TELEFONY, "Oko Cyklopa" [...a cztery rozmowy Prezydenta o 8-20]
Wpisał: Sławomir M. Kozak   
06.04.2016.

TELEFONY, "Oko Cyklopa" [...a cztery rozmowy Prezydenta o 8-20]

 

Sławomir M. Kozak , fragment z książki „Oko Cyklopa”, wyd. Oficyna Aurora, 2008 r..

 

Jak wiadomo, w popularnym wśród młodych ludzi serwisie internetowym You Tube można znaleźć mnóstwo materiałów o różnorodnej tematyce, między innymi te traktujące o wydarzeniach 11 września. W jednym z nich pokazano ponoć wnętrze samolotu B757, rejs AAL 77, który rzekomo uderzył w Pentagon. I na tych zdjęciach, na wszystkich oparciach foteli tego samolotu umieszczono słuchawki telefoniczne, co sugerowałoby, że wszyscy pasażerowie mogli z nich korzystać. W założeniu twórców filmu, zadałoby to kłam twierdzeniom o oszustwie w sprawie rozmów telefonicznych przeprowadonych z pokładów „uprowadzonych” samolotów. (…)

Przyjrzyjmy się niezwykłemu przypadkowi lotniczo-telekomunikacyjnemu rejsu AAL 77, który ponoć uderzył w Pentagon. Otóż to właśnie rozmowa z tego samolotu, jaką rzekomo przeprowadziła ze swoim mężem Ted’em, Barbara Olson, ma bardzo istotne znaczenie dla całej sprawy. Pominąwszy liczoną w sekundach rozmowę- monolog stewardesy, Barbara Olson pozostaje jedyną z osób lecących samolotem AAL 77, jaka nawiązała kontakt ze światem zewnętrznym.

 

Informacja o tym dotarła do Amerykanów już następnego dnia po wypadkach. Bardzo wcześnie, bo o godzinie 2:06 nad ranem, 12 września, poinformowała o tym stacja CNN. Jakżeby inaczej? Ostatecznie Barbara Olson była komentatorką tej właśnie stacji. A przy okazji również prawnikiem. To wtedy Amerykanie dowiedzieli się, że dziennikarka, której twarz gościła za pośrednictwem telewizji w domach wielu z nich, widziała sprawców! To dzięki tej rozmowie usłyszeli, że samolot został fizycznie uprowadzony oraz, że dokonali tego arabscy porywacze uzbrojeni w nożyki do przecinania kartonów. O tych nożach wiadomo tylko od niej. Była bardzo spokojna i opanowana. Nic dziwnego, nie była zahukanym dziewczątkiem. W przeszłości Barbara Olson była federalnym oskarżycielem w aferze „Travelgate”, w którą zamieszani byli pracownicy administracji Clintona[1].

 

Można by rzec, że służby śledcze miały wielkie szczęście. Dzięki tej informacji wiedziały od razu, gdzie szukać. A już 12 września od rana, wszystkie światowe media mogły krzyczeć wielkimi czcionkami gazet i ustami komentatorów o arabskich terrorystach i ich przywódcy, nowym wrogu publicznym numer jeden: Osamie Bin Laden.

 

Albowiem dane o kolejnej przełomowej rozmowie telefonicznej dotarły do Amerykanów dopiero cztery dni później. I dotyczyły nagrania rozmowy człowieka, którego z miejsca okrzyknięto bohaterem narodowym. To Todd Beamer, pasażer rejsu UAL 93, inicjator ataku na „porywaczy”. Użył on ponoć telefonu pokładowego i połączył się z operatorem GTE[2], Lisą Jefferson, która przełączyła rozmowę do FBI. Powiedział, że wraz z kilkoma innymi osobami planują obezwładnienie jednego z porywaczy, który ma przytroczoną do ciała bombę i przejęcie kontroli nad samolotem. Z Lisą rozmawiał 13 minut, prosząc ją pod koniec o poinformowanie o wszystkim żony, która spodziewała się ich trzeciego dziecka (!). Krótko przed zakończeniem rozmowy Beamer i Lisa modlili się wspólnie, recytując Psalm 23. Zanim rozmowa została przerwana Lisa usłyszała wypowiedziane przez Beamer’a słynne potem „Let’s roll!”[3].

 

Te dwie rozmowy, z psychologicznego punktu widzenia, były dla uwiarygodnienia rządowej teorii, decydujące. Jednak ta druga miała za główne zadanie przekonać o eksplozji ładunku na pokładzie, w wyniku walki, jaka wywiązała się między pasażerami i porywaczami. Przy okazji potwierdzała informacje o arabskich terrorystach. Pierwsza natomiast była najważniejsza, bo ukierunkowywała cały świat na konkretny trop. I tłumaczyła tempo, w jakim amerykańscy śledczy dotarli do „dowodów” obciążających arabskich porywaczy. I skuteczność tych służb. Prezydent mógł wskazać sprawców zaraz po zamachach, wydać wojnę „zbójeckim państwom” i oczekiwać na deklaracje współpracy reszty świata.

