Tak, czy owak - Scheiss.
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
26.04.2017.

Tak, czy owak - Scheiss.



Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3922



Felieton  •  tygodnik „Najwyższy Czas!”  •  26 kwietnia 2017



Ileż wiadomości może dostarczyć człowiekowi lektura żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika – oczywiście jeśli czyta się ze zrozumieniem! Chodzi o sens publikacji niekoniecznie wyrażony expressis verbis w nich samych – bo już Antoni de Saint-Exupery zauważył w „Małym Księciu”, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.

Więc je­śli na przykład żydowska gazeta dla Polaków z mściwą satysfakcją pisze o porażce Wiktora Orbana w walce ze sta­rym żydow­skim grandziarzem finansowym Sorosem, to jakież wiadomości możemy z tego sobie wydedukować? Po pierwsze, że żydowska gazeta dla Polaków nienawidzi Wiktora Orbana, a nie sądzę, by taka nienawiść była – po pierwsze – bezinteresow­na a po drugie – by była następstwem jakiejś samowolki ze strony redakcyjnego Judenratu. W takim razie Wiktora Orbana musi nienawidzić nie tylko redakcyjny Judenrat „Gazety Wyborczej”, a nawet więcej – nienawiść redakcyjnego Judenratu do Wiktora Orbana ma raczej charakter pochodny od nienawiści, jaką zieje do niego Sanhedryn – ten, którego „nie ma”.

To w ogóle ciekawa rzecz z tymi Ży­dami, że nienawidzą całego świata i do całego świata mają pretensje. O co? Tego wy­raźnie nie precyzują, ale wydaje się, że o to, że nie władają światem, jak w swoim mniemaniu na to zasługują. Myślę, że to właśnie jest główną przyczyną niechęci do Żydów, bo przecież trudno nie zauważyć tej pogardy i tej nienawiści, jaką zieją do świata, więc nic dziwnego, że świat reaguje na to co najmniej chłodną rezerwą, a w porywach – również zniecierpliwieniem. Po drugie – że stary żydowski finansowy grandziarz przy pomocy swojego złota, wojuje z węgierskim rządem. O co grandziarz może wojo­wać z węgierskim rządem? A o cóż by innego, jak nie o władzę nad węgierskim narodem, do której pretenduje również węgierski rząd? No dobrze, ale o ile węgierskiemu rządo­wi władza potrzebna jest dla realizowania programu, jaki Wiktor Orban w swoim czasie przedstawił, to po co potrzeba jest gran­dziarzowi? Jak pamiętamy, premier Orban powiedział, że chciałbym wydobyć Wę­gry z pułapki zadłużenia. Rzecz oczywista, bo przecież wiadomo, że państwo siedzące w kieszeni u lichwiarzy, może tylko groź­nie kiwać palcem w bucie, a i to, o ile mu po­zwolą.

Ale wydobycie państwa z pułapki zadłużenia wymaga przykręcenia finansowej śruby – i Wiktor Orban ją przykręca. Mimo to Węgrzy go popierają, o czym świadczą dwukrotnie wygrane wybory i to większością „konstytucyjną” to znaczy – wystarczaj­ącą do zmiany konstytucji, co w naszym nieszczęśliwym kraju nikomu jeszcze się nie udało. Ale skoro przykręca im śru­bę, to dlaczego właściwie go popierają? Pewne światło rzuca na to fragment preambuły do węgierskiej konstytucji, mówiący o „ko­ronie św. Stefana” Otóż jest to nazwa terytorium węgierskiego sprzed traktatu w Trianon, który był narzucony Węgrom 4 czerw­ca 1920 roku jako kara za uczestnictwo Węgier w I wojnie światowej po niewłaściwej stronie.

W następstwie tego traktatu Węgry utraciły 2/3 terytorium państwowego. W tym kontekście lepiej rozumiemy niezmienne poparcie Węgrów dla programu Wiktora Orbana, mimo że wiąże się on z przykręcaniem śruby. No dobrze, a po co w takim razie władza nad narodem węgier­skim po­trzebna jest staremu żydowskiemu finansowemu grandziarzowi? Na pewno w jakimś innym celu, bo w przeciwnym razie nie wal­czyłby z węgierskim rządem, tylko go wspierał. Najwyraźniej władza ta jest grandziarzowi potrzebna dla doprowadzenia węgier­skiego narodu do stanu bezbronności, by móc na nim pasożytować. Nie osobiście, ma się rozumieć, bo grandziarzowi wiele nie potrzeba, tylko dla innych członków wspólnoty plemiennej, którzy zamierzają rozkwitać na tym „nawozie historii”.

