SPEKTAKL DEMOKRACJI III RP - CZY OSTATNIA MISJA AGENTA ?
Wpisał: Aleksander Ścios   
10.05.2016.

SPEKTAKL „DEMOKRACJI III RP” - CZY OSTATNIA MISJA AGENTA ?

 

Poniższy tekst  dostałem mail’em. Tło  - dał (AF).. Mirosław Dakowski.

 

 

Wyłącznie dla myślących samodzielnie.

Potwierdza fakt zamiany złego szeryfa przez dobrego w myśl ustaleń okrągłego stołu. (AF)

 

Nie uznaję autorytetów ani prawd objawionych III RP

Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę.

Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych.

Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

 

poniedziałek, 9 maja 2016

SPEKTAKL „DEMOKRACJI III RP” - CZY OSTATNIA MISJA AGENTA ?

 Aleksander Ścios

 

Ukrywanie wiedzy o stanie państwa i zaniechanie oceny okresu rządów PO-PSL, jest dowodem rzeczywistych intencji Prawa i Sprawiedliwości  oraz jedną z przesłanek wskazujących na fikcyjność „dobrej zmiany”. Świadczy również, że partia pana Kaczyńskiego traktuje instrumentalnie sprawę rozliczenia poprzedniego reżimu i zamierza zignorować oczekiwania wyborców.

 

Każdy, kto świadomie przeżył ostatnie osiem lat wie, że rządy PO-PSL były największym nieszczęściem, jakie dotknęło Polaków od czasu magdalenkowego szalbierstwa. Nie tylko z uwagi na rozliczne akty zaprzaństwa, zamach smoleński i skutki zbliżenia z kremlowskimi bandytami, ale z powodu ogromu przestępstw, afer i pospolitych niegodziwości, jakich dopuszczali się przedstawiciele tego reżimu.

Przez długie osiem lat mój kraj był pustoszony przez grupę regresywnych, prymitywnych typów, powiązanych wspólnotą kłamstwa i nienawiści, a  niemal każdy dzień przynosił wiedzę o kolejnych aktach podłości i nadużywania prawa. Nie były to pojedyncze incydenty, ale planowe i konsekwentne działania mające na celu represjonowanie obywateli i budowę państwa policyjnego.

 

Jestem przekonany, że Polacy nie wybrali Andrzeja Dudy z powodu jego doświadczenia politycznego i składanych „obietnic wyborczych”, lecz dlatego, że mieli dość prezydentury opartej na fałszu, agresji i totalnej ignorancji. Nie powierzyli rządów politykom PiS, bo liczyli na „linię porozumienia” i obietnicę 500+, ale to, by przeciąć łańcuch hańby i upokorzeń i wyrwać Polskę z łap łajdaków i sukcesorów komunizmu.

 

Bez rzetelnej oceny tego okresu, bez prawdy o realiach III RP i napiętnowania winnych wieloletniej zapaści – próżne są nadzieje na jakąkolwiek „zmianę”.

 

Tymczasem po sześciu miesiącach sprawowania władzy przez układ Prawa i Sprawiedliwości, nie tylko nie mamy informacji o kulisach rządów reżimu PO-PSL, ale nie doczekaliśmy się próby wyjaśnienia jakichkolwiek przestępstw, afer i matactw poprzedniej ekipy.

 

Przez ostatnie pół roku rząd PiS nie przedstawił ani jednego audytu ministerialnego i nie sformułował żadnego zarzutu pod adresem przedstawicieli reżimu. Polacy nadal nie wiedzą o korupcji, nepotyzmie czy ustawionych przetargach. „Odzyskana” przez PiS prokuratura nie prowadzi postępowań w sprawie afery marszałkowej, stoczniowej, gazowej czy hazardowej, ani w żadnej z setek innych afer, o jakich słyszeliśmy w ciągu ostatnich lat. Nic nie słychać o odpowiedzialności karnej i politycznej za paktowanie z Putinem, o zarzutach zdrady dyplomatycznej, o szukaniu winnych represji i przestępstw sądowych, o rozliczeniu samowoli służb specjalnych, o ściganiu służalczych sędziów, prokuratorów i policjantów.

Zadziwia też nonszalancja, z jaką prezydent Andrzej Duda traktuje sprawę Aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI – dokumentu, który jest źródłem bezcennej wiedzy o funkcjonowaniu przestępczego układu III RP. „Ta sprawa nie jest w tej chwili najważniejsza” – orzekł następca B. Komorowskiego. „Mam znacznie poważniejsze sprawy, co do których zobowiązałem się względem wyborców” – uznał prezydent i do tej chwili odmawia nawet ujawnienia, czy jest w posiadaniu tajnego dokumentu.

