Rewolucja nad Kamienną - glosa do Baśni socjalistycznej
Wpisał: Stalagmit   
10.06.2017.
Rewolucja nad Kamienną - glosa do Baśni socjalistycznej



Stalagmit http://stalagmit.szkolanawigatorow.pl/rewolucja-nad-kamienna-glosa-do-basni-socjalistycznej#2565





Skończyłem właśnie czytać nową „Baśń socjalistyczną” (Baśń jak niedźwiedź. Socjalizm i śmierć). Jestem pozytywnie zaskoczony treścią książki, która jest bardzo odkrywcza i przynosi wiele interesujących i ważnych wiadomości o historii Polski. Zaskakujące i przerażające dzieje socjalistycznych terrorystów i prowokatorów układają się w pewien charakterystyczny wzorzec patologicznych zachowań.

Niemniej ważne są uwagi Autora dotyczące prawdziwych przyczyn pojawienia się socjalistycznego i rewolucyjnego obłędu w naszej Ojczyźnie.

Chcąc dołożyć maleńki kamyczek do odkłamywania naszych dziejów najnowszych, opiszę pokrótce rewolucję  i jej skutki w skali lokalnej, w tym maleńkim zakątku naszego kraju, jakim są Starachowice (+ Wierzbnik) na północnym obrzeżu Gór Świętokrzyskich, w dolinie Kamiennej. Mam nadzieję, że Czytelnicy zauważą, że charakter działalności czerwonych rewolucjonistów w małych miejscowościach był identyczny w wielkich ośrodkach, takich jak Warszawa czy Łódź. Także bezpośrednie i długofalowe skutki ich czynów były tak samo opłakane.

W II połowie XIX w. na miejscu dzisiejszych Starachowic istniały dwa najważniejsze osiedla: miasteczko Wierzbnik i osada fabryczna Starachowice. Wierzbnik był małym, liczącym prawie 3 tysięcy mieszkańców, z czego 30-40 procent stanowili Żydzi. Kilka razy do roku odbywały się tu jarmarki na rynku, a ludność miasta zajmowała się rzemiosłem i rolnictwem. W pobliskich Starachowicach istniał hutniczy zakład wielkopiecowy, wytwarzający żelazo i stal z rudy wydobywanej w pobliskich kopalniach. Teren wokół huty i miasta podziurawiony był kopalnianymi szybami, z których wydobywano cenną rudę. Zakład wielkopiecowy należał od 1870 roku do barona Antoniego Fraenkla, bogatego bankiera i przedsiębiorcy żydowskiego pochodzenia. Fraenkel kupił zakłady na licytacji zorganizowanej  przez carski Departament Górniczy w Petersburgu za 1 milion 167 tys. rubli. Oprócz samej huty i zakładów pomocniczych (w Michałowie, Brodach i Nietulisku) nabył także lasy (o powierzchni 42 844 mórg) i kopalnie wraz z gruntami (1246 mórg), na których się znajdowały. Fraenkel zainwestował sporo pieniędzy w zakłady. To z jego inicjatywy wybudowano wielki piec opalany koksem, który jeszcze dziś można oglądać w Starachowicach. Wzniesiono także budynki mieszkalne, łaźnię i jadalnię dla robotników, składy rudy, położono też kolejkę żelazną. Zakład prosperował głównie dzięki zamówieniom z Królestwa Polskiego i z głębi Imperium Rosyjskiego. Mieszkańcy Wierzbnika zazdrośnie patrzyli na rozwój huty starachowickiej, która przynosiła spore dochody. Oni także chcieli korzystać z jej zysków i podejmowali bezskuteczne próby przyłączenia fabrycznej osady do Wierzbnika.

W kontekście późniejszych losów tutejszego przemysłu i przyczyn zajść rewolucyjnych interesująco wygląda lista akcjonariuszy Starachowickich Zakładów Górniczych. Był wśród nich m. in. przedstawiciel słynnej niemieckiej rodziny przemysłowców, właścicieli licznych hut i kopalń na Śląsku, Gwidon von Donnersmarck, a także znany warszawski bankier i magnat kolejowy Jan Gottlieb Bloch. Prezesem zakładów został Antoni Laski, wspólnik Franekla i członek zarządu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, a później także dyrektor Zakładów Putiłowskich w Petersburgu. W zarządzaniu Towarzystwem Starachowickich Zakładów Górniczych uczestniczyła także zaprzyjaźniona z Fraenklem firma „Lilpop, Rau i  Loewenstein”. Jak widać w niewielkiej miejscowości u stóp Gór Świętokrzyskich zbiegały się interesy największych potentatów Imperium Rosyjskiego, a nawet Prus.

