Zdrada, panowie!
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
28.01.2017.

Zdrada, panowie!

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    28 stycznia 2017

 

A to się narobiło! Powinienem być zadowolony, jakby proroctwa mnie wspierały, bo oto ujawnione zostało pismo („spisane będą czyny i rozmowy” - przestrzegał poeta) ugrupowań opozycyjnych to znaczy – Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej do marszałka Kuchcińskiego, w którym zapowiadają złożenie w instytucjach unijnych prośby o interwencję w Polsce.

Wprawdzie autorzy listu zapowiadają podjęcie kroków prawnych „przed trybunałami międzynarodowymi”, ale prezes PSL, pan Kosiniak-Kamysz, musiał wiedzieć, o co naprawdę chodzi, bo odmówił podpisania listu w jego pierwotnej wersji i swój podpis złożył dopiero po usunięciu wzmianki o tych nieszczęsnych „trybunałach”. Teraz pan poseł Rabiej w wystąpieniu przesiąkniętym fałszem i krętactwami zaprzecza, jakoby posłowie Nowoczesnej mieli zamiar doprowadzenia do zewnętrznej interwencji w Polsce, ale wiadomo przecież, że kto wierzy panu posłowi Rabiejowi, a nawet – kto tylko go słucha – ten sam sobie szkodzi, podobnie jak sam sobie szkodzi ten, kto słucha byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, pana Lecha Wałęsy, któremu „koncepcje” mnożą się w skołatanej głowie na podobieństwo królików.

Więc powinienem być zadowolony, jakby proroctwa mnie wspierały – bo od początku politycznej wojny, jaka przetacza się przez nasz nieszczęśliwy kraj zwracałem uwagę na środki dyscyplinujące, jakimi na podstawie traktatu lizbońskiego dysponuje Unia Europejska wobec niepokornych krajów członkowskich. Prawdopodobieństwo zastosowania tych środków wzrosło od stycznia ubiegłego roku, kiedy to Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji, a wzrosło jeszcze bardziej, kiedy w lipcu wystosowała wobec Polski ultimatum w postaci tzw. „zaleceń”, które polski rząd miał wykonać do 27 października. Nie ulega wątpliwości, że skoro procedura „sprawdzania demokracji” została wobec Polski wszczęta, to musi jakoś i czymś się zakończyć, podobnie jak jakoś i czymś musi zakończyć się ultimatum, zwłaszcza jeśli wyznaczony termin minie bezskutecznie.

A w traktacie lizbońskim, ratyfikowanym 10 października 2009 roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zapisano różne możliwości dyscyplinowania niepokornych krajów członkowskich. Rada Europejska może na przykład pozbawić je prawa głosowania w stanowiących organach Unii Europejskiej, albo nawet nałożyć na nie sankcje. Inna sprawa, że takie decyzje muszą w Radzie Europejskiej zapadać jednomyślnie, co mogłyby być trudne do uzyskania z uwagi choćby na stanowisko Węgier. W takim jednak przypadku Unia Europejska miałaby jeszcze jedno narzędzie, zapisane w traktacie lizbońskim w postaci tzw. klauzuli solidarności. Stanowi ona, że w przypadku zagrożenia demokracji w jakimś kraju członkowskim, Unia Europejska na prośbę zainteresowanego państwa, może udzielić mu „bratniej pomocy” dla usunięcia zagrożeń dla demokracji.

I dopiero w tym kontekście, a także w kontekście sekwencji wydarzeń, jakie nastąpiły po 16 grudnia ub. roku, możemy w pełni ocenić zarówno intencje autorów wspomnianego listu, jak i prawdopodobne konsekwencje spełnienia zawartych tam zapowiedzi. Uprzejmie bowiem zakładam, że zarówno pan Petru, jak i pan Schetyna, zdają sobie sprawę z prawno-międzynarodowych skutków takich działań.

Wprawdzie takie założenie nosi znamiona zuchwałości, jednak założenie przeciwne – to znaczy – że ani pan Petru, ani pan Schetyna nie wiedzą, co czynią – byłoby jednak niegrzeczne. Zakładam tedy uprzejmie, że przynajmniej i jeden i drugi wiedział, co robi – bo w stosunku do Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, na przykład – Wielce Czcigodnej pani posłanki Joanny Scheuring-Wielgus takie założenie byłoby już oczywiście nieprawdziwe. Jeśli zatem obydwaj zdecydowali się na zablokowanie możliwości uchwalenia ustawy budżetowej – a temu przecież służyła blokada mównicy – to znaczy, że chcieli doprowadzić do sytuacji, w której zaistniałyby przesłanki konstytucyjne do skrócenia kadencji Sejmu. Wprawdzie decyzja w tej sprawie należy do prezydenta, a pan prezydent Duda na pewno nie skorzystałby z tej możliwości – ale właśnie pod tym pretekstem zostałby on oskarżony o ciężkie naruszenie demokracji.

Pod tym tez pretekstem głupa posłów okupujących sejmową salę plenarną obwołałaby się alternatywnym, a właściwie – nie żadnym „alternatywnym”, tylko jedynym prawdziwym ośrodkiem demokratycznej władzy państwowej w Polsce, jako że rząd Beaty Szydło, podobnie jak prezydent Duda, utracili legitymację demokratyczną. W tej sytuacji bardzo wiele, jeśli wręcz nie wszystko, zależałoby od międzynarodowego uznania tego uzurpatorskiego ośrodka władzy – i jestem pewien, że w tym właśnie celu Nasza Złota Pani kazała Janowi Klaudiuszowi Junckerowi w trybie alarmowym zwołać na 21 grudnia posiedzenie Komisji Europejskiej poświęcone ostatecznemu rozwiązaniu kwestii polskiej.

Być może gwoli stworzenia jeszcze solidniejszych pozorów legalności tego zamachu stanu, „die polnische Frage” zostałaby skierowana do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, którego orzeczenia maja dla państw członkowskich rangę „źródeł prawa”. Stąd w liście naszych milusińskich mowa o „międzynarodowych trybunałach”. Ciekawe, jak w tej sytuacji zachowałaby się nasza niezwyciężona armia i tak zwane „służby mundurowe”? Czy przypadkiem nie stanęłyby na nieubłaganym gruncie demokracji i praworządności i nie zaaresztowałyby członków rządu pani Beaty Szydło, a może nawet – prezydenta Dudę, jako podejrzanych, a właściwie nie tyle już nawet „podejrzanych”, co po prostu winnych złamania demokracji i praworządności?

Jestem pewien, że ani Wielce Czcigodna pani posłanka Joanna Scheuring-Wielgus, ani równie czcigodna posłanka Mucha, ani wielu innych Umiłowanych Przywódców z Bożej łaski nie ogarniało wszystkich następstw własnych działań, co do tego potrzebna jest większa sprawność intelektualna – ale to jeszcze gorzej, bo skutki występują również na skutek działań poczętych w głupocie i nieświadomości.

W tej sytuacji już za późno jest przystępować do edukowania naszych Umiłowanych Przywódców w zakresie zasady przyczynowości, tylko należałoby porządnie ich wybatożyć w myśl zasady, że jeśli komuś nie można przysporzyć rozumu przez głowę, to trzeba spróbować od tyłu. Niechby i Wielce Czcigodny pan poseł Rabiej zrozumiał, że tyłek służy nie tylko do przyjemności, ale w pewnych okolicznościach może stać się źródłem fizycznych cierpień. Najlepiej byłoby oczywiście przywrócić karę śmierci za zdradę stanu, bo wtedy świadomość, iż w przypadku niepowodzenia grozi powróz lub pieniek, na wielu działałaby mitygująco.