 

Czy wszystko miałoby podobny przebieg, gdyby tej informacji o rzekomej rozmowie telefonicznej nie podano? Lub zrobiono to pięć dni później? Gdyby nie stała za nią znana i popularna dziennikarka, a zwykła pani Smith z zapomnianej przez Boga mieściny? Ten news był potrzebny wszystkim, ale najbardziej przydał się tym, którzy już stali w blokach startowych, czekając na strzał!

 

Musi też zastanowić tempo, w jakim informację tę ujawniono. W normalnej praktyce, pan Olson powinien był podzielić się informacją o rozmowie z żoną tylko i wyłącznie z prowadzącymi dochodzenie. I raczej nie kolportowano by tej informacji „na gorąco”, bez szukania innych dowodów na jej potwierdzenie. A w tym przypadku pan Olson, będący zastępcą Prokuratora Generalnego USA, podzielił się swą wiedzą z dziennikarzami. Podczas, gdy zgliszcza Pentagonu jeszcze dymiły…

 

Ciekawy jest kolejny aspekt sprawy. Początkowo mówiono, że pani Olson przeprowadziła rozmowę z telefonu komórkowego. Taka informacja była podawana dość długo. Jako taką rozmowę, sklasyfikowałem ją w swoim zestawieniu połączeń telefonicznych w książce, opierając się na oficjalnych danych. Później okazało się jednak, że do wykonania połączenia wykorzystano telefon pokładowy. Może wersję zmieniono, kiedy ktoś doszedł do wniosku, że zbyt dużo faktów przemawia przeciw możliwości połączenia z komórki? A może dopiero wtedy, kiedy okazało się, że w billingach połączeń sieci komórkowych nie ma połączeń, o których mówiono?

 

Nieistotne w tej chwili. Nie wiem na pewno, czy w samolocie B757 linii American Airlines, rejs 77, były aparaty telefoniczne, czy nie. A jeśli były, to w których miejscach i ile sztuk?  Obecnie, w  samolotach zdarzają się różne rozwiązania. W niektórych są to tylko aparaty w wybranych miejscach maszyny, w innych każdy pasażer ma słuchawkę przed sobą. Pozwala to nawet prowadzić bezpłatne rozmowy pomiędzy pasażerami. Zgodnie z informacjami przedstawionymi przez Komisję badającą wypadki, w kabinie pasażerskiej samolotów telefony były. Znajdowały się przy przejściach, umieszczone po dwa w rzędzie.

Z kolei, bazując na informacji zawartej w Instrukcji Obsługi Boeinga 757 linii American Airlines, system telefoniczny był, tłumacząc dosłownie: zdezaktywowany (deactivated) przez dostawcę urządzeń. Jest to wyraźnie widoczne we wspomnianej Instrukcji, w punkcie AA1. General zakładki CLAIRCOM TELEPHONE SYSTEM – DESCRIPTION AND OPERATION[4]. Umieszczona w nim informacja mówi, że ponadto „usunięto większość pozostałego sprzętu telefonicznego, wraz z wieszakami telefonów i okablowaniem.” (tłum. smk). W załączonej, w dalszej części Instrukcji Uwadze dopisano, że „obsługa systemu będzie wykonywana przez personel CLAIRCOM. Ingerencja może być dokonana przez American Airlines tylko w przypadku konieczności usunięcia/zamontowania podzespołów  systemu dla umożliwienia głównego przeglądu samolotu.” (tłum. smk). U dołu strony widnieje data 28/01/2001[5].

 

Fakt, że linia nie wypowiedziała się nawet w tej prostej sprawie zdecydowanym głosem, mimo kilkuletniej medialnej dyskusji, potwierdza podejrzenia o całkowite zafałszowanie rzeczywistego przebiegu „porwań”.

 

Zakładając jednak nawet, że wbrew istniejącym dokumentom, telefonów nie zdemontowano wcześniej i system działał, do wykonania połączenia niezbędna byłaby karta kredytowa. Uruchomienie telefonu następuje bowiem poprzez ściągnięcie z karty kwoty 2,5 USD, następnie za każdą minutę połączenia naliczane jest kolejne 2,5 do nawet 5 USD. Bez karty nie można telefonu w ogóle zmusić do działania.

 

Jednakże, jak zeznał zdecydowanie pan Ted Olson, jego żona nie miała ze sobą tego dnia żadnej karty kredytowej! Niesamowite, jak na osobę o tej pozycji i zawodzie, będącą w podróży służbowej. W Ameryce, w której każdy płacący gotówką wzbudza ogólne podejrzenie. Jak zamierzała wynająć samochód, zapłacić za hotel, przeżyć choć jeden dzień?

