Wołanie czło­wieka i wołanie boskości: Unitas! Unitas! Unitas!
Wpisał: Michael D. O'Brien   
04.05.2016.

Wołanie czło­wieka i wołanie boskości: Unitas! Unitas! Unitas!

 

KONGRES w Pałacu Kultury i Nauki im. [----], Warszawa. Reportaż z teraźniejszości. MD

 

Ojciec Eliasz. Czas Apokalipsy. Michael D. O'Brien, Wyd. M.

 

Kilkutysięczny tłum delegatów zdawał się bardzo podekscytowany.

Scena była pusta. Na ścianie wisiał ogromny plakat z niebiesko­-zieloną Ziemią i złotym napisem wokół niej w kilku językach: "Unitas - Nowa Cywilizacja dla Ludzkości".

Gdy na scenę wszedł koordynator konferencji i stanął przed mikrofonem, rozmowy ucichły. Mężczyzna był osobą z wielką klasą. Nosił się niezwykle dystyngowanie. Jego maniery, ubiór, sylwetka mówiły, że z wielką łatwością radzi sobie z publicznymi wystąpieniami i zna swoją wartość.

- Panie i panowie, delegaci, czcigodni goście - zaczął. - Wi­tam was w tym miejscu podczas wydarzenia, które będzie znane przyszłym pokoleniom jako najważniejszy moment w rozwoju cywilizacji na tej planecie.

Słuchawki przy każdym siedzeniu pozwalały na słuchanie kon­ferencji jednocześnie w kilkunastu językach.

- Podzielam z wami podekscytowanie, które wszyscy czujemy tego wieczoru. Czekaliśmy na tę chwilę przez wieki. Moim za­daniem jest zapowiedzieć człowieka, który zainauguruje naszą konferencję. Jest on bardzo zaangażowany w bieżące sprawy. Za­stanawiam się jednak, czy ktokolwiek z tu obecnych uświadamia sobie znaczenie jego obecności wśród nas. To człowiek o ogromnej erudycji i głębokim humanizmie, który poświecił swoje zdolności, osobistą fortunę i życie w heroicznym trudzie, by połączyć rozpro­szone i często pogrążone w sporach narody. Ci, którzy znają jego dzieła, słuchali jego przemówień czy usłyszeli w ciszy serca głos, który daje świadectwo jego znaczenia w ewolucji ludzkiej świado­mości, wiedzą, że nie przesadzam. Moim trudnym zadaniem jest tak umniejszyć jego osiągnięcia, aby zmieściły się w waszych gło­wach...

 W odpowiedzi rozległ się śmiech publiczności.

- Abyście nie posądzili mnie o pochlebstwo.

Znów rozległ się dźwięczny śmiech.

Koordynator radośnie uśmiechnął się do słuchaczy, zadowolony ze swojego żartu.

- Znacie go. Kochacie.

Rozległa się burza oklasków.

Mężczyzna spoważniał i kontynuował:

   - Energia towarzysząca temu człowiekowi na scenie światowej jest czymś naprawdę fenomenalnym. Dzięki swej moralnej sile umożliwił przejście od świata byłych totalitarnych państw do ko­munii ekonomicznej i kulturalnej Zachodu. Zmniejszył napięcie między podzielonymi narodami i wpłynął na znaczące zmniejszenie światowego głodu. Jest człowiekiem z wizją trzeciego tysiąclecia. W seriach odważnych wypowiedzi zdobył posłuch zarówno wśród kulturowej elity, jak i u zwykłych ludzi, którzy doświadczyli cierpie­nia i dla których nie było prawie nadziei. Aż dotąd. Jest znany jako doktor, profesor, wizjoner, moderator, autor, negocjator, prezydent, a w ostatnich dniach w deklaracji UNESCO nazwany został uzdro­wicielem świata. Ja nazywam go po prostu nauczycielem. Pozwólcie mi państwo przywitać głównego prelegenta naszej konferencji...

Aplauz był ogłuszający. Gdy prezydent wszedł na scenę, sala oszalała. Eliasz stał i klaskał z zażenowaniem, uświadamiając sobie, że ta wrzawa była rodzajem kultu. Oklaski trwały przez kilka mi­nut, aż koordynator wraz z prezydentem zdołali uciszyć widownię gestami.

Prezydent wziął mikrofon. Zapadła cisza. Był przystojny, ale ubrany bardzo skromnie. Pomimo to w jego wyglądzie było dosto­jeństwo - ani nie ceremonialnie, ani nie pretensjonalnie. Wydawał się opanowany i pokorny, a zarazem niezależny i dumny. Jednak nie było w nim zarozumiałości. Nie wywyższał się ponad innych.

Nie bez powodu przez wieki w różnych kulturach przekazy­wany był mit Wielkiego Człowieka. Takich ludzi natura wydawała na świat od czasu do czasu, przypominając ludzkości, jaka mog­łaby być.

