Kilka godzin w Rzeczypospolitej
Wpisał: Bohdan Urbankowski   
25.05.2010.

 

Kilka godzin w Rzeczypospolitej

Odpowiedzią na cyrkową w formie i błazeńską w treści kampanię "platformersów" było pokazanie przez Prawo i Sprawiedliwość polityki solidarności w praktyce, przełożenie idei na czyn naszdziennik

Bohdan Urbankowski
Wiec polityczny nie był polityczny, przemówienie kandydata na prezydenta nie było przemówieniem kandydata na prezydenta, nawet koncert towarzyszący mityngowi nie był koncertem. Tak najkrócej można opisać imprezę rozpoczynającą kampanię dr. Jarosława Kaczyńskiego, która również nie była imprezą rozpoczynającą kampanię. Wszystko było czymś więcej.

POlitykierzy, czyli starzy bokserzy w odświeżonych gatkach
Przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości spodziewali się czegoś innego. Zgodnie z zasadą "oddałem pierwszy", rozpoczęli kilka dni temu kampanię: show z udziałem byłych stalinowców przepoczwarzonych w liberałów, jurgieltników przebranych za autorytety i Kutza w roli inteligenta. Z finezją, ale i inteligencją bokserów zaatakowali Prawo i Sprawiedliwość panowie Wajda z Bartoszewskim. Czekali na odpowiedź, pewnie sobie przygotowali następne ataki, może nawet ściągnęli z internetu jakieś błyskotliwe dowcipasy - Jarosław Kaczyński zrobił unik. Bokserzy z Platformy stoją zatem na środku politycznego ringu z wyciągniętymi pięściami i wszyscy widzą, że miny mają coraz głupsze. W tym momencie Bronisław Komorowski, gdyby miał maniery, o które bywa podejrzewany przez kilku autentycznych chamów i cmokierów - powinien zakończyć swą kampanię. Lecz widocznie brak mu lokaja i nie ma kto mu doradzić. A wiadomo: jaki lokaj, taki hrabia.
Nie wiem, czy Kaczyński ma mądrych doradców, czy po prostu wszystkich poprzednich pogonił i sam zaczął prowadzić swą kampanię - umysłem i sercem. W sytuacji niezwykle trudnej - nad Polską stoją wciąż zabójcze mgły smoleńskie, tysiące przeżywają żałobę, a już trzeba walczyć z żywiołem zalewającym domy, niszczącym dorobek życia - przywódca Prawa i Sprawiedliwości wykazał się genialną intuicją - i w rezultacie - skutecznością. (A czegóż oczekuje się od polityków?!). Gdyby w Warszawie odbył się wiec z połajankami, dowcipasami i przedwyborczymi obiecankami - byłby to tylko wiec. Reality show. Ale Kaczyński zjawił się na placu Teatralnym i oświadczył oczekującym na niego tysiącom, że... wiecu nie będzie. Przypomniał: "Najpierw musimy zwyciężyć powódź, to nieszczęście, które nas w tej chwili dotknęło. Byłem niedawno na terenach zalanych, widziałem, ilu ludzi utraciło swój dobytek, ilu ludzi cierpi, ilu ludzi potrzebuje pomocy"... Zamiast wiecu Jarosław Kaczyński ogłosił imprezę charytatywną. "Chcemy - powiedział - żeby dzisiaj wszyscy uczestnicy tego spotkania, i ci, którzy tutaj już są, i ci, którzy być może tu przybędą, wzięli udział w tej akcji. Wyrazili tak dzisiaj potrzebną solidarność".
"Pomagam"
To była polityka - ale i coś więcej: polityka w praktyce, idee państwa solidarnego przełożone na działalność. Polityka na rzecz wspólnego dobra. Jarosław Kaczyński pokazał, że polityka może i musi być czymś więcej niż telewizyjnym spektaklem; niż średnią sztuką dla średnich ludzików. (Bo takich jest najwięcej, a w demokracji liczy się liczba głosów!). "Polityka musi być naprawdę, nie może być zabawą. I państwo musi być naprawdę". Na apel Kaczyńskiego tysiące ludzi wyciągnęło telefony, zaczęło wysyłać przekazy z pomocą. I nagle znaleźliśmy się w innej Polsce! Ludzie poczuli, że są potrzebni, że są obywatelami i zarazem częścią wspólnoty, ich życie nabrało sensu. Zrozumieli, że Polska to oni, że pomoc dla Polaków jest przede wszystkim obowiązkiem samych Polaków. Udzielona przez innych będzie tylko jałmużną, tylko pożyczką, która uzależnia i którą zawsze trzeba spłacać z procentem.
Przez kilka godzin żyliśmy w wymarzonej Rzeczypospolitej, nieważne, czy nazwiemy ją III, czy już IV. Jest ona nadal niedokończonym projektem, jest wciąż naszym zadaniem. Dowodzą tego nieukończone drogi, niszczejące (o ile nie wyprzedane) fabryki i jeszcze bardziej zardzewiały aparat władzy. Te drogi prowadzące donikąd to najlepszy symbol kilku ostatnich lat polityki zagranicznej i wewnętrznej, ekonomicznej i kulturalnej Platformy.
Odpowiedzią na cyrkową w formie i zaiste błazeńską w treści kampanię "platformersów" było pokazanie przez PiS polityki solidarności w praktyce, przełożenie idei na czyn. (Piłsudski, potępiając demagogów, mówił, iż politykę wyznaje się czynem). Niepolitycznym hasłem tego nie-wiecu stało się słowo "pomagam" wstukiwane z klawiatury telefonów i wbijane w serca. Ale także tłumaczone z polskiego na konkretną, wielotysięczną pomoc dla Polaków.
Wracając jeszcze na koniec do naszej sportowej metafory: jeżeli PO zaproponowała politykę jako boksowanie innych polityków - PiS określiło politykę jako podnoszenie ciężarów, ale nie bezsensowne, nie jako sztukę dla sztuki. Jeśli Jarosław Kaczyński zrobił unik - był to on skierowany w górę. Zaproponował wzniesienie polityki na taki poziom moralny, że Platformie trudno będzie mu dorównać. Potrzebuje zbyt wiele czasu, by w ogóle zrozumieć, o co chodzi.
Bohdan Urbankowski

Bohdan Urbankowski - poeta, dramaturg i filozof, autor ponad 40 prac, m.in. monografii Adama Mickiewicza, Józefa Piłsudskiego, Zbigniewa Herberta, oraz głośnej książki "Czerwona msza, czyli uśmiech Stalina". Przewodniczący Rady Programowej Związku Piłsudczyków.