polityczną. dr Hadwen 1898.
Nie ma mowy o ochronie przez szczepienia. W moim rejonie epidemia dotknęła 900 osób, z tego zaszczepionych w 95%. dr William Howard Hay 1937.
Taką to naukawą mamy medycynę w XXI wieku w kraju pomiędzy Bugiem, a Odrą. Dają sobie wmówić sekciarskie obyczaje jako naukową medycynę uniwersytecką. No, ale już gensek Jaruzelski alias Margulis, alias Wolski alias Słuckin tylko w pierwszym roku stanu wojennego rozdał 1320 nominacji profesorskich. Kadry mamy dobre!
Ps. Próby podawania takich i podobnych artykułów do Redakcji Biuletynów IZB Lekarskich kończą się zawsze brakiem odpowiedzi. Pozostał więc tylko internet. Możesz Szanowny Czytelniku pomóc, we własnym interesie, rozpowszechnić tą wiedzę poprzez kopiowanie i podrzucanie do Przychodni. prof. dr hab. n. med. Ewa Bernatowska – Zastępca przewodniczącego Zespołu http://www.podyplomie.pl/?id=apd_imm_program (grant edukacyjny firmy Baxter Polska). Firma Baxter zamieszana w aferę świńskiej grypy, transport 72 kg skażonych szczepionek. Ten wielki sukces szczepień trwał 300 lat, od pierwszego zaszczepienia w Europie do 1980 roku czyli „zlikwidowania” ospy. Poty angielskie - inna choroba wirusowa zniknęła w okresie 30 lat, bez szczepień.
Gdańsk 29.03.2016r. Kontakt ; jerzy.jaskowski@o2.pl
|
|
Zmieniony ( 30.03.2016. ) |