Salafizm wkracza do Polski. Terrorystyczne zagrożenie z Niemiec.
Wpisał: Witold Repetowicz   
05.01.2017.

Salafizm wkracza do Polski.

Terrorystyczne zagrożenie z Niemiec.

 

...Sven Lau w 2014 roku zapowiedział ekspansję salaficką na Polskę, przy wykorzystaniu polskich imigrantów w Niemczech, którzy dokonali konwersji na islam

Witold Repetowicz

4 Stycznia 2017, http://www.defence24.pl/521422,terrorystyczne-zagrozenie-z-niemiec-salafizm-wkracza-do-polski

 

Niekontrolowany napływ migrantów do Europy nie jest wyłączną przyczyną wzrostu zagrożenia terrorystycznego na Starym Kontynencie. O ile w ujęciu krótkoterminowym kluczowe znaczenie miała infiltracja fali uchodźców i migrantów przez terrorystów, o tyle w ujęciu długoterminowym głównym źródłem rozwoju dżihadyzmu w Europie jest tolerancja dla salafizmu. Dla Polski ma to ogromne znaczenie, gdyż jednym z głównych centrów salafizmu w Europie są Niemcy i już widać pierwsze efekty eksportu tej ekstremistycznej ideologii zza Odry do Polski - pisze Witold Repetowicz.

Ideologia salaficko-wahabicka opiera się na negacji demokracji i odrzuceniu całego systemu, na którym zbudowany jest porządek społeczno-polityczny w Europie. Salafici dążą do wprowadzenia totalitarnego systemu religijnego, w którym prawem jest szariat, a cała władza (ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza) jest w rękach sądów szariackich. Pozycja „niewiernych” jest określona zgodnie z ich radykalną interpretacją Koranu i hadisów, taką jaka stosowana jest w praktyce w Arabii Saudyjskiej czy Państwie Islamskim. Oczywiście, odrzucając demokrację, wykluczają również udział w wyborach (tak było m.in. w Tunezji), więc ich dążenie do przejęcia władzy opiera się na przesłance zdobycia jej siłą.

Niestety, choć służby specjalne w wielu krajach europejskich, w tym w Niemczech, doskonale sobie zdają sprawę z planów salafitów, z ich związków z dżihadystycznym terroryzmem w Europie, a także werbowaniem, finansowaniem i „reimportem” (sprowadzaniem z powrotem niektórych dżihadystów z Bliskiego Wschodu do Europy) terrorystów, to nie podejmuje się wystarczających działań, by zdelegalizować organizacje propagujące tę ideologię. W Niemczech dopiero od 2012 r. zaczęto delegalizować i wpisywać na listę organizacji terrorystycznych niektóre ugrupowania salafickie, którym udowodniono związki z syryjskimi dżihadystami. Większość salafitów może jednak działać dalej.

Ekspansja salafizmu zaczęła się w połowie lat 70. i była stymulowana ogromnymi funduszami przeznaczanymi na to przez Arabię Saudyjską, która do dziś pozostała głównym sponsorem tej ideologii. Ocenia się, że za panowania króla Fahda (1982-2005) na jej eksport wydano ponad 75 mld dolarów. Pieniądze te przeznaczano na budowę szkół koranicznych, wydawnictw, a także finansowanie religijnej edukacji w Arabii Saudyjskiej dla muzułmanów z krajów, w których panowała dotąd zupełnie inna interpretacja islamu.

To wszystko powoli doprowadziło do przekształcenia niewielkiej sekty, jaką do początków XX w. był salafizm –wahabizm, w znaczący nurt islamu w świecie. Strategii tej sprzyjała „zimna wojna”, w czasie której zagrożenie islamskim ekstremizmem było niedostrzegalne, zwłaszcza, że Zachód był atakowany terroryzmem o różnym podłożu ideologicznym, ale nie było wśród nich dżihadystów (terroryzm propalestyński czy panarabski nie miał z dżihadem nic wspólnego). Pierwsze ataki terrorystyczne w USA i Europie o podłożu stricte dzihadystycznym miały miejsce dopiero w połowie lat 90. 

Terrorystyczna aktywizacja salafitów zbiegła się ze stworzeniem w Arabii Saudyjskiej Ministerstwa Spraw Islamskich. Panujący Saudowie postanowili w ten sposób skanalizować konserwatywny opór wahabickich duchownych wobec obecności obcych wojsk na Półwyspie Arabskim i skierować ich aktywność na eksport dżihadu niż inicjowanie problemów na Półwyspie Arabskim.

