Dotacja ministerialna Marcin B. Brixen 2016-9-28 http://naszeblogi.pl/63773-dotacja-ministerialna Klasa Łukaszka, pod opieką pani od polskiego, wybrała się do Warszawy. Zwiedzili muzeum Powstania Warszawskiego imienia Lecha Kaczyńskiego, muzeum Lecha Kaczyńskiego imienia Żołnierzy Wyklętych i muzeum Żołnierzy Wyklętych imienia Powstania Warszawskiego. - Mamy jeszcze jakieś dwie godziny - pani od polskiego spojrzała na zegarek. - Proponuję czas wolny. Zbiórka tu, gdzie teraz jesteśmy, pod ministerstwem... - A ministerstwa nie można zwiedzić? - przerwał okularnik z trzeciej ławki zaglądając ciekawie za sztachety płotu. - Co też opowiadasz! - żachnęła się pani, ale naciskana przez uczniów poszła się spytać. Wróciła bardzo zaskoczona. - Zgodzili się! Doprawdy, nie wiem co o tym myśleć. Zachowujcie się porządnie, bo jak któreś z was zastrzeli ochrona, to sam się potem będzie tłumaczył rodzicom! I weszli. Przyjął ich sam minister, osobiście. - Nie jest pan zajęty? - zdumiała się polonistka. - Nie - uśmiechnął się szeroko minister. - A co pan robi? - zainteresował się Gruby Maciek. - Pracuję. Bo w porównaniu do poprzedników my pracujemy i zajmujemy się tym, by efekty naszej pracy odczuli wszyscy Polacy. Odezwał się Łukaszek: - Mąż mojej dozorczyni kazał mi się spytać czy będzie program wódka plus? - Nie... Ale... To całkiem ciekawy pomysł - minister podszedł do tablicy i sięgnął po mazak. - Pozwolisz, że zanotuję? - Panie ministrze - szepnęła z rozpaczą pani od polskiego. - Wódka piszemy przez o kreskowane... W tym momencie otwarły się drzwi gabinetu i wszedł jakiś facet w średnim wieku z papierem w ręku. - O - powiedział zdziwiony. - Zenona nie ma? - Jakiego Zenona? - spytał minister. - No, Zenona ministra. - Zenon już od ładnych paru lat nie jest ministrem. - A - stropił się facet z papierem. - A o co chodzi? Daj no pan te kartki... Co? Dotacja? I to za co?! Składa pan wniosek o dotację?! - Kiedyś co roku składałem. - I co, dawali? - Nie, musiałem się odwoływać do ministra. Przychodziłem do Zenona i on mi dawał. Minister był bardzo wzburzony. - Ale wie pan, teatr, sztuka... - próbowała mediować pani od polskiego. - Jaki teatr? - zdziwił się facet. - Ja robię galanterię betonową. Bloczki, krawężniki, płytki chodnikowe... Pani polonistka sięgnęła po polszczyznę soczystą, poprosiła pana by gwałtownie się oddalił i dodała, że sprzedaż owej galanterii powinna być źródłem jego utrzymania, a nie ministerialne dotacje. - Jak to??? - oczy faceta zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. - Mam żyć z tego co mi klienci dadzą?! Ależ to... To jest... Niezgodne z demokracją! Duszno mi! Boję się!
|