Agent "Wolski", STASI, Kiszczak, Kufel...
Wpisał: Mirosław Dakowski   
18.03.2010.

[Agent "Wolski", STASI, Kiszczak, Kufel...]

Nieznane dokumenty: Jaruzelski w świetle materiałów Stasi

Wojciech Sawicki  2010-03-17 http://www.bibula.com/?p=19477

            W 1952 r. ówczesny podpułkownik Wojciech Jaruzelski został zwerbowany przez ówczesnego kapitana Informacji Wojskowej Czesława Kiszczaka w celach kontrwywiadowczych - dowodzi dokument Stasi opublikowany przez “Gazetę Polską”.

            W pierwszej połowie roku 2000 odbywałem staż naukowy w Urzędzie Pełnomocnika Federalnego ds. Akt Służby Bezpieczeństwa Państwowego byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej – znanego na całym świecie pod nieoficjalną nazwą Urząd Gaucka. Miałem tam unikalną możliwość zapoznawania się nie tylko z oryginałami dokumentów Stasi (a nie jak większość badaczy - z powodu prawnego wymogu urzędowej anonimizacji – ich zaczernionymi kopiami), lecz przede wszystkim samodzielnego ich wyszukiwania. Wówczas natknąłem się w aktach – które bez cienia przesady nazwać można po prostu „teczką Kiszczaka”, założoną na szefa polskiego MSW przez kontrwywiad enerdowskiej bezpieki – na arcyciekawy dokument, powstały w 1986 r., który ze względu na jego historyczną wagę przytaczam w całości (razem z oryginalnym jego mini-streszczeniem, dokonanym najpewniej przez prowadzącego teczkę oficera kontrwywiadu Stasi).

W archiwach Stasi

            Czytelnikowi należy się kilka słów wyjaśnienia, czym tak naprawdę jest owa „teczka Kiszczaka” i dlaczego prowadził ją akurat Główny Wydział II Stasi, czyli departament kontrwywiadu.

            W wyniku Sierpnia ’80 i związanego z nim ogromnego zaniepokojenia Ericha Honeckera niestabilną sytuacją polityczną u wschodniego sąsiada powołano do życia w enerdowskiej Służbie Bezpieczeństwa Państwowego tzw. Grupę Operacyjną Warszawa (Operativgruppe Warschau). Rezydowała ona przy polskim MSW w Warszawie. Oprócz oficjalnej współpracy z polskimi organami bezpieczeństwa otrzymała też ona od swoich mocodawców w Berlinie Wschodnim poufne zadanie szpiegowania Polaków na masową skalę – i to zarówno tych z kręgów władzy, jak i opozycji. Nad Sprewą podjęto też decyzję, że zostanie ona uplasowana w ramach Stasi właśnie jako agenda kontrwywiadu. Wynikało to po pierwsze z tajnych umów międzynarodowych, w myśl których tego rodzaju grupy łącznikowe działające na terenie zaprzyjaźnionych krajów socjalistycznych podlegały krajowym kontrwywiadom (w PRL np. był więc to Departament II MSW). Po drugie – Główny Wydział II podlegał w hierarchii Stasi, jako jedyna z tak dużych jednostek departamentalnych, bezpośrednio samemu ministrowi Erichowi Mielkemu. Ten zaś – jak wiadomo – nie ufał w stopniu dostatecznym żadnemu ze swoich wiceministrów, a już zwłaszcza szefowi HVA (wywiadu) Markusowi Wolfowi, naturalnie predestynowanemu przecież do prowadzenia tego rodzaju działalności, aby zrezygnować z bezpośredniego nadzoru nad GOW.

            Kluczowy dokument z marca 1986 r. nie został jednak wcale pozyskany przez Grupę Operacyjną Warszawa, ale pochodził z zupełnie innego źródła: Głównego Wydziału I – a więc kontrwywiadu wojskowego, będącego odpowiednikiem peerelowskiej samodzielnej służby specjalnej: Wojskowej Służby Wewnętrznej, podlegającej wyłącznie MON, lecz w systemie politycznym NRD, jak i powojennego ZSRS, będącego immanentną częścią, odpowiednio, Stasi i KGB. Uważna lektura odręcznego nagłówka dokumentu ze strony 92. teczki ujawnia jednak jeszcze jeden zaskakujący fakt. Zdobyte operacyjnie informacje (mowa jest bowiem wyraźnie o „źródle” Głównego Wydziału I) pochodziły pierwotnie skądinąd. Zostały one mianowicie pozyskane z jedynej niezależnej formalnie od Stasi służby specjalnej NRD – wywiadu wojskowego (odpowiednika sowieckiego GRU i peerelowskiego Zarządu II Sztabu Generalnego WP), znanego od lat sześćdziesiątych w hermetycznym światku wywiadowczym jako Verwaltung Aufklärung der NVA (Zarząd Wywiadu Narodowej Armii Ludowej NRD), którego nazwa w latach 1983–1990 brzmiała jednak oficjalnie, dokładnie tak jak jest to przytoczone w niemieckim tekście dokumentu: Bereich Aufklärung der MfNV (Zakres Wywiadu MON NRD).

            Ze względu na inne podporządkowanie obu wojskowych służb specjalnych NRD (kontrwywiad – MBP, wywiad – MON) rywalizacja między nimi była szczególnie zacięta. Przy czym, podobnie jak w ZSRS, ze względu na ogromną władzę i pozycję cywilną bezpieki (Stasi, KGB) dominacja należała zdecydowanie do kontrwywiadu, który posiadał przywilej rozciągnięcia swego bezpośredniego wpływu na wszystkie struktury wywiadu, a co za tym idzie, miał tam swoje oficjalne przyczółki. Mógł nawet – jak widać choćby z przytaczanego dokumentu – werbować agenturę spośród kadry pracowników wywiadu wojskowego. Sytuacja odwrotna była oczywiście nie do pomyślenia.