W ten sposób Saudowie jednocześnie zwalczali terroryzm Al Kaidy czy Bractwa Muzułmańskiego na swoim terenie i kierowali poprzez to ministerstwo strumień pieniędzy do organizacji, które pod pozorem działalności charytatywnej wspierały aktywność terrorystyczną przeciwko Zachodowi.

Ta ewolucja nie ma jednak znaczenia wyłącznie historycznego, gdyż podobny schemat zaczął być wdrażany w Polsce i to jest właściwy powód, dla którego póki co dżihadyści nie organizują zamachów terrorystycznych w naszym kraju. Chodzi o to, że pierwszym etapem w tym schemacie jest stworzenie zaplecza finansowo-organizacyjnego, a następnym – infekcja miejscowego islamu (zmiana jego charakteru z opartego na szkole hanafickiej na salafizm) i jego ekspansja.

Chodzi przy tym nie tylko o bazowanie na muzułmańskich środowiskach imigranckich, ale również wykorzystywanie konwertytów. Konwersje wynikają albo z buntu, albo z pustki duchowej i bardzo często prowadzą do religijnego radykalizmu. Dopiero gdy dżihadystyczna sieć jest już utrwalona w strukturach miejscowego islamu, można przejść do trzeciego etapu – aktywności terrorystycznej oraz otwartego kwestionowania panującego systemu demokratycznego.

Wahabickie zainteresowanie Polską zaczęło się w 2003 r., gdy po sfinansowanej przez ówczesnego następcę saudyjskiego tronu króla Abdullaha operacji bliźniaczek syjamskich z Janikowa, otwarto w tym mieście finansowane przez Saudów Centrum Dialogu. Jednocześnie dynamicznie zaczęła się rozwijać powiązana z Bractwem Muzułmańskim Liga Muzułmańska w RP jako radykalna alternatywa dla Muzułmańskiego Związku Religijnego (opartego o środowisko polskich Tatarów). Bractwo Muzułmańskie wyrasta z innej tradycji niż salafici i jest skonfliktowane z Arabią Saudyjską, lecz nie zmienia to faktu, iż jego dalekosiężny cel jest identyczny – ustanowienie kalifatu obejmującego wszystkie tereny, gdzie mieszkają muzułmanie i wprowadzenie w nim rządów prawa szariatu. Zjednoczone Emiraty Arabskie na opublikowanej w listopadzie 2014 r. liście organizacji terrorystycznych umieściły nie tylko samo Bractwo Muzułmańskie, ale i powiązane z nim organizacje i fundacje (formalnie charytatywne), działające w Europie i często mające tu status głównej reprezentacji lokalnych muzułmanów.

Efekty wahabickiej infiltracji w Polsce nie były widoczne publicznie z uwagi na wciąż niewielką liczbę muzułmanów w naszym kraju (ok. 25 tys.). Niemniej w ostatniej dekadzie islam w Polsce zaczął ulegać przeobrażeniom, głównie z powodu zintensyfikowania saudyjskich wpływów edukacyjnych (finansowanie edukacji w Arabii Saudyjskiej i przejmowanie kluczowych pozycji w polskiej ummie przez znacznie radykalniejszych duchownych arabskich), choć również w wyniku obecności muzułmańskich imigrantów z Czeczenii. W 2014 r. zaczął się kolejny etap infiltracji Polski przez islamistycznych ekstremistów: ekspansja niemieckich salafitów.

Według półoficjalnych danych w Niemczech jest około 4,5 mln muzułmanów. Liczba ta jednak nie uwzględnia znacznie wyższego przyrostu naturalnego wśród muzułmanów, jak również zmian związanych z napływem migrantów w ostatnich 2 latach. Według niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji około 9.200 muzułmanów niemieckich należy do ugrupowań salafickich. Mogłoby się wydawać, że jest to niewiele, jednak w rzeczywistości jest to ogromne zagrożenie, zwłaszcza że liczba ta bardzo szybko rośnie (na początku 2015 r. oceniano ich liczbę na 7 tys.), a ponadto liczba pozostałych islamistów (związanych z Bractwem Muzułmańskim, Hizbut Tahrir itp.), których cele są zbieżne z salafitami (dżihad i ustanowienie kalifatu), sięga 40 tys. Nie chodzi tu o niegroźną sektę, lecz aktywne zaplecze logistyczno-ideologiczne dżihadystycznego terroryzmu.

