Krucjata dziecięca
Wpisał: St. Michalkiewicz   
22.04.2017.

Krucjata dziecięca

 

St. Michalkiewicz Felieton  •  specjalnie dla www.michalkiewicz.pl  •  22 kwietnia 2017



A to ci dopiero zawzięty na dzieci jest ten cały syryjski tyran, prezydent Asad! Jak się tylko dowie, że gdzieś chowają się dzieci, natychmiast wysyła tam siepaczy, niczym Herod do Betlejem i zaraz po dzieciach nie ma śladu. A jeśli siepaczy wysłać nie może, bo, dajmy na to, teren, gdzie występują dzieci, zajęty jest przez bezbronnych cywilów, to wysyła samoloty, które bombar­dują ten teren ze szczególnym uwzględnieniem miejsc, w których ukrywają się dzieci – najlepiej bombami gazowymi.

Co prawda w roku 2014 siepacze prezydenta Asada zostali pozbawieni broni chemicznej przez inspektorów Organizacji Na­rodów Zjedno­czonych, ale wiadomo przecież, że jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści – zwłaszcza, gdyby taki scenariusz został uzgodnio­ny przez izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu w rozmowie z prezydentem Donaldem Trumpem w lutym br. w Waszyngto­nie. Oczywiście żaden taki scenariusz nie został uzgodniony, gdzieżby znowu, ale gdyby jednak został, no to zreali­zowanie go przez bezcenny Izrael nie nastręczałoby żadnych trudności.

Bezcenny Izrael ma przecież zdobyczne samoloty rosyjskie, nawet jeszcze z sowieckimi emblematami. Ma też broń chemicz­ną, podobnie jak jądrową, której oczywiście „nie ma”, bo – jak zauwa­żył w swoim czasie Anioł kardynał Sodano, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej – „od jednych narodów wymaga się czegoś, od innych narodów nie wymaga się nic!

Zatem gdyby taki scenariusz został uzgodniony, to „rosyjskie” samoloty zbombardowały­by przedszkola i żłobki bombami z sarinem, na co cały świat zareagowałby świętym oburzeniem, dając milczące przyzwolenie na przekształcenie terytorium syryj­skiego w pustynię, a w najlepszym razie – w obszar cofnięty do epoki kamienia łupanego. Nie ma bowiem sprawy ważniejszej od zapewnienia bezpieczeństwa bezcennemu Izraelowi, żeby – niech Bóg zabroni – nie powtórzył się holokaust.

Dlatego właśnie wiele państw Środkowego i Bliskiego Wschodu oraz Afryki Północnej, w następstwie operacji pokojow­ych, misji stabilizacyjnych, wojen o pokój i demokrację, a także – jaśminowych rewolucji przeciw tyranom - zostało wtrąco­nych w stan krwawego chaosu.

Ale to są narody mniej wartościowe, które można bez ceregieli poświęcić na ołtarzu bezpieczeń­stwa bezcennego Izraela. Wskutek tego krwawego chaosu, jaki w następstwie wspomnianych szlachetnych przedsięwzięć ogar­nął te kraje, przestały one być zagrożeniem dla kogokolwiek, poza oczywiście nimi samymi, bo powaśnione wojujące strony wy­rzynają się nawzajem, dzię­ki czemu potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela znacznie się zmniejszyło, a ponieważ ten krwa­wy chaos jest powodem wędrówki ludów do Europy, w której trzon wędrowników ludowych stanowią młodzi mężczyźni przed trzydziestką, a więc – naj­bardziej zdolni do walki – to zagrożenie dla bezcennego Izraela jeszcze bardziej się zmniejsza, a dla Eu­ropy, która w i d z i a ł a żydowskie upokorzenie w czasie II wojny światowej – zwiększa.

Oczywiście nie wszystkie państwa re­gionu zostały wtrącone w stan krwawego chaosu; na przykład Jordania, którą rządzi ty­ran, w żaden chaos nie popadła. Nikomu nie przychodzi tam do głowy, by obalać tyrana, nikt nie walczy o demokrację – ale bo też Jordania w 1994 roku podpisała traktat pokojowy z bezcennym Izraelem, w związku z czym można zostawić ją na rozmnoże­nie. Podobnie Arabia Saudyjska, gdzie niko­mu nie przychodzi do głowy walczyć o demokrację. Wyjątki bowiem muszą być, bo wprawdzie z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa bezcennemu Izraelowi trzeba by zlikwidować wszystkie inne, mniej wartościowe narody, ale z drugiej strony – komu wówczas żydowscy finansowi grandziarze pożyczaliby na procent? Część ludz­kości trzeba jednak zostawić, oczywiście po uprzednim wytresowaniu w skakaniu z gałęzi na gałąź. To są te dwie graniczne ko­nieczności, wyznaczające ramy polityki mię­dzynarodowej.