            W strukturze Głównego Wydziału I Stasi tzw. ochrona kontrwywiadowcza (czytaj: inwigilacja) wywiadu wojskowego NRD należała do zadań Podwydziału 2 Wydziału Kontrwywiadu Zewnętrznego (Abteilung Äußere Abwehr, Unterabteilung 2), nadzorowanego zresztą bezpośrednio przez I. zastępcę szefa Głównego Wydziału I. Jednostka ta rezydowała zresztą całkiem legalnie w siedzibie wywiadu wojskowego przy Oberspreestraße 57-61 we wschodnioniemieckiej dzielnicy Treptow, która z kolei sama w sobie była zakonspirowana przed obcymi służbami specjalnymi, ale i zwykłymi obywatelami NRD jako rzekomy Instytut Matematyczno-Fizyczny Armii NRD (Mathematisch-Physikalisches Institut der NVA). W dużym stopniu właśnie ze względu na tę posuniętą do najdalszych granic konspirację wewnętrzną na przełomie lat 1989/1990 udało się jego funkcjonariuszom niemal w 100 proc. usunąć bądź zniszczyć wytworzoną przez lata dokumentację operacyjną. Ze zrozumiałych więc względów struktura ta pozostaje do dziś najbardziej tajemniczą i niezbadaną spośród wszystkich służb specjalnych byłej NRD, a wielu publicystów nadal nawet nie uzmysławia sobie jej istnienia.

            Zasadniczy dokument ze strony 92. został poprzedzony swoistym mini-streszczeniem, zawartym na niewielkim kawałku papieru wszytym w teczkę jako jej obecnie 91. karta. Przytaczam go wyłącznie dlatego, że w jednym miejscu jego treść odbiega wyraźnie od streszczanego oryginału. Mowa jest w nim bowiem o tym, że w 1952 r. Czesław Kiszczak miał być jeszcze w randze kapitana lub majora, podczas gdy pełna wersja informacji mówi jednoznacznie, że późniejszy szef MSW był wówczas kapitanem.

            Trudno odgadnąć, skąd tego rodzaju rozbieżność, tym bardziej że trudno również zakładać, by „streszczenie” mogło czerpać swe źródło skądinąd niż dokument z kolejnej karty. Zwraca uwagę za to fakt, że w niemieckim tekście „streszczenia” nazwisko Kiszczak oraz imię gen. Witaszewskiego Kazimierz jest zapisane w formie bezbłędnej, co może być dodatkową wskazówką, że dokonał go oficer Wydz. X kontrwywiadu Stasi, prowadzący na co dzień „teczkę Kiszczaka” – mający ze względu na swoją pracę spore obycie zarówno z naszymi realiami, jak i językiem polskim.

            Natomiast dokument ze strony 92., umownie zwany przeze mnie „oryginalnym” (w rzeczywistości bowiem to tylko jedna karta załącznika nr 2 jakiegoś większego dokumentu stworzonego w Głównym Wydziale I, w dodatku na podstawie wiedzy ich agenta z wywiadu wojskowego NVA), zawiera konsekwentnie błędną formę Kiszak i niemiecki fonetyczny zapis imienia – Kasimierz. Świadczy to ewidentnie, że oficer, który dla wywiadu wojskowego NRD pozyskał te informacje, tylko w ograniczonym stopniu posiadał znajomość języka polskiego. Nasuwa się wręcz przypuszczenie, że informacje te zostały uzyskane albo w bezpośredniej (może nagrywanej) rozmowie oficera wywiadu NVA ze swoim dobrze uplasowanym źródłem w Polsce, albo też na drodze podsłuchu (np. rozmowy wyższych oficerów LWP z otoczenia Jaruzelskiego i Kiszczaka).

MfS HA II/10 ZMA 1763, s. 91:
Szczególne związki łączą gen. Jaruzelskiego z gen. Kiszczakiem. Znajomość ta została zapoczątkowana jeszcze wtedy na początku lat 50., gdy gen. Jaruzelski był wykładowcą w Akademii Sztabu Generalnego, a gen. Kiszczak był, jeszcze w randze kapitana lub majora, oficerem kontrwywiadu na tej uczelni. Mówi się także, że gen. Kiszczak dostarczył dowody nadzwyczaj pozytywnego nastawienia gen. Jaruzelskiego [do ustroju komunistycznego], gdy w 1952 roku gen. Kazimierz Witaszewski, ówczesny Szef Głównego Zarządu Politycznego WP, próbował doprowadzić do zwolnienia z armii gen. Jaruzelskiego z powodu jego burżuazyjnego pochodzenia społecznego.

MfS HA II/10 ZMA 1763, s. 92:
[dopisano odręcznie:]
źródło Głównego Wydziału I [Stasi] w wywiadzie wojskowym MON [NRD]
13.03.1986
Załącznik nr 2
karta 2

Gen. broni Czesław K i s z c z a k , Minister Spraw Wewnętrznych
Rozwój ścisłych związków pomiędzy gen. broni Kiszczakiem i gen. armii Jaruzelskim rozpoczął się w początku lat 50., gdy tow. Jaruzelski był oficerem wykładającym w wojskowej Akademii Sztabu Generalnego.
Towarzysz Kiszczak był w tym czasie kapitanem odpowiedzialnym za ochronę kontrwywiadowczą na tej uczelni.
W roku 1952 tow. Jaruzelski został pozyskany przez kpt. Kiszczaka jako „nieoficjalny współpracownik”, przez niego zaprzysiężony i wykorzystany do wykonania zadań kontrwywiadowczych. Współpraca została oceniona jako bardzo aktywna i wartościowa.
Gdy w końcu roku 1952 ówczesny Szef Głównego Zarządu Politycznego WP, gen. Kazimierz Witaszewski zażądał zwolnienia tow. Jaruzelskiego z armii z powodu burżuazyjnego pochodzenia, tow. Kiszczak postarał się o odpowiednie dowody na nadzwyczaj pozytywną postawę i nastawienie tow. Jaruzelskiego do [komunistycznego] państwa i armii.
W kolejnych latach istniały już zawsze ścisłe związki pomiędzy towarzyszami Kiszczakiem i Jaruzelskim. Zwłaszcza w okresie kierowania przez gen. broni Kiszczaka wywiadem polskiej armii zaopatrywał on gen. armii Jaruzelskiego i jego rodzinę w zagraniczne towary, które pozyskiwał jako podarunki od działających zagranicą attachés wojskowych.
Szczególnie ścisły związek istnieje pomiędzy żonami generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, który przyczynia się do tego, że związki obu rodzin pozostają nienaruszone.

 

            Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się po przeczytaniu obu niemieckich dokumentów, dotyczy oczywiście ich wiarygodności. W roku 2000 informacja, że twórca stanu wojennego i wieloletni minister, a następnie premier i I sekretarz PZPR zaczynał swoją karierę wojskową jako tajny informator owianej ponurą sławą Informacji Wojskowej, w dodatku zwerbowany przez swego późniejszego najbardziej zaufanego protegowanego, wydawała się nie tylko niemal fantastyczna, lecz przede wszystkim nieweryfikowalna. Instytut Pamięci Narodowej był wówczas dopiero w powijakach, a intensywna kwerenda w zasobie archiwalnym Urzędu Gaucka prowadzona przeze mnie w celu pogłębienia powyższych informacji nie przyniosła żadnych efektów. Co więcej, niedostępne były wówczas teczki osobowe Kiszczaka i Jaruzelskiego ani inne dokumenty wojskowe z lat pięćdziesiątych, które mogłyby choć trochę rzucić światło na wiarygodność opisanych w cytowanych wyżej dokumentach wydarzeń.

