Lepsze haki w ręku niż prawda na wierzchu.
Wpisał: Marian Miszalski   
25.07.2016.

Między szczytem NATO a szczytem chamstwa

Lepsze haki w ręku niż prawda na wierzchu.

Marian Miszalski

http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=507&Itemid=1

   21.07.2016.

*Londyn ograł Berlin  *Metoda referendalna, czyli „tedy  albo owędy”  *Donaldzie, wróć!

       … NATO szczytowało więc w Warszawie ze skromnym efektem:

- imperializmowi rosyjskiemu, szczytującemu na Ukrainie przeciwstawiono cztery  NATO-wskie rotacyjne bataliony, do rozmieszczenia w Litwie, Łotwie, Estonii i Polsce. Jakoś nikt nie postawił kwestii przyznania tym krajom statusu państw przyfrontowych, jakim cieszy się bezcenny Izrael, chociaż nie graniczy z imperialną Rosją i sam ma własną broń jądrową. Skąd ta skromność w Warszawie? Będzie to z pewnością wyjaśniane opinii publicznej jeszcze długo.

   My natomiast wrócimy na chwilę do Brexitu, gdyż sądzimy, że pewien jego aspekt jakby umknął uwadze komentatorów.

   Było to wielkie zwycięstwo brytyjskiej dyplomacji i polityki!

  Zapowiedziawszy wcześniej referendum – już w lutym br. Brytyjczycy wynegocjowali dla siebie korzystniejsze warunku uczestnictwa w UE. Mniejsza o zasiłki dla dzieci emigrantów, pozostawione w macierzystych krajach, mniejsza o spowolnienie nabywania przez emigrantów „socjalu” w Wielkiej Brytanii – najważniejsze, że Brytyjczycy wynegocjowali, iż „Wielka Brytania nie będzie nigdy częścią supermocarstwa, jakim jest UE po Traktacie Lizbońskim i nie będzie się poddawać automatycznie procedurom integracyjnym”!

Oznacza to, że Brytyjczycy uzyskali to, co Niemcy zagwarantowały sobie zaraz po Traktacie Lizbońskim, kiedy to niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe stwierdził, że żadne prawo unijne nie może obowiązywać w Niemczech bez zgody niemieckiego parlamentu. Na razie Francja nie poczyniła jeszcze takiego zastrzeżenia – zapewne dotychczasowa dobra współpraca z Berlinem jeszcze jej do tego nie zmusza…

   Wytworzyła się jednak teraz  w UE przedziwna sytuacja: Niemcy i Wielka Brytania nie są częściami składowymi UE, są w pełni  suwerenne, a pozostałe kraje – są częściami składowymi traktatowo-lizbońskiego  supermocarstwa i nie są suwerenne… A wszyscy są niby  „ równoprawnymi sygnatariuszami Traktatu Lizbońskiego” tworzącego  unijne superpaństwo! Zwodnicza obłuda!

    Trzeba przyznać, że Brytyjczycy świetnie rozegrali swą partię. Najpierw zapowiedzieli referendum, i pod tym powisającym nad negocjacjami  z Brukselą -  jak miecz Damoklesa -  szantażem wynegocjowali dla siebie to, co chcieli. Teraz, gdy wynik referendum okazał się negatywny – mają nadal otwarte pole do negocjacji. Parlament brytyjski nie musi czuć się związany wynikiem referendum…  Referendum może być powtórzone… A nawet, gdy już brytyjski  rząd skieruje wniosek o „wychod” z UE  – w każdej chwili wniosek taki może być cofnięty. „Możemy nie wyjść, ale…” – tych „ale” może być wiele. Doprawdy – świetne zwycięstwo brytyjskiej polityki.

