O błędach naukowych, pokusach, Szerszeniu i długości "indeksu".
Wpisał: Mirosław Dakowski   
14.07.2016.

O błędach naukowych, pokusach i długości „indeksu”.

 

 

Jeremi Przybora w latach 50-tych [zeszłego wieku] prowadził w Radio gazetkę ścienną pt. „Wiszący organ”.

 

 

         Od miesiąca zmagam się z trudnością sformułowania artykułu o Prawdzie. W nauce, w życiu, polityce. Może będzie? [„Veritas est adequatio rei et intellectus”]

         Tymczasem umieszczam strzęp w formie anegdotycznej, wspominkowej.

 

Maciej Giertych pisze właśnie, że ze sprawozdania (tj. materiałów)  jakiejś konferencji geochronologii wymazano parę doniesień, bo autorzy... znaleźli w kościach dinozaurów izotop 14C. A to przecież „niemożliwe”, bo dino „jak wiadomo” wyginęły 65 milionów lat temu. Czułość metody 14C sięga do ok. 50 tysięcy lat.

Czyli „ideolo” skutecznie dusi ciekawość uczonego, jego fascynacje prawdą.

A nawet za komuny, panie dziejaszku...

[młodzieńcze, to już było po bitwie pod Cushima.. ]

W latach późnych 50-tych i 60-tych zeszłego wieku, pod koniec studiów i odrobinę później, tworzyliśmy w Świerku [Instytut Badań Jądrowych]  grupę fizyki rozszczepienia, wraz z podobnymi, a ciekawymi fizyki niedoukami. Było nas czterech –pięciu. Osłonę dawał nam Miecio – partyjny szef. Tyraliśmy po 90-120 godzin na tydzień, bo Ewa (ruski reaktor doświadczalny) dawała niewielki strumień neutronów, a my badaliśmy rzadkie zjawisko – emisji cząstki alfa (4He) przy rozszczepieniu.

Nauczyliśmy się systemu ósemkowego (zamiast opartego na ilości palców na przednich kończynach – dziesiętnego). Elektronicy dali nam bowiem analizator amplitud zapisujący w systemie dwójkowym [0,1], co szybko nauczyliśmy się czytać w systemie ósemkowym [ „wymyślił go drwal, któremu ucięło dwa palce”].

Szefa, jako się rzekło, wysłaliśmy na Popa, by czasem nam po linii jakieś dolary na aparaturę załatwił. Dla dziatwy nieletniej, a czytaniem się nie plamiącej: Pop to sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej, coś takiego, jak Balcerowicz w SGPiS. I rzeczywiście – naszego popa później pokarało, został Prezesem Państwowej Agencji Atomistyki w czasie katastrofy w Czarnobylu, i musiał kłamać jak Urban, za przeproszeniem.

Ale ćwierć wieku wcześniej walczyliśmy z niestabilnymi i psującymi się wzmacniaczami ruskich, sami budowaliśmy nisko szumiącą aparaturę i pierwsze detektory półprzewodnikowe [Si i Ge], które niedługo okazały się najlepszymi na świecie.

Ekipa nasza, niby od Sasa do Lasa, - i o wiele szerzej: Był też jakiś czas z nami Koreańczyk Se don Sik (oczyw. północny) jako magistrant, przesłano nam „dla zrobienia jej doktoratu” Egipcjankę w ósmym miesiącu ciąży (udało się wystraszyć). Se don Sik po otrzymaniu magisterium chciał pozostać, bo przygruchał sobie śliczna blondyneczkę, Marysię. Ale władza rewolucyjna KRLD porwała go; jeśli nie zginął od promieniowań, czy w lochach ludowych, to na pewno stoi na czele ich programu bombowego. Takie wieści do nas przeciekały jakiś czas. Bo zdolny był, jucha, i pracowity. W ekipie był też [chwilę czyli rok] Zajdel, pisarz s-f. O tym niżej.

