Co ukrywają: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespół Parlamentarny. | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
06.04.2016. | |
Co ukrywają: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespół Parlamentarny.
[kwiecień 2016, przypominam w szósta rocznicę, bo nowych FAKTÓW nam wrogowie bronią, ale muszą pamiętać, że Naród nie podda się. MD] Zygmunt Białas http://zygmuntbialas.salon24.pl/495813,prof-m-dakowski-o-inscenizacji-i-o-zespole-a-macierewicza
Prof. M. Dakowski 24 marca 2013
O inscenizacji i o Zespole A. Macierewicza
...Bo o Raportach MAK i Millera nie warto nawet pisać...
"Katastrofa", której nikt nie widział, nikt nie słyszał, i nie zachowały się żadne dowody. MAREK TOMASZ
Pierwsza część wywiadu z prof. Mirosławem Dakowskim
Laudetur Iesus Christus!
Poruszyło mnie, gdy przeczytałem to katolickie rozpoczęcie tekstu inż. Krzysztofa Cierpisza: Zawiadomienie do Prokuratury Generalnej o porwaniu Delegacji do Katynia cz.I wysłanego do Prokuratur, Generalnej i Wojskowej.
Odczytałem to tak: W sensie ludzkim, proporcji sił, wobec Planistów i sprawców tej Zbrodni stoimy na pozycji oczywiście przegranej. ONI mają struktury tajne, rządy, media, pieniądze. Jednak Chrystus jest PRAWDĄ, ON zwycięży. Dlatego można i należy śmiało prawdy szukać. Za wszelką cenę.
Zygmunt Białas: Już prawie trzy lata minęły od dnia, w którym nastąpiły wydarzenia wykraczające poza nasze wyobrażenie o tym, co (jeszcze) może się stać. Co Pan, Panie Profesorze, myślał w pierwszych chwilach i potem w następnych dniach po tej niebywałej tragedii?
MD: W sobotę, 10 kwietnia 2010 r. w czasie mego wykładu na uczelni w dalekim mieście dostałem sms-a o treści: Donek i Putin zabili nam Prezydenta. Sądzę, że te parę słów oddaje pierwsze wrażenie większości uczciwych Polaków. Mało kto poszedł wtedy za dyrektywą ministra R. Sikorskiego ujawnioną przez gen. Sł. Petelickiego: "Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Ten kierunek „badań” nachalnie podchwyciły służalcze w stosunku do władz media. Wielu badaczy usiłowało przez te trzy lata wykryć, co naprawdę się stało. Mimo, iż starano się zniszczyć wszelkie dowody, tak w Polsce, jak w Rosji, a wrak jednego z samolotów zrabowano, inne zaś (Jak-i URVIS, URYNA [sic!] i ew. Tu-102) gdzieś pochowano. Możemy się pochwalić jedynie osiągnięciem cząstkowym: Z okruchów informacji i dezinformacji ustaliliśmy ze 100 % pewnością, co się nie stało. Oraz – kto i w których swych odkryciach, analizach i wnioskach – na pewno kłamie. Natomiast na temat: CO SIĘ STAŁO? - po trzech latach nie ma jeszcze wiarygodnej odpowiedzi. Jest jedynie kilka hipotez. To będzie tematem całej naszej rozmowy, dla mnie podsumowującej, a może kończącej mój udział w śledztwie.
ZB: Adresatem naszego wywiadu jest Czytelnik, który zajęty swymi codziennymi obowiązkami, nie ma zbyt wiele czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń związanych z tragedią i śledztwem. Proszę więc, by zechciał Pan wyjaśnić temu Czytelnikowi, dlaczego nie przyjmował Pan konsekwentnie ustaleń moskiewskiego MAK, komisji Millera oraz polskiej prokuratury.
