Potrzaskane czarne kwiaty | |
Wpisał: Jacek Trznadel | |
15.05.2010. | |
Potrzaskane czarne kwiaty Prof. Jacek Trznadel Są wszelako w księdze żywota i wiedzy Prawdą jest niewątpliwą, że takie rzeczy się nie zdarzają… Czy nie należało jednak sądzić, że zdarzyć się mogą, i nie umieszczać w jednym samolocie (a jak się okazało – złowróżbnej kapsule czasu) tylu osób bliskich nam i ważnych dla Rzeczypospolitej? Co więc myślę niezmiennie od porannych godzin 10 kwietnia, kiedy dotarła straszna wiadomość spod Smoleńska? Że przede wszystkim prawie natychmiast powinniśmy usłyszeć wystąpienie specjalne premiera rządu skierowane do Narodu. To on powinien powiadomić nas o katastrofie i ją potwierdzić. Ale także ogłosić powołanie specjalnej polskiej komisji do zbadania okoliczności i przyczyn tej katastrofy. Usłyszeć powinniśmy także, że wystąpił już do rządu rosyjskiego z nie dającym się ominąć żądaniem, że to polska komisja będzie nadrzędna w tej sprawie. Dopuszcza to prawo międzynarodowe. Mówiąc ogólnie: premier Donald Tusk i marszałek Bronisław Komorowski doprowadzili do sytuacji, w której w wyniku śledztwa mogą nie być odnalezione dowody winy, a nawet mogą one być unicestwione. W żadnym z cywilizowanych krajów, wzorujących się na rzymskim sądownictwie i prawie, śledztwo nie mogłoby być powierzone, powiedzmy – komuś z rodziny podejrzanego o sprawstwo. Zakazane słowo “zamach” Kiedy giną najlepsi ludzie Rzeczypospolitej wraz z ich prezydentem, wszystkie wysiłki rządu suwerennego państwa powinny być skierowane na wyjaśnienie przyczyn tej tragedii, mówiąc technicznie, tej katastrofy. Czy jest ona fatalnym zbiegiem posępnych okoliczności, czy też stoją za nią nieznane ręce nieznanych osób, które wpłynęły na tę katastrofę przez rażące zaniedbania lotniczych reguł lub wręcz wywołały okoliczności, które katastrofę spowodowały? W tym ostatnim wypadku wypowiadamy słowo: ZAMACH. Po pierwsze, kto mógłby mieć motyw, żeby pomóc tej katastrofie. Seneka powiedział: “Is fecit cui prodest”. Czyli należy sprawdzić, kto mógłby na tym skorzystać. Oczywiście: przeciwnicy elity, która zginęła. Odpowiedź, nie przesądzająca wprawdzie o sprawcy, mogłaby brzmieć: państwo rosyjskie, słynne ze skrytobójstw i egzekucji przewyższających ilościowo znane nam zbrodnie hitlerowskie, oraz obecny rząd wraz z premierem i jego partią, Platformą Obywatelską. Siła ich przeciwnika została przecież bardzo zmniejszona. Po drugie: kto był obecny w chwili zbrodni na miejscu zdarzenia, w obsłudze lotniska? Sami Rosjanie. Następne pytanie kontrolne brzmi: jak mogli to zrobić? A jeśli zrobili, to czy mogli to ukryć? Odgórna cenzura W tej sytuacji w pierwszej kolejności należy przesłuchać świadków. Nie przeżył (?) ani jeden świadek z rozbitego samolotu, piloci jednak mogli nagrać swoje spostrzeżenia na taśmie czarnej skrzynki. Czarnymi skrzynkami zawładnęli jednak technicy rosyjscy i przez przeszło dwa tygodnie, odkąd są w ich posiadaniu, nie udostępnili dosłownie niczego z zapisu, także z treści wypowiedzi polskich pilotów. Co więcej, słyszymy, że Rosjanie nie oddadzą nam czarnych skrzynek, a jedynie zapisy z ich treści. A przecież każda z części samolotu stanowi własność państwa polskiego! A zapisy czarnych skrzynek w sposób nie przekraczający możliwości techniki mogą zostać zmanipulowane. Z drugiej strony, nie słyszymy także, że przesłuchano nagrania rozmów z wieżą kontrolną, a ich utrwalenie powinno być regułą. Ale także nie udostępniono przesłuchań pracowników wieży kontrolnej, a uzyskane w fazie początkowej ich wypowiedzi pełne były nie szczegółów technicznych, lecz ewidentnych kłamstw. Jeden z polskich prokuratorów powiedział również, że nie zostaną uwzględnione i podane do wiadomości “treści intymne” tych nagrań. Czyli - z góry zapowiedziana cenzura. Jakież to bowiem treści intymne mogły się pojawić w ostatnich sekundach lotu? Okrzyki niekontrolowane nie są treściami intymnymi. Piloci mogli jednak chcieć przekazać świadomość zewnętrznej agresji na samolot. Mogli nie zdążyć jej udowodnić, dowody niszczyła katastrofa. Może to były owe “treści intymne”, niedopuszczalne z punktu widzenia