W tym czasie zauważyliśmy, że obok badanego szerokiego widma [energetycznego]  cząstek alfa (o średniej energii ok. 15 MeV) tuli się z lewej (ok. 5 MeV?) jakiś dziwny pik. Potrafiliśmy wtedy jedynie mierzyć energię cząstek, pozostawioną w detektorze, a nie ich jakość [Z,A].

Po dyskusjach uznaliśmy, że to chyba wynik reakcji (n,alfa) na 235U uranie, co było zadziwiające. Opublikowaliśmy o tym artykuł ( w Nuclear Physics), mocno podbudowany teoretycznie, a jakże; recenzowany, a jakże. W środowiskach zbliżonych tematyką wywołało to, jako niespodziane, sporą sensację.

W tym czasie pojawił się u nas Andrzej Kordyasz, najpierw jako magistrant.  „Oraliśmy w magistrantów”, oczywiście. Miał różne ogromne zdolności, również manualne. Dostał więc polecenie wyszlifowania cieniutkich płytek z monokryształów krzemu, w celu zrobienia detektora krzemowego ΔE. Początkowo wyszła mu soczewka wklęsła. Zmierzyliśmy, że w centrum ma 4 mikrony grubości, a na obrzeżach aż 15! Wszystkie próbki w czasie szlifowania pękały. Potem pękały w czasie zamieniania płytek w detektory. Oczywiście nie przejmowaliśmy się doniesieniami z Zachodu, że na tym połamały sobie zęby najlepsze wyspecjalizowane laboratoria. Na nasze, nieuków, wrzaski i krzyki Andrzej zamknął się w sobie i w swym pokoju – i zrobił detektor idealnie jednorodny ! Oczywiście przed użyciem tę jednorodność dokładnie zmierzyliśmy.  Ta jego technologia później się rozpowszechniła po laboratoriach i po przemyśle na świecie. Forsy za to nie zobaczył.

Ale my użyliśmy tego detektora do budowy teleskopu, w którym mierzyliśmy jednocześnie energię oraz straty energii cząstki. Z tego, po wygibasach informatycznych i matematycznych, można było zmierzyć tak Z (ładunek), jak i A (masę) cząstki. Okazało się wtedy, że ten dziwny pik to nie z reakcji (n,alfa), lecz.. zupełnie co innego, mianowicie trytony [3H] jako trzecia cząstka emitowana w rozszczepieniu!

Ten wstyd z powodu błędnej pracy trafił nagle nas, chłopaków z różnych sfer, różnych cywilizacji czy krajów i obyczajów. Nikt nie zasugerował: „Może przemilczeć? Jak się wykręcić?”  Nikomu do głowy nie przyszło, by przemilczeć wpadkę [może nie zauważą? zapomną?]. Czy, tym bardziej, by bronić błędu. Naprawdę, tylko prawda nas fascynowała. Zaraz więc sprostowaliśmy poprzednie doniesienia.

Zdarzały się też inne wypadki: Janek B. w Instytucie Fizyki UW brał łapczywie wielu doktorantów, [„śpieszę się do dyrektorowania” mówił pół- żartem] . Jego doktorant – też się spieszył. Ktoś jednak zauważył, że wykresy w „doświadczeniach” są za gładkie, zastosował kryterium chi-2, co dało pewność, że punkty „doświadczalne” zostaly sfałszowane. Doktorat wycofano, kandydat znikł, a pretendent do szybkiej kariery poszedł tam, gdzie jego umiejętności zostały od razu docenione: Do bankowości, wysoko. Nie śledziłem, nie jest teraz super-premierem, coś mu się musiało powinąć..

Błędy się w nauce zawsze zdarzały. Oszustwa też. Nikt jednak nie sugerował, by „pochylić się nad nimi z troską”, lub: „przecież każdy ma swoją prawdę”. Jak intensywnymi sposobami wbito ludziom te brednie?

