Operacja Heksogen. To sprawa światowa, globalna...
Wpisał: Aleksander Prochanow   
06.09.2016.

Operacja Heksogen – to sprawa światowa, globalna...

 

Z książki Aleksander Prochanow, Operacja Heksogen, Господин Гексаген

Wyd. Philip Wilson, 2005

 

[Ksiązka wstrząsająco szczere, jawnie mówi o kulisach wyprowadzenia Putina z mroków kazamat KGB. Przed laty wielcy rosyjscy „dysydenci”, jak Miedwiediewowie, wykazywali, że kolejne, przez dziesięciolecia, wycinanie największych, najzdolniejszych Rosjan musi prowadzić do Zjełopienia narodu. Może tak, ale Geniuszów zawsze daj Bóg. Ich Rosji nie brakuje.

Książkę radze znaleźć w guglach, pewnie teraz kosztuje grosze. A jest genialna. Mirosław Dakowski]

 

... Elektroniczny impuls wprowadzi w ruch zapalnik i w różnych miej­scach miasta uniosą się podniebne fontanny wybuchów.

- Przecież ci mówiłem, wielka historia dokonuje się wielki­mi wstrząsami. Przesuwa się wybuchami, społecznymi lub dy­namitowymi. Świat za każdym razem przechodzi w swoją no­wą jakość poprzez wybuch. Jeden "Wielki wWybuch" zrodził wszechświat. Drugi "wielki wybuch" go zmiecie. Popatrz, jak trywialnie dożywa swoich ostatnich godzin zmurszały świat przed tym, jak wybuchnie i przejdzie w swoją nową jakość, z nową ziemią i niebem, z nową pogodną ludzkością.

- Grie­czysznikow wykonał teatralny gest ponad dachami. - Moskwa przestaje być "trzecim Rzymem" i staje się w końcu "Nowym Jeruzalem"...

- Ty bluźnisz. Urządzasz teatr, ubierając w niego zwyczajne bestialstwo. Zamierzasz za pomocą krwi stworzyć nowy świat, ale właśnie krew zrobi go beznadziejnie starym, staroświeckim i zmurszałym. Bez względu na to, jakimi to oryginalnymi tech­nologiami byłby naszpikowany "Projekt Suahili", te technolo­gie doprowadzą w przyszłości do zbrodniczego przelania krwi, a krew zniszczy projekt...

    - To są słowa świętoszka, słowa przegranego. "Projekt Su­ahili", o którym masz bardzo powierzchowne wyobrażenie, jest ogromny jak labirynt, który stoczył całe spróchniałe, zgni­łe wewnątrz społeczeństwo. Zbudowany jest tak, że jeśli znisz­czona jest jego jedna gałąź, niepomiernie wzmacniane są inne. Jeśli zapala się jedna jego część, to inne na tym tylko wygrywa­ją. "Projektu" nie można zniszczyć, bo od tego tylko staje się mocniejszy. Urządzony tak, że wciągnięta w niego jest cała ludz­kość i nie ma ani oprawców, ani ofiar, ani winnych, ani sę­dziów. Wszystkich obejmuje apokaliptyczna zgroza i "ludzie będą błagać, by ich uratować”. A wtedy przyjdzie Zbawiciel. Przyjdzie Wybraniec. Wskaże winnych. I nawet jeśli oni nie bę­dą winni, ludzie rzucą się na nich i rozszarpią...

- Czego wy chcecie? Władzy nad światem? Przecież nie je­steś młody, niedługo umrzesz...

- A może nie umrę. A ty, jak zwykle, zgadłeś  -właśnie wła­dzy i właśnie nad światem. Władza nad osadą czy chutorem, czy nad gubernią, czy nad Moskwą, czy Nowym Jorkiem, czy, jak dziś mówią, nad Eurazją, czy nad Europą i krajami NATO, nad całą półkulą, zachodnią czy wschodnią - to jeszcze nie władza. Władza w całej pełni powinna być światowa, i tylko wtedy może być realnym instrumentem historii.

Drobni tyra­ni, tępi dzielnicowi, żałośni faworyci sądzą, że władza potrzeb­na jest po to, by dzięki niej zdobyć dużo pieniędzy i kobiet al­bo założyć imperatorskie teatry, lub utworzyć kosmiczną ar­mię. Prawdziwi władcy, od Czyngis-chana do Aleksandra Ma­cedońskiego, od Cezara do Karola Wielkiego, od Napoleona do Stalina, dążyli do władzy, żeby ją zrobić narzędziem histo­rii. Objąć z pomocą władzy całą ludzkość, wszystkie przestrze­nie, wszystkie zasoby ziemi i na koniec otrzymać upragnioną możliwość rządzenia czasem. Skończyć z podzielonym czło­wieczeństwem, z bezmyślnym handlowaniem zasobami, umy­słami, zaprzestać wojen, rozstać się z herezjami, niedorzeczną różnorodnością języków, przez które narody nie rozumieją się wzajemnie.

