Diagnoza?
Wpisał: Jacek Bezeg   
27.05.2010.

Diagnoza?

Autor: Jacek Bezeg (2010-05-17) http://www.ospn.opole.pl/?p=art&id=344

Z czasów gdy praktykowałem w zawodzie pedagoga  pamiętam, że najlepszym sposobem, by temat zrozumieć, jest podjęcie próby przybliżenia go komuś niezorientowanemu. A więc może sam przynajmniej zrozumiem, kiedy spróbuję opisać sytuację w naszej RP. Mamy więc przyśpieszone wybory prezydenta jako skutek uboczny strasznej katastrofy pod Smoleńskiem. Startuje w nich sporo, bo aż dziesięciu kandydatów, lecz zanim się im przyjrzymy popatrzmy na samo to wydarzenie chłodnym (na ile to możliwe) okiem .

Stosowanie terminologii myśliwskiej i rzeźniczej wręcz, przez jedną ze stron, pretendujących do zarządzania naszym fragmentem wielkiej europejskiej ojczyzny narodów nie uszło uwadze księcia tego świata, Szatana. Ich szczera nienawiść wykarmiła go, wzmocniła jego siły na tyle, by znalazł sposób ( i wykonawców?) do zorganizowania tej hekatomby. Taka jest wersja niektórych osób, bo inni, zwolennicy tak zwanych teorii spiskowych, doszukują się działań rozmaitych niejawnych organizacji międzynarodowych, czy służb specjalnych wszystkich możliwych krajów. A przecież wiadomo, że tajnych organizacji międzynarodowych nie ma, a służby specjalne to tylko przykrywka dla paru gości, zupełnie nieszkodliwych, bo nic nie robiących, lecz wydających pieniądze podatników na rozmaite zupełnie fantastyczne sposoby. W każdym razie, tak wolno nam myśleć, widząc efekty działań naszych służb po 10 kwietnia tego roku. Reasumując, sprawcą nieszczęścia jest więc ktoś kto nie istnieje w powszechnym mniemaniu, Szatan, lub tajne organizacje międzynarodowe. Ergo, los tak chciał! I taka będzie konkluzja wszystkich ciał, które wyjaśnieniem przyczyn będą się zajmowały. Przypuszczam.

Wracając do naszego kawałka wielkiej ojczyzny wzajemnie miłujących się narodów. Kandydatów na stanowisko przedstawiciela prezydenta UE możemy podzielić następująco: Najgroźniejszy i dlatego na pierwszym miejscu jest niejaki B.K. Osobnik ten, od pewnego czasu pełniący obowiązki, dał się już poznać, aż nadto dotkliwie. Na przykład, jego decyzją byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, uzyskają dostęp do dokumentów jakie swego czasu wyprodukowali, a zawierających informacje o „osobach działających na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego” że użyję fragmentu z pewnej Ustawy. Żeby nie zaciemniać, na takiej o nim informacji poprzestanę.
Druga jest cała grupa kandydatów. Osobnicy ci nie uzyskają więcej niż kilka procent głosów, o czym wiedzą doskonale, lecz nie jest przecież ich celem „prezydentura”. Ot, chcą sobie zrobić stosunkowo tanim kosztem trochę reklamy. Złośliwcy, przypisują im chęć odebrania choć kilku głosów ostatniemu z kandydatów, tak aby zwiększyć szanse tego pierwszego, lecz przecież są to wszystko gorący patrioci i nie można ich obrażać takimi podejrzeniami. Potraktujmy ich łagodniej, zapewne po prostu nie rozumieją powagi sytuacji, co oczywiście nie znaczy, że są głupi..
Ostatnim kandydatem jest brat tragicznie zmarłego Prezydenta. Bardzo prawdopodobne, że będzie chciał on kontynuować jego politykę, którą przy pewnej ilości dobrej woli można nazwać patriotyczną. Wydaje się, że objęcie przez niego „urzędu”  zawróci nas z drogi do PRL-u, na której, wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi się znajdujemy. Wydaje się, lecz przecież oddanie głosu na kogokolwiek innego, to w zasadzie opowiedzenie się za  powrotem do tego, co jak jeszcze niedawno się nam wydawało, minęło na zawsze.

Dla pełnego opisu brakuje nam jeszcze kilku zdań o największej grupie uczestników tej rozgrywki, obywatelach Rzeczypospolitej Polski. Są wśród nich tacy co twierdzą z całą mocą „To był po prostu nieszczęśliwy wypadek”, lecz w oczach mają przerażenie. Określmy ich jako „osobników nie lubiących mieć kłopoty”. To właśnie ten typ, co widząc ruszającą z Oleandrów Pierwszą Kadrową zatrzaskiwał z przerażeniem okna. Chyba takich jest najwięcej, lecz wybaczmy im, bo teraz chętnie przy piwku zanucą Pierwszą Brygadę.
W grupie drugiej, próbujących coś zrozumieć, mieć własny sąd, własną wersję wydarzeń, możemy znaleźć całą gamę ciekawych typków, od szczerych patriotów rozważających różne wersje i zaniepokojonych brakiem rozsądnych podstaw do przemyśleń, przez dziwaków uważających, że wszystkie rozumy pojedli, aż do agentów wpływu, świadomie propagujących coraz to dziwniejsze wiadomości i hipotezy, by wszystkim w głowach zamieszać. Kiedyś od prawdy odcinało nas buczenie emitowane z zagłuszających radiostacji. Dziś metodą wydaje się rozsyłanie wielu najróżniejszych wersji zdarzenia. Jeśli potem jakimś przypadkiem do powszechnej wiadomości dotrze wersja prawdziwa, to i tak nikt jej w tłumie fałszerstw nie rozpozna i za prawdę nie weźmie. Prawda, że proste i skuteczne? Ale czy prawdziwe?
Wypisując to wszystko uzyskałem w swej głowie jakiś trochę lepszy porządek. Czy będzie to udziałem czytających? Nie wiem. No ale przecież na wstępie ostrzegałem, że nie wiem o co chodzi. Można było nie czytać.