   Słychać głosy, że wyjście Brytyjczyków nie jest dobre dla Polski, bo umożliwi większe niemieckie „naciski integracyjne”. Tak być może, czas pokaże. Ale i  brytyjska  „metoda referendalna” może być dobrą ripostą na takie naciski. „Nie tylko dla grzeszników Pan Bóg smaczne rzeczy stworzył” – powiadał Zagłoba; nie tylko dla Brytyjczyków referenda…

   Nie dziwi wściekłość (pierwsza reakcja najszczersza!), z jaką brukselscy komisarze (berlińscy…) zareagowali  na porażkę, jaką ponieśli w rozgrywce z Brytyjczykami. „Niech wychodzą jak najprędzej!” – pienili się, ale właśnie teraz Brytyjczycy będą wychodzić jak najwolniej…

   Czy Merklowa plunie  na swych nieudolnych pomagierów, Junckera, Tiemmermansa, a i Schulza, choć on jeszcze nie komisar? Odzywają się już głosy o ich odwołanie… Co do Junckera – powinno to nastąpić już dawno: wtedy, gdy zaproponował obrabowanie Europejczyków na 300 miliardów euro żeby „ożywić rynek unijny” i „ratować” upadające banki; drugi raz – gdy wyszedł na jaw jego udział w ochronie podatkowej ciemnych finansów w Luksemburgu. Powiadają - do trzech razy sztuka. Słychać także, że przy okazji i Tusk może nie znaleźć w przyszłości posady w euro kołchozie… To akurat powinno ucieszyć PO, Nowoczesną i KOD! Gdy Schetyna i Petru kopią się po kostkach, a nawet wyżej, gdy lobby żydowskie trzyma twardo KOD-y w swych lepkich sorosowatych rękach i za jaja  alimenciarza – tylko taki wybitny  euro-leader jak Tusk mógłby pogodzić to szemrane towarzystwo… Zamiast ryć pod rządem premier Beaty Szydło – platformersi, nowocześni i kodziarze, z Michnikiem na kupę – ryjcie pod Tuskiem w Brukseli! Niech jak najszybciej wraca i staje na czele; chyba, że zarobił już tyle, że nie będzie mu się chciało tytłać dalej  w szambie?…

   Szczytowi NATO w Warszawie towarzyszył szczyt bezczelności i chamstwa Targowiczan. Niesiołowski nazwał w Sejmie  Antoniego Macierewicza – „chuliganem”! Ale do czego może  odwoływać się spodstolna Targowica, w tak trudnej dla siebie sytuacji,  jeśli nie do najgłębszych pokładów swej prawdziwej „tożsamości”? Nuworyszości,  bezczelności i chamstwa?...

   Tymczasem bardzo ciekawie zapowiada się praca sejmowej komisji śledczej, powołanej do wyjaśnienia afery Amber Gold. To znaczy… wątpię, czy poza dwoma „słupami” ktoś  jeszcze pójdzie siedzieć, ale dobre i to, czego się przy okazji  dowiemy.  Zbiór zastrzeżony IPN też miał być początkowo odtajniony, a teraz okazuje się, że jeśli  w ogóle będzie odtajniany – to selektywnie. „Co przynosisz  mi Mikito? Cztery jajka? Dobre i to!” (Brzechwa, „Przygody Lisa Witalisa”).Widać, że działa  zasada „lepsze haki w ręku niż prawda na wierzchu”. Hm. Mam niejakie wątpliwości względem skuteczności tej zasady. Bo  co po haku gdy „ohakowany” wie, że hak użyty nie będzie?... Że to pusty straszak?...

   Słusznie władza przykłada dzisiaj siekierę do coraz to nowych, zrobaczywiałych spodstolnych „pniaków”, słusznie gromadzi  i  rozpoznaje (mam nadzieję!) wagę  istniejących haków  – ale przyłożona siekiera jeszcze nie powala, a  istniejący hak – jeszcze nie haczy. Francuski filozof Bergson pouczał, że śmieszy nas to, co nie odpowiada celowi: jak ta przyłożona  siekiera, co niczego jeszcze nie zrąbała, jak ten hak, na którym nikt w końcu nie zawisł.

                                                                                                 Marian Miszalski