"Światły deizm i humanitaryzm" a masońskie czary.
Wpisał: Józef Ujejski   
23.05.2016.

Światły deizm i humanitaryzm” a masońskie czary.

 

Główne koryta mistyki gnostyckiej w drugiej połowie

XVIII wieku.

[Hrabia Balsamo, templariusze, pieniądze; Wielki Kopta i inni oszuści. MD]

Z książki: Józef Ujejski  KRÓL NOWEGO IZRAELA

Karta z dziejów mistyki Wieku Oświeconego.

http://ksiegarnia-armoryka.pl/Krol_Nowego_Izraela_Karta_z_dziejow_mistyki_wieku_oswieconego_Jozef_Ujejski.html

 Andrzej Sarwa

===============

[Umieszczam, bo teraz wraca fala takich samych czarowniczych, ale groźnych bredni. Książkę warto przeczytać w całości, przemyśleć. Odnośniki do literatury tu usuwam dla jasności, są w książce. M. Dakowski]

=============================

 

„Opowiemy Wam tu wiele rzeczy nader ciekawych, zabaw­nych i oświecających ale - szalonych... Mówić będziemy o szarych, nocnych stronach duszy człowieczej. I o dziwotwornych jej widziadłach“.

 

Tak w r. 1843 rozpoczynał wolnomularz fryburski Bronisław Trentowski swoją Demonomanję, skierowaną przeciwko wzbiera­jącej fali mistyki okultystycznej w wolnomularstwie niemieckiem, w szczególności zaś przeciwko doktrynom niejakiego Krebsa, któ­ry pod pseudonimem J. Kerning, ogłaszał różne Klucze do świa­ta duchów", „Drogi do nieśmiertelności" i t. p., coraz liczniej­szych zdobywające tam wyznawców. „Ponieważ w naszym, cho­rym ciężko na malignę czasie, podnoszą śmiało do góry trupią swą czaszkę Supernaturalizm, Pietyzm, Mystyka, i wszelkiego rodzaju upiorowe teorje, ponieważ zgoła utworzyła się liczna sekta Swedenborgjanów, wywołująca nieboszczyków i wypędza­jąca demonów, tudzież zdołała zapewnić sobie byt polityczny w królestwie Wirtemberskiem; ponieważ dziś, jak za czasów upa­dającego Cesarstwa rzymskiego - co bardzo niedobrym jest zna­kiem i przepowiada wielką odmianę - włóczą się po Francji, Belgji, Angljii, Niemczech i innych krajach fałszywi prorocy, oraz szarlatani najrozliczniejsi; ponieważ wreszcie pisma Kerninga, jak każde poetyczne, szatą cudowności powleczone głupstwo znaj­dują dość lubowników, wchodzą w praktykę i mogłyby dostać się w ręce nieprzygotowanych na nie pobożnych rodaków“ - przeto autor Chowamy poczuwa się do obowiązku z góry już uod­pornić grunt polski przeciw działaniu tej zarazy i rozjaśniwszy światłem zdrowego rozsądku te ciemności, w których harcuje zachodnia „demonomanja“, ukazać jej niesamowitość nie nadprzyrodzoną bynajmniej, ale o ile nie wprost szarlatańską, to w każdym razie tylko psychopatyczną.

O tem, że książeczka Trentowskiego była w owych latach bardzo na czasie, nikt nie wątpi. Wszyscy też wiedzą, że roman­tyzm jako stan psychiczny sprzyjał rozwojowi wszelakiej mistyki, że nawet najgłębsi i najbardziej oświeceni jego przedstawiciele wierzyli głęboko w te wszystkie rzeczy, o których się filozofom nie śniło, że nawet skłonność do mistycyzmu stanowi jedną z najistot­niejszych cech tego duchowego prądu, że może wręcz tym poję­ciom: mistycyzm, romantyzm - niedaleko do jednoznaczności. Ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że wiek 19 zaspakajał swoje „potrzeby mistyczne” przeważnie spadkiem po swoim poprzedniku, po „wieku oświecenia“. Nie zapomina się może o tem, że dwaj naj­bardziej wpływowi w pierwszej połowie XIX wieku mistycy, Swedenborg i St. Martin, pisali i działali w 18 w., ale już nie docenia się (przynajmniej nie doceniało się do ostatnich lat) wpływów Mes- mera i margrabiego de Puységur, już zaś w każdym razie jest się skłonnym do mniemania, że wszyscy ci ludzie byli prekursorami tylko prądów stulecia następnego, że dopiero romantyzm stwo­rzył dla ich posiewu podłoże prawdziwie urodzajne. Jakoż gdy idzie o dopieroco wymienionych — jest w tem część prawdy.

