Aborcja nie jest "tematem zastępczym"
Wpisał: Grzegorz Braun   
21.10.2016.

Aborcja nie jest "tematem zastępczym"

 

http://www.wyszperane.info/2016/10/21/aborcja-nie-jest-tematem-zastepczym

z: http://www.piens.pl/aborcja-nie-jest-tematem-zastepczym/

 

Grzegorz Braun 19 października 2016

 

Nie zapominajmy: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Jakże mamy oczekiwać błogosławieństwa we wszystkich innych sprawach naszego życia zbiorowego, skoro właśnie zbiorowo po raz kolejny usankcjonowaliśmy składanie dorocznej ofiary z ludzi. Tak jest, ofiary z ludzi – konkretnie z ok. 1000 dzieci, które złożone zostają na ołtarzu ignorancji, bezwzględności i konformizmu.

Nie, tzw. aborcja nie jest „tematem zastępczym”, jak tego znów próbowali ostatnio dowodzić niektórzy politycy i dziennikarze należący do „otuliny propagandowej” układu władzy. To jest kwestia pierwszorzędna – nie miejmy wątpliwości, że od stworzenia prawnej gwarancji bezpieczeństwa życia ludzkiego zależą losy naszego państwa. To jest, owszem, sprawa życia i śmierci, ale nie tylko tych najmłodszych z nas, jeszcze nienarodzonych, bezbronnych i nie mogących nawet głosu zabrać w swojej obronie, to sprawa być albo nie być całego narodu. Dlaczego z wszystkich zdań wypowiedzianych kiedykolwiek przez Jana Pawła II do własnych rodaków to jedno okazuje się tak trudnie do zapamiętania: „Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”?

Nie, stosunek do aborcji nie jest kwestią „opinii” – to jest kwestia faktów. Doprawdy, ileż razy można te mrożące krew w żyłach fakty przytaczać? Zanim wdamy się z kimkolwiek w teoretyczną dysputę, upewnijmy się, że każdy z dyskutantów wie, o czym mówi. Jest XXI w., są kamery, ultrasonografy i inne cuda, każdy może to sobie przecież wyszukać i obejrzeć w sieci. Nie udawajmy, że nie wiemy – tu chodzi o rozrywanie na kawałki żywych ludzi, a nie o żadne „usuwanie produktów zapłodnienia” czy „tkanki ciążowej”. Zresztą nawet jeśli ktoś udaje, że są w tej sprawie jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to przecież właśnie wątpliwości powinny przesądzać na korzyść życia. Jeśli nie jestem pewien, czy to, co się rusza w krzakach, to zając czy człowiek, to na wszelki wypadek nie strzelam z dubeltówki, prawda?

Jako reżyser dokumentalista, autor filmów poświęconych w jakiejś mierze tym sprawom, musiałem szczegółowo zapoznać się z jeżącymi włos na głowie i wyciskającymi łzy z oczu normalnego mężczyzny realiami „procedur” i zasadami „prawa”, które mają tu zastosowanie. Cieszę się niezmiernie, że dane mi było wyraźnie opowiedzieć się po stronie życia poprzez takie filmy, w których sprawa tzw. aborcji staje w jaskrawym świetle: „Eugenika, w imię postępu”, „Nie o Mary Wagner”, „Nie jestem królikiem doświadczalnym”. Dzięki nim nie miałem w ostatnich dniach poczucia kompletnej bierności i osobistego zaniechania w tej sprawie, której rozstrzygnięcie, coraz wyraźniej to widać, decyduje o losach cywilizacji. Każdej cywilizacji.

Czy w dziejowym bilansie chcemy uplasować się w tej samej kategorii co zbrodnicze, w najgłębszej istocie satanistyczne reżimy, pod władzą których tryumfowała mentalność eugeniczna? Co bowiem dziś różni nasze przyzwolenie na śmierć 1000 dzieci podejrzanych (sic!) o potencjalną niedoskonałość (np. zdiagnozowanych jako „muminki”) od wyroków wydawanych z analogicznych pobudek eugenicznych w innych krajach i innych czasach?