Związki między niemieckimi organizacjami salafickimi a werbunkiem dżihadystów do walki w szeregach Państwa Islamskiego i Al Kaidy są znane niemieckim służbom specjalnym. Jednak Niemcy do niedawna byli przekonani, iż ich opozycja wobec interwencji wojskowych w państwach muzułmańskich, a także polityka integracyjna, zabezpiecza ich przed dżihadystyczną aktywnością terrorystyczną działających w Niemczech komórek radykalnego islamu.

W 2016 r. okazało się, iż było to tylko złudzenie i powinno to stanowić przestrogę dla Polski, która znajduje się obecnie na tym etapie rozwoju ekstremizmu islamskiego, na którym Niemcy były jakieś 20 lat temu. Niewielki odsetek muzułmanów w Polsce nie będzie miał znaczenia. Ważniejsze jest to, ilu spośród nich to salafici i inni „żołnierze kalifatu” czyli nienawidzący systemu demokratycznego zwolennicy ustanowienia kalifatu.

W pierwszych latach XXI w. Niemcy stały się głównym zapleczem logistycznym Al Kaidy w Europie i, co ciekawe, już wtedy był tam „polski akcent”. Kluczową postacią Al Kaidy w Niemczech (komórka w Duisburgu) był bowiem emigrant z Polski, odsiadujący obecnie karę 18 lat więzienia we Francji, Christian Ganczarski. W tym samym czasie komórka hamburska Al Kaidy, do której należał m.in. Mohamed Atta, odegrała kluczową rolę w przygotowaniu zamachu 11 września 2001 r. na WTC. Pierwszy dżihadystyczny zamach w Niemczech miał miejsce w 2011 r. na lotnisku we Frankfurcie, następny zaś we wrześniu 2015 r., jednak nie były to ataki na dużą skalę. W połowie 2016 r. rozpoczęły się jednak ataki terrorystyczne realizowane przez osoby powiązane z Państwem Islamskim albo jako „samotne wilki”, albo w ramach szerszej operacji Państwa Islamskiego (takim już był ponad wszelką wątpliwość grudniowy zamach w Berlinie). Wszystkie zostały przeprowadzone przez migrantów przybyłych do Niemiec w ciągu ostatnich 2 lat.

Nie ulega wątpliwości, iż to propaganda dżihadystyczna szerzona w salafickich meczetach, zebraniach organizacji takich jak Tauhid Deutschland, Pomoc w potrzebie, Ansarul Aseer, Islamska Wspólnota – Narodowa perspektywa, czy też szerzona przez nie w internecie, zwłaszcza w zamkniętych grupach (takie zamknięte islamskie grupy dyskusyjne od wielu lat funkcjonują również w Polsce), służy wewnętrznej konwersji muzułmanów (z islamu hanafickiego na salafizm i dżihadyzm) i wspieraniu terroryzmu w różnej postaci. Jednym z realnych efektów tej działalności jest to, że co najmniej 1000 osób (na pocz. 2016 r. oceniano tę liczbę na 800) wyjechało walczyć w szeregach Państwa Islamskiego, co plasuje Niemcy w pierwszej dziesiątce państw generujących tzw. foreign terrorist fighters (FTF) i na drugim (po Francji) miejscu pod tym względem w Europie.

Co najmniej 300 FTF powróciło do Niemiec (w marcu 2016 r. „Wall Street Journal”, opierając się na danych uzyskanych z niemieckiego MSW, podawał liczbę 260), głównie ukrywając się wśród uchodźców, a następnie otrzymując wsparcie ze strony organizacji salafickich. W 2016 r. spadła wprawdzie dynamika wyjazdów FTF do Syrii i Iraku, ale za to wzrosła liczba ich powrotów. Niemieckie służby specjalne przyznały również, iż mają sygnały o infiltracji przez środowiska islamistyczne struktur armii czy policji. Mimo to zgodnie z raportem Europolu w 2015 r. w Niemczech aresztowano tylko 21 osób podejrzanych o związki z dżihadystycznym terroryzmem (w całej Unii Europejskiej liczba ta wyniosła 687 osób).