Ta część mianowicie, że niewątpliwie najgłębsi przedstawiciele mistycyzmu jak dwaj pierwsi i odkrywcy pewnych dziwnych obja­wów jakiejś nieznanej dotąd, ale niezaprzeczalnej! rzeczywistości jak dwaj ostatni, znaleźli w epoce romantycznej bezpośrednio, lub pośrednio, grunt podatniejszy jeszcze niż w wieku 18. Ale ta część prawdy nie powinna zakrywać innej. Tej naprzód, że dla nich genetycznem podłożem był właśnie wiek oświecenia i że romantyzm jako prąd duchowy był raczej skutkiem siły ich oddziaływania na umysły, niż przyczyną. Powtóre tej, że właśnie za to owe niższe, szare, nocne, jak się wyraził Trentowski, zjawiska mistycznych skłonności w żadnym okresie romantyzmu nie były tak nagminną (i to właśnie w sferach niby najoświeceńszych) chorobą jak w dru­giej połowie wieku 18, kiedy całe zastępy najoczywistszych szar­latanów, nietylko żerowały swobodnie na powszechnym głodzie „nadziemskiej mądrości“, ale kiedy najsprytniejsi z nich, dochodzili do sukcesów i wpływów wprost zdumiewających. Zdumie­wających zaś nie tyle nawet ich sprytem, co właśnie łatwowier­nością ich „oświeconych“ wielbicieli. ¡Rozmiary europejskie su­kcesów takiego Cagliostry wydają się czemś w romantycznej, antiracjonalistycznej epoce już nie do pomyślenia. Może i słusz­nie mówi komentator Schillerowskiego Duchowidza, że „der Un­glaube führte zum Aberglauben“. Racjonalizm, zmąciwszy doszczętnie jasny nurt średniowiecznej wiary, a nie umiejąc zaspo­koić przyrodzonego pragnienia metafizycznego sam przez się, eo ipso nieledwie .popychał mnóstwo ludzi do szukania absolutu na drodze „eksperymentalnej“. Z chwilą gdy „Objawienie oficjalnie podawane do wierzenia przez kościół, poparty autorytetem państwa przestało już wystarczać, poczęto gorączkowo szukać sposo­bów otrzymania objawień osobistych, skomunikowania się z „agent invisible“ bezpośrednio, lub też dotarcia do „materji pierwszej“, odnalezienia „kamienia filozoficznego“ przy pomocy starych re­cept alchemicznych. Najczęściej łączono jedno z drugiem; że zaś autorytety kościoła i państwa zburzone w duszach, nad ciałami je­dnak moc swoją jeszcze utrzymywały i nawet im bardziej była za­grożona, tern zazdrośniej jej strzegły - przeto odbywały się te wszystkie mysterja tajnie, głównie w cieniu tolerowanych długi czas, tu i ówdzie nawet protegowanych przez władzę świecką, lóż i wschodów wolnomularskich. Wolnomularstwo bowiem nie zdra­dzało zrazu i naogół nie miało w pierwszej fazie swego istnienia tendencyj politycznych. Usiłowało tylko propagować światły deizm i humanitaryzm, rozpraszając przy pomocy swoich „wyso­kich świateł“ mroki „fanatyzmu“ i wszelkich „przesądów“ utru­dniających ludziom braterskie współżycie. Na gruzach religji objawionej przez kościół chciało zbudować religję objawioną przez sam rozum, „religję wieczną“, na którą „wszyscy się zgadzają“ i tym sposobem dojść do owej naprawdę katolickiej t. j. powszech­nej jedności duchowej (unité spirituelle), której się wojującemu z rozumem kościołowi stworzyć nie udało. Otóż absolutyzm władzy świeckiej nie odrazu spostrzegł się, że z absolutyzmem du­chownej łączy go głębsza wewnętrzna solidarność i dopóki propa­ganda