Zabrońcie "Franciszkowi" obrażania Chrystusa! Fatelo smettere di insultare Gesů!
Wpisał: Maurizio Blondet   
28.05.2016.

Zabrońcie "Franciszkowi" obrażania Chrystusa!

 

Fatelo smettere di insultare Gesù!

 

Maurizio Blondet     26 maj 2016      tłum. RAM

http://www.maurizioblondet.it/fatelo-smettere-insultare-gesu/

 

To, że "Franciszek" nienawidzi  katolików jest rzeczą oczywistą. Kocha za to protestantów, twierdzi, że katolicy prześladowali ich i traktuje Lutra jak by był on świętym. Darzy sympatią sekularzystów miliarderów (Eugenio Scalfari), traktuje z życzliwością takie osoby jak Pannela i Bonino (Partito Radicale) – a katolików po prostu nie znosi.

Odmawia poparcia tym, którzy bronią rodziny. Dla katolików pozostają jedynie twarde wymówki − wg. niego "mnożą się jak króliki", albo są "faryzeuszami".

My − którzy z konsternacją − obserwujemy jego bezceremonialne inicjatywy – jesteśmy oskarżani o niehistoryczne fundamentalizmy, bezduszny etycyzm czy też o niemądry intelektualizm. Dla "imigrantów" muzułmańskich – miłosierdzie papieskie jest bez granic, zaś dla uchodźców chrześcijańskich – widać kompletny jego brak. To samo w odniesieniu do Franciszkanów Niepokalanej, których zgniata i niszczy.

Oskarża włoskich biskupów o przywiązanie do pieniędzy, również tych, którzy żyją w skromnych warunkach – nie zważając na to, że mass−media, niezmiernie tym oskarżaniem uszczęśliwione dodatkowo je nagłaśnieją, jakoże pokazywanie "dobrego" papieża, z którym walczy "zły" Kościół jest jednym z narzędzi walki z chrześcijaństwem.

O ile jednak możemy pogodzić się z faktem nietolerowania nas przez naszego papieża, o tyle nie pozwolimy mu na atakowanie i obrażanie Chrystusa. Bergoglio bowiem, zrobił to już kilka razy w sposób ukryty.

Na dziś ograniczę się do wywiadu, którego papież udzielił dla La Croix, i który zalecił opublikować w całości na łamach L’Osservatore Romano.

W nim obraża Chrystusa w sposób jednoznaczny i wyraźny.

Odnosi się to fragmentu, w którym Bergoglio mówi:

"Podbój jest cechą wrodzoną Islamu, to prawda. Ale w ten sam sposób, tj. jako chęć podboju można tłumaczyć również zakończenie Ewangelii św. Marka, kiedy to Jezus wysyła swoich uczniów do wszystkich narodów ".

Bergoglio: "It is true that the idea of conquest is inherent in the soul of Islam. However, it is also possible to interpret the objective in Matthew’s Gospel, where Jesus sends his disciples to all nations, in terms of the same idea of conquest".

http://www.la-croix.com/Religion

Translation Stefan GIGACZ for la Croix Interviewed by Guillaume Goubert and Sébastien Maillard (in Rome)

 

Wyjaśnijmy więc, że przypisywanie Odkupicielowi jakiegokolwiek zamysłu "podboju" w sensie wojennym – tak, jak było to charakterystyczne dla Mahometa − jest kłamstwem, a nawet czymś gorszym – wręcz oszczerstwem. Mahomet był wodzem, jedynym założycielem religii, który używał miecza i kierował wojskami.

A Jezus?  Oto, w jaki sposób posyłał swych uczniów na "podbój": "Wysyłam was jak owce między wilki" (Ewangelia św. Mateusza 10, 6). Całkowicie bezbronnych. Dlatego więc: "Bądźcie roztropni jak węże i nieskazitelni jak gołębie". (…)

Jak mogło dojść do tego, że Bergoglio stał się księdzem?

(…) W jakim seminarium studiwał ktoś, kto tak podle i prymitywnie przekręca słowa Ewangelii? (…)

Z jakiego amazońskiego buszu modernistycznej głupoty i dyletanctwa wyszedł ten człowiek? 

Z jakiego składu odpadów teologii wyzwolenia wychynął tenże Tupac Amaru i w jaki sposób stał się księdzem, wspinając się z czasem po wszystkich stopniach kariery kościelnej aż do godności biskupiej, kardynalskiej i papieskiej?

A wy kardynałowie−elektorzy – czy wiedzieliście o tym, że ten, którego wybraliście na Conclave ma podobne braki i wady?