MD: Jest zdecydowanie gorzej, niż Pan sugeruje: Czytelnik nie tylko nie ma zbyt wiele czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń związanych z tragedią i śledztwem, ale na swoje nieszczęście, czytuje Gie Wu, ogląda, choćby biernie, bez analizowania różne TVN-y. W każdym mieszkaniu ciągle, z wielu odbiorników, sączy się dezinformacja. O ile lepiej mieliśmy „za Stalina”: W akademiku (sypialnie na ośmiu studentów) gadał niewyłączalny kołchoźnik. Ale był tylko jeden, można było zresztą dyskretnie przeciąć druty, lub „rozumieć go na opak”. Teraz – masz „wybór” między „Tańcem z (..)-iazdami” a teleturniejem lub dyskusją ekspertów (od prania mózgów). Dużą część ludzi już ten wybór zadowala. Dlatego możliwe jest wciśniecie ludziom jako ich własnego poglądu, że: „ja to już rzygam tym Smoleńskiem”. I temu musimy stawić czoło.
Co do ustaleń MAK czy Millera: Ilość ewidentnych kłamstw w raportach MAK i Millera była tak duża, że nikt krytyczny śledzący literaturę przedmiotu tym „organom” nie wierzył. Istnieje poważna literatura na ten temat, omówienie jej przekracza jednak objętością możliwości tej rozmowy. Śledzenie literatury przedmiotu jest niestety możliwe jedynie na uczciwych portalach internetowych, ciągle zanieczyszczanych przez agentów oraz tzw. trolle. Samodzielne śledzenie sprawy wymaga jednak sporo czasu i krytycyzmu, czyli wysiłku. Wyniki analiz tych raportów podsumował Łażący Łazarz, może dość brutalnie, ale precyzyjnie: „MAK w dupie”. [por.Mak w dupie] Mój wkład we wczesną fazę walki przeciw oficjalnej dezinformacji, był prosty: Ośmieliłem się (a było to w czasie wielu okrutnych, odstraszających skrytobójstw ludzi znających się na sprawie i dających temu wyraz) złożyć zeznania w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej [Zeznania świadka M. Dakowskiego dla Prokuratury Wojskowej] w sprawie dla fizyka najprostszej, to znaczy z argumentami opartymi o prawa zachowania obowiązujące w całym Wszechświecie i o geometrię, też identyczną dla całego Wszechświata:
- Brzoza (zwana później pancerną lub kevlarową) nie mogła urwać skrzydła, bo byłaby na to parę rzędów wielkości (sto do tysiąca razy) za słaba. Potwierdziło to później wielu badaczy, a szczególnie prof. W. Binienda poprzez zaawansowane obliczenia i użycie programów komputerowych sprawdzonych w obliczeniach dotyczących lotnictwa i lotów kosmicznych. - Żaden duży samolot, w tym Tu-154, nie mógłby się poderwać, gdyby zahaczył skrzydłem na wysokości 5,6 metra, bo musiałby ogonem wyryć w ziemi rów, którego nie ma na zdjęciach terenu. Prosty brak miejsca... - Sławna „beczka” musiałaby zostać wykonana, ze względu na geometrię (duża rozpiętość skrzydeł samolotu) – pod ziemią. A takie figury są w akrobatyce lotniczej nieznane. - Potwierdzona zdjęciami obecność śmieci, toreb plastikowych, gniazd ptasich, drewnianych budek w najbliższej okolicy „pancernej brzozy” wyklucza możliwość, że obszar ten się znalazł w strumieniu gazów z silników odrzutowych. Rozrzut rozłożonych na złomowisku części metalowych wyklucza „śmierć na skutek przeciążeń (przyspieszeń) rzędu 40-100 g”, jak konkluduje np. MAK. Późniejsze relacje rodzin pomordowanych dotyczące oględzin zwłok (m. in. Anny Walentynowicz) potwierdziły w pełni moje wcześniejsze analizy i zeznania w prokuraturze. Mówię o oględzinach w Moskwie, tj. przed jakąś niewyobrażalną, satanistyczną orgią, która nastąpiła później, a w wyniku której np. czaszka Anny Walentynowicz została pokruszona, a w kilku ekshumowanych ciałach znaleziono jakieś rękawiczki, niedopałki, rękawy, śmieci. Analizy