To był ktoś, kto wybił się wysoko ponad innych wielkich, przy którym koordynator skurczył się do normalnych rozmiarów. To było także zagadkowe, pomyślał Eliasz. Czyż prezydent nie był zabawnym gospodarzem, który kilka godzin temu podczas kolacji żartował z nim? Czyż nie był to naukowiec pogrążony w swoich badaniach na Capri, a jednocześnie dyrektor swego dobrze pro­sperującego przedsiębiorstwa? Był wizjonerem czy pragmatykiem? Pewnie tym i tym. Przykuwał uwagę niczym nauczycielski autorytet. Tylko głupiec nie słuchałby jego każdego słowa.

   - W tych najbardziej naznaczonych wojną czasach jesteśmy za­proszeni do doświadczenia ponownych narodzin - rozpoczął cicho.

   Zrobił pauzę. Sala zamieniła się w słuch.

   - Przez tysiąclecia istnienia zajmowaliśmy się naszymi spra­wami na małej kwitnącej planecie, nie dostrzegając, że już samo jej istnienie było cudem. Żyliśmy zaślepieni. Zostaliśmy obciążeni poczuciem winy. Byliśmy przepełnieni lękiem. W rezultacie uczy­niliśmy naszą planetę pełną walczących ludów i głodnych dzieci. To musi się skończyć.         .

   Ponownie przerwał i popatrzył na tysiące twarzy.

   - Tysiąclecie, które się rozpoczyna, ma globalne znaczenie. Jest to punkt kulminacyjny, który zdarza się raz na tysiąc lat. Jest to chwila niespotykanej szansy dla ludzkości. Ale dotąd w historii nie wykorzystywaliśmy możliwości, które daje początek nowego tysiąclecia. Witaliśmy je z obawą. Postrzegaliśmy ten czas jako odpowiednią porę, aby uderzać wroga czy złupić sąsiada. Żyliśmy

w strachu przed mitologicznym Boskim potępieniem lub w ocze­kiwaniu na zderzenie się gwiazd. Przestraszeni czołgaliśmy się do jaskiń, czekając końca, wzywając czarne niebo na sąd. A kiedy sąd nie nadchodził (nigdy nie nadejdzie, gdyż jest tylko wymysłem ludzkiego rozumu), wyczołgiwaliśmy się ponownie i zaczynaliśmy przebudowę naszych małych koczowisk, otaczając je murem. Zbro­iliśmy się, terroryzując sąsiednie plemiona i cały wszechświat.

Jego głos stał się donośniejszy:

- Żadne pokolenie aż dotąd nie odkryło wielkiego sekretu wszechświata.

Zrobił pauzę.

- Wszechświat oddycha! - wykrzyknął niecierpliwym głosem.

Fala zachwytu przeszła przez audytorium. Eliasz usłyszał, jak publika zaczerpuje powietrza, gdy moc słów prezydenta penetro­wała świadomość jego słuchaczy.

- Wszechświat żyje. I my, stworzeni przezeń, jesteśmy jego częścią. Nadszedł czas, aby wydrążyć studnie w ziemi i odkryć w głębinie jej istnienia to, co w konsekwencji zrozumieją wszy­scy ludzie, zobaczyć, że źródłem wszystkiego jest podziemna rze­ka. Mamy studnie: afrykańskie, europejskie, tubylcze, żydowskie, chrześcijańskie, muzułmańskie, buddyjskie, hinduskie. Są studnie gai i konfucjańskie, i czerwone, i czarne, i białe, i żółte. Są animi­stów; magiczne i spirytystyczne. A nawet pod suchymi warstwa­mi fundamentalizmu jest studnia sięgająca jednej wielkiej prawdy. Wszyscy mają dostęp do tej ostatecznej prawdy dotyczącej ludzkie­go przeznaczenia. W niej odkryjemy pierwotny strach i pierwotną świętość. Każda osoba w tym pomieszczeniu ma w sobie boskość i promieniuje chwałą!

Krzyczał:

   - Kiedy spojrzymy na siebie na nowo i poznamy siebie? Kiedy? Kiedy dojdziemy do światła? Stanie się to wtedy, mówię wam, kiedy odłożymy naszą broń, nasze osądy i podziały i spojrzymy sobie prosto w oczy. Bo w naszych oczach powinniśmy dostrzec blask boskości. W nas jest boskość, której cześć i chwała! Zacznijmy więc oddawać tę cześć w duchu oraz prawdzie!

Prezydent zrobił przerwę, by zgromadzeni mogli przyjąć jego słowa. Po chwili ciszę przerwały oklaski, stając się wrzawą, to słab­nącą, to znów nabierającą pełnej mocy.

