Obama z Putinem stworzą Banderolin?
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
10.07.2016.

Obama z Putinem stworzą Banderolin?

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3691

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    10 lipca 2016

Jeszcze nie rozpoczął się oczekiwany z taką niecierpliwością szczyt NATO w Warszawie, a już nad stolicą naszego nieszczęśliwego kraju, to znaczy pardon – oczywiście najszczęśliwszego kraju na całym świecie, a w każdym razie – w Europie Środkowej – raz po raz przelatują samoloty F-16.

Jak to dobrze, że nie – dajmy na to – MiG-i, czy inne Su, nie mówiąc już o – nie daj Boże! - Tu-95. No ale Tu-95 to mogą sobie latać nad Syrią, a nie nad Warszawą. Nad Warszawą to latali Niemcy i nawet skomponowali bardzo ładny marsz pod tytułem „Lecimy nad Warszawą”, ale teraz Niemcy są naszymi sojusznikami, a w każdym razie – sojusznikami naszych sojuszników, więc nie ma co snuć jakichś rozpamiętywań, zwłaszcza że te przeloty, to próba generalna przed zaplanowaną na piątek defiladą, podczas której zaprezentujemy zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi naszą umiejętność prężenia cudzych muskułów.

Polska jednym susem wskakuje do grona mocarstw światowych, o czym świadczy również rozmowa, jaką w cztery oczy ma przeprowadzić amerykański prezydent Obama z prezydentem Dudą. Wprawdzie strona amerykańska ujawniła, że podczas tej rozmowy prezydent Obama da wyraz swemu „zaniepokojeniu przedłużającym się sporem o Trybunał Konstytucyjny”, czyli krótko mówiąc – obsztorcuje prezydenta Dudę, ale uczyni to podczas rozmowy w cztery oczy, więc nie ma co grymasić. Tym bardziej, że właśnie Sejm uchwalił ustawę o nieszczęsnym Trybunale, którą Platforma Obywatelska zamierza niezwłocznie do Trybunału zaskarżyć. Nie ulega tedy wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania; lepiej...” - no, mniejsza z tym), że Trybunał uzna ustawę za sprzeczną z konstytucją, najlepiej z art. 2, stanowiącym, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.

Z taką piramidalną bzdurą wszystko może okazać się niezgodne, albo przeciwnie – zgodne, w zależności od politycznego zapotrzebowania i mądrości etapu. Jest to znakomita ilustracja słuszności tzw. „prawa Dunsa Szkota”, mówiącego o konsekwencjach przyjęcia sprzeczności – że ze zdania wewnętrznie sprzecznego może wynikać cokolwiek.

Wracając do prezydenta Obamy, który z powodu tego nieszczęsnego Trybunału będzie prezydenta Dudę sztorcował, to prezes Jarosław Kaczyński musiał to przewidzieć i skalkulować, skoro wspomniana ustawa została ostentacyjnie uchwalona w przeddzień szczytu NATO w Warszawie. Bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – Trybunał – Trybunałem, ale oprócz niego istnieją jeszcze inne, być może nawet ważniejsze sprawy. Jak już wspominałem, podczas uroczystości w Białymstoku prezes Kaczyński, wypowiadając nieubłaganą wojnę antysemityzmowi – również temu „ukrytemu” - wygłosił wiernopoddańczą deklarację wobec Izraela. Trzeba nam bowiem wiedzieć, że antysemityzm ukryty oznacza każdą krytykę postępowania Izraela.

Jeśli tedy Izrael z prezesem Kaczyńskim – któż przeciwko niemu? Oczywiście na deklaracjach się nie skończy, bo prędzej, czy później Izrael zażąda od prezesa Kaczyńskiego tak zwanego „dowodu miłości”, podobnie, jak sodomici od papieża Franciszka, który właśnie wpadł na pomysł, że Kościół powinien sodomitów „przeprosić”.

Warto dodać, że prezydent Duda, podczas rocznicowych uroczystości w Kielcach wypowiedział się w podobnym tonie, a nawet wykluczył antysemityzm z chwalebnego pluralismusa. Ciekawe, że na podobny pomysł wpadł Henry Ford deklarując, że u niego można kupić sobie samochód w dowolnym kolorze pod warunkiem, że będzie ona czarny.

Praktyczną konsekwencją może być powierzenie polityki kadrowej w naszym nieszczęśliwym kraju panu redaktorowi Michnikowi, bo jużci – któż u nas może mieć do antysemitów lepszego nosa?

Ale to jeszcze nic, bo do listy naszych priorytetów politycznych, obok wystawienia możliwie wszędzie pomników smoleńskich, wytarzania w smole i pierzu Donalda Tuska oraz „dążenia do prawdy” w sprawie katastrofy smoleńskiej, doszedł jeszcze jeden. Prezes Kaczyński wydał mianowicie nieubłaganą wojnę szkodnikowi-paskudnikowi Leszkowi Balcerowiczowi – że „musi odejść” i w ogóle. Na pierwszy rzut oka przyczyną wojny ze szkodnikiem-paskudnikiem jest odkrycie przez Prawo i Sprawiedliwość własnego Balcerowicza w osobie pana wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Nasz Balcerowicz jest lepszy – przekonuje swoich wyznawców pan prezes Jarosław Kaczyński – ale wyższość „naszego” Balcerowicza nad Balcerowiczem jakimś takim nie naszym, czyli – powiedzmy wprost – szkodnikiem-paskudnikiem, trzeba jakoś zilustrować. Jest to tym bardziej wskazane, że pan wicepremier Morawiecki wprawdzie też ogłosił „plan”, co prawda w postaci zaledwie szkicowej, ale nawet z tych szkiców przebijają przebłyski genialności.