nielicznych dostępnych zdjęć i złomowiska koło lotniska Siewiernyj wykazały w ciągu następnych dni przemieszczanie się tam i dziwne zmiany różnych elementów metalowych. Np. „ścianka” pochodząca rzekomo z Tu, która ma na niektórych zdjęciach 7, na innych 9 czy 10 okienek uznawana jest oficjalnie, a także przez bezkrytycznych dziennikarzy i filmowców za ten sam element (analizy Yurko). Udowodniono również jednoznacznie wcześniejszą inscenizację na tej scenie (wcześniejszą - tj. przed czasem „katastrofy”, oficjalnie zresztą nieokreślonym, chyba celowo i szyderczo). Ośmiesza to raporty oficjalne, ale jest też trudnością dla spójności hipotezy „dwuwybuchowej”. ZB: 6 lipca 2010 roku powstał Zespół Parlamentarny d/s wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej kierowany przez posła PiS Antoniego Macierewicza. To budziło nadzieję Polaków i - zdaje się - także Pana Profesora na gruntowne i w miarę szybkie dotarcie do prawdy o okolicznościach śmierci polskich delegatów udających się do Katynia. Jak Pan z dzisiejszej perspektywy ocenia działania Zespołu?
MD: Strona podejrzana o planowanie i wykonanie zbrodni zrabowała i nie oddaje nawet po latach najważniejszych dowodów: Gdzieś, tam są wszystkie rejestratory, kokpit, reszta wraku. Kokpit „znikł”, a przecież w nim każdy przyrząd ma swój unikalny numer i charakterystykę. O „zabawie kota z poraniona myszką” w wykonaniu tajnych struktur „tamtejszych” powiem więcej w II części tej rozmowy.
Jednak ujawnienie wielu, bardzo ważnych dla śledztwa, spraw leży w mocy polityków opozycji, tak z otoczenia JK, jak i AM. Oczywiście nie wspominam tu o „grupie rządzącej”, bo jest już pewne, że grupa ta zajęta jest od początku, a może i wiele wcześniej, mataczeniem i niszczeniem dowodów ( jeśli za początek przyjmiemy ranek 10 kwietnia). Konieczne są przesłuchania (w procedurach z jasnymi konsekwencjami karnymi, a choćby moralnymi, za ew. przemilczenia czy kłamstwa) osób z otoczenia Prezydenta i z jego kancelarii. Dla przykładu niezbędne są zeznania i dokumenty pisane i filmowe na temat losu prezydenta od rozmowy z prez. Grybauskaite aż do hipotetycznego„wejścia na pokład Tu101” w sobotę. Czy na przykład córka , pani Marta Kaczyńska, rozmawiała bezpośrednio z Ojcem w tym czasie? Czy min. Sasin oraz pani Zofia Kruszyńska - Gust [por. np.Gdzie jest Zofia Kruszyńska - Gust ‑ocalała z katastrofy"? ] rozmawiali z nim w piątek wieczorem będąc razem, w tym samym pokoju?? Kto Go (z małżonką?) wiózł w sobotę na Okęcie? Gdzie zdjęcia, filmy, zeznania? Czemu takie, oczywiste i narzucające się pytania taktowane są przez wszystkich Graczy Oficjalnych (czyli tak przez grupę rządzącą, jak i polityków opozycji) jako naruszenie tabu, ważnego dla ROZGRYWAJĄCYCH? Przecież jasne odpowiedzi na wiele takich pytań mogłyby znacznie zmniejszyć podejrzenia rozsądnych analityków o świadome ukrywanie ważnych faktów i spraw –zarówno przez otoczenie Jarosława Kaczyńskiego jak i (odmiennie - nie wiemy jednak, czemu?) otoczenie Antoniego Macierewicza. Nie nam oceniać motywy ukrywania pewnych wątków przez AM i JK. Nie znamy przecież przyczyn. Stwierdzam jednak, że to ukrywanie jest widoczne od kwietnia 2010 roku oraz że jest ono przeszkodą do poznania i ujawnienia prawdy. Co do lansowanej jako jedyna prawda „hipotezy dwu-wybuchowej” nawet A. Macierewicz mówi: “Podkreślam, że to jest hipoteza. Nie mamy zamiaru twierdzić, że to jest ostatnie słowo, także ze strony zespołu parlamentarnego, ale jest to jedyna całościowa hipoteza”. Otóż jest to hipoteza, ale nie jedyna – i zdecydowanie nie całościowa.