            W czerwcu 2005 r. media w Polsce poinformowały jednak, że w zasobie IPN odnaleziony został (co ciekawe – w materiałach nie po byłym GZI WP i WSW, lecz po byłym Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego) interesujący dokument z maja 1949 r. (AIPN BU MBP 4314 – Informacja na oficerów wytypowanych do pracy w II Oddz. Szt. Gen. WP, 9.05.1949, k. 31–34), który jednoznacznie wskazywał, że ppłk Jeruzelski [sic!] Wojciech s. Władysława, ur. w 1923 r. w m. Kurów [...] Jest naszym t/inf. „Wolski” – zawerbowanym 29.03.46 r. w 5 p.p. 3 D.P. na uczuciach patriotycznych. Charakteryzowany jako jednostka wartościowa; członek Partii. Dobry tajny współpracownik, nadający się na rezydenta. K/m. [Kompromateriałów = materiałów kompromitujących] nie posiadamy (dane z I Oddz. GZI WP 9.05.49 r.).

            Jest to jak dotąd jedyny znany samoistny dokument z zasobu polskiego, który choćby lakonicznie traktuje o współpracy późniejszego generała z Informacją Wojskową.

            W listopadzie 2005 r. specjalny zespół naukowców, powołany przez ówczesnego prezesa IPN Leona Kieresa odnalazł jeszcze zapis ewidencyjny z Księgi inwentarzowej tajnych współpracowników Nr 1 Zespołu E-1 (rodzaj dziennika archiwalnego wyeliminowanych osobowych źródeł informacji GZI WP prowadzony przez Oddział VII GZI WP zajmujący się ewidencją operacyjną), który podaje jednak wcześniejszą o ponad miesiąc datę werbunku Jaruzelskiego: 18 lutego 1946 r. (Jaruzelski Wojciech s. Władysława, ur. 1923, ps. Wolski – nr archiwalny 22858 – bez daty, zapewne dotyczy to jednak roku 1954 bądź 1955, oraz dopisek, zapewne z połowy lat sześćdziesiątych – materiały u kierownictwa [WSW]; jeszcze jeden, jak się wydaje bardzo istotny dopisek, wykonany został ołówkiem zapewne już w latach 70. wzdłuż trzech wcześniej zapisanych rubryk: materi.[ały] u Szefa Służby).

            W czerwcu 2006 r. archiwista IPN natknął się jeszcze przypadkowo na zapis w Księdze inwentarzowej tajnych współpracowników Nr 1, czyli założonym w grudniu 1948 r. przez Oddział VII GZI WP centralnym dzienniku rejestracyjnym wszelkich osobowych źródeł informacji GZI, pod kolejnym (relatywnie wczesnym) numerem 1846: Jaruzelski Wojciech s. Władysł.[awa] T/inf. [tajny informator] „Wolski”, zawerbowany przez Sekcję Informacji Wyższej Szkoły Piechoty [w Rembertowie].

            Warto podkreślić, że oba zapisy ewidencyjne – dotyczący numeru rejestracyjnego 1846 (z grudnia 1948 r.) oraz dotyczący archiwizacji teczek pracy i personalnej pod sygnaturą 22858 (z roku, jak można domniemywać, 1954 lub 1955) zostały w późniejszym okresie, być może jeszcze w latach siedemdziesiątych, starannie zamazane czarnym flamastrem, który jednak z czasem wyblakł, tworząc charakterystyczne zielone plamy, na których łatwo odczytać dziś pierwotną treść; natomiast same teczki „Wolskiego”, które już w latach sześćdziesiątych miały znajdować się u kierownictwa, a potem u samego szefa Wojskowej Służby Wewnętrznej (!) – zniknęły, co wyraźnie sugeruje, że w pewnym momencie podjęto próbę metodycznego „wyczyszczenia” ówczesnego archiwum WSW z wszelkich śladów, które mogłyby dać świadectwo o współpracy gen. Jaruzelskiego z Informacją Wojskową.

            Biorąc pod uwagę, że mowa tu jest o ściśle tajnym archiwum wojskowym, z którego w ciągu całej jego historii i tak nigdy nie wyciekły do opinii publicznej żadne informacje, oczywistym jest, że nie chodziło tu wcale o zwykłe „zabezpieczenie” informacji o t/inf. „Wolskim” (to było bowiem zagwarantowane), ale spowodowanie, by w ogóle zniknęła ona na wieki z jakichkolwiek nośników informacji, a więc była niedostępna dla jego późniejszych następców czy nawet ówczesnych oponentów w szeregach LWP czy PZPR.

            Rekapitulując powyższe informacje, możemy stwierdzić na podstawie niepodważalnych źródeł krajowych, że Wojciech Jaruzelski zwerbowany został w początkach 1946 r. (zapewne 29 marca – jak podaje cytowana wyżej charakterystyka z maja 1949 r., której postawą były najpewniej precyzyjne dane z teczki personalnej „Wolskiego”; data 18 lutego widniejąca w dzienniku archiwalnym GZI może dotyczyć albo wszczęcia sprawy – jeszcze w charakterze kandydata na tajnego informatora – albo też odnosiła się po prostu do pierwszego dokumentu w teczce personalnej) przez Wydział Informacji 3. Dywizji Piechoty (stacjonującej wówczas w Zamościu), podporządkowany w tym czasie Okręgowemu Zarządowi Informacji nr VII w Lublinie, „na uczuciach patriotycznych” – a więc bez żadnego przymusu ze strony oficerów GZI, czyli dobrowolnie.