Wśród salafickich liderów nie brak rodowitych Niemców takich jak Pierre Vogel alias Abu Hamza czy Sven Lau alias Abu Adam. Ten drugi otwarcie organizował akcje „miękkiego terroryzmu”, np. patrole „policji szariackiej” w Wuppertalu, które zastraszały przechodniów, zmuszając ich do podporządkowywania się islamskiemu prawu religijnemu (w salafickiej interpretacji). Sąd niemiecki jednak uznał, iż patrole te nie stanowiły złamania prawa. Lau mimo to został aresztowany w grudniu 2015 r. za wspieranie organizacji o nazwie Jaish al-Muhajireen wal-Ansar (uznana w Niemczech za terrorystyczną dżihadystyczna grupa walcząca w Syrii, powiązana z Al Kaidą). Według ustaleń niemieckiej policji Lau miał być głównym łącznikiem tej grupy w Niemczech, zbierającym dla niej fundusze i rekrutującym ochotników. Lau miał też ścisłe związki z innym salafickim liderem, pochodzącym z Iraku Abu Walaa, którego niemiecka policja aresztowała w listopadzie 2016 r.

Abu Walaa, który przybył do Niemiec w 2000 r., od 2012 r. prowadził dżihadystyczną indoktrynację w swoim meczecie w Hildesheim w Dolnej Saksonii, a także na swoim profilu na Facebooku, gdzie zgromadził 25 tys. fanów (konto pozostało aktywnie administrowane mimo aresztowania). Znamienne dla niemieckiej polityki wobec islamskiego ekstremizmu jest to, że władze nie zdecydowały się na jego deportację z powodu jego działalności.

Tymczasem Abu Walaa został głównym przedstawicielem Państwa Islamskiego w Niemczech, tworząc tzw. grupę Abu Walaa, odpowiedzialną za rekrutowanie i finansowanie terrorystów Państwa Islamskiego. Obecnie wiadomo o co najmniej 20 osobach zwerbowanych przez niego, którzy trafili do szeregów Państwa Islamskiego. W grupie Abu Walaa znajdował się również Tunezyjczyk Anis Amri, który 19 grudnia dokonał ataku terrorystycznego w Belinie, zabijając 12 osób.

Głównym przywódcą salafitów jest jednak Pierre Vogel, były bokser, który przeszedł na islam w 2001 r., po czym wyjechał na studia religijne do Arabii Saudyjskiej (wpisując się w ten sposób w nakreślony wyżej paradygmat islamskiej radykalizacji). Vogel, już jako Abu Hamza, wrócił do Niemiec w 2006 r. i wkrótce zyskał miano „wariantu Nazi” w islamie („Spiegel”, 2013 r.). Gdy policja niemiecka aresztowała Abu Walaa, Vogel na swoim Facebooku napisał: „Niech Allah chroni nas od zła Abu Walaa i jego kłamstw”. Wydawałoby się zatem, że Abu Hamza jest przeciwnikiem działalności terrorystycznej.

Problem w tym, iż powszechnie znany jest konflikt między Al Kaidą a Państwem Islamskim, tymczasem Vogel bardzo często występował publicznie w towarzystwie Svena Laua, który – jak wyżej zostało napisane – był szefem siatki Al Kaidy w Niemczech. Ponadto w 2010 r. to Vogel „nawrócił” na islam Denisa Cusperta, pochodzącego z Afryki niemieckiego rapera. Nauczanie Vogla zaowocowało tym, że raper zaczął nagrywać wzywające do dżihadu utwory, po czym w 2012 r. sam udał się przez Egipt do Syrii, gdzie najpierw związał się z Al Kaidą, a następnie przeszedł do Państwa Islamskiego.

To właśnie Sven Lau w 2014 roku zapowiedział ekspansję salaficką na Polskę, przy wykorzystaniu polskich imigrantów w Niemczech, którzy dokonali konwersji na islam. Jednak łączność między salafitami niemieckim a Polską umożliwiają również dwa inne kanały: Czeczeni oraz środowisko sportów walki, w którym również wielu jest Czeczenów. W maju 2016 r. doszło do skandalu na gali MMA (mieszanych sztuk walki tzw. walk w klatce), gdzie podczas walki Mameda Chalidowa z Azizem Karaoglu odegrano Naszid Naam Qatil, czyli nieformalny hymn Al Kaidy. Stało się to z inicjatywy Karaoglu, Turka z obywatelstwem niemieckim, który jest również ochroniarzem Pierre'a Vogla i, jak się później okazało, nie był to pierwszy przypadek, kiedy jego wejściu na ring towarzyszyła ta dżihadystyczna pieśń. Wiele kontrowersji wzbudziła też reakcja (a w zasadzie jej brak) Chalidowa, Czeczena z obywatelstwem polskim, który jest w Polsce idolem dla wielu amatorów sportów walki (wśród których znajdują się przedstawiciele młodzieży podatnej na indoktrynację).