Nie są dostępne jakiekolwiek dowody na to, gdzie był i co robił Prezydent Lech Kaczyński od czwartku przed południem, gdy (nagle?) poleciał do Wilna i widział się i rozmawiał z prezydent Litwy Dalią Grybauskaite. Niektóre z udostępnionych zdjęć z tej wizyty są dla specjalistów od fotografii komputerowej ewidentnymi fotomontażami. Np. na udostępnionej (po około dwóch latach od Zdarzenia!) kopii zdjęcia z rozmowy tych dwojga prezydentów, głowa prez. LK została doklejona do innego korpusu (analiza Yurko na poszczególnych szeregach pikseli). Faktem jest, że nie ma możliwości obejrzenia i profesjonalnej analizy filmów z Wilna z czwartku, 8 kwietnia, szczególnie z drugiej części wizyty i z opuszczenia Wilna (Odlot? Jakim samolotem? A może odjazd? Z jakimi osobami towarzyszącymi?). Niedostępne są protokoły, zdjęcia, filmy, listy osób towarzyszących i ich zeznania, protokoły BOR-u itp. Charakterystyczne, że sugestie o zmanipulowaniu relacji fotograficznych spotkania LK z prez. Grybauskaite przyszły z Rosji, od „źródeł” zwanych „Gorożanin iz Bernauła”, a ewidentnie związanych ze strukturami tajnymi („siłowniki”) Rosji. Szerzej o tym aspekcie gry Planisty z różnymi grupami w Polsce - w II części tej rozmowy. Nie było śledztwa ani nie wyjaśniono publicznie, kto podrzucił sfabrykowane zdjęcia „prezydenta LK w samolocie do Smoleńska”, które zostało „znalezione” w Chicago, w rodzinie Wojciecha Seweryna, który zginął w tej - no cóż – nie mogę użyć innego określenia - ZBRODNI.
Nie ma wyników śledztw na temat tego, kto , jak i dlaczego usunął zapisy monitoringów z Okęcia oraz z Siewiernego. Wykazałem w poprzednich analizach (matematycznie), że prawdopodobieństwo, iż były to zdarzenia niezależne, jest nieskończenie małe [por.O pożytkach i niebezpieczeństwach używania LOGIKI ]. Planista i wykonawcy tego oczywistego elementu Zbrodni nie są nawet poszukiwani, zarzuty nie są sformułowane. Nie istnieją, nie są zebrane precyzyjne zeznania Rodzin (ostatnie dni, telefony, sms-y, transport „na lotnisko” itp. Próby ich zbierania są konsekwentnie blokowane. Szerzej o tym w II części rozmowy [mam nadzieję].