            Wiadomo jednak, że już w 1947 r. kpt. Jaruzelski rozpoczął studia w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie (od 1 kwietnia 1948 r. – Wyższej Szkole Piechoty w Rembertowie), a następnie już od listopada 1947 r. stał się jej wykładowcą, awansując do stopnia majora i (25 stycznia 1949 r.) podpułkownika. W marcu 1949 r. został mianowany szefem Wydziału Szkół i Kursów Oficerów Rezerwy Oddziału Szkół i Kursów Sztabu Wojsk Lądowych WP. Nie dziwi więc, że dziennik rejestracyjny OZI GZI, który powstał dopiero w grudniu 1948 r., odnotowuje przy jego nazwisku i numerze rejestracyjnym „1843” jako jednostkę prowadzącą – Sekcję Informacji Wyższej Szkoły Piechoty, natomiast jego charakterystyka z maja 1949 r. podaje ówczesny prawidłowy jego stopień – podpułkownik oraz informuje, że „dane [do niej zaczerpnięto] z I Oddz.[iału] GZI WP, który zajmował się ochroną Sztabu Generalnego i jednostek pomocniczych (a więc także Sztabu Wojsk Lądowych) oraz wyższych uczelni wojskowych usytuowanych w Warszawie (zatem także WSP w Rembertowie).

            Na czele tej struktury od grudnia 1948 r. do grudnia 1950 r. stał sowiecki pułkownik Witalis Puszkow, na którego ręce być może trafiały najciekawsze meldunki „Wolskiego”.

Jak w świetle przytoczonych wyżej informacji, które dotychczas udało się odnaleźć w archiwum IPN, przedstawia się wiarygodność dokumentu Stasi? Jest w nim przecież wyraźnie napisane, że Jaruzelskiego miał zwerbować kapitan Kiszczak i miało to mieć miejsce w 1952 r. Czy nie jest to jakaś wyssana z palca informacja, skoro mamy wyraźne potwierdzenie istnienia i tożsamości tajnego informatora „Wolskiego” już z grudnia 1948 r. i maja roku następnego?

Z niemiecką precyzją

            Zanim wydamy wyrok na źródło Stasi czy też wywiadu wojskowego NRD, które odpowiada za przytoczone informacje, należy przede wszystkim stwierdzić, że zarówno ono, jak i źródła polskie potwierdzają sam fakt werbunku Jaruzelskiego przez organa Informacji Wojskowej. Co więcej, zarówno dokument niemiecki, jak i polski jednogłośnie podkreślają, że był on nie jakimś przypadkowym i przeciętnym, lecz bardzo cennym osobowym źródłem informacji. Tyle oczywistych zbieżności, jeśli chodzi o generalia. Pora przyjrzeć się więc, pozornie mniej istotnym, szczegółom.

            Dokument „oryginalny” z marca 1986 r. mówi wyraźnie, że dokonujący w 1952 r. werbunku Kiszczak miał posiadać stopień „kapitana”. Otóż lektura przechowywanej od niedawna w Instytucie Pamięci Narodowej teczki personalnej generała ujawnia, że kapitanem został on wprawdzie już w 1949 r., ale majorem – dopiero w roku 1953 (wniosek awansowy 9 kwietnia, mianowanie rozkazem personalnym MON nr 774 – 25 czerwca). A więc informacja jest w tym zakresie całkiem poprawna, a awans z 1953 r. będzie jeszcze przedmiotem dalszych rozważań.

            Dokument niemiecki przytacza jeszcze jedną ciekawą informację: w chwili swojego domniemanego werbunku, tj. w 1952 r., Jaruzelski miał być wykładowcą w Akademii Sztabu Generalnego (notabene mieściła się ona wtedy jeszcze nie w Rembertowie, lecz w siedzibie byłej Wolnej Wszechnicy Polskiej na warszawskiej Ochocie). Wiemy już, że w początkach 1949 r. Jaruzelski został podpułkownikiem i przeniesiono go z WSP w Rembertowie do Sztabu Wojsk Lądowych, gdzie nadal zajmował się szkolnictwem wojskowym, ale już z pozycji nie wykładowcy, lecz jego organizatora i nadzorcy (m.in. 1 marca 1950 r. został mianowany szefem Wydziału Szkół i Kursów Oficerów Zawodowych Głównego Zarządu Wyszkolenia Bojowego WP). To jednak nie wszystko: jak sam podaje w swym życiorysie, między 1 października 1952 r. a 2 października 1953 r. odbywał Kurs Doskonalenia Dowódców w Akademii Sztabu Generalnego!

            Oczywiście, był on tam tylko słuchaczem, ale ze względu na swoją funkcję wojskową mógł zostać zapamiętany nie jako uczeń, lecz wykładowca. Nie można też wykluczyć, że uczestnicząc w tego rodzaju kursie jako słuchacz sam prowadził też jakieś wykłady na tej uczelni – tym bardziej że obowiązki komendanta ASW pełnił wówczas ten sam sowiecki generał (Ostap Steca, w 1956 r. powrócił do ZSRS), który był wcześniej komendantem WSP w okresie, gdy Jaruzelski wykładał w niej taktykę wojskową.

            Oba przytoczone wyżej fakty, które dziś bez problemu da się pozytywnie zweryfikować (stopień Kiszczaka oraz pobyt w Akademii Sztabu Generalnego ppłk. Jaruzelskiego w latach 1952–1953), pozwalają wysnuć wstępny wniosek, że informacja ze źródeł niemieckich jest bardzo precyzyjnie umieszczona w czasie i nie ma tu mowy o żadnym przypadku czy konfabulacji. Ustalenie szczegółowych danych z tak wczesnego fragmentu życiorysów obu generałów byłoby bowiem niezmiernie trudne (jeśli nie niemożliwe) bez dostępu do archiwalnej wojskowej dokumentacji aktowej, a ta przecież była w roku 1986 całkowicie niedostępna, nie tylko zresztą dla obcych wywiadów.

            Kolejna ważna wskazówka to udział w całym zdarzeniu gen. Kazimierza Witaszewskiego (1906–1992) – postaci przecież niemal zapomnianej zarówno obecnie, jak i w 1986 r.

Ten przedwojenny komunista, członek KPP i PPR, stalinowski dygnitarz – zaczynał swoją karierę w LWP co prawda już w 1943 r. jako oficer polityczny sowieckiego chowu, lecz niemal natychmiast po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną ścieżki jego partyjnej kariery biegły z daleka od spraw wojskowych. Był pierwszym powojennym prezydentem Łodzi, w latach 1944–1948 szefował komunistycznym związkom zawodowym, później był wiceministrem Pracy i Opieki Społecznej, by w latach 1949–1951 kierować PZPR na Dolnym Śląsku jako I sekretarz KW we Wrocławiu.