Oto dlaczego wielkie imperia przeszłości stoją wy­żej od wielkich republik. One miały w sobie ideę Zjednoczo­nej ludzkości, zdolnej usłyszeć i wcielić ideę Boga. Oto dlacze­go dzisiejsza liberalna obmierzła Rosja jest gorsza, bardziej zdegenerowana od wielkiego Związku Sowieckiego, który był imperium i który bezmyślnie straciliśmy. To, co ci przyjdzie dzisiaj zobaczyć z tego dachu - nie wybuchy heksogenu, nie pretekst do rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej, i nawet nie środek na przywiezienie Wybrańca na Kreml, to realizacja globalnej idei "Suahili". Początek nowej budowy świata. Za­kończenie "tragedii babilońskiej" i początek wszechświatowe­go imperium...

Biełosiełcew czuł tępy ból głowy, boleśnie związane ręce, zimną rurę, do której przytyka jego grzbiet. Wydawało mu się, że to wszystko - to jest zły teatr okrutnego reżysera bez gustu, zmieniającego egzekucję w obrzęd, nakładającego na skazań­ców pomalowane maski, zarzucającego pętlę przy dźwiękach bębnów, tamburyn, tam tam ów. Stojący przed nim człowiek - maniak i przestępca, i jeśli jeszcze na krok się przybliży, po­chłonięty swoimi chorobliwymi majaczeniami, to można bę­dzie kopnięciem odrzucić go na skraj dachu i tamten z wy­ciem poleci w dół, zniknie w otchłani w rozłożystych czarnych koronach.

- Wszyscy zgadują, w czym jest idea i życzenie Boga. Żeby każdego dnia bić po sto pokłonów? Żeby na każdej górze po­budować chram? Żeby zrobić papieża wyższym od cesarza, a patriarchę Nikona wyższym od cara Aleksieja Michajłowicza? Żeby nie ruszać cudzych żon, kochać wroga swojego, lewy po­liczek nadstawiać, gdy w prawy już cię uderzyli? A przecież za­miar Boga jest całkiem inny.

Chodzi o to, żeby zakończyć roz­dział Kościołów, rozdział narodów, skończyć z wielobóstwem, wielojęzycznością, z nieprzerwanym sporem i wrogością o przestrzeń, o pastwiska, o trasy karawany, o złoża uranu i diamentowe rurki. Tkwi w tym, żeby stworzyć zjednoczoną ludzkość i w niej, jedynej, odbić się jak obraz jedynego, po­wszechnego Boga. A po co jednoczyć ludzkość? Po co tyle nie­wdzięcznych trudów? Dlaczego nie zostawić Murzynowi jego Afryki, żółtoskóremu - jego pustyni Gobi, białej twarzy - jego Dniepru i Renu? Dlaczego przez całą swoją historię ludzkość koczuje, miesza się jak kolorowe kawałki plasteliny w gorącej ręce Boga?

A dlatego, że Bóg wymyślił coś takiego, co jest w mocy tylko zjednoczonej ludzkości. Do tego mało jednego kraju czy narodu. Mało jednej rasy. Mało połowy czy dwóch trzecich ludzkości. Do wypełnienia Bożego zamiaru nie star­czyło rozdzielonego na dwoje świata, gdzie Ameryka i Związek Sowiecki traciły niezmierzone siły na wrogość i pokonanie sie­bie. Osobno nie mogły dokończyć nawet budowy "Tokomaka" z syntezą termojądrową. Nie potrafiły stworzyć szczepionki przeciw rakowi i HIV. Systemu kierowania klimatem całej ku­li ziemskiej. A przecież to wszystko są wstępne, pomocnicze cele, co służą głównemu, boskiemu, do którego przez wszyst­kie katastrofy i rozrywki, grzechy Sodomy i religijne fobie, Bóg prowadzi ludzkość, żeby podarować jej Nieśmiertelność. Zwyciężyć śmierć, podeptać ją poprzez śmierć rozczłonkowa­nego "babilońskiego świata". Oczyszczającym wybuchem apo­kalipsy stopić rozdzieloną ludzkość, żeby w tyglu Sądu Osta­tecznego z sypkiego popiołu powstał diament.

