Czy będzie to pierwszy polityczny proces i skazanie księdza po 89 r.? Gdzie kret? I kto go ujawni? | |
Wpisał: Aldona Zaorska | |
24.07.2016. | |
Czy będzie to pierwszy polityczny proces i skazanie księdza po ’89 roku?
– gdzie jest kret? I kto go ujawni?
Aldona Zaorska Warszawska Gazeta 22 – 28 lipca 2016 r
To pierwsza taka sprawa po ’89 r., nasuwająca jednoznaczne skojarzenia z najgorszymi metodami bezpieki czasu PRL. Po raz pierwszy od 1989 r. prokuratora ściga księdza za treść kazania. Księdzem tym jest oczywiście ks. Jacek Międlar, a kazanie, które ściągnęło na niego kłopoty, wygłosił w białostockiej katedrze podczas Mszy św. dla ONR-u. Kazanie było mocne, ale nie było w nim ani jednego słowa niezgodnego z teologią, nauką Kościoła i Pismem Świętym. Ksiądz Międlar, przywołując w nim Księgę Wyjścia, czyli historię wyprowadzenia przez Mojżesza z Egiptu narodu żydowskiego, wspomniał to, co wie każdy, kto chociaż raz ją przeczytał – że największym wrogiem Żydów nie był wtedy faraon, tylko ich tchórzostwo – strach przed trudami budowania własnej wolności i niedogodnościami z tym związanymi, a Mojżesz miał wiele kłopotu z okazywaną Bogu i jemu nieufnością Żydów i ich jawnym buntem.
W kazaniu dla ONR-u kapłan wezwał, aby Polacy nie mieli w sobie tego właśnie strachu, jaki wówczas stał się doświadczeniem Żydów. „Gazeta Wyborcza”, a za nią rozmaite lewackie środowiska, dostały amoku, a na głowę młodego księdza posypały się istne gromy, i została wylana rzeka pomyj. Za jedno wyrwane z kontekstu zdanie. Niestety, niechlubną rolę odegrała w nagonce na księdza Międlara także część kościelnej Hierarchii. Zamiast go wesprzeć, postawić paru teologów, którzy wyjaśniliby sprawę, wysocy rangą księża … stanęli po stronie lewaków. Żałosne, smutne i przykre. Ciekawe, czy czterdzieści lat temu, kiedy za swoje kazania był atakowany ks. Jerzy Popiełuszko, zachowaliby się podobnie?
Prowincjał ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo otrzymał od białostockiej już policji „prośbę” o podanie adresu ks. Miedlara (nie wiemy czy, ani jak, na nie odpowiedział). „Autor” pisma w tej sprawie, komendant Radosław Sidor, nie przywołując żadnego przepisu, który złamałby ks. Międlar, oświadcza jedynie, że działa na zlecenie prokuratury prowadzącej postępowanie „między innymi” w sprawie kazania wygłoszonego przez ks. Międlara w białostockiej katedrze 1 kwietnia 2016. Zacytowane dwa słowa mają ogromne znaczenie, bowiem wyraźnie wskazują, że białostockie kazanie jest tylko jednym z elementów znacznie szerszego postępowania przeciwko księdzu Międlarowi. O co jeszcze chodzi? Jakie zarzuty prokuratura stawia młodemu kapłanowi? Jakich okoliczności dotyczą? Tego pismo nie wyjaśnia. Nie podaje nawet, jaki przepis miałby naruszyć swoim kazaniem ks. Jacek. Nic. Jego wystosowanie dowodzi natomiast jednego: policja szuka księdza Międlara. Jeśli prowincjał poda jego adres, pewnie doręczy akt oskarżenia, a co najmniej wezwanie na przesłuchanie, na razie jako świadka. Jeśli nie… Za księdzem może zostać wystawiony... list gończy. A wtedy Policja może wszystko. Może zgarnąć księdza, kiedy będzie jadł obiad u rodziców, szedł ulicą, jechał autobusem, wychodził z kościoła. Od ołtarza go nie odciągną, bo tego nawet ubecy nie robili, chociaż kto wie – może zaczekają po prostu do końca nabożeństwa.
Ksiądz i Justyna Być może owe „między innymi” dotyczy manifestacji zorganizowanej przez środowiska narodowe we Wrocławiu 27 września 2015 r. Jej uczestnicy (a był wśród nich ks. Międlar) stanowczo sprzeciwili się ściąganiu do Polski islamskich „uchodźców”, zwracając uwagę na niebezpieczeństwo, jakie wiąże się ze ściąganiem hord islamistów, gardzących porządkiem prawnym wszystkich państw, do których zawitali. W zasadzie nie zostało tam więc powiedziane więcej, niż mówi większość polskiego społeczeństwa, sprzeciwiająca się przyjmowaniu „kwot imigrantów”, których chce nam wcisnąć Angela Merkel. Skąd przypuszczenie, że białostocka policja ściga ks. Jacka Międlara także za tamtą manifestację? Stąd, że aktem oskarżenia została objęta także inna jej uczestniczka – studentka wydziału chemii – Justyna (nazwisko do wiadomości redakcji), której prokuratura postawiła zarzuty z art. 256 § 1 kodeksu karnego. Studentka została oskarżona o nawoływanie do nienawiści wobec muzułmanów. Tak przynajmniej wynika z aktu oskarżenia, do którego dotarła nasza redakcja. Szokujące jest, że wspomniany akt oskarżenia nie cytuje żadnych słów rzekomo lub faktycznie wypowiedzianych przez Justynę. Jako dowód wymienia natomiast… „wydruk z „Gazety Wyborczej”! Notatka dziennika, pokazującego ostatnio zdjęcia wykonane zimą, podczas manifestacji KOD, jako zdjęcia wykonane w lipcu, jest dowodem Aktu Oskarżenia! Absurd, skandal i rzecz niedopuszczalna? W normalnym państwie, tak. W Polsce – wciąż to przechodzi. I to podobno po „dobrej zmianie”. Dwa postępowania, wobec dwojga młodych ludzi, stanowiących przyszłość swoich środowisk, oparte m.in. o jakieś artykuliki, w tym pochodzący z podupadającego dziennika, dla którego patriotyzm jest jak rasizm – oto rzeczywistość prokuratury pod rządami PiS.
