Tych wyborów nie wygrali ani Indianie, ani poganiacze krów, wygrała je grupa trzymająca władzę
Wpisał: MatkaKurka   
11.11.2016.

Wpadła teściowa do studni, czyli USA wybrały prezydenta.

 

Tych wyborów nie wygrali ani Indianie, ani poganiacze krów, wygrała je grupa trzymająca władzę i z niepokojem czekamy, aż się ujawni.

 

MatkaKurka 2016-11-9 http://kontrowersje.net/wpad_a_te_ciowa_do_studni_czyli_usa_wybra_y_prezydenta

 

 

W pierwszej reakcji na wynik wyborów w USA przypomniał mi się stary i mało śmieszny dowcipas o teściowej, która w wpadła do studni. Z jednej strony radość, z drugiej nie będzie co pić.

Dziwna i naiwna jest ta powszechna radość polskiej prawicy z wyboru Trumpa, żałosne i pocieszne dla odmiany są zachowania „elit” RPIII. Klasyczna teściowa w studni, ale warto by to jakoś uporządkować i spróbować ocenić, co Polska będzie mieć z tej zmiany lub czego mieć nie będzie. Aby uzyskać pożądaną odpowiedź trzeba wcześniej odpowiedzieć na kilka pytań pomocniczych, zaczynając od najbardziej oczywistego. Co się stało i jak to się stało?

Ameryki odkrywać nie ma sensu, co do samej istoty zjawiska w stu procentach wypada się zgodzić z tezą, że jest to ewidentna porażka establishmentu i bunt tak zwanego zwykłego człowieka. Rzeczywiście tak jest, ale łatwo można się ośmieszać podawaniem tej jednej jedynej diagnozy społecznej, jako pełnego rozwiązania amerykańskiej zagadki. Między baśnie i instrukcje obsługi odkurzacza należy włożyć groteskowe opowieści o niezależnym, wyrosłym z ludu, samotnym liderze, który się postawił magnatom.

Komu się postawił, to widać gołym okiem, ale ważniejsze kto go wyniósł na tron i to już takie proste nie jest. Nie ma takiej fizycznej i nawet teoretycznej możliwości, aby ktokolwiek został prezydentem USA bez poparcia elit. Fakt, że Trump nie trzymał z elitami hollywoodzkimi i całą tą grupą poprawnie politycznych półanalfabetów, którzy walczą o temperaturę lodu na Alasce i metroseksualny kolor skóry Afroamerykanina, świadczy tylko o jednym. Ta „elita” nie wyniosła go do władzy, ale też ta „elita” jako taka nie ma podobnej mocy sprawczej bez wsparcia innych elit.

Wybory w USA i w każdym innym kraju mającym realny wpływ na losy świata, to nie są wybory miss Pcimia Dolnego. O wynikach decydują nie prości ludzie, czy gwiazdy Hollywood, ale konkretne zaplecze, które posiada odpowiednie środki oraz interes, aby wybrać sobie odpowiedniego polityka na najwyższy urząd. Z grubsza siły amerykańskie zdolne do takiego wyczynu można podzielić na trzy grupy: narodową, biznesową, tajnie specjalną. Wszystkie trzy w sposób naturalny się ze sobą łączą i przenikają. No i teraz poproszę, aby ktoś mądry się zgłosił o powiedział, kto stoi za Donaldem Trumpem, jaka grupa biznesowa, narodowa i tajnie specjalna? Cały ból polega na tym, że „biez wodki nie razbieriosz”. Nie wiem jak inne mądrale, ale sam nie potrafię wskazać politycznego zaplecza Trumpa i to jest właśnie ta część dowcipu o teściowej, która smuci i to bardzo.

Jedyna podpowiedź na tym etapie, to powiązania Trumpa z Kremlem, bo to nie żadna plotka, ale oczywiste fakty, których nawiasem mówiąc żadna strona tak naprawdę nie kwestionuje. Co więcej dokładnie to samo można zarzucić odstrzelonej Hillary. Inny fenomen tej kampanii polegał nie na tym, że Donald „łapał za cipę”, ale na tym, że służby specjalne występowały w niej oficjalnie.

FBI w kluczowym momencie weszła do gry i tak do końca nie wiadomo, w jakim celu. Najpierw strzeliła do Clinton kompromitującymi kwitami, by po chwili uznać, że nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa – zapętlona asekuracja. O „ruskich hakerach” również mówiło się oficjalnie, bo przecież te zarzuty padały nie z ust „oszołomów”, ale kandydatki na prezydenta USA, która w dodatku pełniła wysoką funkcję u boku urzędującego Baracka Obamy. Przedziwny paradoks, niby wszystko odbywało się przy otwartej kurtynie, ale ni cholery nie widać głównych aktorów.

Pocieszenie jest takie, że w stosunkowo krótkim czasie dowiemy się, co jest grane i dopiero wówczas będziemy mogli odpowiedzialnie się cieszyć albo smucić. Pierwsze decyzje polityczne, a nawet zachowania polityczne prezydenta Trumpa pokażą, komu i czemu ta prezydentura służy. Putin długo nie czekał, natychmiast wysłał swoje oczekiwania wobec Ameryki, z wycofaniem wojsk NATO przy granicach z Rosją, na czele.

Jest etap kamuflażu i etap konsumpcji, nie po to się inwestuje w tak duży interes, jak prezydent USA, żeby sobie zrobić selfie z Donaldem. Ktoś za parę miesięcy upomni się o swoje nakłady i będzie chciał wyjąć dwa razy tyle. Ten ktoś odezwie się w konkretnym języku, wyciągnie konkretną rękę i odbierze konkretną należność.

Oby to nie było dobrze Polakom znane: „Zdrstwujtie”, pomieszane z „szalom”, a potem… „diengi dawajtie” i „nasze kamienice”. Tych wyborów nie wygrali ani Indianie, ani poganiacze krów, wygrała je grupa trzymająca władzę i z niepokojem czekam, aż się ujawni.