Prezydent nie zachłysnął się aplauzem, jak wielu mogłoby uczy­nić. Utkwił wzrok w podłodze, czekając, aż słuchacze się uspokoją, i ponownie przemówił. Nawiązał do ekologicznej rewolucji i różno­rodnych ruchów humanistycznych, które przez więcej niż wiek bo­rykały się z problemami człowieka. Wychwalał je wszystkie i każde z osobna jako prefigury poprzedzające ludzi obecnego pokolenia, które przygotowuje się do skoku w wiek uniwersalnej harmonii.

Odpowiedzią były oklaski mocniejsze i dłuższe.

   Mówił o cierpieniu niewinnych ludzi, kobiet i ubogich. Uspra­wiedliwiał gniew przeciwko nienazwanym siłom, które nadal działają w świecie, utrzymując podziały i broniąc tych podziałów w ludzkiej świadomości.

Eliasz wzdrygnął się. Poczuł lęk idący od kręgosłupa. Zrozumiał, co nadchodzi.

- Ci, którzy żyją, czekając na tragiczny koniec, potępiają samych siebie. Kują sobie własny los. Moi drodzy, nie do nas należy przy­wracanie martwych struktur do życia. Usystematyzowana filozofia społeczna, usystematyzowana religia, usystematyzowana ekono­mia, usystematyzowane formy tyrańskich rządów umierają. Żaden człowiek nie może powstrzymać ich śmierci. My, którzy jesteśmy wezwani do wprowadzenia nowego porządku świata, musimy umar­łym zostawić grzebanie umarłych.

Rozległy się gromkie oklaski.

- Cyklicznie, co jakiś czas, cywilizacja osiąga swój punkt zwrotny. Kiedy jedna era się kończy i nowa zaczyna, następuje trudny okres transformacji, podczas którego społeczeństwa przechodzą przez se­rię kryzysów, niekiedy zagrażających nawet ich egzystencji. Staje się oczywiste, że stare systemy i stare rozwiązania przestają się spraw­dzać. W tych czasach osoby, które zostały obdarowane autentyczną wizją, muszą pracować razem, aby odbudować pokój i harmonię.

Muszą zjednoczyć swoje siły, by zmienić władzę j rozpowszechnić swoją wizję świata wśród zastraszonej części społeczeństwa. Tak dzieje się w naszych czasach, i to nie jest przypadek. Chociaż śmiercionośne siły dają upust swojej wściekłości na cierpiących społeczeństwach, i tak rozpoczyna się Nowa Era. Tyrani odcho­dzą. Rodzi się rasa stworzycieli. Rasa wielkich myślicieli, artystów; duchowych nauczycieli i mistyków. Rodzi się wśród nas. Każdy z nich niesie płomień uniwersalnego światła. Jeśli ta konferencja ma pomóc w narodzinach nowego porządku świata, musimy odłożyć na bok nasze obawy wobec siebie, odłożyć nasze niekończące się podejrzenia, nasz dogmatyzm i nasz kosmiczny lęk. Nadszedł czas, aby człowiek napisał nową historię stworzenia, napisał na nowo stare mity, sięgając po bogactwo naszego globalnego kulturalnego dziedzictwa. Zróbmy to!

Znów oklaski.

- Zróbmy to! - wykrzyknął. - To z tego powodu są w nas po­kładane nadzieje całego świata. To dlatego media ze wszystkich zakątków są tu tego wieczoru, pozwalając nam na dotarcie do miliardów ludzi dzięki cudowi współczesnej techniki. Hojność wielu narodów i prywatnych dobroczyńców pozwoliła, by przekaz z wydarzeń tej konferencji i z poszczególnych warsztatów dotarł do wszystkich krajów. W ciągu następnych dni ludzkość będzie miała możliwość usłyszeć przemówienia dotyczące każdej dziedziny życia: sztuki, nauki, różnych światowych religii, oraz posłuchać osób, które pracują w obecnych strukturach administracyjnych: liderów i przedstawicieli rządów, traktujących politykę jako sztukę tworzenia prawdziwie ludzkiej, prawdziwie globalnej wspólnoty.

W tym szerokim kulturowym wachlarzu usłyszycie wołanie czło­wieka i wołanie boskości: Unitas! Unitas! Unitas! Wróć do domu ludzkości! Wróć do domu z wygnania i żyj w swoim ciele i duszy. Znajdź na ziemi sens wspólnego przeznaczenia!

Ukłonił się w kierunku słuchaczy i spokojnie zszedł ze sceny. Tłum zerwał się, stając na równe nogi, wiwatując i klaszcząc.

Światła reflektorów padły na obraz globu, a orkiestra po bokach sceny zaczęła grać, współzawodnicząc z wrzawą na sali. Muzyczny akompaniament doskonale pasował do entuzjazmu zgromadzenia.