wolnomularska wyraźnie i świadomie i bezpośrednio za­grażała wyłącznie tylko tej drugiej, nie bardzo się o to gniewał. W protestanckich państwach było mu to wprost na rękę, a i w ka­tolickich nawet absolutyzm „światły“ nie stał zrazu tak bardzo o ów nieświatły, w którym niejednokrotnie napotykał rywala. Tem się tłumaczy, że monarchowie jedni protegowali, drudzy tolero­wali przynajmniej wolnomularstwo, już zaś następcy tronów i różni wielcy i mali książęta, nudząc się i szukając chętnie no­wych wrażeń, chętnie wstępowali do lóż i skwapliwie im udzielane wysokie stopnie wtajemniczenia przyjmowali z przyjemnością. „Większa część niemieckich książąt — pisała w r. 1786 do Zimmermanna Katarzyna II — uważa, że oddawanie się na ślepo wszystkim tym figlarstwom należy do sztuki życia w świecie; znudziła im się już zdrowa filozof ja. Owo zaś pełne lekceważą­cego politowania kiwanie głową, które w tych słowach imperatorowej jest widoczne, wynika stąd, że były one pisane w chwili, kiedy „zdrowa filozof ja“ już w samem wolnomularstwie niemiec­ki em a za niem i w rosyjskiem niewielu liczyła wyznawców, ustą­piwszy właśnie miejsca inicjacjom i praktykom alchemji, magji i spirytyzmu, nawiązującym do zmyślonej tradycji Templarjuszów i t. z. Rosen-Kreuzerów.  Już wcześniej nieco niż od połowy 18 wieku poczęła ogarniać wielu braci lożowych zupełna manja poszukiwania „prawdziwego“ wolnomularstwa, w stosunku do którego zwykłe trzystopniowe loże angielskie mogą co najwyżej uchodzić za przedsionek, a którego właściwe tajemnice: znajo­mość kamienia filozoficznego, eliksiru życia i t. d. są niewątpli­wie w posiadaniu „nieznanych wtajemniczonych“. Rzecz prosta, że tych wtajemniczonych nie zabrakło. Coraz to pojawiał się ja­kiś—czasem manjak, najczęściej szarlatan, który naopowiadał nie­stworzonych rzeczy o tem, w jaki to sposób stał się spadkobiercą prastarych sekretów tajemnej wiedzy patrjarchów i proroków sta­rego testamentu, kapłanów chaldejskich i egipskich, Hermesa Trismegisty i Chrystusa, i na podstawie tych historyj, popiera­nych pokazywaniem różnych hieroglifów, rozpoczynał .dzieło wta­jemniczania, tworząc coraz nowe jego stopnie, reformując całe wolnomularstwo, stając na czele nowej w nim modły i mody i co­raz paradniejszy tworząc rytuał. Jakkolwiek zaś sam część nie­mal więcej niż monarszą kazał sobie w tym rytuale oddawać, to przecież jeszcze i nad sobą stwarzał najczęściej fikcję „des Supé­rieurs inconnus a raczej connus jemu tylko jednemu i w ten spo­sób autorytet swój tam gęściejszym otaczał obłokiem tajemnicy. Na adeptach nigdy żadnemu z takich magów nie zbywało. Naj­pewniejszą drogą do sukcesu było otumanienie jakiejś „wysoko położonej“ osoby, księcia lub przynajmniej ministra, bo wówczas już sama chęć „braterskiego“ stykania się z takiemi figurami, nad­to nadzieja protekcji i różnych tłustych lub zaszczytnych synekur pchały wielu do nowego „zakonu“; niemałą zresztą rolę odgry­wało także upodobanie dziecinne do błyszczących kostjumów, do operetkowych nieraz, a nastrojowych przez samo tajemne odby­wanie, ceremonij, wreszcie last but not least ciekawa łatwowier­ność i rzeczywiste mistyczne potrzeby duszy.