"Projekt Suahi­li" w swojej najskrytszej istocie - to projekt religijny, związany z eschatologią, z realizacją zamiaru Bożego...

Biełosielcew słuchał Grieczysznikowa, który mówił śpiew­nie, trochę się kiwając, jakby głosił kazanie, jakby czytał niewi­dzialną teologiczną księgę. Jego głos w połączeniu z wiatrem, z falami deszczu, uderzającymi w dźwięczne żelazo, wydawał się oderwany, pełen męczącej namiętności, nieprzepartej wia­ry, apostolskiej gorliwości. Biełosielcewowi kręciło się w gło­wie, wzrok przesłaniała mgła, jakby zapadał w sen.

- Dwubiegunowy świat jest lepszy od wielobiegunowego. Jednobiegunowy lepszy od dwubiegunowego. Liberałowie, te hieny, zjadające trupy wielkich imperiów, grobowe, szczury, które zżarły dwubiegunowy świat, sądzą, że mogiła, z której wy­szli, połknie całą ludzkość. Ameryka, na którą oni liczą, jak na ostoję liberalnego świata, tak jak i Związek Sowiecki, przetopi się w tyglu jednoczącej się ludności. "Suahili" jest właśnie jed­noczącą się ludzkością, zorganizowany dla wszechświatowego zadania - dla osiągnięcia przez człowieka nieśmiertelności. Potęga technologii, majestat biokonstruktorów, analiza matematyków, odkrycia antropologów, przewidywania myślicieli re­ligijnych będą skierowane na wskrzeszanie. Wskrzesimy wszystkich, którzy zmarli cichą śmiercią ze starości lub byli za­bici w łonie matki. Kto padł od kamiennego topora lub wybu­chu bomby atomowej. Kto zmarł z choroby lub był zakatowa­ny w lochu. Wskrzesimy całą przeszłą ludzkość, w całej pełni. Nerona i zamęczonych przez niego pierwszych chrześcijan. Inkwizytorów i spalonych heretyków. Hitlera i wszystkie ofiary holokaustu. Wskrzesimy Blumkina, jagodę, jeżowa i rozstrze­lanych przez nich arcybiskupów, kozackich atamanów, rosyjskich arystokratów. Wskrzesimy niemieckich żołnierzy Drugiej Światowej i czerwonoarmistów Stalina, zabijających się nawza­jem pod Moskwą, Stalingradem, Berlinem. Ich wrogość, nie do przezwyciężenia w podzielonym wrogim społeczeństwie, będzie zażegnana we wszechświatowym imperium. Wskrzesi­my tych z barykady Domu Rad i pułkownika ,,Alfy", zabitego przez snajpera. Męczennika Jewgienija Rodionowa, któremu czeczeński oprawca odciął nożem głowę, i czeczeńskiego ko­mendanta, który zginął podczas rosyjskiego "rozciągania". Wskrzesimy nieszczęsnego nie poważnego Gramofończyka, który wypił nie z tego kieliszka, i dziewczynkę zgwałconą na śmierć na petersburskim podwórku w tych dniach, kiedy Gra­mofończyk był merem. Wskrzesimy afgańskich poganiaczy karawany z bronią, rozstrzelanych na twoich oczach w Kanda­harze. I tę Włoszkę-agentkę, z którą spędziłeś noc w kampu­czańskim hotelu, w Siem Reapie, a którą rozszarpał wietnam­ski fugas. Wskrzesimy namibijskiego nauczyciela Piotra, które­go posłałeś pod bomby mirage'a, i czarną piękność Marię, za którą tęsknisz nocami. Na pewno wskrzesimy miłe pacholę Siergieja, który nieopatrznie popadł pod ostrze czeczeńskiego noża przez twoje niedopatrzenie. Żeby ich wskrzesić, musieli­śmy ich najpierw zabić. Możliwe, że wszyscy zabici na ziemi by­li uśmierceni dla ich przyszłego wskrzeszenia. "Projekt Suahi­li" - to najcenniejsza istota historii. On był zawsze, jeszcze przed stworzeniem ziemi. Był w plazmie Wielkiego Wybuchu. Był w zamiarze Boga...

Biełosielcewowi wydawało się, że mu podano puchar odu­rzającego narkotyku. Wszystko, co jeszcze niedawno wywoły­wało w nim zgrozę, teraz zdało się mądre, nieodwracalne, ubarwione wiedzą o całej ludzkości, było w zgodzie z Boską opatrznością.