Zbrodnia Smoleńska ma wiele cech wspólnych ze zbrodnią w World Trade Center, popełnioną osiem lat wcześniej, zwaną w skrócie 9/11. Widać, że Planista „Smoleńska” wzorował się tak na jej przygotowaniu, przeprowadzeniu, jak i przygotowaniu całej dezinformacji , „śledztwa” i powoli cedzonych późniejszych „rewelacji”. W USA jednak tak rodziny ofiar, jak stowarzyszenia pilotów, kontrolerów lotów, prawników itp. mają zagwarantowany przez konstytucję dostęp do danych źródłowych. Jest on utrudniany, ale możliwy. Stąd istnienie wielu analiz, książek, filmów dokumentujących rzeczywisty przebieg zbrodni, wykazujących, że planowanie, przebieg i „otoczka medialna” zbrodni 9/11 były zupełnie inne, zdecydowanie różne od opowieści oficjalnych podawanych zaraz po Zdarzeniu, czy po latach opublikowanych w oficjalnym „Raporcie Rządowym”. Wyciszanie tych analogii przez tutejszy rząd i podległe mu media nie dziwi. Zadziwiło nas jednak , gdy min. Antoni Macierewicz z powaga zaprosił do badań w Zespole Parlamentarnym „eksperta” Kushnera z USA. Człowiek ten bowiem „badał 9/11”, a potem podpisał skłamany Raport Rządowy. Raport ten powstawał w bólach, zdaje się ok. 2-ch lat, Kushner więc, gdyby był uczciwy, mógł w tym czasie przypomnieć sobie podstawy fizyki ze szkoły średniej (chyba tam fizyki uczą?). Np. o tym, że ciało na Ziemi spada z przyspieszeniem g=1 tylko wtedy, gdy nie napotyka na żaden opór. A przecież te dwa budynki WTC stały na 47 stalowych kolumnach każdy, które się nie spaliły, ani nie roztopiły, bo nie było takiej temperatury ani czasu na to. Filmy z destrukcji dwóch z trzech wież WTC wskazują, że przyspieszenie wynosiło g=1. Dodatkowo - są filmy, na których widać 11 błysków kontrolowanej destrukcji jednej z tych wież. Zapominalskim przypominam, iż trzecia wieża WTC-7 zawaliła się „ze strachu”, bez ingerencji „okrutnej Al-Kaidy”. Pogrzebała pod sobą nierozliczone papiery dłużne wartości setek miliardów dolarów (może więcej?). O dziesiątkach ton złota, o diamentach ledwie wspomnę – to „detale”. Ale nie odnalazły się pod gruzami, mimo, iż nie są łatwopalne. To „słoń”. A sprawa polska wygląda tak, że AM indagowany publicznie, czemu zaprasza i nagłaśnia kłamcę, który oszukuje swój naród, więc tym bardziej nie będzie miał oporów w oszukaniu obcego narodu, odpowiedział że on (AM) zajmuje się sprawą smoleńską, nie zaś wątpliwościami i hipotezami w kwestii 9/11. To zły znak dla Polaków.
Najważniejszym wnioskiem ogólnym na temat minionych trzech lat z częściowo zakłamanego, a częściowo kulawego śledztwa, jest ten, że nie wolno ograniczać się do badania, choćby najbardziej szczegółowego, tzw. „ostatnich sekund lotu”. Konieczne jest zdecydowane wykroczenie poza te, dziwacznie narzucone, także Zespołowi Parlamentarnemu, ograniczenia. Konieczne jest na przykład udokumentowanie, jakie samoloty związane z tą misją startowały tego ranka z Okęcia, oraz co, czy kogo wiozły - i dokąd. Wiele przemilczeń i przekłamań tzw. „świadków” ujawniła grupa świetnych, krytycznych analityków, którzy skupili się wokół Free Your Mind-a, czyli, co wiemy od paru miesięcy, dr. Pawła Przywary. Kapitalna jest jego książka „Czerwona strona Księżyca”, w której te różne ważne pytania są postawione, a ukrywane przez oficjalnych śledczych (zapewne z panicznego strachu) zagadnienia są nagłośnione. Jestem przekonany, że testem na uczciwość i odwagę każdego analityka Zbrodni Smoleńskiej jest sposób merytorycznego odniesienia się do konkretnych problemów postawionych w tej pracy, oraz do spraw podniesionych przez analityków tej grupy. Zaś imputowanie im „agenturalności”, czy bycia „sektą” jest świadectwem paniki, że Prawda, która zapewne jest straszniejsza od naszych podejrzeń, może ujrzeć światło dzienne. Naciski na odsuwanie od oficjalnych konferencji osób z grupy stawiającej szerzej pytania o „Smoleńsk” nie powinny się powtórzyć. Nie dlatego, że to wstyd, bo wstyd czy bezwstyd jest odczuciem subiektywnym. Ale dlatego, że takie naciski utrudniają dojście do prawdy – i sugerują chęć jej ukrycia.