Zwykle jednak, kar jera coraz to nowych reprezentantów „prawdziwego“ wolnomularstwa nie trwała długo. Podbój lóż niemieckich przez ekspastora Rosę, który genezę swego systemu*) wyprowadzał z epoki Adama i wszystkie możliwe dyscypliny her­metyczne i kabalistyczne w wyższych stopniach tego systemu roztajemniczać obiecywał — trwał dopóty (1754—1763), póki nie skompromitował i nie pokonał tego maga sprytniejszy od niego, żyd Leucht. Ten występując w Jenie jako magnat angielski Jerzy Fryderyk Johnson, kawaler Wielkiego Lwa, Wielki Przeor Wyż­szego Zakonu Templarjuszów Jerozolimskich, Senior Rady Naj­wyższej i t. d. i t. d. mienił-się już nie tylko posiadaczem sztuki przetwarzania metali, ale i przedłużania życia zupełnie dowoli. Nic tedy dziwnego, że założona przezeń kapituła Sion, stała się atrakcją, z którą trudno było rywalizować. I tego jednak zdo­bywcę usunął wkrótce z widowni twórca t. zw. „Ścisłej Obserwy“ (strictae observantiae) zakonu Templarjuszów, baron Górno-łużycki, Karol Hund (w zakonie swoim eques ab ense). Wprawdzie przy pierwszem spotkaniu z Johnsonem na kolanach hołd mu złożył, niebawem atoli w oczy publicznie oszustwo za­rzucił, na wybuch zaś wściekłości szalbierza dobyciem szpady replikując, tchórza w nim sromotnie ujawnił i tern ostatecznie karjerę jego zakończył, swoją zaś niezmiernie skutecznie dźwi­gnął. Odtąd zakon strictae observantiae nietylko nad niemieckiem wolnomularstwem coraz wyraźniej brał górę, ale we wszyst­kich niemal krajach kontynentu europejskiego coraz liczniejsze zdobywał placówki i trzymał się ostatecznie przez lat dwadzieś­cia. Zawdzięczał swe sukcesy dobrej organizacji (wojskowej), dystyngowanemu, arystokratycznemu charakterowi swych ka­pituł i wspaniałej pompie ceremonjałów — u niektórych zaś tak­że i pewnym nadziejom zysków czysto materjalnych. Zaniedbu­jąc bowiem zrazu wszelkie nauki okultystyczne i nie uwzględnia­jąc ich nawet w służącej mu za podstawę templarjuszowskiej legendzie snuł Hund wraz z głównym swym spółpracownikiem Schubertem pewne pomysły finansowe, których eksploatacja miała przynieść zakonowi wielkie bogactwa. O włos jednak, że się na takiej drodze bardzo prędko nie poślizgnął. Głód rzeczy „o których się filozofom nie śniło“ górował jednak w atmo­sferze czasu ponad wszystkiem i pierwszy lepszy, który go obie­cywał zaspokoić z łatwością mógł się stać rywalem bardzo nie­bezpiecznym. Jakoż zjawił się wkrótce nowy wtajemniczony w „prawdziwe“ sekrety Templarjuszów w osobie pastora Jana Starcka, ostatnio profesora języków wschodnich i historji staro­żytnej w Petrischule w Petersburgu i tamże inicjowanego podobno do wolnumularstwa systemu generała Mełisino1). W r. 1766 zwró­cił się ten Starek — nie do kogo innego tylko właśnie do samego Hunda, przedstawiając mu dokument wystawiony sobie imieniem Zakonu Mędrców (l'Ordre des Sages) i upoważniający do przyj­mowania i wtajemniczania każdego, kto się okaże godnym. Pod­pis: Pylades z 3-ej generacji. Otóż tym Pyladesem był, jak się później, okazało, jakiś zegarmistrz (Schiirger) w Petersburgu, Za­konem zaś rzekome Capitulum clericorum regularium—Templar­iuszów duchownych, którzy przetrwali świeckich, a byli jedynymi depozytariuszami tajemnej wiedzy Zakonu. Hundowi jako temu, który usiłuje wskrzesić jego