Nie, doprawdy tzw. kompromis aborcyjny nie jest czymś, z czego Polacy mogą i powinni być dumni. Nie jest to stan, który ze względu na jakiekolwiek racje powinniśmy akceptować i bez końca prolongować. Ten sławetny „kompromis”, przypomnijmy, plasuje nas na poziomie cywilizacyjno-prawnym Trzeciej Rzeszy Adolfa Hitlera. Tam również nie wolno było z mocy prawa dowolnie i legalnie zabijać wszystkich nienarodzonych dzieci – tylko niektóre. Jakie? Ano te skazane zaocznie i arbitralnie na śmierć przez konsylium lekarskie, a więc nie wyrokiem sądu ani nawet nie w trybie decyzji administracyjnej.

Jeśli już nie sam koszmar tzw. zabiegu, to czyż arbitralność i nieformalność tych wyroków powinna budzić sprzeciw każdego legalisty. Ale jakoś nie budzi.
Przeciwnie – w ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z kolejnym w tej sprawie festiwalem hipokryzji, w którym dwie pierwsze nagrody ex aequo zgarnęli bezapelacyjnie liderzy i klakierzy aktualnej większości parlamentarnej. Ale nagroda specjalna tego festiwalu należy się chyba jednak rzecznikowi episkopatu, który po raz już nie wiadomo który dystansując się od złożonego w Sejmie „obywatelskiego projektu”, podkreślał nawet niepytany, że „biskupi są przeciwko karaniu kobiet”, tak jakby to było istotą proponowanych rozwiązań. À propos: czy dobrze rozumiem księdza rzecznika, że dzieciobójstwo w Polsce ma nie być uznane za przestępstwo? Zamiast po raz kolejny wpisywać się w narrację, jaką dyktuje „GWiazda śmierci”, czyż tak trudno było zadbać o to, by klarowny i zwięzły (zaledwie dwie strony) projekt ustawy, o której mowa, trafił przynajmniej do każdej parafii w kraju?

Zamiast tego jednak mieliśmy zbiorowy oddech ulgi, tak po stronie władzy świeckiej, jak i, niestety, duchownej. Rekord podłości pobiły insynuacje, że to „prolajferzy” ponoszą odpowiedzialność za całą sytuację, że zachowali się co najmniej nierozważnie, a może wręcz wzięli udział w prowokacji, której celem było utrudnienie, ba! może nawet zablokowanie dobrej zmiany. Że owszem, wszyscy są za życiem, ale akurat nie tu i nie teraz. Notabene niejako przy okazji, mimochodem rządząca partia wyrzuciła do kosza inne projekty prawa, zmierzające do ukrócenia w Polsce i innych wołających o pomstę do nieba procederów, na czele z takim skrajnym przypadkiem mentalności eugenicznej i aborcyjnej, jakim jest tzw. in vitro.

Kto jednak w tych dniach oglądał relacje z Sejmu, ten nie może mieć wątpliwości – to właśnie dr Joanna Banasiuk i mec. Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris, to Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – Prawo do Życia, to oni bronili tam nie tylko życia nienarodzonych, ale po prostu honoru Polski. I to po ich stronie były tu wszelkie racje, także polityczne, wbrew temu, co się chyba zdaje samemu prezesowi Kaczyńskiemu i tym, którzy od tygodnia nachwalić się nie mogą finezji jego manewru odwrotowego. Tymczasem właśnie powaga naszej sytuacji międzynarodowej, skala wyzwań i zagrożeń, wobec których stoimy, to wszystko tym bardziej skłaniać powinno do kategorycznego opowiedzenia się za prawem do życia.

Nie zapominajmy: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Jakże mamy oczekiwać błogosławieństwa we wszystkich innych sprawach naszego życia zbiorowego, skoro właśnie zbiorowo po raz kolejny usankcjonowaliśmy składanie dorocznej ofiary z ludzi. Tak jest, ofiary z ludzi – konkretnie z ok. 1000 dzieci, które złożone zostają na ołtarzu ignorancji, bezwzględności i konformizmu.

Grzegorz Braun