Środowisko Czeczenów nadaje się na łącznika między salafitami niemieckimi a Polską również z tego powodu, iż duża liczba Czeczenów mieszkających obecnie w Niemczech dostała się tam przez Polskę. Już w 2015 r. pojawiły się też informacje, iż Czeczeni w obozach dla uchodźców zastraszają innych uchodźców, zmuszając ich do przestrzegania prawa szariatu. W październiku 2016 r. rozpoczął się natomiast proces czterech czeczeńskich uchodźców, którzy w Polsce zbierali pieniądze dla Państwa Islamskiego, werbowali FTF i organizowali im leczenie.

Innym przejawem tej polsko-niemieckiej "współpracy dżihadystycznej" była aktywizacja polskich imigrantów w Niemczech. W czerwcu 2015 r. sąd w Duesseldorfie skazał 26-letnią Polkę, Karolinę R. na 3 lata i 9 miesięcy więzienia za prowadzenie zbiórki pieniędzy dla Państwa Islamskiego, w którym walczył jej mąż, dżihadysta pochodzący z Algierii. Karolina R. w dżihad wciągnęła też swego młodszego brata – 20-letni Maksymilian R. został zabity przez kurdyjskich peszmergów pod Kirkukiem, gdy walczył po stronie Państwa Islamskiego. Również inny terrorysta Państwa Islamskiego, będący narodowości polskiej, tj. Jacek S. został zwerbowany w Niemczech. W czerwcu 2015 r. wysadził się jako zamachowiec-samobójca w Bejdżi w Iraku.

Karolina R. obracała się w środowisku związanym z bońską Akademią Króla Fahda. Chodzi o tego samego monarchę, za którego panowania Arabia Saudyjska wydała 75 mld dolarów na eksport salafizmu. Tu więc zamyka się koło. Jednak jakiekolwiek sugestie wprowadzenia zakazu finansowania inicjatyw religijnych przez instytucje saudyjskie czy katarskie od razu spotykają się z przeciwdziałaniem prosaudyjskiego czy prokatarskiego lobby, podkupywanego petrodolarami z Zatoki.

W lipcu 2016 r. po zamachu w Nicei premier Francji Manuel Valls stwierdził, że jest otwarty na wprowadzenie zakazu finansowania francuskich meczetów z zagranicy. Jednak nie zostały podjęte żadne kroki. Gdy w sierpniu 2014 r. jeden z ministrów niemieckiego rządu Gerd Müller zasugerował, iż niemieccy dżihadyści są finansowani przez arabskie monarchie z Zatoki Perskiej, natychmiastowy protest katarskiego MSZ skłonił rzecznika rządu niemieckiego do wydania oficjalnego sprostowania. Katar bowiem jest ważnym akcjonariuszem Deutsche Banku, Siemensa i VW-Audi.

Powodem ekspansji salafickiej na Polskę było również to, że wobec planowanych zamachów w Niemczech salafici potrzebowali zapasowej bazy logistycznej. Dlatego to, że póki co nie prowadzą w Polsce działalności terrorystycznej, wcale nie powinno uspakajać. Na obecnym etapie zamach terrorystyczny utrudniłby im wzmacnianie się, któremu służy ignorancja części opinii publicznej (i mediów). To sprowadza krytykę salafitów czy Bractwa Muzułmańskiego do ataków na islam. Zamiast dyskusji o delegalizacji salafizmu w Polsce prowadzi się dyskusję o zwalczaniu islamofobii. W tym kontekście warto też przypomnieć, że gdy w latach 90. Ata Abu Rashta, lider jednej z czołowych, aktywnych również w Europie, globalnych organizacji dżihadystycznych tj. Hizb ut-Tahrir, został uwięziony w Jordanii, to Amnesty International uznała go za „więźnia sumienia”.