Więc gdyby jednak w lutym zapadły jakieś ustalenia, co do scenariusza, to mógłby on przybrać taką właśnie postać, opiera­jąc się na takich właśnie założeniach.

Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, chociaż na całkiem inną możliwość wskazywałaby deklaracja premiera Netanjahu, że rozmowa z prezydentem Trumpem była „serdeczna”. Skoro tak, to dlaczego w jej następstwie nie mogłoby dojść do serdecznego porozumienia tym bardziej, że prezydent Trump może być już trochę zmęczony nieustannym naporem ze strony żydokomuny w samej Ameryce. Gdyby tak premier Netanjahu obiecał mu, że zwróci się do amerykańskiej ży­dokomuny z prośbą „dzieci moje, wstrzymajcie wy się z tym rozbojem”, to dlaczego prezydent Trump miałby nie wydać rozka­zu by dwa amerykańskie niszczyciele ostrzelały syryjską bazę lotniczą pociskami „tomahawk”? A taki rozkaz właśnie wydał, prawdopodobnie mając świadomość, że ruscy szachiści w odpowiedzi mogą rozpocząć ostrzeliwanie pozycji bezbronnych cy­wilów, ze szczególnym uwzględnieniem przedszkoli, szkół i żłobków, jako że syryjski tyran musi być specjalnie zawzięty na bied­ne dzieci.

Najwyraźniej naczytał się Sienkiewicza, który w swoim dzienniku, widać zirytowany jakimiś dziecięcymi hałasami zapi­sał, że „dzieci są zakałą ludzkości”. W rezultacie nie tylko Ameryka poniesie koszty dewastacji syryjskiego terytorium, ale Rosja też i to co najmniej w połowie. Dzięki temu opinia światowa miałaby wrażenie, że oto znowu obydwa mocarstwa trwają w śmier­telnie wrogim klinczu, podczas gdy tak naprawdę realizowałyby zgodnie izraelski obstalunek.

Niektórzy podejrzliwcy powiadają, że podobna sytuacja panuje w naszym nieszczęśliwym kraju, gdzie pod osłoną pozorów straszliwej wojny Platforma Obywatel­ska i Prawo i Sprawiedliwość krok po kroku realizują scenariusz Judeopolonii w postaci przydzielenia naszemu mniej wartościo­wemu narodowi tubylczemu szlachty jerozolimskiej, która z kolei zagwarantuje, iż nadwiślańskie terytorium będzie pełniło rolę strefy buforowej między zjednoczonymi już do końca Niemcami i Rosją, to znaczy - rosyjską „bliską zagranicą”. Wspominał o tym jeszcze w 1987 roku sowiecki minister spraw zagranicznych Edward Szewardnadze, a słuszna myśl raz rzucona w prze­strzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora.

Oczywiście sytuacja może wymknąć się spod kontroli, ma się rozumieć, nie u nas, tylko na Bliskim Wschodzie, bo Rosja, Iran i Syria orzekły, iż amerykański ostrzał stanowi przekroczenie cienkiej, czerwonej linii i odtąd każdy taki ruch napotka na sy­metryczną odpowiedź. Może to jednak oznaczać wypełnienie konkretna treścią strategii elastycznego reagowania, która w tym przypadku oznaczałaby, że skoro wy haratacie naszych, to my będziemy haratali waszych. Tę strategię wykoncypował jeszcze w latach 60-tych Robert Mc Namara – że haratamy się – ale na przedpolach, uprzejmie oszczędzając nawzajem terytoria własne. W Wietnamie to się nie sprawdziło, ale w Syrii – kto wie? Wtedy i wilki byłyby syte i pacyfistyczne owieczki całe – bo prawdzie bomby by padały, ale każda miałaby uzgodniony kaliber.


Zmieniony ( 22.04.2017. )