 

Można by w tym miejscu założyć, że w ostateczności taką kartę pożyczyła od współpasażera. Ale wówczas, po nawiązaniu połączenia, podobno po kilku nieudanych próbach, zdrowy rozsądek nakazywał kontynuować rozmowę. Pani Olson wybrała opcję collect, co oznacza połączenie za pośrednictwem operatora na koszt rozmówcy, po wyrażeniu przez niego na to uprzedniej zgody. Czy tak postąpiłby ktokolwiek znajdujący się w sytuacji zagrożenia życia? Czy grzeczność i dobre maniery kazały oddać pożyczoną kartę, by ktoś inny mógł z niej skorzystać? Nie, bo przecież nikt inny nie wykonał żadnego połączenia z tego samolotu! Nikt inny nie zapragnął, mając możliwości, zatelefonować do matki, ojca, żony czy dzieci, by usłyszeć ich głos. Choć, przy pomocy tego pokładowego systemu, gdyby działał, możliwe było jednoczesne prowadzenie aż ośmiu rozmów! I to absurdalne pytanie zadane ponoć mężowi: „Co mam powiedzieć pilotom, by robili?” Skąd mogło jej w ogóle przyjść do głowy? Przecież jej mąż nie nazywał się Mac Gyver[6].

 

Pierwsze połączenie miało miejsce o 09:16, drugie o 09:26. O 09:37 B 757 rozbił się, według oficjalnej wersji, o Pentagon. Samolot w ostatnich kilkunastu minutach lotu wykonywał manewry, jak myśliwiec, tracąc gwałtownie wysokość i przechylając się na boki, podchodząc  z olbrzymią prędkością. Pomijam aspekt techniczny połączenia za pomocą telefonu, bo choć nie było to (jak się nagle okazało) urządzenie sieci komórkowej, to nawiązanie i utrzymanie połączenia w tych warunkach zadziwia. Każde połączenie ma pewne fizyczne ograniczenia. Samo utrzymanie słuchawki przy uchu w tych warunkach musiałoby być nie lada wyczynem.

 

I jeszcze jedno. Poza telefonicznym poinformowaniem CNN, Olson nigdy nie powiedział wprost, przed żadną kamerą ani mikrofonem o tej rozmowie. Z jednym wyjątkiem. Udzielił wywiadu reporterowi London Telegraph,  Toby’emu Harnden’owi. Ukazał się 5 marca 2002 roku pod tytułem „Pytała mnie, jak zatrzymać samolot?”. I tylko w nim poświadczył informacje o rzekomej rozmowie.

 

Gdyby jednak, jakimś cudem, odmienił się kiedyś bieg historii i okazało by się, że nigdy się ona nie odbyła, Ted Olson będzie mógł nadal spać spokojnie. Bo wtedy okaże się, że oświadczenie to, złożone poza terytorium USA, nie może być użyte przeciwko niemu. A dowodu na jakiekolwiek połączenie „telefoniczne” również nigdy nie będzie, bo przecież nie użyto dla jej przeprowadzenia karty jego żony, a on wyraził tylko zgodę na połączenie collect, skądkolwiek ono nadeszło.

 

Choć, jako wybitnym prawnikom, ułożyło im się to wszystko pewnie przypadkiem…



[1] Chodziło o zwolnienie 7 pracowników biura podróży Białego Domu pod fikcyjnym pretekstem korupcji. Na miejsca zwolnionych przyjęto członków rodziny państwa Clinton. Sprawa trafiła do sądu, który nakazał zwolnionych przywrócić do pracy. Prawdopodobnie największy udział w aferze miała Hillary Clinton. Niejaki Vince Foster, prawnik z Little Rocks, którego podejrzewano o romans z Pierwszą Damą, zaangażowany również w tę aferę, popełnił samobójstwo. Niektórzy twierdzą, że było to morderstwo.

[2] Spółka-córka firmy telefonicznej Verizon.

[3] Let’s roll! W wolnym tłumaczeniu: Ruszamy!

[4] System telefoniczny CLAIRCOM – Opis i Obsługa (tłum. smk).

[5] Kopia opisywanej strony znajduje się w rozdziale ZAŁĄCZNIKI – nr 1.

[6] Mac Gyver to bohater amerykańskiego serialu wyświetlanego w telewizji ABC od 29 września 1985 do maja 1992. Serial kręcony był głównie w Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej, w Kanadzie. Uzupełnieniem serialu są dwa filmy pełnometrażowe z 1994. Film przedstawiał przygody eks-agenta służb specjalnych, któremu udawało się wychodzić zwycięsko z wszelkich opresji dzięki zdolnościom wykorzystywania w tym celu przedmiotów codziennego użytku.

 

==========================

W uzupełnieniu, na stronie

http://killtown.blogspot.com/2005/09/is-barbara-olson-still-alive.html

można przeczytać:

Jim Lundberg said...

Well to add to this story, the FBI was forced to admit that there were no cell phone calls from Babara Olson to Ted on 9/11. There were NO air-phones on board, and her cell phone records had an attempt to connect, but did not. So there is ONE 9/11 proven lie that the government shrills can not debunk.

Zmieniony ( 07.04.2016. )