świetność i potęgę proponował Starek współpracę sekcji duchownej—chcąc oczywiście wyzyskać wpły­wy Ścisłej Obserwy, jej organizację i środki materjalne. Hund, którego plany finansowe coraz wyraźniej okazywały się mrzonką  i któremu skutkiem tego ukazywana przez Starcka perspektywa fabrykacji złota alchemicznego była bardzo na rękę, wdał się w per- traktacje zrazu bardzo chętnie. Potem wprawdzie, widząc coraz większe zainteresowanie się duchownymi Templarjuszami wśród braci, których o ich istnieniu zawiadomił, a nadto zbyt często na­gabywany przez Starcka o pieniądze — byłby się chętnie jeszcze wycofał, ale powstrzymała go od tego inna znów, także mocno zaborcza, akcja konkurencyjna, mianowicie t. z. szwedzkiego sy­stemu chirurga berlińskiego Zinnendorfa. Czynnikiem atrakcyj­nym tego ostatniego były znowu tajemnice hermetyczne, których brak w Ścisłej Obserwie odczuwała coraz większa ilość jej équités coraz żywiej. Lepiej więc było z dwojga złego porozumieć się ze Starckiem, niż pozwolić sobie wszystkich żądnych wiedzy mi­stycznej Templarjuszów wygarnąć Zinnerdorfowi. Stało się tedy, że w związku z observantia stricta począł się rozwijać t. z. Kle- rykat Templarjuszów, który wśród ceremoniału naśladującego różne obrządki katolickie dawał swobodny upust mistycznym upo­dobaniom wszelkiego rodzaju*, Nadzieje jednak coraz wyższych rzeczywistych wtajemniczeń w miarę coraz wyższych stopni w hierarchji związków doznawały—jak nie trudno się domyślać— dotkliwych zawodów, co oczywiście musiało budzić ciągłe paroksyzmy niepokoju, czy się nie ulega znowu jakiemuś omamieniu. Do zupełnego zwątpienia o tern, żeby jakaś nadzwyczajna wiedza wtajemniczonych wogóle istniała, dochodzi wprawdzie mało kto, ale właśnie tern snadniej rodziły się wątpliwości, czy ludzie, któ­rzy się mienią spadkobiercami tajemnic templarjuszowskich są nimi naprawdę. Hund i Starek wskazywali poufnie jako najtajemniejszy wierzchołek wtajemniczenia i organizacji rodzinę Stuar­tów, ściślej aktualnego pretendenta Karola. Wiarogodność ich jednak rychło przestała się wydawać niewątpliwą i choć Hund jako „Banneret" związku mógł się na kongresie brunświckim w 1755 r. poszczycić udziałem aż 26 niemieckich książąt, to jednak niemożność wylegitymowania autentyczności swego upełnomoc­nienia czem innem prócz własnego tylko słowa honoru sprawiła, że już z woli tego samego kongresu władza główna Ścisłej Obserwy przeszła na ks. Ferdynanda Brunświckiego. Ten zaś szczerym mistykiem będąc, już się za depozytarjusza prawdziwych tajem­nic nie podawał, tylko właściwego ich źródła, jako też prawdzi­wego źródła organizacji, razem z innymi szukał. Rzecz prosta zaś, że taki stan rzeczy znów naroścież otwierał drzwi związku wszelkiego rodzaju odkrywcom i „prawdziwym wtajemniczonym“. Już też w r. 1776 zjawił się taki odkrywca w osobie niejakiego barona Gugomosa, radcy rządu w Rastadt, który inicjację „praw­dziwego Templarjusza“ przyjął rzekomo (.pośrednio co prawda) z jedynego źródła naprawdę autentycznego, mianowicie... Stolicy apostolskiej w Rzymie2). I ten epizod, nie odbył się bez pewnego, acz bardzo krótkotrwałego powodzenia jego twórcy. Z tą samą zaś też sytuacją w zakonie wiąże się zwiększenie wpływów szwedzkiego systemu Zinnendorfa i próby połączenia Ścisłej Ob-

