OK okupacja, to nie usterka, ty nędzna fiucino. część 2, ostatnia Marcin B. Brixen 2016-12-31 http://naszeblogi.pl/65065-ok-okupacja-czesc-2-ostatnia Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik z ponurymi minami siedzieli na szkolnym korytarzu. Zza zamkniętych drzwi prowadzących do szkolnej stołówki dochodziły radosne odgłosy hucznej biesiady. - Nie... - okularnik zszedł z krzesła i zaczął maszerować po korytarzu łapiąc się za głowę. - Nie... Nie wierzę... nie wierzę w to co się tu dzieje... Co my tu w ogóle robimy? - Heh... - bąknął Gruby Maciek. - No cóż... Matka szykowała na obiad wegańskie carpaccio z agrestu... To już wolałem przyjść tutaj. - Moja matka... - zaczął Łukaszek i nie musiał kończyć. - A ja... - okularnik wrócił na swoje miejsce i sięgnął po plecak. - Rodzina się zjechała. Jacyś mali kuzyni. Oszaleć idzie. Więc ja też wolałem przyjść tutaj. I wyjął jakąś zabawkę z plecaka mówiąc, że to jednego z kuzynów i że spróbuje ją naprawić. - A umiesz? - zapytał złośliwie Gruby Maciek. - A umiem - odszczeknął się okularnik i już chcieli się pobić, gdy śpiew za drzwiami się wzmógł. Nie pucz Ewka bo tu miejsca brak Na twe babskie łzy Po Sejmowej sali hula wiatr I gaz po pizzy Pucz-posłowie twoi z dawnych lat Zakładają KOD... Korytarzem szedł pan dozorca niosąc naręcza kartonów pizzy. Kiedy ich zobaczył to przystanął zdumiony. - Jak tu weszliście? - Normalnie, drzwiami - rzekł Łukaszek, - A co wy tu robicie? Lekcji nie ma! Siedzicie za karę? - Tak jakby. Mamy udawać społeczne poparcie dla tych tam w środku. Co pewien czas ktoś wygląda, robi sobie z nami zdjęcie, wrzuca na Twittera i pisze, że na korytarzu jest nas milion. Pan woźny pokręcił głową, a okularnik zawołał: - Patrzcie, naprawiłem! Wystarczyło zmienić baterie! Zabawka zaniosła się upiorną melodyjką w szybkim tempie. - To są chyba kolędy, tak jakoś trzy razy szybciej - powiedział Łukaszek. - O, teraz chyba "Jingle Bells"... - Nie naprawiłeś - nie mógł sobie darować Gruby Maciek. - Jak nie, teraz gra! - Ale nie było nic popsute. - Wymieniłem baterie! - Zużyte baterie, to nie usterka, ty nędzna fiucino, to konserwacja... - Nie bijcie się - przerwał im łagodnie pan woźny i poprosił by ktoś zastukał do drzwi bo on ma zajęte ręce. Gruby Maciek walnął kilka razy w drzwi potylicą okularnika. Drzwi się uchyliły i wyjrzał jakiś młody człowiek, łysy i w okularach. Miał na sobie t-shirt z napisem "Klub Okupantów Demokratycznych". - Ho! Hoho! - ucieszył się na widok ilości kartonów. - Więc jednak ktoś nas popiera! - Nie wydurniaj się, jakie popiera - doleciało z środka sali. - Normalnie musieliśmy zapłacić z klubowych pieniędzy! Chłopcy brali pizzę od pana woźnego i podawali posłowi stojącemu w drzwiach. Poseł po odebraniu ostatniego kartonu zamknął drzwi i ze środka zaczęło dobiegać mlaskanie. - Mogliby zostawić choć jedną - westchnął ciężko Gruby Maciek. - I mogliby oddać moją zabawkę! - zawrzał gniewem okularnik. - Musiałem ją podać razem z pizzą! - Odzyskasz później jak otworzą drzwi - machnął ręką Łukaszek. Wszyscy spojrzeli na zamek i... - Ej, zostawili klucz od zewnątrz! - zawołał zachwycony okularnik. - Teraz my możemy ich zamknąć! - Po co? - wzruszył ramionami Gruby Maciek. - Przecież oni i tak nie chcą wyjść. - Wychodzą, wychodzą - westchnął pan woźny. - Do toalety. Do telewizji. Do domu na noc. - Ciekawe jak długo wytrzymają przy tej melodyjce - Łukaszek się zamyślił. - Daję im godzinę i będą błagać żeby ich wypuścić. - Mogą wyłączyć - mruknął Gruby Maciek. - Nie mogą, ta zabawka się nie wyłącza - poinformował okularnik. - No to mogą wyjąć baterie. - Nie mogą, klapka jest na śrubkę a śrubokręt mam w kieszeni. Chyba, że mają swój... - Zobaczymy - zatarł ręce Łukaszek i delikatnie przekręcił klucz. - Brawo chłopcy, Zimbardo byłby z was dumny - mruknął pan woźny. - Jaki Zimbardo??? - Profesor, z Uniwersytetu Stanforda. - Ten od eksperymentu więziennego? - zdumiał się Łukaszek. - Wy wiecie o tym eksperymencie??? - My, jak my, my żyjemy w internecie, wiemy wszystko, ale pan??? Woźny??? - A co wy sobie myślicie, że woźny to taki z przeproszeniem cieć?! - obruszył się pan woźny. Zza drzwi dobiegły pierwsze krzyki żądające wypuszczenia albo zabrania zabawki. Pan woźny wrzasnął "cicho!" i kontynuował: - Wy nie wiecie jakie są wymagania na stanowisko woźnego! Hoho! A czas, że tak powiem, pracuje na waszą niekorzyść! Kto wie jakie będą wymagania kiedy wy będziecie szukać pracy! Może nie dacie rady zostać woźnym? Może woźnych już nie będzie? - Bła-ga-my! Wypuśćcie nas! Albo zabierzcie tę cholerną zabawkę! - Cisza! A to wszystko - i pan woźny wskazał drzwi - przez nich. Wiecie co, chłopcy? Idźcie już do domu. - A protest? - Protest za pół godziny się skończy. - Skąd pan wie? - Oni już mają dość. Za pół godziny będą płacić, żeby ich wypuścić. I zaraz polecą do domu, ja wam to mówię. Wszyscy. - Płacić, mówi pan - zamyślił się Łukaszek. - To chyba te pół godzinki jeszcze zostaniemy.
|