            Po swym powrocie do Warszawy otrzymał najbardziej delikatną i zaufaną funkcję w całej dotychczasowej karierze, obejmując posadę kierownika Wydziału Kadr w KC, czyli innymi słowy głównego kadrowca PZPR. I właśnie on, który u progu lat pięćdziesiątych niewiele miał co prawda styczności z wojskiem, ale za to świetnie nadawał się na partyjnego nadzorcę, skierowany został w październiku 1952 r. do objęcia funkcji szefa Głównego Zarządu Politycznego WP (a więc szefa struktur ideologicznych w LWP) i jednocześnie wiceministra obrony narodowej, jako zastępca osławionego sowieckiego marszałka Konstantego Rokossowskiego. Witaszewski – aż do października 1956 r. osoba numer 2 w polskim wojsku – wsławił się rozpętaniem masowych represji wobec ocalałych jeszcze w strukturach armii przedwojennych oficerów, żołnierzy AK i BCh oraz wszystkich innych, którzy w jego oczach – z zawodu prostego włókniarza – nie byli ideologicznie dość „czyści”.

            Bez wątpienia, ktoś taki jak on był jedną z nielicznych osób w wojsku, które mogły zażądać głowy nawet tak oddanego i powszechnie znanego adepta bolszewizmu, za jakiego uchodził wówczas ppłk Jaruzelski, który na swoje nieszczęście posiadał „niewłaściwe”, tj. ziemiańskie (czy też burżuazyjne – jak oddaje to dokument Stasi; notabene ojciec Jaruzelskiego Władysław, wywieziony w czerwcu 1941 r. przez Sowietów na Syberię i tam wyniszczony, nie posiadał de facto własnego majątku, lecz był tylko zarządcą, więc nawet w tym zakresie użyte w dokumencie pojęcie burżuazyjne jest, wbrew pozorom, bardzo precyzyjne) pochodzenie, czego nie był w stanie, choćby chciał, w żaden sposób już zmienić. Nie ulega też wątpliwości, że jeśli rzeczywiście szybko mianowany do stopnia gen. dywizji Witaszewski zażądał wówczas zwolnienia Jaruzelskiego z wojska, to w realiach tamtego okresu jedynym organem, który mógłby wpłynąć na zmianę takiej decyzji, była kierowana przez oficerów sowieckich wyjątkowo ponura, ale nader wpływowa Informacja Wojskowa.

Podsumujmy dotychczasowe ustalenia: w październiku 1952 r. Jaruzelski pojawił się w murach Akademii Sztabu Generalnego, dokładnie w tym samym czasie w wojsku objawił się też Witaszewski, rozpętując powszechny terror i obłędną, motywowaną ideologicznie, czystkę. A czym w tym samym czasie zajmował się ówczesny kapitan Informacji Wojskowej niejaki Czesław Kiszczak?

            Analiza jego akt osobowych wykazuje, że od chwili zaciągnięcia się do tej zbrodniczej formacji w grudniu 1945 r. aż do czerwca 1951 r. pracował on w centrali GZI WP w Warszawie (mieszczącej się przy ul. Oczki), w jego II Oddziale (początkowo, do 1947 r. w II Wydziale GZI, a – po 1951 r.– późniejszym II Zarządzie GZI). Strukturą tą od grudnia 1945 r. do grudnia 1950 r. kierował płk Ignacy Krzemień. Niewykluczone (ze względu na zbieżność dat), że osobiście ściągnął on do swojej komórki dwudziestoletniego wówczas Kiszczaka. Do zadań Sekcji (Wydziału) I Oddziału II GZI (późniejszego Oddziału I Zarządu II GZI), w której pracował Kiszczak, należało m.in. nadzorowanie wszystkich spraw o charakterze czysto szpiegowskim, prowadzonych przez terenowe organa Informacji, współpraca w tym zakresie z cywilnym Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego, bezpośrednie prowadzenie najcenniejszej agentury, inwigilacja środowiska przedwojennych oficerów II Oddziału WP (do 1939 r. polski wywiad i kontrwywiad), a także prowadzenie i kontrolowanie rozpracowań osób przybywających z zagranicy, które następnie wcielono do LWP.

            Zważywszy, że zachował się własnoręcznie napisany przez Kiszczaka w 1947 r. dokument wskazujący, iż nowo upieczony oficer Informacji skierowany został już w listopadzie 1946 r. do Wielkiej Brytanii celem filtracji zgłaszających się na wyjazd do Polski b. żołnierzy P.S.Z. i przebywał tam aż do sierpnia roku 1947 – wydaje się oczywiste, że właśnie kontrola operacyjna przybywających z Zachodu polskich żołnierzy była w pierwszym okresie działalności w GZI głównym zadaniem przyszłego ministra spraw wewnętrznych. Jeśli zestawi się to z informacją, że zwerbowany w początkach 1946 r. Jaruzelski aż do wyjazdu Kiszczaka do Anglii był prowadzony przez Wydział Informacji 3. DP, który podlegał nie Centrali GZI, lecz jej Okręgowemu Zarządowi Informacji nr VII w Lublinie – wydaje się mało prawdopodobne, by Kiszczak mógł mieć rzeczywiście cokolwiek wspólnego z jego „werbunkiem” i nawet „zaprzysiężeniem” – jak informuje źródło niemieckie.

            Także po powrocie Kiszczaka do kraju, z chwilą gdy Jaruzelski objął stanowisko wykładowcy Wyższej Szkoły Piechoty w Rembertowie, nie wydaje się, by ich drogi miały się skrzyżować, skoro Kiszczak powrócił do macierzystego Oddziału II GZI, a Jaruzelski prowadzony był wprawdzie już przez Centralę, ale w jej ramach – przez któregoś z oficerów Oddziału I.

            Na podstawie powyższego można więc orzec z niewielkim ryzykiem ewentualnego błędu, że Kiszczak raczej nie mógł mieć nic wspólnego z werbunkiem Jaruzelskiego w 1946 r. i jego ewentualnym prowadzeniem w II połowie lat czterdziestych. Co jednak wydarzyło się później?

