Sejm Niemy - powtórka z historii
Wpisał: Wojciech Reszczyński   
22.05.2010.

Sejm Niemy - powtórka z historii

Wojciech Reszczyński

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20100520&id=main

Mistrzem wydobywania z mroków historii faktów dla nas nie tylko niewygodnych, ale po prostu haniebnych był doc. dr hab. Jerzy Łojek. Opisywał, jak to w Rzeczypospolitej hojnie korzystano z rosyjskich dotacji, szczególnie gdy polityczne orientacje kłóciły się ze sobą. Im większa była kłótnia, tym bardziej rosła szansa na większy strumień pieniędzy od państwa ościennego. Pisał, jak to w epoce Stanisława Augusta, która zakończyła naszą suwerenność, panowie dygnitarze przechodzili na płatną służbę Rosji. Byli i tacy polscy magnaci, którzy potrafili zapłacić Rosji niezłą gotówkę (np. Szczęsny Potocki), by ta nieco Polskę złupiła. Punktem kulminacyjnym hańby w wojsku był moment, kiedy to aż czterech hetmanów - polskich i litewskich (Adam Sieniawski, Mateusz Rzewuski, Ludwik Pociej i Stanisław Denhoff), porzuciło polskie wojsko i znalazło się na służbie w rosyjskiej armii. Był też w naszej historii sejm, tzw. niemy (1 lutego 1717 r.), kiedy to posłowie w kompletnym milczeniu godzili się na traktat dyktowany przez Rosję ograniczający polską armię do liczby wręcz symbolicznej. Była też w naszej historii zaprzedana Rosji polska "familia", której przeciwstawiali się jak zwykle słabo zorganizowani i nieliczni "republikanie", czyli patrioci. Dziś jeszcze "familią" nazywają niektórzy nasi publicyści tzw. salon III RP. A nad skłóconym Narodem niezmiennie czuwała rosyjska ambasada i zgromadzone tuż przy granicy wojska auxiliarne, czyli "sojusznicze".
"Uległość króla Stanisława Augusta Poniatowskiego wobec dworu rosyjskiego - pisze Jerzy Łojek - nie została nawet nagrodzona rezygnacją Rosji z podsycania konfliktów w Rzeczypospolitej". A było wręcz odwrotnie. Na przykład kuszony obietnicami książę Karol Radziwiłł, zwany "Panie kochanku", błagał Katarzynę II o specjalne gwarancje ustrojowe dla Polski.
Być może to prawda, że "Panie kochanku", jak pisze Jerzy Łojek, był mało inteligentny, ale książę ten z pewnością opowiadał bardzo zabawne anegdoty, tzw. facecje. Oczywiście, lubił także polowania. Pewnego razu opowiadał, jak to strzelał do jelenia pestkami, gdyż zabrakło mu naboi, a po roku w tym samym miejscu zobaczył jelenia, któremu między porożem wyrosło drzewko wiśni. Co ustrzelił Bronisław Komorowski na polowaniu w Rosji, o czym nie omieszkał opowiadać jego przyjaciel, poseł Janusz z Lublina, tego nie wiemy, ale pewne jest, że "hrabia" też niezłe kawały opowiada. Na spotkaniu wyborczym ze studentami rzucił taką oto facecję: "Mowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie".
Mieliśmy też w historii sejm tzw. delegacyjny, który zawiesił swoje prawa i powierzył władzę wybranym prawem kaduka posłom, tzw. delegacji. Otóż w roku 1767 przywódcy opozycji patriotycznej, na czele której stał krakowski biskup Kajetan Sołtyk, zostali nagle w nocy aresztowani przez rosyjskich żołnierzy i wywiezieni do Kaługi. Było też tragiczne wydarzenie, które powtórzyło się dokładnie po 178 latach. Wtedy to podobnie postąpiono z 16 przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego, których w 1945 r. Sowieci zwabili na spotkanie pod pretekstem politycznych rozmów, po czym aresztowali ich i wywieźli do Moskwy, by postawić przed własnym sądem. Trzech z nich: ostatni dowódca AK gen. Leopold Okulicki, wicepremier Jan Stanisław Jankowski i delegat rządu RP na kraj Stanisław Jasiukowicz, zostało zamordowanych.