Chodzi o zreformowanie przez rząd resztki pieniędzy z Otwartych Funduszy Emerytalnych, jaka tam pozostała po zreformowaniu ich przez rząd premiera Tuska. Z 25 procent zreformowanych środków zostanie utworzony Fundusz Rezerwy Demograficznej, a z pozostałych 75 procent – indywidualne konta emerytalne. Oczywiście z tych „indywidualnych kontemeryt nie będzie mógł swoich pieniędzy nawet powąchać, bo jeszcze w roku 1997 przyczynę niedostępności tych pieniędzy dla właścicieli kont w prostych, żołnierskich słowach wyjaśniła mi pani posłanka Ewa Tomaszewska mówiąc, że „każdy by tak chciał! Gdyby zatem każdemu tak pozwolić, to z tych indywidualnych kont w mgnieniu oka pozostałoby tylko wspomnienie – a w takim razie z czego rząd finansowałby zapowiadany szalony rozwój gospodarczy? Jak to jeszcze za pierwszej komuny zauważył towarzysz Wiesław - „z próżnego i Salamon nie naleje”, więc i pieniądze z „indywidualnych kont” też na długo nie starczą, więc resztę szalonego rozwoju trzeba będzie urządzać za pieniądze pożyczone – tak samo, jak za Gierka i być może z identycznym skutkiem. Ale to się wyjaśni nie wcześniej, niż za dziesięć lat, a co się przez ten czas nazachwycamy „naszym” Balcerowiczem, tego żadna przemoc, a zwłaszcza - zimny ruski czekista Putin nam nie odbierze.

Ale wojna ze szkodnikiem-paskudnikiem ma i drugie dno. Jak bowiem wiadomo, złowrogi Balcerowicz został zaproszony do udziału w rządzie Ukrainy, gdzie doradza prezydentowi Poroszence, jakie by tu zamarkować reformy, żeby wszystko zostało po staremu. Jak pamiętamy, prezydent Poroszenko doprowadził do dymisji premiera Arszenika Jaceniuka, który był zaledwie „podejrzewany” o żydowskie pochodzenie, by na jego miejsce wsadzić Włodzimierza Hrojsmana, który już o nic podejrzewany być nie musi.

Nie o pochodzenie jednakże tu chodzi, tylko o to, że premier Arszenik Jaceniuk był popierany przez Julię Tymoszenko, której z tego powodu może nie podobać się również szkodnik-paskudnik. Jeśli tak, to nie można wykluczyć, że pan prezes Kaczyński, nie dając nic po sobie poznać, w głębi serca jednak pielęgnuje projekt małżeństwa z Julią Tymoszenko i założenia dynastii, która - oczywiście pod dyskretnym nadzorem starszych i mądrzejszych – władałaby Polską od morza do morza. To znaczy – oczywiście nie Polską, bo takie mocarstwo musiałoby nazywać się jakoś inaczej. Jak? Właśnie ogłosiłem ludowy konkurs na nazwę przyszłej potęgi i na pierwszą myśl przyszła mi do głowy nazwa Banderolin”, skupiająca w sobie dwa istotne człony: „Bandera” i „Polin”.

[pobrzmiewa tam jeszcze genialnie, choć dyskretnie, nutka o „rolowaniu”... Zamilczmy jednak.  Olin się w grobie przewraca...  MD]

Jakby w sukurs tej koncepcji przybyła rewelacja przedstawiona 5 lipca przez posła Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Piętę, który opowiedział się za wspólnym państwem z Ukrainą. Jestem pewien, że ze strony posła Pięty nie była to żadna samowolka, a raczej próba wysondowania, jak na ten temat zareaguje opinia publiczna, zwłaszcza wyznawcy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Najwyraźniej musi on wiedzieć coś, czego my jeszcze nie wiemy, a może szóstym zmysłem wyczuwa intencje Naszego Najważniejszego Sojusznika, dla którego taka kombinacja byłaby jakimś wyjściem.

Ciekawe, czy ta kombinacja będzie omawiana na spotkaniu Rady NATO-Rosja, wyznaczonym na 13 lipca w Brukseli – no bo trudno sobie wyobrazić, żeby w takiej sprawie zimny ruski czekista Putin nie został skonsultowany. Zatem – najważniejsze jeszcze przed nami, zwłaszcza że i były prezydent naszego nieszczęśliwego, to znaczy pardon – oczywiście najszczęśliwszego kraju na świecie, a w każdym razie – w Europie Środkowej, czyli Bronisław Komorowski jeszcze w maju powiedział, że „nowe fronty” będą u nas otwarte dopiero po zakończeniu Światowych Dni Młodzieży, podczas których, być może, również sodomici dostąpią wreszcie satysfakcji.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).