Karp po żydowsku cieszy się z wigilii. "Ludy Namibii" a zyski z handlu niewolnikami.
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
22.01.2017.

Karp po żydowsku cieszy się z wigilii.

"Ludy Namibii" a zyski z handlu niewolnikami.

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3838

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    21 stycznia 2017

Nigdy nie wiadomo, co wywoła lawinę, która zmieni oblicze świata. Starożytni Rzymianie, co to każde spostrzeżenie zaraz przekształcali w pełną mądrości sentencję powiadali, że omnia principia parva sunt, co się wykłada, że wszelkie początki są skromne. Toteż nic dziwnego, że poza żydowska gazetą dla Polaków, która – jak sądzę – też nie zdaje sobie sprawy z wagi tej informacji – nikt nie odnotował, że ludy Namibii” pozwały Niemcy o ludobójstwo.

Radość Judenratu „Gazety Wyborczej” z tego, że „ludy Namibii” zrobiły Niemcom takiego psikusa była tak wielka, że przeszedł on do porządku nad świętokradczym porównaniem, jakiego „ludy Namibii” dokonały, porównując własne męczeństwo ze słynnym holokaustem, od którego już chyba trzecie pokolenie Żydów odcina kupony. Dotychczas każde takie porównanie traktowane było nie tylko jako świętokradztwo, ale również – jako przestępstwo. Sam zeznawałem jako świadek w groteskowym, trwającym siedem lat procesie karnym w Lublinie, w którym jednym z punktów oskarżenia było wspomnienie o ludobójstwie Ormian.

Utytułowany kretyn z UMCS, którego nazwisko z litości pominę, uznał to za „zaprzeczanie holokaustowi”, co podchwycili jacyś durnie z lubelskiej prokuratury, no i rozpoczął się sądowy kabaret, bo i niezawisły sąd nie zdobył się na odwagę cywilną, by wyrzucić do kosza donos ambitnego donosiciela nazwiskiem Karol Adamaszek, zatrudnionego w tamtejszej redakcji „GW” w charakterze dziennikarza. Co za hańba, co za wstyd! („Popatrz matko, popatrz ojcze; oto idą dwaj folksdojcze. Co za hańba, co za wstyd! Jeden Polak, drugi Żyd!”).

A skoro już zgadało się o folksdojczach, to niedawno usłyszałem o ciekawym pomyśle, by w Warszawie, najlepiej gdzieś w pobliżu Muzeum Powstania Warszawskiego, otworzyć restaurację „U folksdojcza”. Myślę, że to świetny pomysł, dzięki któremu można by wzbogacać historyczne rekonstrukcje nie tylko o elementy batalistyczne, ale również o sceny z życia codziennego. Wyobraźmy sobie tylko menu restauracji „U folksdojcza”; rąbanka w rozmaitych postaciach, zupa żółwiowa z żółwi z transportów na wschodni front, rozpruwanych przez złodziei kolejowych we Włochach, zupa cebulowa z myślą o przejeżdżającym przez Warszawę na Ostfront w Donbasie francuski legion „Charlemagne” - i tak dalej – no a wszystko podlane wódeczką zalatującą bimbrem – co znakomicie spełniłaby „Siwucha”, która również i teraz sprzedawana jest w butelkach starego typu, z lakowaną główką. Esperons, że jeśli duch przedsiębiorczości nie zostanie ostatecznie stłamszony przez przyjazne posunięcia pana wicepremiera Morawieckiego, restauracja „U folksdojcza” pojawi się na gastronomicznej mapie Warszawy. Gwoli przyciągnięcia turystów, właściciel mógłby prezentować się w tyrolskim kapelusiku i skórzanym płaszczu ze swastyką w krawacie, a od czasu do czasu inna grupa rekonstrukcyjna, reprezentująca AK, mogłaby dokonywać tam zamachów, na przykład na parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej, a w ostateczności – na konfidentów Wojskowych Służb Informacyjnych z Komitetu Obrony Demokracji, czy Obywateli RP, którzy właśnie „U folksdojcza” - no bo gdzieżby indziej? - przepijaliby we własnym, bezpiecznym gronie, godzinowe stawki, wypłacane przez oficerów prowadzących za demonstracje w obronie demokracji i praworządności.