Przywołałem dawne czasy, o PRL nie wspominając, bo historia zaprzaństwa polskiego w tym nieodległym jeszcze okresie jest niektórym dobrze znana z autopsji. Zawsze było tak, że część polskich elit, kiedy była w stanie wojny z Narodem - że tak jest w tej chwili, twierdzi na przykład Andrzej Wajda - szukała pomocy u sąsiadów, najczęściej w Rosji. Ta haniebna samobójcza polska skłonność nazywana jest u nas od końca XVIII w. targowicą.
Niedawno mieszkańcy Warszawy, Wrocławia, Gdańska i wielu innych miast, o czym media niespecjalnie mówiły, podczas spontanicznie zwołanych manifestacji domagali się od rządu tylko jednej rzeczy. Aby śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem prowadziły polskie władze, a nie Rosja, która ma wpływ na wszystkie dowody, i od której zależy skuteczność prowadzenia śledztwa. Prawo i Sprawiedliwość przygotowało projekt rezolucji wzywającej premiera Donalda Tuska, aby wystąpił do Rosji o przekazanie Polsce postępowania wyjaśniającego przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu. Przypomniano, że teren katastrofy nie został właściwie zabezpieczony, a dowody mogą być na zawsze utracone. Przejęcie śledztwa przez polskie władze mogłoby zapobiec mnożącym się wątpliwościom co do prowadzenia śledztwa przez Rosjan.
Wydawałoby się, że domaganie się przejęcia śledztwa od Rosjan to "oczywista oczywistość". Tak postąpiłoby każde państwo, które czuje się nie tylko wolne i suwerenne, ale rzeczywiście zdeterminowane do tego, by od początku do końca wyjaśnić dramat, jaki rozegrał się nieopodal Katynia.
Jak można się było spodziewać, rezolucja upadła, a PiS, jako mniejszość, zostało przegłosowane. Przy okazji pojawiły się pewne znane z naszej historii tony. Poseł PSL Janusz Piechociński wyraził obawę, że rezolucja "podważy wiarygodność rosyjskiej prokuratury i całego dochodzenia, na którego czele stoi premier Władimir Putin". Dla Grzegorza Schetyny pomysł rezolucji to "kampania wyborcza". Zresztą odkąd zaczęła się kampania, polityk ten nic już innego w kraju nie widzi, tylko jedną wielką kampanię.
A więc mamy pogodzić się z faktem, że przyczyny tragedii pod Smoleńskiem najlepiej wyjaśni obcy rząd. Mamy uwierzyć, że nikt nie jest tak zainteresowany wyjaśnieniem okoliczności jak Rosja, obce państwo, na terenie którego doszło do tragedii. Jak wielka przepaść dzieli myślenie naszych tzw. elit o własnym państwie od myślenia o Polsce zwykłych obywateli, tych, których mogliśmy zobaczyć i usłyszeć na Krakowskim Przedmieściu, przed Pałacem Prezydenckim, w dniach żałoby po katastrofie. To w ich imieniu Prawo i Sprawiedliwość wystąpiło ze swoją rezolucją. Polski Sejm AD 2010 okazał się nie tylko niemy, ale i ślepy.
Jerzy Łojek pisał, że prawdziwą istotą konfliktu między Polską a Rosją, począwszy od XVIII w. aż po dziś dzień, jest utrzymanie Polski przez Rosję w stałej od siebie zależności. O tym pamiętali nasi przodkowie i my musimy o tym pamiętać w każdej sytuacji, tym bardziej że nie wszyscy Polacy przestrogę tę traktują poważnie.
Wojciech Reszczyński