Warto zwró­cić na tę możliwość uwagę tym bardziej, że rząd naszego nieszczęśliwego kraju z grandziarzem nawet nie próbuje walczyć, tylko skwapliwie mu się podkłada – o czym mogliśmy się przekonać choćby z lizusowskiego listu pana prezydenta Dudy do uczestni­ków uroczystości otwarcia w Warszawie biura Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego – jednej z wielu macek oplatającej świat ośmiornicy. Ciekawe, na co właściwie ten cały prezydent Duda liczy – czyżby na to, że może pozostawią go w charakterze para­wanu, za którego osłoną starsi i mądrzejsi będą okupowali nasz nieszczęśliwy kraj? Może tak, a może nie – na co wskazuje przy­kład Ukrainy, gdzie Arszenik Jaceniuk, zaledwie „podejrzewany” o żydowskie pochodzenie, zastąpiony został przez Włodzimie­rza Hrojsmana, którego już o nic podejrzewać nie ma potrzeby.

Skoro tak, to i u nas wszystko jest możliwe tym bardziej, że pan prezydent Duda za żadne skarby nie chce powiedzieć, co właściwie obiecał w Nowym Jorku reprezentantom tamtejszych gan­gów, podobnie jak pani premier Beata Szydło ani słówkiem nie wspomniała, czy podczas wizyty polskiej delega­cji rządowej ad limina w Izraelu rozmawiano o tych nieszczęsnych „roszczeniach”, czy nie. Obawiam się, że skoro wokół tej sprawy zapanowała taka zmowa milczenia, to Wysokie Zmawiające Się Strony muszą ukrywać jakieś wyjątkowo parszywe pro­jekty.

Oczywiście stary grandziarz, przed którym – jak przypuszczam – jako swoim pryncypałem nie tylko pan red. Michnik, ale i pozostali członkowie redakcyjnego Judenratu, a tym bardziej – szabesgoje w rodzaju potomkini świętej rodziny w osobie pani red. Dominiki Wielowieyskiej (swoja drogą, jak nisko upadła tubylcza szlachta; kiedyś każdy szlachciura miał swojego pachcia­rza, a dzisiaj każdy pachciarz ma na swoje usługi nie jednego, ale nawet kilku zdegenerowanych potomków świętych, a niechby tylko starych rodzin, co to skaczą przed nim z gałęzi na gałąź), więc stary grandziarz nie mówi wprost, o co mu chodzi, tylko ubiera swoje lisie zamiary w elegancko brzmiące pozory, a konkretnie – w intencję budowania w Środkowej Europie „społe­czeństw otwartych” - co w praktyce wychodzi naprzeciw toczącej się w Europie komunistycznej rewolucji, która na obecnym etapie nastawiona jest na masowe duraczenie mniej wartościowych narodów tubylczych. W tym celu promotorzy „społeczeń­stwa otwartego”, przy pomocy piekielnej triady: państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego, próbują zdobyć panowanie nad językiem, a za jego pośrednictwem – również nad umysłami narodów mniej wartościowych.

I oto przy okazji Świąt Wielkanocnych, których Żydzi muszą chyba szczególnie nie lubić, jako, że przypominane przy tej okazji historie obnażają nie tylko niesympatyczne właściwości ich charakteru narodowego, ale i szalbierczy charakter religii, na ła­mach żydowskiej gazety dla Polaków ukazała się publikacja niejakiej pani Natalii Fiedorczuk, zachęcająca „matki” do „zastrajko­wania” właśnie w święta. Konkretnie chodzi o to, żeby nie zmywać naczyń – niech się ich sterty piętrzą na stołach. Jestem pe­wien, że nie jest to ostatnie słowo, bo przecież na taką stertę brudnych naczyń można jeszcze nasrać. Może pan redaktor Mich­nik da przykład?



Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Zmieniony ( 26.04.2017. )