 

Tylko dwie przyczyny mogą tłumaczyć taką sytuację – albo przez osiem lat popełnialiśmy kardynalny błąd, dopatrując się zła w rządach reżimu PO-PSL, albo obecna ekipa chce ukryć przed Polakami wiedzę o funkcjonowaniu „demokracji” III RP i zamierza uciec od obowiązku rozliczenia poprzedników.

 

Zdecydowanie odrzucam płytkie sofizmaty, którymi wyznawcy partyjnych dogmatów i żurnaliści „wolnych mediów” karmią wyborców PiS. Wyjaśnienia w rodzaju – „to za wcześniej”, „nie jest to dobry czas”, „nie można dawać powodów do ataku”, „trzeba prowadzić spokojną grę i uśpić przeciwnika” – nie zasługują na uwagę ludzi rozumnych. Takie brednie słyszeliśmy przez ostatnie ćwierćwiecze, a pojawiają się wówczas, gdy próbuje się ukryć przed Polakami prawdę lub chce rozgrzeszać błędy i zaniechania polityków. Wiarygodności takich stwierdzeń nie potwierdzają żadne fakty i nigdy nie słyszano, by hordy barbarzyńców zaniechały ataków z powodu uległości ofiary. Dowodzi tego również buta dzisiejszych „targowiczan”, wynikająca z poczucia bezkarności i wiary w niemoc PiS.

 

To zaniechanie jest tym bardziej naganne, że ze strony przedstawicieli grupy rządzącej wielokrotnie słyszeliśmy publiczne deklaracje o sporządzeniu audytów i ujawnieniu stanu państwa. Już w sierpniu 2015 roku szef BBN Paweł Soloch składał obietnicę „sporządzenia przeglądu i audytu szeroko pojętego bezpieczeństwa narodowego”, informując, że takie zadanie postawił przed nim nowy prezydent.  Soloch twierdził wówczas, że A. Dudę „interesuje sprawa wydawania pieniędzy na zakupy broni i sprzętu wojskowego”, że zamierza zbadać „problem rezerw mobilizacyjnych” i „kwestię żołnierzy kontraktowych”. Zapowiadał także „zmiany w strukturze i organizacji biura” , które miały wynikać z  „faktu, że nowy prezydent ma swoją wizję działań w obszarze bezpieczeństwa”.

Żadna z deklaracji Solocha nie została spełniona.

Do dziś Polacy nie mają wiedzy o stanie bezpieczeństwa narodowego i nie znają „dokonań” ekipy B. Komorowskiego. To szczególnie rażące zaniedbanie, którego skutki będą odczuwalne przez następne lata. Zachowanie niezmienionej struktury i organizacji BBN dowodzi natomiast, że nowy prezydent ma „wizję działań  w obszarze bezpieczeństwa” identyczną, jak poprzedni lokator Belwederu.

         Zaczniemy od audytu i sprawdzenia tego, co zastaniemy w kancelarii premiera” – twierdziła Beata Kempa, po objęciu stanowiska szefowej KPRM. „Przedstawimy Polakom bilans otwarcia" – obiecywał w październiku ub.r. wicepremier Jarosław Gowin, zaś na początku marca br. premier Beata Szydło zapewniała, że - "opinia publiczna będzie na bieżąco informowana o stanie państwa, jaki zastaliśmy po przejęciu rządów". Konkretną deklarację złożył również  w połowie marca koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński obiecując, że do końca miesiąca przedstawi wyniki audytu w służbach, bo nie widzi „najmniejszego powodu, by informacje o patologii w służbach były chronione tajemnicą państwową”.

 

Dziś zaś padła obietnica, że w najbliższą środę rząd dokona prezentacji audytów poszczególnych ministerstw. Przypuszczam, że jeśli w ogóle dojdzie do takiej prezentacji, zostanie ograniczona do rzeczy doskonale znanych, do ogólników i spraw podrzędnych.

 

Przedstawiciele PiS mogą czuć się bezpiecznie składając puste deklaracje i mamiąc wyborców wizją rozliczenia poprzedniej ekipy. Żadne „wolne” medium nie pozwoli sobie na krytyczną ocenę tej władzy i nie ośmieli domagać spełnienia obietnic. 

 

Po półroczu zwodniczych zapewnień i kiepskich gier medialnych, trzeba przyjąć, że partia Jarosława Kaczyńskiego w sposób całkowicie świadomy ukrywa wiedzę o okresie rządów PO-PSL i nie wykazuje woli rozliczenia swoich poprzedników.