sprawcy? Rząd polski i premier Tusk zgodzili się gładko, że tak ważna sprawa jak identyfikacja ciał ofiar była dokonywana nie w Polsce, lecz w Moskwie. A przecież i ciała ofiar, i szczątki samolotu mogły natychmiast znaleźć się na obszarze państwa polskiego. Nie ogłoszono przy tym ani jednej sekcji zwłok potwierdzającej, że przyczyną zgonu było uderzenie o ziemię samolotu. Narażono rodziny ofiar na bolesną i męczącą podróż do Moskwy w celu identyfikacji ofiar. Mogło to jednak pozwolić na przygotowanie ochotników okazujących czułość Polakom, by móc następnie mówić o aktach jednania się przedstawicieli obu narodów. Może autopsja lekarzy sądowych pozwoliłaby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ciała były tak zmasakrowane, że nie do rozpoznania bez mikroskopowego badania DNA, jak kopalnych szczątków sprzed setek tysięcy lat? Czy tłumaczy to upadek z wysokości 10-15 m (tak leciał samolot w ostatniej fazie w ruchu poziomym) i przy szybkości niewiele ponad 200 km/h? Relacje z różnych katastrof z podobnej wysokości mówią nieraz o istotnej liczbie ocalonych. Zwłaszcza że są doniesienia komisyjne, iż nie było wybuchu ani pożaru, który objąłby kabinę pasażerską. I co spowodowało, że samolot rozpadł się dosłownie na drobne kawałki? Zresztą wiemy z ubiegłych lat, że w państwie sowiecko-rosyjskim nigdy nie przyznawano się do sprawstwa i winy w obliczu wielkich katastrof (zestrzelenie pasażerskiego samolotu koreańskiego, setki ofiar; wystawienie wojska na promieniowanie jądrowe podczas prób atomowych, niewiadoma katastrofa okrętu podwodnego “Kursk”, z niewątpliwym zaniedbaniem ratowania ofiar zatopienia). A biorąc pod uwagę “katyński” wymiar tej katastrofy – do jej momentu, i do dziś zresztą, nie ogłoszono odtajnienia wszystkich dokumentów katyńskiego ludobójstwa, przypisanego przez ZSRS Niemcom na procesie norymberskim, a dzisiaj tylko jednej osobie – Józefowi Stalinowi. Pamiętamy, że Rosja wciąż jest krajem, gdzie bezkarnie mogą się ukazywać książki udowadniające niemiecką winę za Katyń (np. Muchin) reklamowane afiszami w metrze. W Europie podlegałoby to sankcjom prokuratorskim i karom, ale także autorzy staliby się obiektem drwin. Dlaczego przypuszczenie o możliwym zamachu służb rosyjskich miałoby być “tabu” w odniesieniu do kraju, gdzie nie wprowadzono dekomunizacji podobnej do denazyfikacji w Niemczech? Gdzie nie było ani jednego publicznego procesu zbrodniarzy odpowiedzialnych za wielomilionowe eksterminacje (nie mieli takiego procesu nawet Ławrientij Beria i Bohdan Kabułow, wybrani przez akolitów Stalina na kozły ofiarne). A wizerunek Stalina, zbrodniarza wszech czasów, może być wystawiany publicznie bez sankcji prokuratora. Z tych wszystkich powodów, o których tu piszę, powstała moja myśl o apelu do społeczeństwa i listu otwartego w sprawie powołania międzynarodowej komisji ekspertów lotnictwa dla zbadania tego wypadku. Gdy to piszę, 27 kwietnia 2010 r., lista osób, które podpisały ten apel, przekroczyła 20 tysięcy. [już ponad 35 tys. – 12 maja] Do podpisów dołączane są adnotacje. Przytoczę tylko jedną, polonijnego klubu w USA, gdzie postanowiono wystosować list nie do władz polskich, lecz rządu USA, aby rozważył dwie możliwości, że: „zasadniczo Prokuratura Rosyjska i nie podejmująca właściwych kroków Prokuratura Polska eliminować będą dwie najtrudniejsze i prawdopodobne hipotezy, po pierwsze – o możliwej celowej akcji władz Rosji, po drugie – o celowej akcji władz Platformy Obywatelskiej, zwalczającej ośrodek prezydencki, która w znacznym stopniu może deformować poczynania Prokuratury Polskiej” (22 kwietnia 2010 r.). Zasłużeni dla sprawy Katynia Naturalne jest, że zaraz po wiadomości o katastrofie myśli moje pobiegły ku pierwszym odwiedzinom Katynia i katyńskiego lasu w 1990 roku. Nie było jeszcze katyńskiego cmentarza. W Gniezdowie, stacji wyładunkowej polskich oficerów, nie zmieniło się nic od 1940 roku. W chatach mieszkało wielu ludzi, pełnych jeszcze strachu, że pamiętają mroczne historie związane z rozstrzeliwaniami w katyńskim lesie. W takiej chacie mieszkał stary Michaił Kriwoziercew, jeden z sygnatariuszy kłamliwego sprawozdania