Ale mniejsza z tym, bo przecież chodzi o informację podana przez żydowską gazetę dla Polaków, która najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z jej wagi. Otóż pozew o odszkodowanie za niemieckie ludobójstwo w Namibii może być zwiastunem tsunami, które doprowadzi do ruiny bezcennego Izraela podobnie jak i innych żydowskich organizacji, które już nie wiedzą, co robić z pieniędzmi. Mam oczywiście na myśli masowe pozwy o odszkodowania za handel murzyńskimi niewolnikami – co wielokrotnie zapowiadał Ludwik Farrakhan, przywódca murzyńskiego Narodu Islamu w USA.

Ten Ludwik Farrakhan jest jednym z wybitnych, a przy tym bardzo oryginalnych przywódców murzyńskich w USA. Uważa on, że socjalizm został wymyślony przez Żydów, żeby zniszczyć Murzynów, którzy na skutek otaczania ich rządową opieką popadli w stan wyuczonej bezradności. W rezultacie typowa murzyńska rodzina, to samotna matka, wychowująca dzieci nieznanych, albo siedzących w więzieniu ojców. Te dzieci od kołyski do grobu są poddane władzy pracowników socjalnych, a więc najgorszych szubrawców, którzy nie potrafili nauczyć się żadnego rzemiosła, ani żadnej innej pożytecznej umiejętności. Trudno powiedzieć, jak wpływowym działaczem jest Ludwik Farrakhan, ale warto przypomnieć, że to właśnie on był przed laty inicjatorem tzw. Marszu Miliona Mężczyzn na Waszyngton, którego uczestnicy deklarowali wzięcie odpowiedzialności za siebie i swoje rodziny. Bo Ludwik Farrakhan nie tylko domagał się natychmiastowej likwidacji wszystkich rządowych programów pomocowych dla murzyńskich rodzin, o czym najwyraźniej nie wie pani premier Beata Szydło i uważa uzależnienie polskich rodzin od takiej pomocy za ogromną zdobycz socjalną w ramach „dobrej zmiany” - ale również odgrażał się, że sprocesuje Żydów do suchej nitki z tytułu odszkodowań za handel niewolnikami.

Jeśli iustitia w Stanach Zjednoczonych nie zostałaby sterroryzowana przez AIPAC, to miałby szanse, bo warto przypomnieć, iż niezwykle intratny i trwający co najmniej 200 lat handel murzyńskimi niewolnikami nie byłby możliwy bez aktywnego uczestnictwa w tym procederze żydowskich lichwiarzy z Zachodniej Europy. Na tym właśnie wyrosły fortuny Rotszyldów i innych grandziarzy. Chodzi o to, że handel niewolnikami wymagał skonstruowania odpowiedniej inżynierii finansowej. Przedsięwzięcie obejmowało bowiem budowę albo przynajmniej adaptację statku lub flotylli statków dla potrzeb transportu niewolników z zachodniego wybrzeża Afryki na Karaiby, skąd niewolnicy byli rozsyłani albo na plantacje trzciny cukrowej w Indiach Zachodnich, albo na plantacje tytoniu w Wirginii lub bawełny w Luizjanie, czy Georgii, albo wreszcie na plantacje kawy i kakao w Brazylii. Potem trzeba było zgromadzić środki na skompletowanie załogi, no i na zakup „towaru”. Później trzeba było delikatny „towar” przetransportować przez ocean, potem zadbać, by przyszedł do siebie po morderczej morskiej podróży na Jamajce, czy gdzieś w Recife i dopiero wtedy inkasowało się należność. Ciężar tej finansowej inżynierii brały na siebie żydowskie domy bankowe, zresztą nie tylko inżynierii. W swojej książce Żydzi, świat, pieniądze” żydowski autor Jakub Attali cytuje list gubernatora Recife, który pisze do króla, iż Żydzi opanowali handel niewolnikami do tego stopnia, iż licytacje nie odbywają się w święta żydowskie, a kto nie jest Żydem, nie ma szans, żeby odegrać w tej branży jakąś znaczącą rolę. W takiej sytuacji Ludwik Farrakhan miałby szanse, a skoro nawet „ludy Namibii” postanowiły przyłączyć się do przemysłu holokaustu, to może to zapowiadać prawdziwe tsunami.