            W czerwcu 1951 r. mianowano zaledwie dwudziestosześcioletniego Kiszczaka, co było niewątpliwie sporym awansem, p.o. szefa Wydziału Informacji Wojskowej 18. Dywizji Piechoty (stacjonującej w Białymstoku), który podlegał już nie centrali GZI, lecz Okręgowemu Zarządowi Informacji nr I w Warszawie. Natomiast w listopadzie 1952 r. Kiszczak awansował w ramach OZI nr I, wracając do Warszawy i stając się pełnoprawnym Szefem jego Wydziału III. Zajmował się on, podobnie jak jego odpowiedniki w pozostałych okręgach wojskowych oraz Zarząd III GZI w Warszawie, kontrolą i instruktażem podległych jednostek (w przypadku Kiszczaka z całego wojskowego okręgu nr I). Wynika stąd niedwuznacznie, że od listopada 1952 r. Kiszczak nie tylko miał prawo, ale wręcz obowiązek kontroli wszystkiego, czym zajmowała się Informacja Wojskowa w Akademii Sztabu Generalnego! Jakby tego było mało, do zadań Zarządu III GZI (a więc analogicznie także Wydziału III OZI nr I) należało współdziałanie z Departamentem Personalnym MON w procesie przyjmowania oraz zwalniania pracowników cywilnych administracji wojskowej z instytucji centralnych Wojska Polskiego, a zwłaszcza utrzymywanie kontaktów bezpośrednich z nadrzędnymi władzami wojskowymi [Witaszewski!] w zakresie polityki kadrowej w Wojsku Polskim (opiniowanie, powoływanie oficerów do wojska lub na przeszkolenie specjalne itp.)!

            Wszystko staje się jasne: w październiku 1952 r. pojawił się w Akademii Sztabu Generalnego ppłk Jaruzelski, w tym samym czasie szef GZP i wiceminister ON gen. Witaszewski rozpoczął brutalną i prymitywną czystkę w całym LWP, a zbiegiem okoliczności już miesiąc później, w listopadzie 1952 r. za opiniowanie kadry wojskowej w Akademii osobiście odpowiadał ówczesny kapitan Kiszczak! Czy można sobie wyobrazić bardziej przekonujący splot okoliczności, który pośrednio potwierdzałby wiarygodność wydarzeń umiejscowionych przez dokument Stasi precyzyjnie w końcu roku 1952?

            Jeśli przyjąć, że informator wywiadu wojskowego NRD bezbłędnie zapamiętał rok opisywanych wydarzeń, to na podstawie powyższych wywodów można je bez cienia wątpliwości datować na listopad bądź grudzień 1952 r. Gdyby jednak nawet hiperkrytycznie założyć, że z jakichś powodów mogła go zawieść pamięć, to i tak wydarzenie to mogłoby się tylko nieznacznie przesunąć w czasie. Jak już wiadomo, Kiszczak uzyskał awans na majora już w czerwcu 1953 r.; nie mógł jednak już wtedy uratować Jaruzelskiego, gdyż miesiąc wcześniej powrócił do swej macierzystej tzw. linii, zostając Zastępcą Szefa Wydziału II OZI nr I. W sierpniu tego roku skierowano go na Kurs Doskonalenia Oficerów w Oficerskiej Szkole Informacji, a w listopadzie przestał przejściowo być nawet oficerem organów Informacji, przechodząc do Departamentu Finansów MON. W tym samym czasie także Jaruzelski, o czym była już mowa, zakończył swój kurs w Akademii, powracając do Sztabu Generalnego WP.

Tajemniczy informator wywiadu wojskowego NRD

            Pozostaje do wyjaśnienia jeszcze jedna kwestia. Jeśli rzeczywiście Kiszczak w listopadzie bądź grudniu 1952 r. uratował głowę Jaruzelskiego i to wbrew tak wpływowemu człowiekowi w ówczesnym LWP, jak nasłany przez partię wiceminister i szef GZP Witaszewski – to, aby tego dokonać, musiał użyć rzeczywiście przekonujących argumentów. Można założyć, że nie wchodziła w grę sama współpraca jako taka, gdyż zwykłych konfidentów organa GZI miały wówczas w wojsku po prostu na pęczki.

            W rzeczy samej, niemiecki dokument wyraźnie podkreśla, że współpraca została oceniona jako bardzo aktywna i wartościowa, a tow. Kiszczak postarał się o odpowiednie dowody na nadzwyczaj pozytywną postawę i nastawienie tow. Jaruzelskiego do [komunistycznego] państwa i armii. Jest oczywiste, że dowody Kiszczaka nie mogły pochodzić z listopada czy grudnia 1952 r., bo nie brzmiałoby to zbyt wiarygodnie, a też w realiach tego okresu i miejsca, w którym się znajdował, późniejszy twórca stanu wojennego zapewne nie mógłby się wykazać niczym, co zrównoważyłoby jego tak głęboko niesłuszne i nieusuwalne pochodzenie społeczne.

            Niestety, ze względu na to, że nie dysponujemy obecnie nie tylko teczkami „Wolskiego”, ale też zdecydowaną większością materiałów operacyjnych wytworzonych przez organa Informacji Wojskowej, gdyż na polecenie gen. Edmunda Buły, ostatniego Szefa WSW i protegowanego gen. Kiszczaka, zostały one w latach 1989–1990 celem zatarcia śladów zbrodniczej działalności tej okrutnej formacji zniszczone w niemal 90 procentach (!), kwestii tej być może już nigdy nie uda się satysfakcjonująco wyjaśnić.

            W świetle powyższych ustaleń tym bardziej rozpala wyobraźnię pytanie, kim był ów tajemniczy informator wywiadu wojskowego NRD, który przekazał informacje tak tajne, że jeszcze zapewne w okresie PRL skazane na całkowite unicestwienie. Któż to mógł dysponować informacjami zdeponowanymi niegdyś w ściśle tajnym archiwum WSW, które następnie precyzyjnie stamtąd usunięto, zapewne jeszcze przed akcją masowych zniszczeń z lat 1989–1990, a następnie przekazać je wywiadowi wojskowemu NRD?

            Paradoksalnie, wydaje się, że najtrafniej mógłby tego „zdrajcę” jeszcze dzisiaj zidentyfikować nie kto inny, tylko sam Czesław Kiszczak. Niezależnie bowiem od tego, w jakich de facto okolicznościach wywiad NRD pozyskał te szokujące informacje (nagranie z podsłuchu, niezobowiązująca rozmowa przy alkoholu czy też może klasyczny raport agenturalny), wydaje się na pierwszy rzut oka bezsporne, że owe źródło musiało należeć do niezwykle wąskiego kręgu zaprzyjaźnionych z Kiszczakiem starych weteranów Informacji/WSW, którym mógł się swego czasu jako swym najbliższym kolegom zwierzać, i spośród których mógł wybrać kilka najbardziej zaufanych osób, które po awansie w 1973 r. na szefa Zarządu II SG (wywiadu wojskowego PRL) „pociągnął ze sobą” z WSW do nowego miejsca urzędowania (analogicznie to słynnego tzw. desantu aniołów WSW do MSW w 1981 r.).