serwy z Wielką Kapitułą szwedzką pod władzą najwyższą ks, Karola Sudermańskiego. Przyszło nawet coś podobnego do skutku z końcem 1779 r., ale nadzieje łączone z tą unjlą przez Templar­iuszów niemieckich zawiodły. Wnet stało się dla nich jawnem, że szwedzcy wtajemniczeni tyle mniej więcej wiedzą, co i oni, gdy zaś jeszcze wysłany specjalnie do Włoch na poszukiwanie „des Supérieurs Inconnus“ hofrat stuttgarcki Waechter (Eques a Çeraseo) wrócił stamtąd jako z jedynym rezultatem, z własnoręcz­nie podpisaną przez Karola Stuarta deklaracją, że ani on, ani ojciec jego nigdy nic z wolnomularstwem nie miał wspólnego — depresjla wzrosła niepomiernie. Zdrada Starcka i opublikowanie przezeń całemu światu wszystkich tajemnic i całej historji zakonu Ścisłej Obserwy w anonimowej broszurze p. t. La pierre d’achop­pement et le rocher de Scandale dopełniło tylko miary i wywołało masowy już odpływ mistycznego wolnomularstwa w Niemczech przedewszystkiem w szeregi Rosenkreuzerów.

Ci Różokrzyżowcy (jak ich nazywa Krasiński w Niedokoń­czonym poemacie) choć wcale prawdopodobną jest rzeczą, że byli właściwymi twórcami templarjuszowskiej legendy*), działali jednak przez dłuższy czas niezależnie od wolnomularstwa i związ­ku z niem nie szukali. Zrodzeni właściwie z fikcji o Chrystjanie Rosenkreuzu, którą w satyrycznych podobno nawet celach ułożył z początkiem 17 wieku profesor tubingski Walentyn Andreae, po­częli się organizować na wzór towarzystwa mistyczno-alchemicznego, o którem mówi ta fikcja, mniej więcej w sto lat po jej publi­kacji. Podjął ją bowiem w 1714 (we Wrocławiu) niejaki Samuel Richter (Sinceurs Renatus), którego Teotilozofja teoretyczno-pra­ktyczna czyli prawdziwe i doskonałe preparowanie kamienia filo­zoficznego przez Konfraternię Różanego Krzyża Złotego stała się punktem wyjścia dla rzeczywistego łączenia się alchemików, a przynajmniej do nazywania ich „Różokrzyżowcami“ i to nie- tylko w Niemczech ale i w Anglji; we Francji zaś wśród wyż­szych stopni wolnomularstwa stopień „kawalera różanego krzy­ża“ miał od początku wyraźny charakter okultystyczny. — Do­piero jednak gdzieś w r. 1756 lub 1757 poczęła się konfraternia Rosenkreuzerska z południowych Niemiec, czy też (jak chcą inni) z Frankfurtu nad Menem rozszerzać po całych Niemczech i dalej, jako określona dokładnie organizacja stopniowych wtajemniczeń okultystycznych1). W 1767 ostatnia rewizja jej konstytucji nawiązała wyraźnie do wolnomularstwa głosząc, że on# jedna może .naprawdę wytłumaczyć wszystkie masońskie symbole i alegorje z drugiej zaś strony postanawiając, że na to aby zostać Różokrzyżowcem, trzeba wprzód być „mistrzem odblasku światła“ czyli wolnomularzem.

