Po nazwisku i po pysku
Wpisał: kokos26   
11.05.2016.

Po nazwisku i po pysku

 

W życiu zdarzyło mi się rozmawiać z żyjącymi jeszcze Żołnierzami Wyklętymi lub ich bliskimi. Oglądałem w telewizji – czasami po kilka razy – programy i wywiady im poświęcone. Człowiek jakoś podświadomie wyczuwał, że ma do czynienia z wydarzeniami i postaciami dla nas Polaków bardzo ważnymi i niestety skazanymi przez PRL oraz III RP na potępienie, a w najlepszym wypadku na zapomnienie.

Uroczystości pogrzebowe pułkownika Zygmunta Szendzielorza „Łupaszki” stały się okazją do kolejnych wywiadów, rozmów i wspomnień, które pojawiły się mediach. Moją uwagę po raz kolejny zwróciło coś, co zawsze z pewnym zdziwieniem obserwowałem podczas bezpośrednich rozmów ze wskrzeszanymi dzisiaj polskimi bohaterami lub ich bliskimi. Nigdy nie byłem naocznym świadkiem ich płaczu. Nigdy nie dostrzegłem u nich ani jednej łzy spływającej po policzku lub choćby kropli dojrzewającej gdzieś w kąciku oka. Mimo wszystko te suche oczy ludzi sponiewieranych i niewiarygodnie skrzywdzonych robiły na mnie wielkie wrażenie i rodziły pytanie o ten zupełny brak łez tak kontrastujący z krzywdą i cierpieniem, które ich spotkały.

Dzisiaj już chyba rozumiem ich stan. Jest to chyba coś, co tak opisał Wiesław Myśliwski w „Traktacie o łuskaniu fasoli”: "Ja właśnie płakałem. Nie po wierzchu. Czułem coś takiego, jakby z drugiej strony moich oczu łzy do wewnątrz mnie spływały. Doświadczył pan może takiego płaczu? […]  Są takie oczy, nie pozna pan po nich, że płakały. Wystarczy je otrzeć. A są takie, że płacz długo w nich stoi, nawet gdy dawno płakały".

Wydobywaniu naszych narodowych bohaterów z dołów śmierci i oddawaniu im po latach czci honoru oraz chwały towarzyszy całkiem zrozumiałe odreagowanie. Palcami wskazujemy zdrajców i zaprzańców, którzy na tę wieczną hańbę i zapomnienie chcieli ich skazać. Wymieniamy i nazywamy po imieniu całe środowiska, które przez długie lata uczestniczyły w tym nieludzkim i antynarodowym haniebnym procederze. W ostatnim numerze „Warszawskiej Gazety”, Marcin Hałaś w tekście zatytułowanym, „Zwycięstwo pułkownika „Łupaszki” wymienił sporą część tych kundli-czynowników zaangażowanych w zakłamywanie historycznej prawdy i plucie na naszych bohaterów.

Nie zapominajmy jednak nigdy o innej o wiele bardziej podłej, perfidnej propagandowej działalności III RP.

Ta dzisiejsza przemożna chęć zadośćuczynienia Żołnierzom Niezłomnym i zwrócenie im należnego honoru niejako na margines spycha rzecz niezmiernie ważną dla historycznej pamięci. Zapominamy zbyt często o innym równie, a może bardziej bezczelnym kłamliwym procederze. Nie mówimy wystarczająco głośno o tym, kim chciano tych naszych bohaterów zastąpić. Oczywiście w PRL była to komunistyczna partyzantka w postaci Gwardii Ludowej i Armii Ludowej tworzona przez Stalina już po napaści Niemiec na Związek Radziecki. Organizowano ją pod okiem Kremla dopiero po niemal trzech latach trwającej w Polsce okupacji niemieckiej z różnej maści zdrajców, mętów społecznych, czyli w większości ze zwykłych bandytów, złodziei i marginesu. W tym czasie ta najbardziej patriotyczna i bojowo nastawiona część polskiego narodu działała już od dawna, czyli od listopada 1939 roku w Związku Walki Zbrojnej przekształconym później w Armie Krajową.