Wyjaśniałoby to w każdym razie pojawiającą się w dokumencie niemieckim informację o prezentach dla Jaruzelskiego w czasie, gdy Kiszczak był szefem wywiadu LWP (1973–1979) – taką wiedzą mógł przecież dysponować tylko ktoś z samego jądra tej instytucji, a zarazem cieszący się zaufaniem własnego szefa, gdyż wspomniane zagraniczne towary, które pozyskiwał jako podarunki od działających zagranicą attachés wojskowych z natury rzeczy były prywatną sprawą obu generałów. Ta właśnie hipotetyczna osoba – wieloletni funkcjonariusz GZI/WSW, a od 1973 r. oficer wywiadu wojskowego – musiała zapewne pozostać w nim (jako swoisty jego nieoficjalny nadzorca z ramienia Kiszczaka po jego powrocie do WSW na stanowisko jej szefa w 1979 r.) aż do roku 1986.

            Skądinąd można też przypuszczać, że tak jak w cywilnych organach bezpieczeństwa NRD powołano w 1980 r. Grupę Operacyjną Warszawa do kontaktów z WSW i MSW w PRL, to analogiczna struktura mogła powstać w tym czasie i w wywiadzie armii NRD, a jej głównym oparciem i kontrahentem w Polsce byłby w tym wypadku Zarząd II SG. Jakkolwiek wszystko to tylko spekulacje, to jednak dobrze tłumaczą one pokrętną drogę, jaką informacja o wydarzeniach z końca 1952 r. trafiła do „teczki Kiszczaka” w kontrwywiadzie Stasi w marcu 1986 r.: GZI – WSW – Zarząd II SG WP – wywiad wojskowy MON NRD – kontrwywiad wojskowy Stasi – kontrwywiad cywilny Stasi.

            W całej sprawie istnieje też jednak i inna, co prawda zaskakująca możliwość. Autorem „przecieku” do NRD mógł być, choć zabrzmi to dość sensacyjnie, komunista z przedwojenną jeszcze metryką, były funkcjonariusz UB i emerytowany generał dywizji LWP – Teodor Kufel. Jako wieloletni szef WSW (1964–1979), a zarazem podwładny Jaruzelskiego z pewnością był świetnie poinformowany o teczce „Wolskiego”. Nie można wykluczyć, że to już on trzymał ją u siebie w gabinecie jako rodzaj szczególnie cennego „depozytu”, a wiedza o tym mogła poważnie „uwierać” ówczesnego ministra obrony narodowej, tym bardziej że tajemnicą poliszynela było, iż ów weteran AL i przyjaciel Moczara posiadał własne ambicje polityczne.

Upadek Kufla w 1979 r., choć tak dla niego bolesny, był jednak jeszcze dość elegancki – potężny niegdyś szef WSW na otarcie łez został wyekspediowany do MSZ na lukratywne stanowisko dyrektora generalnego, by już po kilku miesiącach pojawić się w Berlinie Zachodnim w randze ministra, jako szef Polskiej Misji Wojskowej – centrali wywiadu wojskowego PRL w Niemczech Zachodnich. O ile nie wiedział o tym już wcześniej, to właśnie wtedy miał świetną okazję pozyskać wiedzę o różnych ciemnych sprawkach Kiszczaka z okresu 1973–1979 od niechętnych mu oficerów tej służby, dobrze zorientowanych, że ich berliński szef podziela to nastawienie. Podskórna walka między generałami trwała zapewne cały czas i nieprzypadkowo już w miesiąc po awansie Jaruzelskiego na premiera PRL były szef WSW został odwołany w trybie natychmiastowym do kraju.

            O tej rozgrywce personalnej informował CIA płk R. Kukliński w swoim meldunku z 15 czerwca 1981 r.: Poprzedni szef WSW generał brygady Teodor Kufel został wezwany dyscyplinarnie z Berlina. Toczy się przeciwko niemu śledztwo i nie jest wykluczone, że zostanie ukarany za przekroczenie uprawnień i „nadużycia gospodarcze”.

            Skończyło się co prawda tylko na przymusowym wysłaniu go na emeryturę, niemniej jednak nienawiść wieloletniego szefa WSW do swego następcy (a także jego protektora-exkonfidenta) musiała być bez wątpienia bardzo mocna. Nie można przy tym zapominać, że gen. Kufel był jedną z naprawdę bardzo nielicznych osób w Polsce, które mogły dysponować wiedzą zawartą w dokumencie ze strony 92. „teczki Kiszczaka”. Jeśli dodatkowo zważy się, że znane są liczne przypadki dostarczania oficerom Stasi niezwykle poufnych informacji przez różnych sfrustrowanych oficerów służb specjalnych PRL, do szczebla byłego dyrektora Departamentu I MSW (wywiadu cywilnego) włącznie – nie widać powodu, by z pobudek osobistych „po linii wojskowej” podobną działalnością nie mógł się parać także, całkowicie odsunięty na boczny tor po wprowadzeniu stanu wojennego, były szef kontrwywiadu wojskowego.

            Choć nie potrafimy dziś jeszcze odtworzyć ze stuprocentową pewnością wydarzeń, które mogły posłużyć Kiszczakowi w apogeum stalinowskich represji w Polsce jako argument dla uratowania dalszej kariery Jaruzelskiego, informacja o okolicznościach nawiązania tej długotrwałej przyjaźni wydaje się nie budzić poważnych wątpliwości. Na pewno zaś łatwo da się obronić zawarta w analizie Stasi teza, że w kolejnych latach [po 1952 roku] istniały już zawsze ścisłe związki pomiędzy towarzyszami Kiszczakiem i Jaruzelskim.

            W okresie przedpaździernikowej odwilży, w lipcu 1956 roku, Jaruzelski – były już (?) donosiciel organów Informacji – zostaje mianowany, w wieku zaledwie 33 lat, jednym z najmłodszych w LWP generałów. Pnie się w górę: w marcu 1957 r. zostaje Zastępcą Szefa Głównego Zarządu Wyszkolenia Bojowego, a parę miesięcy później – dowódcą jednej z najważniejszych dywizji LWP. W tym samym okresie Kiszczakowi udaje się powrócić do wojskowej bezpieki (zwanej odtąd Wojskową Służbą Wewnętrzną) – i to od razu na kluczowe stanowisko szefa Oddziału II Zarządu I Szefostwa WSW – nowo utworzonej jednostki zajmującej się niezwykle delikatnym, trudnym i odpowiedzialnym tzw. kontrwywiadem ofensywnym; już w lipcu 1957 r. awansuje na stopień podpułkownika. Gdy Jaruzelski powraca w czerwcu 1960 r. do Warszawy, obejmując haniebną funkcję szefa Głównego Zarządu Politycznego WP (notabene tę samą, którą zaledwie kilka lat wcześniej sprawował jego były prześladowca, gen. Witaszewski), to już we wrześniu ppłk Kiszczak staje się nagle pełnym pułkownikiem.

