Szabesgoje sztorcują Pana Boga
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
31.07.2016.

Szabesgoje sztorcują Pana Boga

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3708

 

Felieton  •  tygodnik „Polska Niepodległa”  •  30 lipca 2016

 

Apetyt wzrasta w miarę jedzenia – powiadają wymowni Francuzi, a Polacy wtórują im swoim porzekadłem, że „daj kurze grzędę, a ta - wyżej siędę”. Ma to zwłaszcza przełożenie na politykę. Ja zauważył jeszcze w XVIII wieku Karol Ludwik de Montesquieu, potocznie zwany „Monteskiuszem”, każda władza ma skłonność do niepohamowanego rozszerzania swego imperium. Nawiasem mówiąc, na tej właśnie właściwości władzy, Monteskiusz zbudował gwarancję ochrony obywateli przed jej samowolą. Skoro każda władza ma niepohamowaną skłonność do rozszerzania swego imperium, to trzeba doprowadzić do zderzenia dwóch takich skłonności. Wtedy będą się one nawzajem blokowały, bo żadna z władz nie pozwoli drugiej na rozszerzanie swego imperium, ponieważ będzie uważała, że dokonuje się to jej kosztem.

To spostrzeżenie legło u podstaw słynnej teorii trójpodziału władz, na którą powołuje się pan prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński, który dopuścił sobie do głowy, że postawi się nad wszystkimi władzami w państwie. Za pierwszej komuny, kiedy pan prof. Rzepliński był jeszcze członkiem PZPR, sądy były niezawisłe, tak samo zresztą, jak i teraz, ale jak do takiego jednego z drugim sędziego zadzwonił I sekretarz, czy zastępca komendanta MO do spraw bezpieczeństwa, to mało który ośmielił się mu odmówić. Zresztą stopień tak zwanego upartyjnienia w sądach, był stosunkowo wysoki; jak podaje Krzysztof Madej, w 1966 roku do PZPR należało 58 procent sędziów, a za Gierka - zdecydowana większość, więc sami wiedzieli, jakie wyroki trzeba wydawać.

Nawiasem mówiąc, najwyraźniej Pan Bóg skarał zarówno prezydenta Obamę, jak i brukselskiego niedouka Martina Schulza. Kiedy prezydent Erdogan po zagadkowym zamachu stanu w Turcji wsadził do kryminału, albo wyrzucił na zbity łeb około 2500 sędziów i prokuratorów, zarówno z Waszyngtonu, jak i z Brukseli, popłynęły pochwały za „umacnianie demokracji”. Któż zatem powróci nam łzy wylane z powodu męczeństwa prezesa Rzeplińskiego i tak zwanych „nadliczbowych” sędziów, od których prezydent Duda słusznie nie odbiera przysięgi – bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze - cóż warta jest przysięga szubrawca?

Wróćmy jednak do apetytu, który wzrasta w miarę jedzenia. Jak wiadomo, socjaliści i komuniści, to są totalniacy z natury rzeczy i choćby nie wiem jak szczelnie drapowali się w płaszcze Konrada, to zawsze spod fałdów wyjrzą ubeckie cholewy. Oczywiście usiłują swoje totalniackie skłonności maskować rozmaitymi pretekstami; jak nie „tolerancją”, to walką z „antysemityzmem”, albo z „mową nienawiści” - ale jakikolwiek pretekst nie zostałby przedstawiony, zawsze chodzi o to samo, co w czasach stalinowskich - „ograniczanie, wypieranie i likwidację” tak zwanych „wrogów ludu” - zwłaszcza tak zwanego „ludu wybranego”, który w ruchach socjalistycznych i komunistycznych zawsze miał nadreprezentację, aż doszło nawet do wykształcenia osobliwego zjawiska zwanego „żydokomuną”.

Bo „wrogiem ludu” jest każdy, kto z takich czy innych powodów nie podoba się socjalistom i komunistom. Metoda dyskusji z „wrogami ludu” została plastycznie przedstawiona w opisie kaźni św. Szczepana: kiedy uczeni w piśmie mełamedzi nie mogli sprostać użytej przez Szczepana argumentacji, „zatkali sobie uszy, podnieśli wrzask”, a następnie wywlekli go za miasto i ukamienowali.

