Kłamstwa pierwszych minut | |
Wpisał: kataryna | |
29.04.2010. | |
kataryna wtorek, 27 kwietnia 2010 Analizowanie katastrofy w Smoleńsku przestało mieć sens z chwilą gdy pełną kontrolę nad informacją o niej przejął Putin. Nie mamy i mieć nigdy nie będziemy pewności, że informacje do nas docierające są prawdziwe. O to zresztą mam największy żal do naszych władz, nie zrobiły nic, żeby dać nam komfort, że kiedyś dowiemy się prawdy. A przynajmniej ze stuprocentową pewnością będziemy w stanie wykluczyć niektóre scenariusze. Tymczasem przy tak prowadzonym śledztwie, żadne jego ustalenia nie będą wiarygodne, tak jak nie są w tej sprawie wiarygodni Rosjanie, a na ręce nikt im przecież nie patrzy. Nie znaczy to jednak, że nie warto śledzić tego co się dzieje, a zwłaszcza jak rozpadają się kolejne oficjalnie podawane wersje, bo to daje obraz tego w jakim kierunku chciano pchać śledztwo, a to dobry punkt wyjścia, żeby się zastanawiać dlaczego. Mnie ta sprawa przerasta, nie mam żadnej własnej hipotezy, ale męczy mnie ta błędna godzina katastrofy. Jeszcze nie rozumiem czemu miało służyć kłamstwo w tej sprawie, ale niewątpliwie było to kłamstwo, do tego dobrze przygotowane i podane oficjalnie, na najwyższym szczeblu. Dzisiaj już wiemy, że TU-154 rozbił się o 8.39 naszego czasu, czyli o 10:39 czasu lokalnego, można to ustalić ponad wszelką wątpliwość, i można było to ustalić już pierwszego dnia, choćby po godzinie zerwania linii energetycznej. Tymczasem pierwszego dnia odegrany został spektakl, z podziałem na role, który miał nas przekonać do godziny o ponad 10 minut późniejszej. Widać to wyraźnie w stenogramie z narady Putina ze sztabem, transmitowanej pierwszego dnia (mam nadzieję, że sama relacja, którą znalazłam nie jest przekłamana). Minister Sergei Shoigu: Panie Premierze, o 10:50, samolot TU-154 lecący z Warszawy do Smoleńska zniknął z radarów w czasie podchodzenia do lądowania na Lotnisku Północnym w Smoleńsku. Samolot rozbił się w lesie 300 metrów od pasa startowego. (...) O 10:51 na miejsce katastrofy zostały wysłane 3 brygady straży pożarnej. (...) Premier Władimir Putin: Dziękuję. Ministrze Lewitin, co w tej sprawie robi Ministerstwo Transportu? Minister Transportu Igor Lewitin: (...) Warunki pogodowe były złe - mgła prawie całkowicie ograniczała widoczność, która wynosiła ok. 400 metrów, podczas gdy norma wynosi 1000 metrów. Premier Władimir Putin: Norma wynosi 1000 metrów? Aleksander Bastrykin: Odnaleźliśmy dwie czarne skrzynki, które potwierdzają charakter rozmów między załogą a wieżą. Ustaliliśmy, że wieża nie rekomendowała próby lądowania. Sugerowała aby pilot zrobił drugie podejście, a potem rozważył lądowanie na innym lotnisku. Ale polski pilot nie posłuchał tych rekomendacji i kontynuował lądowanie. Premier Władimir Putin: Chciałbym teraz spytać przedstawiciela prezydenta Miedwiediewa. Na polecenie prezydenta Miedwiediewa na lotnisku gości miała witać rosyjska delegacja na czele której stał przedstawiciel prezydenta, Georgy Plotawczenko. Panie Poltawczenko, to oznacza, że byliście świadkami tego wypadku. Co pana zdaniem tam się wydarzyło, co pan widział, także po przybyciu na miejsce katastrofy? Bo rozumiem, że byliście jednymi z pierwszych na miejscy zdarzenia. Przedstawiciel Miedwiediewa Georgy Poltawczenko: Zgadza się, panie premierze. Gubernator Sergei Antufyev, ja i członkowie delegacji czekaliśmy na ten samolot. Kontroler lotów podszedł do nas i powiedział, że warunki pogodowe są bardzo złe, i mogę potwierdzić, że tak było. Moim zdaniem widoczność była nawet mniejsza niż 400 metrów. Było to ok. 10:30. Widoczność wynosiła ok. 100-150 metrów, mgła była bardzo gęsta. Kontroler powiedział nam, że zasugerował polskiej załodze lot na inne lotnisko, były trzy opcje - Mińsk, Witebsk i Moskwa. Kontroler powiedział, że ponieważ mają wystarczająco paliwa, załoga zdecydowała się kontynuować lot do Smoleńska, przyjrzeć się warunkom a potem podjąć decyzję. Kontrolerzy informowali, że załoga była zdecydowana na lądowanie. Prawie nie słyszeliśmy zbliżającego się samolotu, nie słyszeliśmy silników. Potem usłyszeliśmy dziwny dźwięk, który nie brzmiał jak uderzenie. A potem powiedziano nam, że samolot się rozbił. Byliśmy na miejscu katastrofy dosłownie po trzech minutach. Premier Władimir Putin: Byliście na miejscu katastrofy w ciągu trzech minut? Przedstawiciel Miedwiediewa Georgy Poltawczenko: W ciągu trzech minut. |