Dotacja ministerialna
Wpisał: Marcin B. Brixen   
29.09.2016.

Dotacja ministerialna

 

 

Marcin B. Brixen

 

Klasa Łukaszka, pod opieką pani od polskiego, wybrała się do Warszawy. Zwiedzili muzeum Powstania Warszawskiego imienia Lecha Kaczyńskiego, muzeum Lecha Kaczyńskiego imienia Żołnierzy Wyklętych i muzeum Żołnierzy Wyklętych imienia Powstania Warszawskiego.

- Mamy jeszcze jakieś dwie godziny - pani od polskiego spojrzała na zegarek. - Proponuję czas wolny. Zbiórka tu, gdzie teraz jesteśmy, pod ministerstwem...
- A ministerstwa nie można zwiedzić? - przerwał okularnik z trzeciej ławki zaglądając ciekawie za sztachety płotu.
- Co też opowiadasz! - żachnęła się pani, ale naciskana przez uczniów poszła się spytać. Wróciła bardzo zaskoczona.
- Zgodzili się! Doprawdy, nie wiem co o tym myśleć. Zachowujcie się porządnie, bo jak któreś z was zastrzeli ochrona, to sam się potem będzie tłumaczył rodzicom!
I weszli.
Przyjął ich sam minister, osobiście.
- Nie jest pan zajęty? - zdumiała się polonistka.
- Nie - uśmiechnął się szeroko minister.
- A co pan robi? - zainteresował się Gruby Maciek.
- Pracuję. Bo w porównaniu do poprzedników my pracujemy i zajmujemy się tym, by efekty naszej pracy odczuli wszyscy Polacy.
Odezwał się Łukaszek:
- Mąż mojej dozorczyni kazał mi się spytać czy będzie program wódka plus?
- Nie... Ale... To całkiem ciekawy pomysł - minister podszedł do tablicy i sięgnął po mazak. - Pozwolisz, że zanotuję?
- Panie ministrze - szepnęła z rozpaczą pani od polskiego. - Wódka piszemy przez o kreskowane...

W tym momencie otwarły się drzwi gabinetu i wszedł jakiś facet w średnim wieku z papierem w ręku.
- O - powiedział zdziwiony. - Zenona nie ma?
- Jakiego Zenona? - spytał minister.
- No, Zenona ministra.
- Zenon już od ładnych paru lat nie jest ministrem.
- A - stropił się facet z papierem.
- A o co chodzi? Daj no pan te kartki... Co? Dotacja? I to za co?! Składa pan wniosek o dotację?!
- Kiedyś co roku składałem.
- I co, dawali?
- Nie, musiałem się odwoływać do ministra. Przychodziłem do Zenona i on mi dawał.

Minister był bardzo wzburzony.
- Ale wie pan, teatr, sztuka... - próbowała mediować pani od polskiego.
- Jaki teatr? - zdziwił się facet. - Ja robię galanterię betonową. Bloczki, krawężniki, płytki chodnikowe...
Pani polonistka sięgnęła po polszczyznę soczystą, poprosiła pana by gwałtownie się oddalił i dodała, że sprzedaż owej galanterii powinna być źródłem jego utrzymania, a nie ministerialne dotacje.
- Jak to??? - oczy faceta zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. - Mam żyć z tego co mi klienci dadzą?! Ależ to... To jest... Niezgodne z demokracją! Duszno mi! Boję się!