"WAKACJE GROZY"
Wpisał: Gadający Grzyb   
20.08.2016.

WAKACJE GROZY

 

 

Piotr Lewandowski Gadający Grzyb Warszawska Gazeta 19 – 25 sierpnia 2016 r.

 

 

Sierpień wkracza w fazę schyłkową, warto więc dokonać mini-podsumowania tegorocznego zjawiska, które przejdzie do historii jako „wakacje grozy”.

 

Tego lata bowiem wąsaci i brzuchaci Janusze wraz ze swymi Mariolami i rozwrzeszczanym przychówkiem, złożonym z Jessic i Damianków wylegli na widok publiczny, zamiast siedzieć jak do tej pory w Radomiach, Łomżach czy na innej Kielecczyźnie. Stało się tak ku przerażeniu medialnych elit i korporacyjnych lemingów, mających to do siebie, że im bardziej naznaczeni są piętnem prowincjonalnych korzeni, tym usilniej pragną zrzucić kompromitujące odium „słoików”, to zaś oznacza, że w miarę możności starają się nawet nie ocierać o autochtonów z głębokiego interioru, by ktoś nie pomyślał, że mają z nimi cokolwiek wspólnego.

Natomiast Januszostwo, nie uświadamiając sobie w ogóle głębokiej niestosowności swojego postępowania, gdy tylko poczuło w kieszeni „pińćset”, wypełzło z tych swoich czworaków, nor, jaskiń, czy gdzie tam wedle warszawskich wyobrażeń wegetuje na co dzień, zapakowało się do dziesięcioletnich gruchotów i ruszyło nad morze, by wpychać się między ludzi na poziomie. Nad morzem zaś zamieniło plaże w dzikie koczowiska, obes…o wydmy, chlało browar, gwałcąc na dodatek cywilizowanych wczasowiczów przez oczy patriotycznymi koszulkami.

 

Tak to mniej więcej wyglądało w medialnym przekazie – czy to w opisach roztrzęsionej Agaty Młynarskiej, która na widok tej barbarii dostała rozstroju nerwowego i musiała leczyć się uprawianiem jogi na werandzie, czy też dziumdzi z „Newsweeka”, analizującej „Hunów” z zacięciem godnym Bronisława Malinowskiego, podpatrującego życie seksualne dzikich.

W sumie nic nowego – w poprzednich latach zdążył w podobnym stylu wyrazić swą odrazę do Polaków żrących w samolotach kurczaki i kanapki z jajkiem Jarosław Kuźniar, a i Rafałowi Ziemkiewiczowi zdarzyło się napiętnować „polactwo” za rozrzutne wyjazdy do Hurghady, podczas gdy na świecie kryzys i inne nacje przykładnie zaciskają pasa.

W tym roku jednak skala histerii przekroczyła wszelkie granice – oczywiście z powodu sukcesu „500+”. Wakacyjny jazgot był prostą kontynuacją wcześniejszych prób zohydzania tego programu. Dowiedzieliśmy się, że Polakom odechciało się tyrać za grosze, zaczęli kupować sobie lepsze jedzenie, buty, używane samochody, a teraz najeżdżają nadmorskie kurorty. Czekam na doniesienia z burdeli, że ojcowie rodzin przepuszczają „pińćset” na dziwki – jestem dziwnie pewien, że nad tym tematem Lisowy „Newsweek” nie omieszka się pochylić.

Słowem, mamy do czynienia nie tyle z opisem rzeczywistości i rozpasanej konsumpcji, jakiej dopuszcza się rozbestwiona hołota, której wskutek darmochy, z przeproszeniem „d…a urosła”, ile z odzwierciedleniem stanu ducha warstw pielęgnujących w sobie poczucie wyższości wobec „proli w gaciach do kolan i z piwskiem w łapie”, jak raczył to zgrabnie ująć prof. Mikołejko.

         Tymczasem prawda jest taka, że wczasy nad Bałtykiem od kilku lat cieszą się coraz większą popularnością – z prostej przyczyny: za granicą zrobiło się niebezpiecznie.

Śmiem twierdzić, że większość owych „Januszów” wcześniej latała na „All inclusive” do Egiptu, a jeżeli w tym roku dołączyli do nich w jakiejś liczbie beneficjenci „500+”, to z pewnością nie oni zadecydowali o obliczu polskiego modelu „plażingu”. Ten bowiem od lat jest niezmienny. Nad morzem nie byłem wprawdzie od dość dawna, ale z tego co pamiętam, wcześniej również były zatłoczone, hałaśliwe plaże i zafajdane wydmy (bo władze lokalne skąpią na publicznych toaletach), zaś turyści zachowywali się wcale nie lepiej niż obecnie. Podobnie jak dzisiaj, był też podział na gwarne, „dyskotekowe” kurorty (w latach 90. dochodziły do tego mafijne „karki” rozbijające się beemwicami przy promenadach) i na rozsypane wzdłuż wybrzeża zaciszne wioski z odludnymi plażami. Co kto woli. Ach, „parawaning”, któremu wydała wojnę „Wyborcza’, jako symbolowi polskiego obciachu i wieśniactwa, także nie jest wynalazkiem ostatnich lat, a to dlatego, że nad Bałtykiem – w przeciwieństwie do cieplejszych krajów – po prostu wieje.

 

I już na zakończenie: ci sami ludzie, którzy wprost nie znajdują słów potępienia dla polskiego motłochu, zarazem są zagorzałymi zwolennikami przyjmowania „uchodźców”. Chciałbym zobaczyć minę pani Młynarskiej, gdyby tuż pod jej zadartym nosem owi „uchodźcy” urządzili na plaży obozowisko w swoim stylu. Jako materiał poglądowy polecam dostępne w Internecie nagrania z Lesbos bądź Calais. Pora więc przypomnieć, trawestując Mrożka, że Janusze spod Radomia to również „uchodźcy” – tak samo do niedawna społecznie wykluczeni i naznaczeni biedą, tyle, że biali – i w związku z tym należy im się podobny zasób empatii, jaką postępowe elity rezerwują dla hord najeżdżających dziś Europę.

*

A poza tym:

kiedy zostanie ograniczona możliwość inwigilacji obywateli przez organy państwa?

kiedy zostanie uchylona „ustawa 1066”?

kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?

 

Autor publikuje w sieci pod nickiem Gadający Grzyb.