- W każdym pokoleniu ludzkości była kapłańska elita "Su­ahili", chroniąca testament wskrzeszenia. Testament był prze­kazywany z epoki w epokę, z narodu w naród, z religii w reli­gię. Wszędzie byliśmy my, ludzie "Projektu". Czasami część "Projektu" była odkryta i wtedy nas likwidowano pod różnymi nazwami, w ogniskach lub na szafotach, przy ceglanym murze pod lufami konwojentów albo w pustym polu, pod obręczami bojowych rydwanów.

My i dzisiaj jesteśmy wszędzie. W Japonii, Chinach, Niemczech, Rosji. Obecna elita "Suahili", która za Andropowa i Reagana zaczęła się zmieniać, formowała się we­wnątrz Wywiadów. Zajmując się rozbrojeniem i odprężeniem, utworzyły zamkniętą wspólnotę wywiadów, do której należał także nasz nauczyciel generał Awdiejew, i twój rywal w Afgani­stanie Amerykanin Lee, i twój angolski przeciwnik Richard MacWillen, których oszczędzaliśmy, wyprowadzaliśmy spod kul, i którzy oszczędzali ciebie. Wokół nas, często o tym nie wiedząc, koncentrują się najlepsze umysły ludzkości. Znani politycy, przewidujący globalizm. Genialni uczeni, którzy od­kryli gen człowieka. Znani gerontolodzy, przedłużający życie człowieka. Wirtuozi - chirurdzy i biochemicy, tworzący sztucz­ne narządy. Mistycy, magowie i media, stróże starożytnych kul­tów. Filozofowie czwartego wymiaru i fiodorowskiego "wspól­nego dzieła", łączący przyrodę i człowieka w zorganizowaną jednolitą całość. Tamten Doktor Martwych, opiekun mumii Lenina, do którego chodziłeś w poszukiwaniu "czerwonego sensu", pracuje w naszym stowarzyszeniu.

Mamy przeciwni­ków, nie życzących sobie zjednoczenia. Anarchiści Europy, skandalicznie i bezmyślnie wojujący z globalizacją. "Czerwoni konfucjusze" Chin, przeciwstawiający się reszcie świata, two­rzący wewnątrz chińskiego miliarda drugi biegun. Islamscy fundamentaliści, widzący w jednolitości świata intrygi szatana. Rosyjscy nacjonaliści, dyskutujący o szczególnym przeznacze­niu Rosji. Naszymi przyjaciółmi są Żydzi, którzy wzięli na siebie straszne, nie do udźwignięcia brzemię połączenia rozpraszają­cej się galaktyki, doprowadzenia pogańskiego wielobóstwa pod dłoń jedynego Boga, połączenia marnotrawno-niejednolitego człowieczeństwa w jeden pracujący zespół. Oni stale ponoszą ofiary. Są prześladowani, mordowani, nienawidzeni. Spalani w piecach gazowych, przeganiani z miejsc zamieszkania. Ale, posłuszni przykazaniom, świadomi swego mesjanizmu - łączą, zszywają porwaną ludzkość za pomocą ogólnoświatowej reli­gii, za pomocą ogólnoświatowych pieniędzy, za pomocą ogól­noświatowej kultury, nauki, informacji. Astros i Zariecki byli zlikwidowani nie dlatego, że byli Żydami, ale dlatego, że byli zbłąkanymi liberałami, których zasoby materialne i informa­cyjne przydały się "Suahili". To mówię ci ja, potomek rosyj­skich chrześcijan, urodzony w kostromskiej wsi, kadrowy pra­cownik państwowego urzędu bezpieczeństwa. Bardzo wielu nawet nie domyśla się, że pracuję dla "Suahili". Nie wie o tym Wybraniec. I nie powinien wiedzieć. Stworzyliśmy go w na­szym laboratorium. On jest syntetyczny. Możliwe, że on jest całkowitym urojeniem, grą wyobraźni, pęczkiem promieni świetlnych. Na uroczystościach zaprzysiężenia na Prezydenta zobaczysz nie człowieka, a tylko jaskrawą plamkę światła, któ­ra upadła na kremlowski parkiet...

Poprzez barwną mgłę, podobną do przezroczystego skrzy­dełka afrykańskiego motyla, które przyłożono do źrenic, coś zaczynało Biełosielcewa niepokoić. Wspomnienie. Dawna mę­ka. Jakby to już kiedyś było. Niedawno albo w głębokiej staro­żytności. Z nim albo z tym, kto żył przed nim. Ktoś stał na dachu, a w dali świeciły się złote pagody Angkoru, zielone mina­rety Heratu, rzeźbiony białoróżowy sobór w Toledo, pskowska śnieżnobiała Cerkiew Nikoły-na-Górce, budynek na Kotielni­czeskim Nabrzeżu. Tak samo padał deszcz i wiał wiatr, bolała rozbita głowa, rdzawa rura ziębiła plecy. I ktoś drugi pokazy­wał ręką, proponując pierwszemu kuszące życie bez cierpień i śmierci, wieczny raj i szczęśliwość, żądając w zamian małej ofiary - zaparcia się wcześniejszych świętości.