ZB: Mec. Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna, który zginął 10 kwietnia 2010 roku, powiedziała niedawno: "Wszystkie dokumenty, które przesyłane są z Rosji, poświadczają nieprawdę. Nie mówię jedynie o materiałach dotyczących sekcji zwłok, ale o wszystkich dokumentach rosyjskich". Eksperci Zespołu Parlamentarnego traktują jednak rosyjskie materiały bardzo poważnie, badają je i wyciągają daleko idące wnioski, jak chociażby o dwóch wybuchach w Tu-154M 101, które miałyby być przyczyną katastrofy na Siewiernym. O czym to świadczy?
MD: Wyżej przeanalizowałem pewien zły znak dla Polaków. Innym złym znakiem jest to, iż ograniczono prace ZP jedynie do analiz danych otrzymanych od MAK. Szansa, że dane te nie są sfałszowane, jest bliska zero. Przyznała to nawet mec. Małgorzata Wassermann, córka posła który zginął w zamachu. Była zawsze dotąd ostrożna w słowach, ocenach i czynach. Część tych prac jak dla przykładu analizy porównawcze prof. Biniendy wytrzymałości brzozy i skrzydła Tu-154 są doskonałe. Ale fakt, że ZP unika kwestii POCZĄTKU, tj. badania tego, co działo się w Warszawie w nocy, potem na Okęciu, brzmi alarmująco.
Dla przykładu: - Co działo się z Prezydentem w piątek i sobotę rano, - Jak, kiedy, kto dowiózł wszystkich, którzy zginęli/zaginęli? Szerzej poruszę te ważne kwestie w II części rozmowy. - Co działo się czy stało z hangarem nr. 21 [por.Był sobie hangar - tajemnicze Okęcie 2010] na Okęciu, z nagraniami wszystkich monitoringów (Okęcie i Siewiernyj), - Gdzie są filmy, zdjęcia, wywiady dziennikarzy sprzed „odlotu”. - Czemu nie ma - i nie usiłowano uzyskać – zeznań obsługi Okęcia, od kontrolerów lotu do bufetowych i sprzątaczek włącznie. Narzuca się wniosek, który muszę tu powtórzyć, że AM coś ważnego i groźnego stara się ukryć.
Odmienna jest sytuacja JK. Dla przykładu nie umożliwił on analizy fonograficznej „rozmowy z bratem”, o której wszyscy piszą, że odbyła się „z pokładu samolotu”. Znów porównajmy ze wzorcową dla „Smoleńska” zbrodnią9/11. Udowodniono, że „rozmowy z telefonów komórkowych” wykonane rzekomo w czasie lotu porwanych samolotów : 1) były niemożliwe, niewykonalne technicznie, 2) sfałszowane, wykonane ze zgromadzonych wcześniej autentycznych zdań i rozmów danej osoby.