 

Próba odpowiedzi na pytanie - dlaczego tak się dzieje, nie jest łatwa. Brak autentycznie wolnych mediów uniemożliwia kontrolę społeczną, w tym zadawanie kłopotliwych pytań przedstawicielom władzy. Oczekiwania wyborców na rzetelne podsumowanie rządów PO-PSL są częściowo zaspokajane przy pomocy kontrolowanych „przecieków”. Poszczególni żurnaliści „wolnych mediów” otrzymują dostęp do sprawozdań, by epatować odbiorców banałami lub „rewelacjami” o zakupach prezentów. Najbliższa (środowa) inscenizacja może również posłużyć do zwekslowania tematu rozliczeń i zastąpienia go jałowymi zarzutami.

 

Wyborcy PiS cierpią zaś na zbyt głęboki deficyt odwagi i samodzielnego myślenia, by zdobyli się na krytyczną ocenę lub formułowanie żądań.Można oczywiście dywagować, że ukrywanie wiedzy o stanie państwa jest „zabiegiem prewencyjnym” przed warszawskim szczytem NATO lub wynika z realizacji wyśmienitych „strategii” Jarosława Kaczyńskiego. Można posądzać polityków PiS o „pasterską” troskę wobec elektoratu lub imputować im zamysł oszczędzenia Polakom szoku informacyjnego. Można nawet podejrzewać, że politycy ci lepiej od nas wiedzą – kiedy i co wolno ujawnić i trwają w przekonaniu, że nieodpowiedzialne szafowanie takimi informacjami mogłoby doprowadzić wyborców do groźnej konstatacji – gdzie była i jest owa demokracja III RP, o której istnieniu zapewniają nas mędrcy z PiS?

         Sądzę jednak, że jedną z ważnych wskazówek dla rozwikłania tej zagadki poznaliśmy w lutym br. Pojawiły się wówczas doniesienia, że wnioski z audytu początkowo planowano zaprezentować w czasie konferencji z okazji 100 dni rządu Beaty Szydło. Zrezygnowano jednak z prezentacji „w związku z medialnym zamieszaniem wokół dokumentów przejętych w domu Czesława Kiszczaka”.

         W audycji RMF FM, szefowa gabinetu premier Szydło Elżbieta Witek, pytana przez słuchaczy o audyt rządów PO-PSL odpowiedziała – „Audyt jest gotowy, ale jeśli popatrzymy na to, co się dzieje – teczki Kiszczaka, 100 dni rządu - wkładanie tego jedno w drugie spowoduje totalny chaos informacyjny”. Padła też zapowiedź - „Chcemy to zrobić niebawem, na następnym posiedzeniu Sejmu”. Na „następnym posiedzeniu Sejmu” ( 9-11 marca br.) nie przedstawiono oczywiście żadnego audytu, warto jednak zwrócić uwagę na argumentację szefowej gabinetu premiera.

Pojawia się pytanie - czy rzeczywiście, ujawnienie w tym samym czasie tzw. teczek Kiszczaka stanowiło tylko przeszkodę „pijarowską”, informacyjną, czy też mogło mieć głębsze znaczenie? Czy istnieje związek pomiędzy tym wydarzeniem, a rezygnacją z rozliczenia poprzedników?

 

W tekście „JAK PRZEGRAĆ W OBRONIE III RP – hipotezy i teorie”, z 22 lutego br. przedstawiłem kilka hipotez związanych z kombinacją operacyjną pt. teczki Kiszczaka. Omawiając jedną z nich napisałem – „Może się zatem zdarzyć, że celem obecnej kombinacji jest wprowadzenie do „obiegu publicznego” dokumentów/informacji niekorzystnych lub dyskredytujących układ rządzący. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy w odzyskanych przez IPN „zbiorach Kiszczaka” (bądź w prywatnym archiwum innego, prominentnego esbeka) zostaną znalezione dokumenty świadczące o współpracy agenturalnej któregoś z czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości bądź informacje obciążające (kompromitujące)

najważniejsze postaci „środowiska patriotycznego”. Jeśli wcześniej, z tego samego źródła uzyskano szereg wiarygodnych dokumentów, na jakiej podstawie można wykluczyć prawdziwość tego, konkretnego przekazu? Kto uwierzyłby, że esbek przechowujący oryginały dotyczące TW „Bolka” lub teczki niezwykle cennych agentów, kolekcjonuje w swoich zbiorach pospolite „fałszywki” i zbiera informacje pozbawione znaczenia? Takie „znalezisko” byłoby cennym elementem rozgrywki prowadzącej do rozpisania wcześniejszych wyborów lub przez długie lata pozwoliło eksploatować temat niewygodny dla PiS-u.”