 

To nasze naukowe wścibstwo (a sprawdźmy jeszcze Z tych cząstek...) dało po latach piękne wyniki: Wykazaliśmy, że w rozszczepieniu dodatkowo emitowane też są nie tylko neutrony [ opóźnione - to podstawa stabilności pracy reaktorów] ale też p,d, t (tj. wszystkie izotopy wodoru) oraz wszystkie izotopy helu: 3He, 4He, 6He, 8He,  i -  że brak jest 10He, bo on już jest niestabilny, rozpada się natychmiast. Później, przy jeszcze cieńszych detektorach ΔE, zmierzyliśmy widma wszystkich izotopów lub choć wykazaliśmy ich emisję, od Litu, Be, B, C, do Tlenu i Fluoru.

Stan wojenny, łapami prof. X [... z nim, pominę] i porucznika SB Dziedzica, czy płk. Szerszenia [lubią, łobuzy, takie pseudonimy] rozbił ostatecznie naszą grupę, nazywaną już w świecie fizyki jądrowej „warszawską szkołą rozszczepienia”.

Moja satysfakcja – dziesiątki książek wydanych w podziemiu, w nakładach po trzy do pięciu tysięcy egz., wtedy ocenianych jako spore. Oraz esbek Dziedzic, który pozostał porucznikiem do końca lat 80-tych. Sukcesów widać żadnych mu nie zaliczono.

Było to dawno.

Dopiero wczoraj, gdy szkicowałem te wspominki, wymyśliłem doświadczenie, w którym można zmierzyć pełne widmo mas potrójnego rozszczepiena, aż do podziału ciężkiego jądra na trzy porównywalne fragmenty. Systematyka [Z2/A] sugeruje, że pierwiastki superciężkie [Z dużo ponad 100!] powinny najprawdopodobniej rozszczepiać się w dużej części na trzy fragmenty, nie na dwa.

A naodkrywano już (t.j. zsyntezowano w zderzeniach najcięższych jonów) kilkadziesiąt izotopów superciężkich. Znów z wielkim wkładem Polaka, Macieja Węgrzeckiego. Na świecie o tym trąbią – a w Polsce – sza!!

 

Zasadne jest pytanie: A po cóż?? Odpowiem: Ciekawość ! , jak jest. Bo dalej - pełna, czyli poprawniejsza od obecnej, teoria rozszczepienia musi uwzględniać wszystkie izotopy, wszystkie cechy zjawiska. Wszystkie fakty.  Przymknąć oczu na niewygodne – nie można.

Już pod koniec XIX wieku jakiś pyszałek napisał, że w fizyce wszystko już wiadomo, należy tylko poprawiać stałe na dalszych rzędach dokładności. Tymczasem – znamy jedynie malutką część cech, tajemnic materii – i to, jak sądzę, badaną w przypadkowych kierunkach, wybranych ciekawością badacza.

Robił też u nas pracę magisterską Janusz Zajdel, w przyszłości pisarz science-fiction, autor „Cylindra van Troffa”, „Limes inferior” [„dopiero w ostatnim człowieku umiera nadzieja”], czy „Paradyzja”. W każdej z nich – jak w chińskiej kulce w kulkach – Janusz szuka prawdy w prawdzie, która zawiera się w innej „prawdzie”.

Czy teraz prawdą jest już tylko długość indeksu hirscha? U profesora, lub wysokość subwencji u aspirującego do kariery?

 

Próbowałem niedawno, zapewne nieudolnie, zachęcić młodych kolegów do pomiarów 14C w kościach, szerzej w szczątkach dinozaurów. Jak dawno naprawdę te bydlaki łaziły po Ziemi?? To fascynujące! A spektrometria masowa bez trudu, bez wątpliwości „z tłem”, rozwiązanie takich wątpliwości umożliwia.

Odpowiedzi – Nie mam czasu, jadę na wakacje, przygotowuję sprawozdanie z zaplanowanych czynności, inaczej nie dostaniemy grantu. To się przecież nie przełoży na indeks Hirscha. Spektrometr u kolegów ma na długo zaplanowane inne pomiary...

Czyżbym źle trafił? Czy teraz pogoń za indeksem zastąpiła ciekawość i upór uczonego?

 Veritas est adequatio rei et intellectus”.

Kto to teraz rozumie, kogo to interesuje?

Zmieniony ( 17.07.2016. )