Wraz z upadaniem prestigeu Ścisłej Obserwy powodze­nie Rosenkreuzerów rosło niesłychanie szybko. Najpotężniej usadowili się za sprawą Bischofswerdera i Woelnera w Berli­nie, bo nietylko tamtejszą główną lożę Trzech Globów zdo­łali opanować, ale i samego następcę pruskiego tronu. Bischofs- werder, który od głośnego w latach siedemdziesiątych wywoły­wacza duchów Schroepfera[3] [4]) nauczył się jego sztuki, umiał na­stępnie przy jej pomocy najzupełniej owładnąć zabobonnym Fryderykiem Wilhelmem II, zaraz też po jego wstąpieniu na tron (1786) obaj różokrzyżowcy, Bischofswerder i Woelner zostali wszechwładnymi ministrami.

Oczywiście, że taka epidemja szczerej i udanej mistyki, pa­tologicznej gorączki tajemnej wiedzy i wyzyskującego ją wyra­finowanego oszustwa, nie mogła nawet w łonie samego wolnomu­larstwa szerzyć się bez prób przeciwdziałania. Wprawdzie po­wrót do pierwotnego, klasycznego, trójstopniowego wolnomular­stwa angielskiego, które w olbrzymiej większości lóż stanowiło już tylko teren przygotowawczy do t. z. wyższych stopni naj­rozmaitszych systemów, nie miał już do końca tego wieku żadnych widoków na to, żeby się stać hasłem popularnem — z tern wszystkiem jednak pierwotny racjonalizm i deizm wolnomularski, repre­zentowany aż do przedostatniego dziesiątka wieku w najczystszej może postaci przez Lessinga'1), utrzymywał jeszcze swój prestige w światlejszych umysłach, powołując z czasem do literackiej wal­ki z zabobonami i szarlataństwem nawet Schillera i Goethego, nie mówiąc o wielu mniejszych. W systemach „wysokich stopni“, w propagandzie “ścisłej obserwy“ zakonu Templarjluszów wraz z jego „klerykatem“, w Rosenkreuzerach i t. d. węszył stary kie­runek intrygę jezuicką, którą to tern, to owem piórem usiłował[5] [6])

demaskować. Że zaś głośne od czasu do czasu kompromitacje wy­raźnych oszustów i wzrastająca na skutek rywalizacji systemów i ludzi anarchja, były mu potężnym sprzymierzeńcem, więc z cza­sem — choć starego wolnomularstwa na razie nie wskrzesił, z mi­styką jednak prowadził dość skuteczną walkę za pośrednictwem tego systemu, który w latach osiemdziesiątych stworzył w Niem­czech bardzo poważną konkurencję wszystkim innym, mianowi­cie t. zw. illuminizmu bawarskiego Weishaupta i Kniggego. Ten system czynił wprawdzie w legendach niektórych stopni upodoba­niom mistycznym tamtych pewne koncesje, ale w rzeczywistych celach swoich, politycznych głównie, antyklerykalnych i socjal­nych, opierał się w gruncie rzeczy na racjonalizmie i z mistyką nie wiele miał wspólnego. W momencie swego apogeum (1782— 1785) mogli się Illuminaci bawarscy poszczycić, że mieli w swo­ich szeregach wraz z ks. Karolem Wajmarskim Goethego (pod pseudonimem Abaris) i Herdera (Damasus pontifex). Wkrótce jednak rozpoczęły się prześladowania i wielkie procesy, które ca­łą organizację rozproszyły i zniszczyły.

