Zacieranie śladów
Wpisał: GaPol   
13.05.2010.

Zacieranie śladów

[c.d. artykułu z Gazety Polskiej L. Misiak , G. Wierzchołowski, którego początek podałem pod http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=1963&Itemid=100 ]

            Dlaczego rząd polski dotychczas nie zlecił niezależnym ekspertom spoza Rosji, zbadania szczątków sa­molotu i tak zawzięcie broni się przed wystąpieniem do Rosji o prze­jęcie śledztwa przez Polskę? A na­wet, mimo coraz liczniejszych wąt­pliwości dotyczących okoliczności i skutków katastrofy, oddal kilka dni temu Rosjanom badany w Polsce rejestrator samolotu Tu-154, tzw. trzecią czarną skrzynkę (zawierają­cą tajne materiały kryptograficzne polskich służb!) wraz z analizą, przed upublicznieniem w kraju tre­ści jej zapisów? Teraz, nawet jeśli zostaną upublicznione, już nigdy nie będziemy mieli pewności, czy nie zostały sfałszowane.

            Cyfrowy rejestrator szybkiego dostępu produkcji warszawskiej firmy ATM PP, typu ATM­-QAR/R128ENC, który ocalał z ka­tastrofy, trafił do Polski, ponieważ jest to polski patent, strona rosyj­ska nie posiadała software (dostę­pu do oprogramowania), by odczy­tać jego zapisy. Okazało się, że za­rejestrował on o wiele więcej parametrów, niż pierwotnie sądzi­ła rosyjska komisja śledcza. Stano­wił niezależną kopię głównego rejestratora pokładowego MŁP 14-5. Bloger "stary wiarus" na Salonie­24.pl zwrócił uwagę, że "da się z niego odczytać wszystko to, co z rejestratora MŁP-14-5, ponieważ QAR jest wpięty równolegle w in­stalacje MSRP-64 (czyli system re­jestracji parametrów lotu). Pochy­lenie, przechylenie, kurs, przy­spieszenia we wszystkich osiach itp., a także tzw. pojedyncze zda­rzenia, czyli nas interesujące, np. wysokość decyzji, naciśnięcie przy­cisku "Uchod"-2 krąg. Wysokość z RW i baro". "Chciałbym się do­wiedzieć ze źródła całkowicie nie­zależnego od rosyjskiej komisji, ro­syjskiej prokuratury, rosyjskiego producenta samolotu i rosyjskiego braterstwa - pisze bloger - co się stało, kiedy kapitan Protasiuk zdał sobie sprawę, że leci zaledwie kil­ka metrów nad ziemią, i nacisnął przycisk Uchod. Przycisk Uchod na tablicy przyrządów Tu-154M to po angielsku »TOGA switch« (Ta­keOf/Go Around switch). Naciska się go w chwili, kiedy istnieje po­trzeba natychmiastowego prze­rwania lądowania i odejścia na drugi krąg. To najszybszy spo­sób zwiększenia ciągu wszystkich silników do maksimum. Jest w za­sadzie gwarancja, że pilot, znalazł­szy się podczas lądowania w gar­dłowej sytuacji, naciśnie ten przy­cisk, ponieważ zabiera to mniej czasu niż ręczne przesunięcie trzech dźwigni. ciągu. Przycisk Uchod jest podczas lądowania tyl­ko do użytku awaryjnego, me znaj­duje zastosowania w normalnych manewrach. Ale niewykluczone, że się nigdy nie dowiemy, co się sta­ło po naciśnięciu tego przycisku. Polski rejestrator danych ATM­-QAR/R128ENC z pokładu Tu­-154M nr 101 został przekazany „z powrotem” Rosjanom. Ponieważ teraz już mc me stoi na przeszko­dzie, by zsynchronizować ze sobą nawzajem wszystkie trzy czarne skrzynki, należy, jak sądzę, lada chwila spodziewać się dobrej wia­domości, że wreszcie ustalono do­kładną godzinę katastrofy" .