- My w Rosji mamy szczególną misję. My, rosyjska gałąź "Suahili", jesteśmy wyznaczeni do skończenia z niedorzecz­nościami rosyjskiej historii, z fanaberią "rosyjskiej idei". Mit o niepowtarzalnej Rosji, o wybraniu jej przez Boga, o szcze­gólnym suwerennym losie - mit drogo kosztuje świat. Jeszcze drożej - samą Rosję. Wielcy reformatorzy próbowali przy­wrócić Rosję światu, z którego wypadła jak z gniazda. Próbo­wali wyprowadzić ją z religijnego mroku, z niedorzecznych teorii, uchronić przed rosyjskim mesjanizmem, które prze­powiadają objedzeni muchomorami filozofowie i zaczadziali na rosyjskich piecach literaci. Próba wyrwania Rosji ze świa­ta, jak wyrwano Księżyc z Ziemi i wypchnięto na orbitę, do­prowadzi do tego, że bogatsza strona stanie się martwym sa­telitą z kraterami i bezdennymi morzami, a na ziemi, na miejscu Rosji powstanie ogromna dziura, zalana słoną wodą. Atlantyda, której szukają na dnie oceanu, to w rzeczy samej Księżyc, który oddzieliwszy się od macierzystej planety, od­płynął w martwy Kosmos. "Rosyjskie Zwycięstwo", "Rosyjski Wiek", "Rosyjski Raj" - to żałosne utopie, które musimy po­konać, czego próbowała przed nami dokonać oprycznina Iwana Groźnego, prieobrażeńcy Piotra Wielkiego, masoni Aleksandra Pierwszego, komisarze Lenina. Twój nienormal­ny przyjaciel Nikołaj Nikołajewicz, obłąkaniec, starowier, ka­mikadze - to wcielenie upartego rosyjskiego ograniczenia umysłu, gotowego prędzej wysadzić siebie lub spalić, obło­żywszy się chrustem, niż połączyć się z resztą ludzkości. My uratujemy Moskwę, nie damy jej przekształcić w kraj-kami­kadze.

Wybuchy, które zobaczysz, to wybuchy uzdrawiające, oddzielające Rosję od "rosyjskiej idei". Wysadzamy, żeby nie dać się wysadzić. I swoje osiągniemy. Naszym przeciwnikiem są ludzie GRU, zgrupowani, jak i my, w zamkniętym zakonie. Z wojskową ograniczonością i koszarową prostotą przepowia­dają rosyjskie odrodzenie. Planują Wielką Rosję. Walczymy z nimi i zwyciężymy. Spóźnili się. Wyprzedziliśmy ich. Wybu­chy, które obejrzysz, zniszczą ich. Przyprowadzimy na Kreml naszego Wybral'i.ca wcześniej niż oni swojego. Ale jeśli przy­puszczasz, że Wybraniec jest uwieńczeniem "Suahili", to się mylisz. Nie on znajduje się na szczycie naszej magicznej pira­midy świata. Nie on ukrywa się w środku naszego kryształo­wego kręgu.

Ten, o którym mówię, wyjdzie w odpowiedniej porze. Możliwe, że go zobaczysz...

====================

Por. np.: http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/eksplozje-ktore-daly-putinowi-wladze-kto-wysadzal-bloki-w-rosji,470378.html

 

 

Eksplozje, które dały Putinowi władzę. Kto wysadzał bloki w Rosji? 22 września 2014, 7:06 15 lat temu w Rosji doszło do serii ataków bombowych. Zginęło ponad 300 osób. Zamachy dały pretekst do inwazji na Czeczenię, ogromną popularność i wyborcze zwycięstwo Władimirowi Putinowi. Do dziś jednak nie rozwiano wielu wątpliwości. Choć były procesy i zapadły wyroki, władze wciąż nie oczyściły się z zarzutów, że to krwawa prowokacja FSB. Zaś wielu ludzi, którzy byli zamieszani w te wydarzenia i próby ich wyjaśnienia, już nie żyje. (http://www.tvn24.pl)

Zmieniony ( 06.09.2016. )