Jest nie do uwierzenia, że również i wy jesteście takimi samymi jak Bergoglio analfabetami jak chodzi o kulturę chrześcijańską. Lub też mam rozumieć tę sytuację jako jeszcze jeden "cenny" owoc Soboru?

W wyżej wspomnianym wywiadzie "Franciszkowi" bardzo zależy na zanegowaniu chrześcijańskich korzeni Europy i na zademonstrowaniu swej wrogości wobec tych, którzy się o nie upominają (zaczynając od swego poprzednika Jana Pawła II). Być może dlatego, że wydają mu się one przeszkodą w realizacji drogiego mu ekumenizmu.

Bergoglio twierdzi, że: "Trzeba mówić o korzeniach w liczbie mnogiej, jako że jest ich wiele. W tym znaczeniu − kiedy słyszę o chrześcijańskich korzeniach Europy – boję się czasem tej intonacji, która może okazać się triumfalistyczna i mściwa. Jakkolwiek Jan Paweł II mówił o tych sprawach spokojnie".

Pope Francis: "We need to speak of roots in the plural because there are so many. In this sense, when I hear talk of the Christian roots of Europe, I sometimes dread the tone, which can seem triumphalist or even vengeful. It then takes on colonialist overtones. John Paul II, however, spoke about it in a tranquil manner".

http://www.la-croix.com/Religion

Translation Stefan GIGACZ for la CroixInterviewed by Guillaume Goubert and Sébastien Maillard (in Rome)

 

Czy Kościół jest dla Bergoglio "kolonializmem"?

Z tego co powyżej − daje się dojrzeć ideologiczne pochodzenie tego rodzaju wypowiedzi.

Zredukowanie "chrześcijańskich korzeni" do "kolonializmu" w Europie – jest mechaniczną i prymitywną transpozycją na kontynent europejski jednego z najbardziej przestarzałych elementów czerwonej, latynoskiej propagandy.

To właśnie tam – w środowiskach obskuranckiego progresywizmu Andów i Mato Grosso – mówi się, że katolicyzm przyszedł z zewnątrz, a zatem jest kolonializmem, sugerując, że konkwistadorzy zlikwidowali "wspaniałe" obyczaje tamtejszych religii (polegające na składaniu ofiar z ludzi) – zamiast pozostawić te populacje ludzkie w pierwotnym stanie. (…)

Należy tu zauważyć, że jeżeli tenże element czerwonej propagandy stał się już nawet dla Trzeciego Świata zbyt prymitywnym i uproszczonym, o ile bardziej jest on absurdalnym dla Europy!

Wojtyła mówił − "Wiara chrześcijańska ukształtował kulturę europejską, tworząc w ten sposób całość z jej historią (…) Chrześcijaństwo stało się dzięki temu religią Europejczyków".

W tej sytuacji więc − mściwy triumfalizm jest wyrażany z pewnością nie przez katolików, ale przez tych, którzy zaprzeczając chrześcijańskim korzeniom Europy, mają za cel narzucenie jej ich ateizmu, jakobinizmu, dyktatu masońskiego i leninowskiego, używając do tego gwałtu, prześladowań i terroru – jak odbywało się to od wojny w Hiszpanii po krwawe czerwone represje na Wschodzie.

Jak można być takim nieukiem?

Kiedy "Franciszek" mówi, że "nie należy mówić o chrześcijańskich korzeniach Europy ponieważ nie są jedynymi", robi to najwyraźniej po to, aby zdeprecjonować i zmniejszyć – a zatem obrazić – naszą cywilizację. W kontekście wywiadu chciał nam powiedzieć: nie udawajcie tak wielkich snobów  − przyjmijcie miliony, które nadciągają w ramach "inwazji arabskiej" (słowa papieża), przecież nie jesteście lepsi od nich.

Stwierdził: "Ile inwazji doświadczyła Europa w ciągu jej historii! Zawsze jednak poradziła sobie z nimi odkrywając, że wymiana między kulturami umocnia ją".

Prawda jest taka, że "kultura" islamska jest tą, której chrześcijańska Europa nie zintegrowała i inwazję której zawsze odpierała – od Poitiers (732), poprzez Lepanto (1500), aż do Wiednia (1683). I zawsze wobec inwazji islamskiej, Europa − rozumiana jako chrześcijaństwo – umiała odnaleźć ekstremalną i nadprzyrodzoną jedność jej narodów i ich królów ponad ich waśniami.