Teraz wszystkie rejestratory i in­formacje oraz śledztwo są w rękach' rosyjskich. Mogą oni zafał­szować i ukryć wszystko. Na na­szych oczach odbywa się zaciera­nie śladów.

Zaginieni ranni i dziwne strzały

            Przerażająca jest nie tylko bez­czelność rosyjskich władz, ale i uległość polskiego rządu Donal­da Tuska, który na takie trakto­wanie Polski dał przyzwolenie. Nie przeprowadzono nawet w Polsce sekcji zwłok ofiar, gdy ciała przy­wieziono do Polski - mimo iż na dokumentach wydanych rodzi­nom są różne godziny zgonów. W tym kontekście sprawa trzech osób ciężko rannych, o których pi­sano na podstawie informacji z ro­syjskich źródeł (a nie agencji Reu­ters, jak się mówiło), może wyda­wać się zagadkowa.

            Tym bardziej że Radio Zet, po­wołując się na informacje z pol­skiej prokuratury wojskowej, po­dało, że rosyjscy milicjanci, znaj­dujący się na miejscu tragedii po katastrofie, zeznali, że słyszeli odgłosy strzałów, ale to nie oni strzelali. "GP" wysłała 29 kwietnia pytania do Wojskowej Prokuratu­ry Okręgowej dotyczące znanego filmu, który krąży w internecie, nakręconego krótko po rozbiciu się Tu-154. Słychać na nim odgło­sy wystrzałów. Niektórzy spekulo­wali, że dobijano rannych. Proku­ratura wszczęła śledztwo. Potwier­dziła, że film jest autentyczny i słychać na nim polskie oraz ro­syjskie głosy, ale nie odpowiedzia­ła na nasze pytanie, czy rozmowy w tle dźwiękowym nagrania zo­stały spisane (a jeśli tak, jaka jest ich treść).

            Wobec tych faktów i informacji priorytetem jest wyjaśnienie, czy prezydencki Tu-l54 mógł rozlecieć się na kawałki w wyniku zderzenia z ziemią po upadku z kilku metrów i czy część pasażerów mogła prze­żyć? Taką tezę "GP" postawiła już w pierwszym materiale na temat przyczyn katastrofy. W tym kontekście ustalenie przyczyn, które spo­wodowały, że polski samolot drama­tycznie obniżył lot i skręcił w lewo z prawidłowej osi pasa startowego, jest Sprawą, którą trzeba zbadać, ale w drugiej kolejności.

Platforma boi się prawdy

            Platforma Obywatelska nawet tak wielką tragedię narodową, jaką była śmierć prezydenta RP pod Smoleńskiem, wykorzystuje do wyborczej gry politycznej. Mar­szałek Bronisław Komorowski i Do­nald Tusk storpedowali wniosek Lewicy o delegowanie z każdego klubu parlamentarnego obserwa­torów, którzy mieliby stały wgląd w akta polskiego śledztwa dotyczą­ce katastrofy. - Poprosiłem marszałka Komorowskiego, by zwrócił się do prokuratora generalnego o taką możliwość, ale nie doczeka­łem się żadnej reakcji. Od premie­ra Tuska także nie otrzymałem od­powiedzi w tej sprawie - mówi "GP" poseł Stanisław Wziątek (lewica). Co więcej, podległe premierowi Tu­skowi służby, choć posiadają już jedną z kluczowych informacji w sprawie katastrofy, wstrzymują ich ujawnienie. Minister, szef rzą­dowego kolegium ds. służb specjal­nych, Jacek Cichocki, 29 kwietnia powiedział, że polskie służby otrzy­mały od Stanów Zjednoczonych zdjęcia satelitarne z miejsca kata­strofy. Dotychczas nie poznaliśmy jednak nawet jednego szczegółu - co przedstawiają, jakie hipotezy obalają, a jakie uprawdopodabnia­ją. Polski kontrwywiad wojskowy, który potwierdził zaraz po katastro­fie, że monitorował do końca lot prezydenckiego Tu-154, choć mi­nął miesiąc od wypadku, ani nie wykluczył, ani nie potwierdził nie­których hipotez (awaria w samolo­cie, błędne naprowadzenie przez wieżę, błąd pilota, zamach terrory­styczny itp.).

