Księża szantażowani przez esbeków
Wpisał: ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski   
11.06.2007.

wywiad z Rzepy, 10 czerwca, rozmawiał Cezary Gmyz 

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Księża szantażowani przez esbeków

Rz: Coraz częściej pojawiają się informacje, że dawni funkcjonariusze IV Departamentu MSW po roku 1989 zupełnie dobrze odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Zdarza się nawet, że pracują dla Kościoła, który kiedyś zwalczali. "Rzeczpospolita" opisuje dziś dziwne interesy, jakie prowadził współpracownik SB Edwin Myszk z ludźmi Kościoła w ramach afery Stella Maris.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Niestety to nie jedyny taki przypadek. Przypomnę też szeroko opisywaną sprawę Marka Piotrowskiego, oficera SB, który po 1989 r. bardzo dobrze się odnalazł w nowej rzeczywistości. Stał się zaufanym człowiekiem Kościoła w sprawach odzyskiwania majątku. Był pełnomocnikiem bardzo bogatej parafii mariackiej w Krakowie. Jego nazwisko pojawia się też w sprawach majątkowych diecezji katowickiej. O ile bezsporne jest, że Kościół powinien odzyskiwać swoją własność zagrabioną mu w czasie komunizmu, o tyle nie może ulegać wątpliwości, że nie powinni się tym zajmować ludzie, którzy przeciwko Kościołowi działali.

Może, zajmując się przez tyle lat Kościołem, stali się specjalistami od jego spraw?

Bez wątpienia są to specjaliści, jednak bardzo szczególnego rodzaju. To ludzie, którzy posiedli bardzo dużą wiedzę o Kościele i duchownych. Znam co najmniej dwa przypadki, że byli esbecy tę wiedzę wykorzystywali do szantażowania księży. Jeden z byłych oficerów przechwalał się, że do jednego z księży przychodził jak do bankomatu. Trwało to tak długo, aż ów duchowny przyznał się przełożonym do tego, że był tajnym współpracownikiem. Inny, odpowiedzialny w pewnej diecezji za sprawy ekonomiczne, był nakłaniany przez byłego oficera prowadzącego do robienia wspólnych interesów. Jednak udało mu się tego uniknąć. Przyznał się biskupowi do dawnej współpracy z SB, a biskup przeniósł go na stanowisko, na którym ksiądz nie miał wpływu na sprawy ekonomiczne. Ale chciałbym zadać pytanie: ilu księży do dziś żyje pod brzemieniem szantażu?

Może to nie szantaż, tylko syndrom sztokholmski - czyli znana w psychologii sytuacja, gdy ofiara zaczyna darzyć sympatią oprawcę?

Faktem jest, że wielu duchownych wspomina swoje związki z SB jako układy niemal przyjacielskie. Ja jednak wolę mówić o szantażu niż o syndromie sztokholmskim. Ten szantaż jest bardzo niebezpieczny. W aferach dotyczących polskiego Kościoła, które wybuchały w ostatnich latach, prawie zawsze w tle pojawiało się uwikłanie w związki ze Służbą Bezpieczeństwa. Tylko pełne wyjaśnienie tych spraw poprzez lustrację duchowieństwa może przeciąć tego typu patologiczne związki.

rozmawiał Cezary Gmyz