Czyż pan redaktor Michnik ze swoimi szabesgojami z żydowskiej gazety dla Polaków zachowuje się inaczej? Absolutnie nie, zachowuje się identycznie, jak dawna jerozolimska szlachta, chociaż oczywiście na tym etapie nie rzuca kamieniami, tylko epitetami. Gdyby jednak etap się zmienił, to kto wie – może znowu głos zabrałby „towarzysz Mauzer”?

Wszystko jest możliwe nie tylko dlatego, że mądrości etapu pojawiają się nieoczekiwanie, ale również dlatego, że zgodnie ze spostrzeżeniem Karola Ludwika de Montesquieu, nie tylko władza wykazuje niepohamowana skłonność do nieograniczonego poszerzania swego imperium, ale na tę samą przypadłość zapadli totalniacy. Zaczęło się oczywiście od sztorcowania przez rozmaitych przedstawicieli „narodu wybranego” papieża Jana Pawła II, że kanonizował niewłaściwych świętych, między innymi - Maksymiliana Kolbego i Edytę Stein, z pochodzenia Żydówkę, która zginęła w komorze gazowej. Maksymilian Kolbe nie podobał się, bo w okresie międzywojennym zwalczał rozmaite żydowskie uroszczenia, z a kolei Edyta Stein – że Kościół katolicki w ten sposób „zawłaszcza” holokaust, który Żydzi uważają za swój zazdrośnie strzeżony monopol, od którego wprawnie obcinają kupony już od 70 lat.

Najzabawniejsze jest w tym wszystkim to, że kanonizacja nie oznacza bynajmniej jakiegoś awansowania na świętego, tylko urzędowe stwierdzenie faktu, że konkretna osoba jest człowiekiem zbawionym. O tym, czy ktoś jest zbawiony, czy nie, nie decyduje Kościół, czy papież, tylko Stwórca Wszechświata – zatem protesty kierowane pod adresem Jana Pawła II tak naprawdę były krytyką Pana Boga.

Okazuje się, że ludzka głupota nie ma granic i można ją porównać tylko do cierpliwości Boskiej, a żaden naród nie jest na tę przypadłość immunizowany.

Ale to były zaledwie skromne początki, bo przykład okazał się zaraźliwy. Skoro wolno na Pana Boga ujadać Żydom, to dlaczego nie szabesgojom? Toteż kiedy okazało się, że ktoś zamówił mszę świętą za duszę generała Franco, do kurii biskupiej w Walencji zaczęły napływać protesty, nawet w znacznie większej ilości, niż w przypadku mojej prelekcji w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Tutaj zaprotestowała żydowska gazeta dla Polaków, obficie czerpiące z jurgieltu Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita, a nawet – gmina żydowska w Warszawie, nie mówiąc już o niezadowolonych drobniejszego płazu w postaci Partii Razem czy Akcja Demokracja, podczas gdy do Kurii w Walencji napisała nawet pani Mercedes Caballero, reprezentująca tamtejszych socjałów. Uznała ona planowane nabożeństwo za „nieporozumienie”, a nawet – za „afront wobec wiernych”. Okazuje się, że socjałom nie wystarcza już „ograniczanie, wypieranie i likwidowanie” przeciwników żyjących, ale, że pragną swoją nienawiść klasową i zemstę rozciągnąć również na życie pozagrobowe.

Jest to o tyle osobliwe, że większość socjałów w żadne życie pozagrobowe nie wierzy, bo – jak to kiedyś wyjaśnił Aleksander Kwaśniewski – nie mają oni duszy. Ja akurat w to, że Aleksander Kwaśniewski nie ma duszy, chętnie wierzę. Wystarczy tylko na niego popatrzeć, no a poza tym – któż takie rzeczy może wiedzieć lepiej od niego samego?

W takim razie „socjałom nudnym i ponurym” nie tyle chodzi o zbawienie czyjejś duszy, co o sterroryzowanie wszystkich, by nie ośmielali się nawet życzliwie wspominać kogoś, kto socjałom czy komunistom zalazł za skórę. „Stąd nauka jest dla żuka”, to znaczy – dla Kościoła, by opamiętał się trochę z tymi wszystkimi „dialogami”, bo jeśli ktoś chce przyjaźnić się ze wszystkimi, to prędzej czy później popadnie w złe towarzystwo.