Towarzystwo Zakładów Górniczych było w czołówce hut żelaza w całym Królestwie Kongresowym. Górniczo-hutnicza osada w Starachowicach była bez wątpienia ważnym miejscem na mapie Królestwa Kongresowego.

W początkach wieku kapitał zachodni zaczął żywić coraz większe zakusy na przejęcie przemysłu w Królestwie Kongresowym. Fabrykanci z Kongresówki tymczasem, chcieli produkować coraz więcej na rynek rosyjski. Zaczęły powstawać pierwsze kartele spółek hutniczych. W pamiętnym powodzią 1903 roku kapitał niemiecki ze Śląska próbował bezskutecznie przejąć zakłady starachowickie.

Im bliżej było początku XX stulecia, tym bardziej huta w Starachowicach odczuwała konkurencję ze strony przemysłu na zachodzie i w głębi Rosji. Fabrykanci nie mogli się doprosić u rządu carskiego o podniesienie ceł na przywóz wyrobów żelaznych. Kolejne memoriały pozostawały bez odpowiedzi. Mimo to produkcja zakładów systematycznie rosła, osiągając w 1889 roku 6178 ton surówki żelaznej. Częściowo było to zasługą kontraktów rządowych, takich jak umowa z rosyjskim Ministerstwem Komunikacji na dostarczanie szyn stalowych, śrub i podkładów (Towarzystwo posiadało tartaki) dla rozbudowujących się kolei w całym Cesarstwie. Zakłady dysponowały także przedstawicielstwami i biurami sprzedaży w Kongresówce i za granicą. W 1903 roku dolinę Kamiennej dotknęła wielka powódź. Zakłady w Brodach i Michałowie zostały zniszczone. Ale największe klęski miały dopiero nadejść.

W 1905 roku nadeszła wojna rosyjsko japońska. Uaktywniły się działające w Wierzbniku i Starachowicach komórki PPS i SDKPiL. Zaczęły się strajki, wiece i manifestacje, które nie mogły jednak gromadzić zbyt licznych rzesz ludzi w sennym miasteczku i przyfabrycznej osadzie. Demonstracje polityczne, takie jak nielegalny wybór nowego wójta w Bodzentynie na tle czerwonego sztandaru trzymanego przez chłopa ze Starachowic były ewidentnie przygotowanymi uprzednio prowokacjami. Trudno uwierzyć by petersburska krwawa niedziela (22.01.1905) wywołała jakiś masowy odzew w Wierzbniku. Trudno także przyjąć, że na wiecu w Iłży (12.11.1905) zgromadziło się aż 15 tys. osób, jak utrzymywał naczelnik żandarmerii powiatu kieleckiego i włoszczowskiego. Akcje socjalistycznych bojowców w okolicy robią wrażenie sabotażu na tyłach wojska rosyjskiego i przygotowania działań wojennych, a także ordynarnych rabunków, a nie walki niepodległościowej. Osiemnastego grudnia 1905 roku bojówka PPS zrabowała kasę sądu w Wierzbniku. Zdemolowanie stacji kolejowej w Wierzbniku i zniszczenie telegrafu, którego bojówkarze dokonali następnego dnia to ewidentny militarny sabotaż, podobnie jak zniszczenie furażu dla wojska cztery dni później. Zrabowanie urzędu gminnego w Łagowie przez bojówkę z Wierzbnika przed Bożym Narodzeniem tego roku mogło co najwyżej wzbogacić partyjną kasę.

PPS-owcy działali jak typowa grupa dywersyjna paraliżująca komunikację i transport na tyłach wroga. Poza tym ich akcje były zwykłym bandytyzmem. Przykładem może być zamach na komisarza ziemskiego, którego tożsamości nie ustalono do dziś. Niektóre źródła podają, że nazywał się on Krzemiński i był Polakiem, ale sami uczestnicy akcji nie pamiętali potem, do kogo strzelali. W takiej sytuacji nie sposób uwierzyć, że ów Krzemiński miał rzekomo sprowadzić do Wierzbnika „czarną sotnię” i organizować jakieś polityczne prowokacje wobec ludności. Aby zabić jednego komisarza zaangażowano aż pięciu czerwonych bojowców. Głównym zamachowcem miał być Stanisław Hanc, a ubezpieczał go Jan Papaj. Obydwaj weszli na posesję, gdzie przy ustawionym na ziemi stoliku Krzemiński rozstrzygał spór o ziemię  między dwoma gospodarzami z osady Starachowice. Komisarz i zainteresowani byli otoczeni tłumem ludzi przyglądających się całej sprawie. Tymczasem Hanc przeszedł pomiędzy ludźmi, podszedł do stolika, wyciągnął pistolet i strzelił do komisarza kładąc go trupem na miejscu. Co dziwne, Hanc przeszedł spokojnie pośród zgromadzonych i wyszedł na drogę prowadzącą w kierunku Tychowa (obecnie ulica Radomska).  Papaj, który miał go ubezpieczać, zamiast oddalić się zaraz za nim, bez żadnego sensu oddał kilka strzałów do trupa. Został szybko rozpoznany i złapany przez żandarmów, tak jak pozostali uczestnicy zamachu. Jana Papaja skazano na śmierć i powieszono w Cytadeli warszawskiej. 19-letni Stanisław Hanc siedział w Radomiu, Sieradzu i na Pawiaku. Symulował przed śledczymi chorobę psychiczną, więc na jakiś czas trafił do szpitala w Tworkach. W końcu został zesłany na Syberię, tak jak pozostali bojowcy.