O co chodzi? W przypadku Justyny sprawa jest jasna – chodzi o niszczenie środowisk narodowych, sympatii do których dziewczyna nie ukrywa. Nic nowego. Młodzi narodowcy są nieustannie prześladowani, chociaż wątpliwe jest, by którykolwiek z prześladowców zadał sobie trud zapoznania się z ideami, które głoszą. Najwyraźniej także PiS-owi nagonka ta specjalnie nie przeszkadza (czyżby dlatego, że narodowcy stanowczo domagają się ustawowego określenia Rzezi Wołyńskiej ludobójstwem, a PiS „kuma” się z Ukrainą, przechodząc do porządku dziennego nad neobanderowskimi nastrojami w Kijowie?).
Sprawa księdza Jacka Międlara wygląda znacznie poważniej. Oczywiście, młody kapłan jest narodowcem i nigdy nie ukrywał, że najbardziej kocha Boga i Ojczyznę. Można powiedzieć – ideał Kapłana wiernie idącego śladami wielkiego prymasa Wyszyńskiego, który mówił dokładnie to samo – po Bogu najbardziej kocham Polskę – jest za tę swoją miłość bezwzględnie zwalczany. Dlaczego? Wydaje się, że młody ksiądz oberwał „rykoszetem” i z innego powodu. Komuś najwyraźniej zależy na buncie wiernych wobec Kościoła katolickiego i obecnej władzy zarazem.
Zniszczyć księdza, zbuntować ludzi Nie wiadomo, czy na prokuratorów są wywierane jakieś naciski (patologia, do której oficjalnie nie przyzna się nikt, a o której nieoficjalnie wiedzą wszyscy). Nie wiadomo, czy o całej akcji przeciwko księdzu Międlarowi wie Zbigniew Ziobro – prokurator generalny (niniejszym go o tym absurdzie informujemy)?. Niestety, jest tu i druga strona medalu – postępowanie części kościelnej hierarchii. Nieoficjalnie wiemy, że przynajmniej część przełożonych chętnie pozbyłaby się z Polski niepokornego kapłana. Wiemy, że ksiądz Jacek Międlar, niczym kiedyś ks. Popiełuszko, dostał propozycję wyjazdu za granicę na studia (i to dużo dalej niż do Rzymu). A jeśli mu ta możliwość „nie pasuje”, to dla odmiany – przeniesienie na wiejską parafię, gdzie rzekomo będzie mógł sobie spokojnie „pisać” i „pracować”. Nie żeby w posłudze w małej wsi było coś złego, czy uwłaczającego, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że w przypadku ks. Międlara to zwyczajne zesłanie, które ma uniemożliwić mu kontakty z młodzieżą.
Akt oskarżenia wobec ks. Międlara ma więc może na celu prowokację – oto „dobra zmiana” knebluje już nie tylko opozycję, ale także Kościół. To iście szatański plan, doskonale przygotowany i świetnie obliczony – Polacy od czasu pokazowych procesów księży, od czasu prześladowania ks. Blachnickiego, prymasa Wyszyńskiego, zabójstwa księży Popiełuszki, Suchowolca i Niedzielaka, reagują odrazą wobec każdej władzy, która to czyni. Ktoś wie, że przyzwolenie lub nawet udział części hierarchii w nagonce na ks. Miedlara jest też najlepszą metodą, żeby odsunąć od Kościoła zwłaszcza młodych, którzy dotychczas byli mu wierni. Ktoś to wie i z rozmysłem wykorzystuje młodego księdza. Sprawa księdza Międlara staje się klinem wbijanym w monolit polskiego Kościoła i probierzem – czy społeczeństwo da się w ten sposób zbuntować przeciwko władzy. Wszystko to razem wzięte wskazuje, że chodzi nie tylko o uciszenie młodego księdza, ale też o przestrogę dla jego potencjalnych naśladowców i zdyskredytowanie Kościoła, odciągnięcie od niego wiernych i wzbudzenie niechęci do prawicowych władz Polski. Zasadniczym pytaniem jest więc teraz – gdzie jest kret? I kto go ujawni? Kto w polskim Kościele powie, jak kiedyś ks. prymas Wyszyński – non possumus? Czy w Sodomie i Gomorze polskiego systemu prawa znajdzie się chociaż jeden sprawiedliwy?
|