Prefiguracja katastrofy. Man kann tanzen... | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
20.04.2016. | |
Prefiguracja katastrofy Man kann singen, man kann tanzen, aber niemals mit Zasrancen Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3629
Komentarz • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 20 kwietnia 2016 Co to jest prefiguracja? Jest to rodzaj symbolicznej zapowiedzi czegoś, co ma nastąpić później. Po staropolsku nazywało się to „figurą”, a ślad tego odnajdujemy w starej kolędzie „Anioł pasterzom mówił”: „Już się ono spełniło, co pod figurą było...” Nawiasem mówiąc, stare pieśni kościelne są nieporównanie lepsze i literacko i teologicznie od nowych przebojów, które albo melodycznie nawiązują do żydowskiego zawodzenia, albo są przykładem nie tylko grafomanii, ale niekiedy i herezji. Weźmy dla przykładu dwie pieśni wielkanocne: „Wesoły nam dziś dzień nastał” i „Zmartwychwstał Pan”. Melodia refrenowego „alleluja, alleluja” w „Wesoły nam dziś dzień nastał”, przy oszczędności tonów wyraża mnóstwo uczuć: od utrudzenia walką przez radość zwycięstwa, aż po triumf i ulgę, że oto trud zakończył się raz na zawsze. Tymczasem w „Zmartwychwstał Pan” mamy minorowe jęki, nie wiadomo dlaczego mające wyrażać radość Zmartwychwstania. To zresztą drobiazg na tle merytorycznej różnicy między „Wesoły nam...”, a „Zmartwychwstał Pan”. Pierwsza pieśń krok po kroku odtwarza to, co działo się z Jezusem w okresie między śmiercią na krzyżu a Zmartwychwstaniem; objaśnia, co konkretnie znaczą i jakie konsekwencje mają słowa, że „zstąpił do piekieł”, kogo tam zastał i na czym polega zwycięstwo nad piekłem i szatanem, podczas gdy druga, poza pretensjonalnymi lamentami na temat śmierci, nie tylko nie zawiera niczego interesującego, ale nawet głosi dyskusyjny pogląd, że „jeśli dzisiaj się miłujemy, to dlatego, że On Zmartwychwstał”. No, ale kiedyś ludzie, a zwłaszcza autorzy pieśni kościelnych, nie tylko wierzyli w Boga, ale w dodatku mieli lepiej wykształcony smak literacki i muzyczny, podczas gdy dzisiaj za pisarza uchodzi każdy, kto potrafi n a r y s o w a ć swoje nazwisko, zaś za muzyka - kto ma przynajmniej pierwszy stopień muzykalności, to znaczy – rozróżnia, kiedy grają, a kiedy nie. Wracając do prefiguracji, to mieliśmy okazję obserwować jej przykład podczas głosowania w Sejmie nad wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Jak wiadomo, posłowie tak zwanej „opozycji”, to znaczy – banda drapichrustów, albo nie mogąca pogodzić się z utratą alimentów, albo uwijająca się wokół zadań wyznaczanych przez oficerów prowadzących, namówiła się, że zerwie quorum i chociaż gremialnie będzie głosowała za wyborem kandydata wysuniętego przez PiS, który jednak wybrany nie zostanie właśnie z powodu braku quorum i w ten sposób nie tylko zaskoczy, ale przede wszystkim - ośmieszy rządzącą partię. I tak się stało, to znaczy – stałoby się, gdyby nie kilku posłów klubu Kukiz-15, którzy wbrew poprzednim ustaleniom nie tylko przyszli na głosowanie, ale i wzięli w nim udział. W rezultacie łobuzeria sama wpadła w pułapkę przez siebie zastawioną i teraz jeden przez drugiego zgrzyta zębami, w czym przoduje pan poseł Halicki. Nawiasem mówiąc, gdy tylko popatrzę na pana posła Halickiego, to dlaczegoś zawsze przypomina mi się fragment z „Refleksji z nieudanych rekolekcji paryskich” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego: „A w tłumie wciąż te same twarze: oszusta i potępionego”. Ale mniejsza o pana posła Halickiego i moje z nim skojarzenia, bo przecież chodzi o prefigurację. Otóż uważam, że ten sejmowy incydent jest doskonałą prefiguracją tego, co się stanie z Polską w następstwie interwencji, jaką „w obronie demokracji” usiłują ściągnąć na nasz i tak już przecież nieszczęśliwy kraj stare kiejkuty do spółki z Platformą Obywatelską, którą podejrzewam, iż jest polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego i spółdzielnią „Róbmy sobie na rękę” w jaką na przestrzeni ostatnich 100 lat przekształcił się ruch ludowy, reprezentowany obecnie przez PSL pod dyrekcja ministra ministrowicza. Jestem przekonany, że interwencja ta może zakończyć się nawet scenariuszem rozbiorowym w wykonaniu Niemiec i Żydów, którzy wszystkich tych Zasrancen („Man kann singen, man kann tanzen, aber niemals mit Zasrancen” - jak twierdził lwowski muzyk Jan Gall), ku ich niezmiernemu zaskoczeniu, porozganiają na cztery wiatry – bo – powiedzmy sobie szczerze – Niemcom, czy Żydom, skoro już zrobią z naszym nieszczęśliwym krajem porządek po swojemu, poseł Halicki, czy minister-ministrowicz Kosiniak-Kamysz będzie im potrzebny jak psu piąta noga. Najwyżej zatrzymają starych kiejkutów, bo ktoś przecież będzie musiał wykonywać dla nich brudną robotę, te wszystkie plugawe czynności burgrabiowskie, które na wypadek jakiejś przyszłej Norymbergi (żadnej Norymbergi oczywiście nie będzie, ale co to komu szkodzi dmuchać na zimne?) przezorniej będzie powierzyć szubrawcom tubylczym, którzy za napiwek w gotówce zrobią wszystko i to w podskokach. |