 

III RP zachowała się podobnie, a nawet podlej niż ta czerwona swołocz. Trzeba zawsze pamiętać, że największą hańbą i dowodem wyjątkowego zaprzaństwa Aleksandra Kwaśniewskiego (TW „Alek”) nie było to, że pijany jak furman zataczał się nad grobami pomordowanych przez NKWD polskich oficerów i patriotów w Charkowie. Nie, to nie ten kolejny antypolski wybryk pijanego komunistycznego śmiecia pogrążył go całkowicie. O wiele bardziej podłe i perfidne były słowa, jakie wypowiedział w 1998 roku wręczając Ordery Orła Białego Jackowi Kuroniowi i Karolowi Modzelewskiemu.

Przypomnijmy fragment wygłoszonej wtedy laudacji przez tego komuszego sprzedawczyka i degenerata: „Jacek Kuroń, Karol Modzelewski byli pierwsi, gdy w 1964 roku otwarcie napiętnowali system dyktatury”.

Oto dwóch komuchów i stalinistów, którzy w 1964 roku wysmażyli list otwarty do komunistycznej partii domagając się od Gomułki dokręcenia Polakom czerwonej śruby zgodnie z wytycznymi Lenina i Stalina, mianowanych zostało pierwszymi opozycjonistami w PRL. To nie tysiące pomordowanych i wiezionych polskich patriotów, którzy nie godzili się po wojnie z sowiecką dominacją. To nie Pilecki, Łupaszka, Zapora, Warszyc, Ogień, Inka, Rój oraz cała masa bohaterów, którzy oddali życie w walce z komunistycznym zniewoleniem, ale komuchy Kuroń i Modzelewski „byli pierwsi”. Oczywiście idąc tropem kłamliwej propagandy tych czerwonych bandytów i zdrajców, do których doszlusowali kolaboranci z „umiarkowanego skrzydła Solidarności” - za Kuroniem i Modzelewskim należało ustawić w szeregu „bohaterów opozycji” Michnika, Mazowieckiego, „człowieka honoru” Kiszczaka i „ojca polskiej demokracji”, Jaruzelskiego.

Prawdziwi narodowi bohaterowie mieli pozostać na wieki w zapomnieniu zadołowani na rozsianych po całej Polsce „Łączkach”, a na cokoły wynoszono zwykłą czerwoną hałastrę. Już tak to jest, że jeśli ktoś w swojej perfidii i bezczelności posunie się za daleko naród tego nie potrafi dłużej zdzierżyć. Osiemnaście lat temu pewny siebie czerwony pijanica Kwaśniewski nawet nie przypuszczał, że to, co z jego kłamliwej gęby wyleciało ptakiem powróci wołem, ale takim, który w imię prawdy zacznie tratować to załgane magdalenkowe towarzystwo wzajemnej adoracji.

Kłamstwo założycielskie III RP w swojej bezczelności i nikczemności niczym nie różniło się od PKWN, czyli kłamstwa założycielskiego tak zwanej polski ludowej. W obu przypadkach przyszłych namiestników rządzących Polską dobierano według znanego klucza, czyli gotowości do zdrady i poddaństwa silniejszym. Przypominając pijackie wybryki Kwaśniewskiego nigdy nie zapominajmy o jego podłych kłamliwych słowach wypowiedzianych 6 marca 1998 roku. On wtedy na oczach opinii publicznej z uśmiechem na tej swojej sprzedajnej gębie opluł naszych narodowych bohaterów. On to zrobił z pełną premedytacją. On i cała ta magdalenkowa sitwa wierzyli, że tak będzie wyglądał poczet polskich bohaterów made in III RP.

Dlatego już dzisiaj bądźmy świadomi, że uroczysty państwowy pogrzeb pułkownika Zygmunta Szendzielorza „Łupaszki” to wydarzenie historyczne o tak wielkiej randze, że chyba nie wszyscy jeszcze zdają sobie z tego sprawę. Pamiętajmy też, że Kwaśniewski dokładnie po osiemnastu latach dostał od polskiego narodu prosto w kłamliwy pysk, a wraz z nim cała ta okrągłostołowa ferajna i michnikowszczyzna.              
         
Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
Nowy numer „Polski Niepodległej” już w kioskach