Ad 1: Przy tej prędkości, jaka mają samoloty rejsowe (800 - 900 km/h) i wysokości, na jakiej latają, próba połączenia się z komórki (stan technologii na 2001r. ) musi doprowadzić do „efektu domina”, tj. usiłowanie połączenia się z wieloma stacjami bazowymi, nad którymi przelatuje samolot prowadzić musi do zablokowania aparatu, do niemożności rozmowy. To wykazano doświadczalnie, nie tylko „teoretycznie”. Ad 2: Przykłady: Syn (Mark Bingham) dzwoni do swej matki – i parokrotnie przedstawia się jej z imienia i nazwiska. Staruszka tego nie zauważa – tak zajęta jest straszną treścią „rozmowy”. Te „rozmowy” zostały zmontowane z autentycznych głosów osób, którym je potem przypisano. Były dopasowywane na żywo do reakcji rozmówcy. W razie kłopotów z sensem – „porwany” proponował wspólne odmawianie psalmów, a w tym czasie przygotowywano kolejną odpowiedź. Ta technika jest opanowana, znana fachowcom. Dużo bardzo przekonywujących przykładów można znaleźć w książce Sławomira Kozaka „Operacja dwie wieże” i w następnych jego książkach na podobne tematy [Wyd. AURORA]. Por. rozdział „Mit Shanksville” i „Telefony, telefony”. Tam też są dostępne filmy wyjaśniające wiele oszustw (i sposobów ich przeprowadzenia) w oficjalnej, rządowej wersji „ataku na Pentagon”. Filmy ilustrują wyniki analiz pilotów z grupy „Pilots for 9/11 Truth”, kontrolerów ruchu, itd. Niemożliwe, by Jarosław Kaczyński tych spraw nie znał lub by je zlekceważył. Analiza jego rozmowy z Bratem przez specjalistów od fonografii jest kluczowa dla ukierunkowania śledztwa smoleńskiego. Podobnie – nie wyjaśniono, czemu (ew.: i kto??) opóźniono przyjazd JK na Siewiernyj („po katastrofie”), czemu „ciało LK było zimne”? Narzuca się hipoteza, iż JK „musiał” poczekać, by ciało dowieziono z lodówki na „miejsce katastrofy”. Przypominam, że wiarygodnych zdjęć ciał ofiar na złomowisku BRAK.
ZB: Rosyjskie materiały są też podstawą śledztwa prokuratorów z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Czy oni nie znają wartości ruskich dokumentów? Kiedyś polscy śledczy powstrzymali skutecznie żądania ekshumacji zwłok, utajnili wiele ważnych informacji, później uczestniczyli w aferze trotylowej, a teraz szukają śladów alkoholu u 32 ofiar tragedii. Czy oni nie widzą tego, że kpią z ludzkiego rozumu i wystawiają Polaków na bezgraniczną cierpliwość?
MD: Sądzę, że prokuratorzy poddawani są ogromnym naciskom. Oczywiście, jak w całym „resorcie sprawiedliwości”, decydują tam sprawdzeni jeszcze w latach 80-tych towarzysze. Na pewno do Tej Sprawy selekcja kadr była jeszcze ostrzejsza, bo „to kadry decydują o wszystkim”. Jednak jest tam grupa osób profesjonalnych, uczciwych, może też obawiających się odpowiedzialności karnej w przyszłości, które zapewne w swoim mniemaniu „robią co mogą”. Za sygnały ich istnienia uważam, może paradoksalnie, zabawne perypetie z niemożnością zmierzenia „wysokości brzozy”, opisane na przykład tu: Gang Olsena na tropie, czyli przygód gamoni w mundurach ciąg dalszy . Wybrano sprawę zupełnie marginalną, bo od dawna jest oczywiste, iż udział pancernej brzozy w czymkolwiek jest hipotezą oszukańczą i dawno ośmieszoną. Sygnał ten odczytuję jako: „No widzicie, ludzie, że nic nie możemy...” Może jednak jestem zbyt pobłażliwy? Mam nadzieję, że dokumenty „w sprawie” są tam chronione i czekają na lepsze czasy, a nie są niszczone, jak zapisy monitoringów z Okęcia i Siewiernego zniszczone przez nieznanych sprawców. Bezkarnie!