 

Nietrudno zauważyć, że rozgrywka z tzw. teczkami Kiszczaka stanowiła swoistą cezurę i miała wpływ na decyzję o odstąpieniu od publikacji wyników audytów. I nie tylko, bo niemal w tym samym czasie wyciszono temat ujawnienia „zbioru zastrzeżonego” oraz zrezygnowano z nagłaśniania projektu ustawy ograniczającej emerytury esbeckie. Choć przeszkoda, w postaci obawy o „spowodowanie totalnego chaosu informacyjnego” wkrótce ustąpiła, PiS nie powrócił już do pomysłu ogłoszenia audytów i poprzestał na epatowaniu jałowymi obietnicami.

 

Ukrywanie wiedzy o stanie III RP i zaniechanie rozliczeń poprzedniego reżimu, jest oczywistym dowodem słabości grupy rządzącej. Świadczy o tym również kondycja sztucznie wykreowanych przeciwników i zakres spraw, jakie zostały narzucone PiS-owi w czasie ostatniego półrocza. Jeśli do miana „najgroźniejszych wrogów” partii pana Kaczyńskiego pretendują – średnio inteligentny sędzia i gromada jazgotliwych zamordystów, trudno się spodziewać, by taka formacja polityczna mogła przeprowadzić autentyczne zmiany lub potrafiła zerwać ze spuścizną III RP.

Skoro bez najmniejszego problemu narzucono PiS-owi nonsensowny „spór o Trybunał” i wepchnięto w zdradliwą „pułapkę demokracji”, nie wolno wierzyć, że partia pana Kaczyńskiego zechce osądzić bandytów i aferzystów lub podejmie jakąkolwiek „kontrowersyjną” sprawę.

 

Rezygnacja z rozliczenia reżimu PO-PSL jest konsekwencją świadomego wyboru, dokonanego już na początku kadencji PiS.

         Dopuszczono wówczas, by temat „zagrożenia demokracji” został sfingowany, nagłośniony i narzucony Polakom, jako wiodący motyw walki politycznej. Opisując tę kombinację w styczniu br., twierdziłem - „Odtąd każdy łajdak, któremu chciano by postawić  zarzuty, będzie mógł wylewać żale na forum PE i udowadniać, że stał się ofiarą „nagonki politycznej”. Gdyby komuś przyszło do głowy stawiać przed sądem polityków PO-PSL – niechybnie usłyszymy o okrutnym „prześladowaniu opozycji” i „zamachu na demokrację”. Tym kontr-oskarżeniem można zablokować wszelkie działania w sprawie Smoleńska, ale też sprawy dotyczące afer i pospolitych przestępstw. Formuła, zastosowana podczas kombinacji okaże się przydatna w każdym przypadku, w którym dojdzie do naruszenia interesów układu III RP. Można ją również zastosować do forsowania interesów niemieckich i unijnych”.

 

A skoro mówimy o świadomym wyborze, to słabość PiS-u jest również zamierzona i nie sposób jej definiować poprzez kategorię błędów i zaniechań. Im częściej wyborcy będą słyszeli, że ta władza pada ofiarą agresorów i ma ograniczone pole kontrataku – tym łatwiej przyjdzie omijać sprawę rozliczeń i unikać odpowiedzialności za złe rządy. Warto pamiętać, że takie myślenie cechuje ludzi zagubionych w rzeczywistości III RP, ale jest niezwykle korzystne dla wyrachowanych cwaniaków, którzy z „bycia ofiarą” uczynili sposób na oszukiwanie wyborców i sprawowanie „rządu dusz”.

 

Nie wykluczam, że obecna ucieczka od „tematów trudnych” i brak woli rozliczenia układu III RP , może świadczyć o istnieniu zakulisowych ustaleń i koneksji, w których oportunizm, kunktatorstwo lub groźba użycia komprmateriałów stanowią ważną platformę porozumienia. Spektakl rozgrywany przed oczami wyborców, byłby wówczas kiepską inscenizacją „Boskiej komedii”, w której napis na piekielnej bramie zasłonięto hasłem porozumienia i dialogu, zaś role „dobrych” i „złych” postaci zależą wyłącznie od fantazji reżysera.

Autor: Aleksander Ścios