[będzie część II md]



[1]
                Hierarchja tych stopni przedstawiała się jak następuje:i) Juniores,Theoretici, 3) Practici, 4) Philosophi, 5) Minores, 6) Maiores, 7) Adepti, 8) Exem- pfi, 9) Magisłri, 10) Magi. L'abbé Barruel w swojem głośnem na początku XX w. (i tłumaczonem też wnet w skróceniu na język polski) 9-tomowem dziele p. t. Mé­moires pour servir à Vhistoire du Jacobinisme (Hamburg 1803) zalicza Rosenkreu- zerów razem z Martynistami do tak zwanej przez siebie „maçonnerie cabalistique przeciwstawiając ją masonerji hermetycznej, uprawianej w t. z. systemie szkockim. Nauka o Bogu w tym ostatnim streszcza się cała (według przedmowy do dzieła Les grades maçonniques Ecossois) w tych słowach Hermesa Trismegistosa: „Wszyst­ko jest częścią Boga; skoro zaś wszystko jest Jego częścią, wszystko jest Bogiem. Wszystko tedy, co zostało stworzonem, stworzyło się samo i nigdy nie przestanie działać; bo ta istota działająca (cet agent) spoczywać nie może. I ponieważ Bóg nie ma początku ni końca, więc i dzieło jego niema początku i końca". W przeciwień­stwie do tego czystego panteizmu Jehowa lóż kabalistycznych jest Bogiem duali­stycznym. Według jednego z podstawowych dzieł ich doktryny Teleskopu Zoroa- sfra jest to jednocześnie bóg Sezamoro i bóg Senamira (odwrócone Oromazes
 

[2]
            Arimanes). Z pierwszym łączy się genjusz Solak, z drugim genjusz Sokak (od­wrócone Kalos i Kakos) każdego z nich otaczają tłumy duchów, z których jedne są inteligencjami porządku wyższego, drugie niższego, jedne rządzą planetami, drugie niższemi gwiazdami i konstelacjami, przyczem jedne są aniołami życia, zwycięstwa i szczęścia, drugie aniołami śmierci i złych przygód, wszystkie jednak są istotami wyższemi od człowieka, znają wszystkie tajemnice przeszłości, teraźniejszości

[3]
            i przyszłości i mogą je ludziom wtajemniczonym objawiać. Żeby je sobie zjednać, trzeba znać t. zw. Grimoire du magicien, imiona i znaki planet i duchów dobrych i złych, trzeba wiedzieć np. że pod imieniem Ghenalia wzywa się słońce wscho­dzące, inteligencję czystą, błogą i czynną i że Thophores to Saturn, planeta,na któ­rej mieszka „la pire des intelligences". (Barruel II roz, XI str. 227—231). Z tem wszystkiem Barruel niesłusznie przeciwstawia Rosenkreuzerów zwolennikom syste­mu szkockiego jako kabalistów hermetystom. W hermetyzmie samym bowiem istniały oddawna dwa kierunki! panteistyczny i dualistyczny (zob. T, Zieliński. Her. mes Trismegistas. Zamość 1920) powtóre oba te rodzaje wolnomularstwa zajmowały się mocno alchemją, mając w tem również oparcie o tradycje hermetyczne.

[4]
            Ten Schröpfer to także jedna z bardzo głośnych figur w „l'histoire des grands fourbes“. Nim skończył samobójstwem (w r. 1774) stanowił przedmiot po­

[5]
            )Jego Gespräche für die Freimaurer noszą daty 1770 (pierwsze trzy) i 1700 (dwa ostatnie), Na „Goldmacherei“ i „Geisterbeschwörungen patrzy on tutaj jesz­cze z pewną pobłażliwością, ale Templarjusze ze swą arystokratyczną ekskluzyw- nością i brakiem jakiejkolwiek głębszej treści, niepokoją go rzetelnie.

[6]
            )Głównie Nicolai, Knigge i Bodę, illumina« systemu Weishaupła, wybitni publicyści; nadto we Francji paryski publicysta Bonneville, zresztą i Mirabeau, o czem jeszcze niżej. Tendencja łącząca spekulowanie na skłonnościach mistycz­nych książąt z intrygą katolicką zarysowuje się też wyraźnie we wspominanej już tutaj niedokończonej powieści Schillera p. t. der Geisterseher (1778—1789).