Czyniła to z niezmiennym uporem, który pokazuje, że "kultura" Islamu zawsze była w Europie odczuwalna jako całkowicie różna od domowej, w sposób niereformowalny heterogeniczna, "nierozpuszczalna" w naszym dziedzictwie kulturowym, jak woda w oleju.

Jej pojawienie się na kontynecie było odczuwane jako nic innego jak śmierć naszej tożsamości zbiorowej i naszego bycia Europejczykami.

Czy się to komuś podoba, czy też nie; słusznie czy niesłusznie – tajemnicze odczucie nieprzyswajalnej odmienności poprzedza spotkanie Chrześcijaństwa z Islamem.

Cywilizacja Persji za czasów Cyrusa i Kserksesa nie była mniej rozwinięta niż grecka, jednakże Ateny pod Termopilami i Salaminą zjednoczyły się ze Spartą aby ją odeprzeć. Cywilizacja fenicka była również zaawansowana, ale Rzym postrzegał Kartaginę jako bezwzględnego wroga, nie nadającego się do integracji – wroga do wykorzenienia, aby samemu nie ulec wykorzenieniu.

Co więcej, chrześcijaństwo może rościć sobie pretensje do trzech zamiast dwóch tysiącleci swego dziedzictw kulturowego, ponieważ Rzym zwycięzca "poszedł do szkół w Atenach", a chrześcijańscy zwycięzcy Rzymu "zaadoptowali" tenże Rzym – jego architekturę, prawo, jego porządek prawny, jego koncepcję imperium pojmowanego jako przyjazny związek różnych narodów, ponadto również helleńską metafizykę, a także Platona i Arystotelesa.

Wiemy dlaczego tak się stało – wyjaśnił to po mistrzowsku Rémi Brague: Islam jest przeżywany przez jego wyznawców jako pierwsza religia−cywilizacja, ponieważ czasy poprzedzające Mahometa są postrzegane jako pustka, mrok i barbarzyństwo od których niczego nie można się nauczyć.

 

Rémi Brague https://en.wikipedia.org/wiki/R%C3%A9mi_Brague

 

Wszystko to, co jest potrzebne dla duszy i ciała muzulmanina znajduje się w Koranie, a zatem księgi należące do innych są zbyteczne, a nawet szkodliwe. Chrześcijanie nie mogli rozumować w ten sposób – wiedząc, że pochodzą od innej wiary – od judaizmu – i nie mogą odcinać się od tych korzeni.

W sposób analogiczny − Rzym zwycięzca świata nigdy nie twierdził iż przed nim nie było innej cywilizacji. Rzym uznał, że Homer, Sokrates, Platon, nauka i filozofia grecka – krótko mówiąc – cały inny, choć bardzo podobny świat był do zaakceptowania przez niego i nauczenia się go w jego oryginalnym języku.

Czy w Islamie tłumaczono teksty greckie? Tak, ale w zdecydowanej mierze naukowe, i po przetlumaczeniu na język arabski – święty język boski − oryginały niszczono. Islam nie był już więcej zainteresowany powrotem do ich lektury aby dociec "co tak naprawdę powiedział Arystoteles". Oto dlaczego w Islamie − choć godnym podziwu − nie znajdziemy ani Humanizmu ani Odrodzenia ani otwartej na inne kultury mentalności.

 

Chrystus nie pozostawił w spadku po sobie szariatu i uznał świeckie prawo rzymskie ("dajcie Cesarzowi..."). Mnichom kopistom nie przychodziło do głowy palenie nieprzyzwoitych ksiąg Katullusa, ale kopiowali je – tak bardzo ceniono sobie literaturę łacińską i dlatego księgi te istnieją do dnia dzisiejszego.

Odróżnienie między sacrum i profanum, uznanie niezależności rozumu od wiary, nauka eksperymentalna – a zatem – można powiedzieć − nawet świeckość europejska (czy się to komuś podoba czy też nie, lub jakakolwiek by nie była jej ocena) – jest wartością kontynentu. Wszystko w Europie rodzi się z jej chrześcijańskich korzeni.

Gdyby Cystersi spalili książki Katullusa, Horacjusza i Cycerona, gdyby byli wierzyli, że Ewangelia – będąc pisaną pod natchnieniem Ducha Świętego – posiada w sobie całą wiedzę, która jest potrzebna człowiekowi i która ma mu wystarczyć – dziś Europejczyk byłby tym samym kim jest muzułmanin czyli fundamentalistą.

Obecnie natomiast − ten nadzwyczajny, wspaniały trzechtysięczny gmach, bliski samozagłady za sprawą antychrystusowego nihilizmu został zredukowany przez "Franciszka" do formy "kolonializmu".