z Katynia akademika Nikołaja Burdenki, zaprzeczającego niemieckim (ale też rosyjskim i polskim odkryciom prawdy). Nie chciał z nami rozmawiać, dopiero gdy córka powiedziała: „No, starik, przecież już cię nie wywiozą na Biełomor Kanał!”, przyszedł w czapce na głowie i opowiadał, jak dano mu do podpisania komunikat Burdenki bez udostępnienia jego treści. Chciałem wtedy jakoś przedostać się w miejsce słynnej daczy NKWD w lesie nad Dnieprem związanej z rozstrzeliwaniem polskich oficerów. Ale wszędzie były zapory z kolczastego drutu, a dacza, jak wiadomo, została zrównana z ziemią, jak tylko Armia Czerwona znów zajęła Smoleńsk. Pamiętam z tego roku bliskich nam Rosjan i tych bliskich rosyjskich słuchaczy, gdy wygłaszałem kilka dni potem w Moskwie referat o Katyniu. Nie wiedziałem wtedy, nie mogłem przewidzieć, jak silnie zwiąże mnie po latach polski los z tym miejscem. Z Januszem Kurtyką, szefem IPN, rozmawiałem, tak zdawałoby się niedawno, na mackiewiczowskiej sesji naukowej w Szwajcarii, w Rapperswilu, a kilka miesięcy temu wymieniłem z nim listy na temat konieczności wydania po polsku dwu podstawowych dokumentów katyńskich ubiegłej epoki: niemieckiego “Amtliches Material…” o Katyniu (Urzędowy Materiał o zbrodni w Katyniu z 1943 roku) oraz akt komisji Kongresu Amerykańskiego w sprawie Katynia z roku 1952 (“Hearings…” – także nie ma tłumaczenia polskiego), siedem tomów, prawie 2400 stron. Myślę, że z pomocą prezesa Kurtyki to by się wreszcie ukazało. Nigdy nie zapomnę podróży samochodowej do Charkowa w 1992 roku, gdzie miałem być świadkiem ekshumacji oficerów ze Starobielska, rozstrzelanych w Charkowie, a rzuconych w doły śmierci obok, w Piatichatkach. Towarzyszył nam w tej podróży Stefan Melak, także muzealnik z Zamku Królewskiego, ale przede wszystkim inicjator i realizator pierwszego symbolicznego grobu katyńskiego na cmentarzu Wojskowym warszawskich Powązek. Płyta, z datą 1940 r., położona w przeddzień rocznicy powstania, 31 lipca 1981 roku, została haniebnie usunięta najbliższej nocy przez ubeckie łapy. Klamra pamięci Urywki tych wspomnień, jak strzępy Norwidowych “Czarnych kwiatów”, zapisuję tu, ponieważ po tym, co się stało tak niedawno, nie mogą one wciąż dręcząco opuścić mojej pamięci. Nie są to błyski czasu mówiące o spotkaniach towarzyskich. Gdyż poza tymi wspomnieniami zawsze stoi cel tych spotkań – sprawa polska, sprawa pamięci o wspólnej historii nas wszystkich, były one poświęcone jej utrwalaniu. Potem, w czasie strasznej niemieckiej okupacji w Krakowie, przechodziłem wielokrotnie obok Wawelu, w drodze do szkoły mijając rozkraczone warty niemieckie pod bronią. Mogłem jednak myśleć, bo nie znali ci żandarmi Wawelu moich myśli, że warty znikną i Wawel będzie znów dostępny, znów polski. Z tej perspektywy nie mogę zrozumieć, że znany polski reżyser filmowy chciałby wprowadzić numerus clausus wstępu na Wawel, podległy bliżej nieoznaczonym regułom jego oceny wartości historycznych, a w efekcie uczynić Wawel niedostępnym polskiemu prezydentowi, który zginął lub został zamordowany (czego nie mogę wykluczyć) za Polskę. Gdyby było dość miejsca, wszyscy mu podobni powinni znaleźć się na Wawelu. Ja, krakowianin z rodu, tak właśnie myślę. Dziś moje nieszczęście znów wiąże się, paradoksalnie, z lotnictwem, z samolotem, który mógł być wykorzystany do przemocy. Tyle że zmieniły się strony świata. Działo się to nad ziemią byłego agresora ze wschodu. W górze nie było już moich wrogów, lecz moi, nas wszystkich przyjaciele. Wrogowie, jeśli byli, co się okaże lub nie, byli na ziemi. A ofiary przemocy leżały w podobnym, wątłym, sosnowym lasku. Łączności tych dwu lasków spiętych historyczną klamrą, ponad czasem i historią, nic już dla mnie nie odmieni. Jacek Trznadel Prof. Jacek Trznadel – pisarz, poeta, krytyk literacki. Jeden z założycieli Polskiej Fundacji Katyńskiej i Niezależnego Komitetu Historycznego Badania Zbrodni Katyńskiej. Autor zbioru rozmów z pisarzami zaangażowanymi w komunizm „Hańba domowa”, szkiców historycznych o Katyniu „Powrót rozstrzelanej armii”, opowiadań katyńskich „Z popiołu czy wstaniesz?”. |
|
Zmieniony ( 15.05.2010. ) |