            To zadziwiające milczenie potwierdzają słowa polityków PO, któ­rzy twierdzą, że Donald Tusk chce przeczekać z informacjami doty­czącymi katastrofy przynajmniej do czasu rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich.

            To rząd Donalda Tuska jest odpo­wiedzialny za to, że oficjalną wizytę państwową prezydenta RP rząd Pu­tina potraktował jak prywatną wy­cieczkę turystyczną przypadko­wych osób. Niezależnie, czy okaże się, że przyczyną katastrofy były błę­dy wieży w Smoleńsku, awaria na pokładzie samolotu czy też za­mach, to premier Tusk, Minister­stwo Spraw Zagranicznych Rado­sława Sikorskiego i podlegające Mi­nisterstwu Spraw Wewnętrznych Biuro Ochrony Rządu ponoszą za to konstytucyjną, a być może także karną odpowiedzialność, tym sa­mym współodpowiedzialność za śmierć prezydenta Lecha Ka­czyńskiego i 95 towarzyszących mu osób. To MSZ, jeśli oświadczenia przedstawicieli rosyjskiego rządu przed 10 kwietnia informujące, że do Rosji nie wpłynęły drogą dyplo­matyczną pisma w sprawie plano­wanej wizyty państwowej polskiego prezydenta, były zgodne z prawdą, uczestniczyło w "matactwach", któ­re ułatwiły Rosji zlekceważenie pol­skiej delegacji.

            Współodpowiedzialnego za przy­gotowanie wizyty Lecha Kaczyń­skiego, w tym za sprawdzenie wa­runków pod względem bezpieczeń­stwa lądowania głowy państwa polskiego - ministra MSWiA, Jerze­go Millera, któremu podlega BOR, premier Tusk mianował szefem ko­misji badającej przyczyny wypadku. Mała szansa na to, żeby Miller zbie­rał przeciwko sobie dowody winy.

            Za logistykę i bezpieczeństwo prezydenta, RP odpowiada szefostwo BOR. Tymczasem w misji katyńskiej Lecha Kaczyńskiego nie zostały speł­nione nawet elementarne wymogi. Szef Biura Ochrony Rządu, gen. Ma­rian Janicki wiedział, że w misji tej bę­dą też uczestniczyć najwyżsi dowód­cy Wojska Polskiego. Powinien więc nadać jej statut misji szczególnie ważnej od strony bezpieczeństwa. W ra­mach procedury zapewnienia bez­pieczeństwa prezydenckiego Samolo­tu powinien polecieć dzień wcześniej Samolot z odpowiednio wykwalifiko­wanymi funkcjonariuszami BOR, a kilka godzin przed przybyciem pre­zydenckiego tupolewa powinni oni sprawdzić, w porozumieniu ze służ­bami rosyjskimi, techniczne wyposażenie lotniska pod względem bezpie­czeństwa lądowania prezydenckiego samolotu w Smoleńsku i określić za­pasowe lotnisko W razie złej pogody  lub z innych powodów.

            Gdy prezydent USA leci z misją do kraju niezbyt przyjaznego USA, to kilka dni wcześniej udaje się tam trans­portowy samolot US Force, na którego pokładzie są samochody, karetka po­gotowia, a nawet sala operacyjna. Spe­cjaliści z biura ochrony rządu .USA sprawdzają stan techniczny lotniska i obstawiają je przed przylotem prezy­denta. Te procedury zabezpieczeń mi­$ prezydenta USA zna szef BOR, gen. Janicki, gdyż brał udział w procedu­rach przygotowania dwóch misji Geo­rge'a W. Busha do Polski, gdy był sze­fem logistyki w BOR od 2001 r. do 2007 r., a następnie został szefem Biura. Je­rzy Miller, obecny minister spraw we­wnętrznych, ponosi współodpowie­dzialność za karygodne zaniedbania w przygotowaniu bezpieczeństwa wi­zyty w Katyniu 10  kwietnia br.