ZB: Polskie organy władzy nie podjęły decyzji o otwarciu trumien, które przybyły z Moskwy. Trzy tygodnie później pisał Pan Profesor: "Kto wie, co jest w tych trumnach?" Władze nie spieszyły się jednak z przeprowadzeniem ekshumacji. I co się okazało teraz, gdy otworzono dziewięć trumien? - Sześć ofiar pochowanych było w niewłaściwych grobach. Poległy śp. ksiądz prof. Ryszard Rumianek leży dotąd nie wiadomo w której trumnie. I jak można przejść do porządku dziennego, gdy osoba historyczna już za swego życia, rozpoznana przez rodzinę w prosektorium w Moskwie, była pochowana bez twarzy w nie swojej trumnie?
MD: Przypominam, że już w maju 2010 alarmowałem, m. in. w tekście Kto wie, co jest w trumnach? i listach poufnie dostarczonych Jarosławowi Kaczyńskiemu i Antoniemu Macierewiczowi [listy są tu: FYM: Wywiad z prof. M. Dakowskim ], o możliwości dostarczenia z Moskwy w trumnach czegokolwiek, np. ścierwa psów czy kamieni i cegieł. Były przecież takie precedensy (katastrofy Ił-ów 62 pod Warszawą). Argumentowałem Im o konieczności otwarcia wszystkich trumien, jako dostępnych nam, a ważnych dowodów rzeczowych w sprawie. Nie doczekaliśmy się reakcji.
Te podejrzenia potwierdziły oględziny ciał w Moskwie porównane z jakąś niewyobrażalną, satanistyczną orgią, która nastąpiła później, a w wyniku której np. czaszka Anny Walentynowicz została pokruszona. Wrócimy do tego. Niestety - wspólny front matactwa, zbrodni i tchórzostwa czy niemocy zablokował na razie tę sprawę.
ZB: Dziękuję Panu Profesorowi za udzielenie wywiadu, który - jestem o tym przekonany - wzbudzi zainteresowanie Czytelników. Wierzę, iż zechcą oni zadać następne pytania, które - zebrane przeze mnie - będą postawione Panu w drugiej części naszej rozmowy.
MD: Winien jestem wyjaśnienie, czemu używam określenia „Zbrodnia Smoleńska”. Początkowe przypuszczenie, t.j. hipoteza, że była to zaplanowana zbrodnia, zamieniło się w ciągu paru pierwszych tygodni analiz w fakt udowodniony. Najpierw poprzez analizę zdjęć wskazujących jednoznacznie na inscenizację, oraz ze względu na manipulację przez Rosjan i pomagających im przedstawicieli rządu RP „czasem zdarzenia” i „świadkami”, podstawianymi i przedstawianymi bez wyboru spójności i sensowności ich wypowiedzi. Natomiast przymiotnik „smoleńska” używam jedynie w sensie popularnym, przyjętym w świadomości Polaków. Jest to podobne do faktu, iż pojęcie „Katyń” zwykle odnosimy też do innych miejsc zbiorowych mordów Polaków przez sowietów, np. również do nie zbadanej sprawy zatopienia barek na Morzu Białym. Ten temat ciągle jest tabu. Zupełnie nie wiemy (po trzech latach!), gdzie wymordowano najpierw 96 osób, Polaków (a doszły skrytobójstwa). Nie wiemy nawet, czy mordowano ich w jednym miejscu i czasie. Natomiast nazywanie tej zbrodni „warszawską”, jak chce Krzysztof Cierpisz, byłoby podwójnie mylące: - nie mamy dotąd przekonywujących dowodów, że nastąpiło to w Warszawie, np. na Okęciu, czy w Hangarze nr 21 w kompleksie wojskowym lotniska Okęcie. Por.Był sobie hangar . Może następowało to w wielu miejscach. Termin „Zbrodnia Warszawska” zakłada więc coś, co na razie jest tylko hipotezą. A zbrodni w Warszawie popełniono już tyle że tracimy jednoznaczność określenia sprawy. *** Gloria Patri, et Filio, et Spiritui sancto. |