            Później korelacja obu karier jest jeszcze bardziej widoczna. Generał Jaruzelski awansuje na szefa Sztabu Generalnego WP 5 marca 1965 r., stając się, jak niegdyś Witaszewski, osobą numer 2 w polskiej armii (a być może – ze względu na swoje doświadczenie – nawet nieoficjalnie numer 1), a już dwanaście dni później (!) szefujący dotąd zaledwie Oddziałowi Marynarki Wojennej WSW Kiszczak staje się p.o. szefa największej struktury terenowej WSW – Zarządu Śląskiego Okręgu Wojskowego. Chyba tylko po to, by po dwóch latach mieć dobry tytuł do objęcia funkcji zastępcy szefa całej Wojskowej Służby Wewnętrznej. W ten sposób Jaruzelski, nie będąc jeszcze nawet formalnie ministrem (co nastąpiło kwietniu 1968 r.) stał się bez wątpienia najbardziej wpływową osobą w całej armii PRL.

            Obaj – jak można mniemać – potrafili docenić korzyści płynące z obustronnej współpracy i zaufania, którym wzajemnie się obdarzyli. I zapewne wcale nie największą przysługą było – jak relacjonuje dokument z NRD – obdarowywanie luksusowymi prezentami Jaruzelskiego przez Kiszczaka w czasie, gdy szefował on wywiadowi wojskowemu (1973–1979). Pewnie cenniejsze było w oczach ministra obrony narodowej skuteczne usunięcie ze ściśle tajnego archiwum WSW wszelkich śladów po niegdysiejszym tajnym informatorze „Wolskim”, co mogło nastąpić w latach 1979–1981, gdy Kiszczak był szefem całej WSW (czyli już po usunięciu z niej niechętnego Jaruzelskiemu gen. T. Kufla) i mógł już robić z jej archiwami, co mu się tylko żywnie podobało. Można się domyślać, że i druga strona układu nie pozostała niewdzięczna.

            Gdy w 1971 r. w Głównym Zarządzie Politycznym WP oraz KC PZPR pojawiła się skarga na płk. Kiszczaka – zarzucająca mu, że będąc szefem Zarządu WSW ŚOW we Wrocławiu nielegalnie za 80. tys. zł przejął na nazwisko swojej żony Marii willę przy ul. Saperów 30, którą po wyremontowaniu na koszt wojska wynajmował zakładom „Hutmen” za 3,3 tys. zł miesięcznie, a następnie sprzedał prof. Tadeuszowi Gabryszewskiemu z Politechniki Wrocławskiej za co najmniej 400 tys. zł – to sprawa ta dziwnym trafem pozostała zupełnie bez echa, zarówno na forum wojskowym, jak i partyjnym. Pikanterii dodawał fakt, że aby płk Kiszczak jako szef dolnośląskiej WSW mógł zamieszkać w owej willi, wcześniej przymusowo wykwaterowano z niej dwie rodziny wojskowe.

            Dalsza współpraca duetu Jaruzelski–Kiszczak jest już dużo lepiej znana. Godzi się jednak przypomnieć, że gdy w lutym 1981 r. Jaruzelski objął stanowisko premiera PRL, to już w lipcu najpotężniejszy i budzący największy strach w PRL resort – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – objął jego najbardziej zaufany protegowany, czyli Czesław Kiszczak (w 1973 r. w związku z awansem na szefa wywiadu wojskowego mianowany generałem brygady, a w 1979 r. w związku z awansem na szefa WSW – generałem dywizji). Obaj skutecznie zrealizowali operację wprowadzenia stanu wojennego i likwidacji legalnej „Solidarności” – z czym miały poważny problem poprzednie komunistyczne ekipy władzy. Obaj byli następnie członkami WRON i formalnie najwyższej instancji partyjnej w Polsce – Biura Politycznego KC PZPR.

            Sam Kiszczak, szybko awansowany do stopnia generała broni (1983), przy pomocy zaufanych ludzi z WSW opanował wkrótce struktury cywilnego MSW, które zresztą nieco przeorganizował na modłę wojskową, wprowadzając do tego resortu instytucję tzw. Służby (np. Służba Wywiadu i Kontrwywiadu, Służba Zaopatrzenia Operacyjnego, Służba Kadr i Doskonalenia Zawodowego, Służba Polityczno-Wychowawcza itp.). Przez cały okres lat osiemdziesiątych, jako osoba numer 2 w PRL, był głównym wykonawcą strategii politycznej gen. Jaruzelskiego.

            To właśnie na osobiste i bezpośrednie polecenie I sekretarza PZPR miał przygotować ostateczne rozwiązanie „problemu” ks. Jerzego Popiełuszki (Załatw to, niech on nie szczeka miał – wedle znanego dziennikarza śledczego i autora dwóch książek o zabójstwie ks. Jerzego, Wojciecha Sumlińskiego – powiedzieć latem 1984 r. poirytowany gen. Jaruzelski do swego najbardziej zaufanego współpracownika, który następnie zorganizował w tym celu tajną naradę z udziałem generałów SB W. Ciastonia i Z. Płatka). I to na jego zlecenie – jak o tym dziś świadczą ocalałe ślady – najpoważniejsze i najtajniejsze rozpracowania przeciw podziemiu solidarnościowemu prowadziła nie Służba Bezpieczeństwa, której jako minister formalnie szefował, lecz opanowana wciąż przez oddanych mu ludzi WSW.

            Ukoronowaniem tej drogi był „okrągły stół” z 1989 r. i wcześniejsze potajemne negocjacje w Magdalence dotychczasowej elity władzy PRL z częścią solidarnościowych przywódców. Był bez wątpienia prawdziwym ojcem chrzestnym i największym beneficjentem tych negocjacji. Niewiele też brakowało, by – po wybraniu w lipcu 1989 r. gen. Jaruzelskiego na stanowisko prezydenta przez kontraktowy Sejm – pierwszym premierem rzekomo już „niekomunistycznej” Polski został nie kto inny, tylko jego największy od 1952 r. sojusznik, kompan i powiernik wspólnych tajemnic – dawny kapitan Informacji Wojskowej i absolwent sowieckich kursów specjalnych Czesław Janowicz Kiszczak.

Wojciech Sawicki  “Gazeta Polska”, 17-03-2010