ILS byl w Smoleńsku - dla Putina
Wpisał: Marta Ziarnik   
16.04.2010.

Nie byli przygotowani na przylot prezydenta?

Marta Ziarnik

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100416&typ=tk&id=tk08.txt

 

 

           Coraz więcej informacji wskazuje na to, że Rosjanie zaniedbali podstawowe procedury przygotowawcze przed sobotnim przylotem samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim do Smoleńska. Chodzi m.in. o nieściągnięcie na ten czas systemu nawigacji ILS (Instrument Landing System), dzięki któremu Tu-154 bez najmniejszych problemów wylądowałby na lotnisku przy słabej widoczności. Tymczasem - jak zaznaczają piloci - Rosjanie powinni być przygotowani na każdą ewentualność, zwłaszcza że nad smoleńskim lotniskiem bardzo często zalega mgła. Wspomniany system nawigacyjny został jednak ściągnięty kilka godzin później, gdy przylatywał premier Rosji Władimir Putin.

            Jak podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z pilotów latających na Tu-154, bardzo nieprawdopodobne jest, że do katastrofy doprowadził błąd pilota, zwłaszcza tak doświadczonego jak prezydencki. Tym bardziej że piloci obsługujący tupolewa znali smoleńskie lotnisko, które testowali jeszcze dwa dni wcześniej. - Ja w to nie bardzo wierzę - mówi. Nasz rozmówca, który pragnie zachować anonimowość, podkreśla ponadto, iż tragedii można było z całą pewnością uniknąć, gdyby lotnisko w Smoleńsku posiadało na stałe system nawigacyjny ILS, wspomagający lądowanie w warunkach ograniczonej widoczności i niskiego zachmurzenia. - Gdyby taki sprzęt był, w stu procentach tragedii tej można by uniknąć. Samolot wylądowałby wówczas bezpiecznie i nie byłyby potrzebne żadne krążenia nad lotniskiem - mówi. - Przy ILS, gdyby podchodzili do lądowania, byliby cały czas w ścieżce schodzenia, nie byłoby obniżenia lotu poniżej ścieżki, i byliby nadal na bezpiecznej wysokości - dodaje wspomniany pilot.
Tymczasem lotnisko wojskowe w Smoleńsku dysponuje jedynie prymitywnym systemem OSP, który sygnalizuje pilotowi wyłącznie mijanie poszczególnych punktów orientacyjnych. Ponadto dla lądowania z pomocą tego systemu bezpośrednia widzialność musi wynosić nie mniej niż 1800 metrów, pułap chmur zaś nie może być niższy niż 120 metrów. W sobotę warunki były jednak o wiele gorsze, co oznacza, że rosyjski system był całkowicie bezużyteczny. ILS został ustawiony na smoleńskim lotnisku dopiero w momencie, gdy przylatywał na nie premier Władimir Putin, by odwiedzić miejsce katastrofy. Wówczas także - jak wynika z informacji podawanych w mediach - pracownicy lotniska wymieniali dopiero żarówki w sygnalizacji naprowadzającej i lampach. Tymczasem port w Smoleńsku znany jest z tego, że posiada niesprzyjające warunki do lądowania, a ponadto bardzo często panują tam złe warunki pogodowe. I jak zauważają polscy piloci, chociażby z tego względu powinny się na nim znajdować - przynajmniej na czas przylotu tak ważnych delegacji - najnowocześniejsze urządzenia potrzebne do lądowania.
            Odnosząc się z kolei do informacji podawanych przez świadków katastrofy o przechyleniu samolotu nawet o 45 stopni, nasz rozmówca zaznacza, iż mogło to wynikać z awarii sterów. Pilot zauważa także, że wyjaśnić to może już tylko analiza ostatnich minut rozmów pilotów, która została zapisana na czarnych skrzynkach. - Musiały tam paść słowa, które to wyjaśnią. A to, jakie one były, czy: "padł silnik", czy też: "poleciało ciśnienie sterowania i nie mamy czym sterować", to możemy się dowiedzieć już tylko z zapisów czarnych skrzynek - zauważa nasz rozmówca. Tymczasem strona rosyjska odmawia ujawnienia tych zapisów, podkreślając, że zawierają one "intymne rozmowy". Zastanawiające jest jednak, co za "intymne" słowa mogą padać w obliczu zbliżającej się katastrofy, kiedy piloci za wszelką cenę starają się w pierwszej kolejności ratować maszynę i pasażerów.
            Wiele dodatkowych wątpliwości pojawiło się także po zamieszczeniu w internecie amatorskiego nagrania z kilku minut po katastrofie Tu-154. Naczelna Prokuratura Wojskowa postanowiła w związku z tym poddać film szczegółowym analizom, dzięki którym będzie można stwierdzić, czy jest on autentyczny. Jeśli okaże się, że nagranie jest prawdziwe, może ono dużo wnieść do sprawy. - Nie mogliśmy zbagatelizować tego nagrania - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" rzecznik NPW płk Jerzy Artymiak.
            Tymczasem w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Wiktor Suworow, były agent sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, zapytany o to, czy Rosja jest zdolna do mordu politycznego, bez wahania odpowiada twierdząco. - Są i wielokrotnie to pokazali - powiedział dysydent. Wyjaśnia on jednak, że jak na razie w tej sprawie nie ma żadnych dowodów. Suworow podkreśla ponadto, iż okoliczności katastrofy powinna w związku z tym zbadać międzynarodowa komisja.
Marta Ziarnik

Zmieniony ( 16.04.2010. )