El Papa boi się, że w chrześcijaństwie jest "za dużo" kultury, że jest represyjny i że stanowi przeszkodę w niesieniu wiary "ubogim". Wydaje się, że "Franciszkowi" spieszy się jedynie do tego aby jako "kultura" zniknął i przestał przeszkadzać.

 Bergoglio mówi o tym w zdaniu wprost nieprawdopodobnym – w trakcie wyżej wymienionego wywiadu:

 

"Wkładem chrześcijaństwa do kultury jest ten, na który wskazał Chrystus myciem nóg, to znaczy posługa i dar życia. To nie powinien być wkład o charakterystyce kolonializmu".

"Christianity’s contribution to a culture is that of Christ in the washing of the feet. In other words, service and the gift of life. It must not become a colonial enterprise".

http://www.la-croix.com/Religion

Translation Stefan GIGACZ for la CroixInterviewed by Guillaume Goubert and Sébastien Maillard (in Rome)

 

         Niech umyje nogi i niech odejdzie do pomieszczeń dla służby – oto jedyny wkład jaki chrześcijaństwo powinno dawać " innej" kulturze. (…)

Bergoglio nie zdaje sobie w njamniejszym stopniu sprawy z tego, że właśnie taki sposób myślenia jest fundamentalizmem.

            Jest to komediowa forma "duchowego" fundamentalizmu −modernizmu katolickiego, dla którego – jako że Ewangelia zaleca nakarmić głodnych i przyodziać nagich – wszystkie państwa, rządy i cała Unia Europejska powinny przyjąć uchodźców bez ograniczeń, tym samym bezpośrednio stosując się do Ewangelii, a nie do norm prawa świeckiego i realnych ocen politycznych w odniesieniu do możliwości realizacji tegoż procederu.

            I w taki oto sposób Ewangelia staje się Koranem nowego karykaturalnego szariatu. 

            Na koniec należy zaprzeczyć temu jakoby najważniejszą częścią wkładu Chrystusa do kultury było "mycie nóg". (...)

            Należy stwierdzić, że Bergoglio całkowicie wypaczył sens tego gestu Zbawiciela. Chrystus ani nie mył, ani tym bardziej nie obcałowywał z upodobaniem nóg "imigrantów, więźniów, muzułmanów i kobiet" – jak robi to papież.

 

Podczas straszliwej nocy Ostatniej Wieczerzy, nie tylko dał lekcję pokory, ale wręcz upokorzenia i posługi tym, którym wkrótce miał nakazać: "Czyńcie to na moją pamiątkę". Umył nogi przyszłym księżom, których ręce miały być poświęcone. (...)

            Bergoglio, myjąc nogi w sposób bezrefleksyjny i bez jakiegokolwiek osądu − ludziom należącym do innej religii, a także kobietom, zupełnie wykrzywił i sfałszował gest Chrystusa.

            To wypaczenie – z uwagi na jego umyślność − również jest obrazą Zbawiciela.

            W jakim stopniu gest papieża obraża także księży wiernych swemu powołaniu wyjaśnia ksiądz Ariel Levi di Gualdo, mówiąc:  

 

            "Od kilku lat wkracza w bardzo zaawansowaną fazę zjawisko niezwykle szybkiego i masowego opróżniania słów tak z ich dogłębnego sensu ewangelicznego i teologicznego jak i z ich symboliki – które to słowa jako opróżnione – są szybko napełniane zupełnie innymi znaczeniami.

            Tego rodzaju proceder naraża na niebezpieczeństwo pojawienia się istotnych zmian także w odniesieniu do treści wiecznych i niezmiennych".

            Zaś co do zastępczego znaczenia jakim  "Franciszek" napełnił opróżniony z pierwotnego sensu gest mycia nóg, ksiądz Ariel Levi di Gualdo mówi:

"Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy nie wskazał Apostołom na ubogiego i nie powiedział im: "To on jest moim ciałem i moją krwią", zatem "na moją pamiątkę adorujcie go". Wszyscy jesteśmy członkami  tego Przenajświętszego Ciała, bez względu na deklarowany dochód czy przynależność do określonej grupy społecznej".

 

http://isoladipatmos.com/dalla-lavanda-dei-piedi-alla-lavata-di-testa/

 

Oto czym jest religia "Franciszka":  adoracją "ubogiego" (tego medialnego, fikcyjnego, czy imigrata) postawionego na miejscu należącym się Chrystusowi.

         Na koniec − czy doprawdy nie znajdzie się ktoś, kto nakaże "Franciszkowi" aby zaprzestał bluźnić?