MY I ONI
Wpisał: Aleksander Ścios   
02.05.2010.

MY I ONI

Aleksander Ścios  http://bezdekretu.blogspot.com sobota, 1 maja 2010 

            Bez podziału świata na My i Oni nie byłoby Polski. Nawet ten twór, zwany III RP powstał z dychotomii różnych postaw i poglądów, choć sprowadzonych do wspólnego mianownika „historycznego pojednania”. Bez podziału na My i Oni nie byłoby  patriotyzmu, poczucia dumy narodowej, ruchów politycznych czy religijnych. Bez tego podziału nie byłby możliwy opór przeciwko okupantowi, sprzeciw wobec komuny, wybór między dobrem, a złem.

            Dychotomia My - Oni jest w życiu niezbędna. Organizuje i porządkuje nasz świat, pozwala odnaleźć grupową tożsamość, wydobyć się z nieokreśloności  Bez Oni nie byłoby My. To poczucie odrębności wyznacza granice tego, kim jesteśmy, do jakiego kręgu kultury należymy, co identyfikujemy jako nasze. Wskazanie wrogów, nazwanie obcych - pełni ważną funkcję i buduje grupową solidarność. Jest konieczne, by świat stał się uporządkowaną rzeczywistością, a nie chaosem przypadkowych, nienazwanych relacji.

            Dlatego Oni boją się podziałów. Boją – szczególnie wówczas, gdy podziały prowadzą do budowania narodu, gdy identyfikują nas wokół wartości godnych miana Polaka. Dlatego nie pozwolili dobić nam komuny, czyniąc z tego zaniechania największą winę mojego pokolenia.  Choć od dwóch dziesięcioleci dzielą nas sami, według mętnych kryteriów własnego interesu, boją się wówczas, gdy to my dokonujemy wyboru, wprowadzając kategorię niedostępną dla ich mentalności.

            Dziś doprowadzili nas do muru, poza którym nie ma drogi. Dzieląc nas nienawiścią do człowieka prawego, drwiąc z naszych wartości i z naszych marzeń.

            Postawili nas pod murem obojętności na zło, przyzwolenia na rządy miernot i kanalii, wymagając zgody dla rzeczy niegodnych i fałszywych. Ale i tego było im mało. Gdy pod ciężarem ich nienawiści zginął mój Prezydent, zażądali od nas milczenia, wezwali do „pojednania”, do narodowej amnezji - w imię lęku przed katem. Zniewolenie każąc nam nazywać „pragmatyzmem”, kłamstwo  - „polityką pojednania”, a zdradę – „racją stanu”. W obronie zafajdanych życiorysów i marnych interesów narzucają nam semantyczne oszustwo i żądają odstąpienia od nazywania rzeczy po imieniu. Chcą dialektyki, w której prawa oprawcy mierzy się zdolnością do deptania grobów ich ofiar.

            Historia nie znosi idiotów i błędów popełnianych ponownie. Doświadcza - lecz uczy.  Dla tych, którzy ją ignorują - bywa bezlitosna i spycha ich w otchłań zapomnienia.

            Dlatego podział na My i Oni jest dziś konieczny. Nasz gniew jest dziś konieczny. I nasz sprzeciw. Nie okazaliśmy go, gdy był na to czas. Gdy żył nasz Prezydent, gdy mieliśmy wokół ludzi na miarę wolnej Polski. Nie okazaliśmy go wcześniej, gdy Książę Poetów wykrzyczał nam, że  „naród dostał w pysk, napluto na niego, na wszystkie jego marzenia.” Milczeliśmy tak długo, aż wina za smoleńską tragedię naznaczyła nas wszystkich, dających przyzwolenie na zatarcie granic dobra i zła.

            „Dusza polska jest chora, to prawda. [...] Głównym symptomem tej choroby jest wszak przekonanie, że nic od nas nie zależy, bo wszystkie ważniejsze role rozdano. To jest mentalność człowieka zniewolonego. [...] Najważniejsze, żeby zobaczyć tę polską niemoc i się wkurzyć. Im więcej ludzi to zobaczy i się wkurzy, tym większa szansa, że coś się zmieni. Kiedyś widziałem w filmie taką scenę: mężczyzna otwiera okno w środku nocy i krzyczy, że ma już dość i tak dalej być nie może. Po jakimś czasie zaczynają tak się zachowywać inni i powstaje reakcja zbiorowa. Może to jest jakiś pomysł?” – pytał przed dwoma laty prof. Ryszard Legutko.

            Trzeba się wreszcie wkurzyć i nie powtarzać bredni o naszej jedności. Trzeba się wkurzyć, by nie usypiać Polaków opowieściami, jak wspaniałym są społeczeństwem i jak zjednoczyli się w obliczu tragedii. Trzeba się wkurzyć, by zamknąć drogę do kolejnej kampanii nienawiści. To, co chcą z nami zrobić Oni, wymaga otwarcia okien i krzyku w środku nocy.

            Wymaga wyznaczenia jawnej, nieprzekraczalnej granicy wobec retoryki rozmywania odpowiedzialności, wobec pokusy relatywizowania postaw. Wymaga wreszcie, by słowa i wybory były wyrażane według jasnych kryteriów dobra i zła, bez „światłocienia” , który jest mową oszustów.   

            Jeśli ten podział dziś nie nastąpi, będziemy skazani na „Polskę Ketmanów”, którzy usprawiedliwią każde łajdactwo i z zaprzeczenia rzeczom niezaprzeczalnym uczynią wspólną normę. To Oni  - „światli naprawiacze świata”, tchórzliwi konformiści, bufoni, karierowicze i pospolite kanalie stworzyli przestrzeń własnej miernoty, nieistniejące „państwo Ketmana”, w którym próbują dyktować fałszywą wersję zdarzeń, pisaną językiem łgarzy. W świecie który wznoszą – ich zaprzaństwo ma znieść wszelkie granice, zatrzeć hierarchie i zniszczyć normy. Ma przeczyć istnieniu naturalnego porządku, w którym wybór (choćby i polityczny) dokonuje się zawsze w kategoriach dobra i zła. Nie wolno do tego dopuścić, ponieważ „państwo Ketmanów” zabija nadzieję i niszczy fundamentalną prawdę o naszej rzeczywistości, drwiąc z ludzi zdolnych udźwignąć ciężar odpowiedzialności. Nie wolno - bo takie państwo jest śmiertelnym wrogiem człowieka - wszystkiego, co w nas słabe i potężne, co czyni nas wolnymi i pozwala się zmierzyć z wyzwaniem. Nawet wówczas, gdy przygniata nas ciężar tragedii.

            My i Oni to podział dziś konieczny.  Kto boi się takiej dychotomii, niech zostanie w „Polsce Ketmanów”. Ten podział jest  konieczny, by stworzyć nową Polskę.

Aleksander Ścios

Zmieniony ( 02.05.2010. )