W tym samym czasie, w oddalonym o 30 km na wschód Ostrowcu, partyjny towarzysz J. Piłsudskiego, Ignacy Boerner opanował miasto i założył tzw. republikę ostrowiecką. Zaczęło się od napadów na urzędy, sklepy monopolowe i szkoły. W grudniu 1905 roku PPS-owcy opanowali miasto, stację i linię kolejową. Wypuścili nawet specjalny pociąg pod czerwoną flagą, który kursował do pobliskich Starachowic. Trzeba pamiętać, że zarówno Wierzbnik, jak i Ostrowiec leżą na ważnej linii kolejowej prowadzącej do Łodzi. Bojownicy zapewne znów realizowali czyjś cel strategiczny. Zadziwiające, że w tym czasie wojsko rosyjskie bało się wyjść z ostrowieckich koszar, by zrobić porządek w mieście. Co istotne, w Ostrowcu PPS-owskie bojówki Boernera niemal jawnie współdziałały z Bundem i endecją. Przedstawiciele wszystkich trzech partii razem występowali na wiecach.

Awantury i rabunki socjalistów nie poprawiły ani na jotę losu robotników zakładów starachowickich, ani sytuacji mieszkańców Wierzbnika. Przez kolejne dwa lata trwały strajki. W 1907 robotnicy z huty zastrajkowali domagając się podwyżki płac. Gdy protest się skończył, zaczęli się domagać wynagrodzenia za czas strajku. Właściciele zakładów początkowo nie chcieli się na to zgodzić, ale ostatecznie przekonał ich do wypłacenia rekompensaty sam generał gubernator warszawski G. Skałon. Przestoje w pracy i niepokoje spowodowane rewolucją uszczupliły kasę zakładów. Coraz bardziej we znaki dawała się konkurencja zagranicznych zakładów, które skorzystały na przestojach pracy na obszarze Kongresówki. Coraz trudniej było sprzedać produkty zakładów starachowickich, wypierane z rynku przez zachodnią konkurencję. Zaczęły się trudności, odbijające się bezpośrednio na robotnikach. Zatrudnienie, początkowo wysokie zaczęło się dość gwałtownie zmniejszać. Wielu robotników pozostało bez pracy, a zakłady miały coraz większe problemy ze zbytem swoich wyrobów. Rosły koszty utrzymania, co jeszcze bardziej pogarszało sytuację pracowników. Mnożyły się, począwszy od 1907 roku długie przerwy w produkcji zakładów, podczas których pracownicy pozostawali bez środków do życia. W końcu, przed początkiem I wojny światowej produkcja stanęła i zakłady zostały zamknięte.

Można wyciągnąć wniosek, że rewolucja socjalistyczna została wywołana m. in. po to, by ostatecznie dobić produkcję przemysłową w zakładach Królestwa Kongresowego, takich jak huta w Starachowicach, a także po to, by przygotować teren dla jakieś planowanej akcji militarnej, prowadzonej przeciw carskiemu imperium kosztem Polaków. Skutki były opłakane, co świetnie widać w wymiarze lokalnym. Koszty rewolucji ponieśli Bogu ducha winni mieszkańcy, płacący znacznym obniżeniem poziomu życia, a niekiedy wprost nędzą za wprowadzanie w życie PPS-owskich koncepcji walki i „czynu”.

W 1926 roku władzę objęli partyjni koledzy tow. Wiktora wprowadzając w kraju nowe porządki. Inwestowano w Starachowickie Zakłady Górnicze, budowano fabrykę zbrojeniową, ale wszystko znów działo się kosztem ogromnych wyrzeczeń ludności, od 1936 roku finansującej ze swoich podatków budowę COPu. Kiedy państwowa propaganda szerzyła hasła wyścigu pracy, część ludności żyła w warunkach urągających ludzkiej godności i niespotykanych tu przed I wojną światową. W 1932 roku burmistrz Wierzbnika W. Sokół odnotował, że na zboczu Góry Trzech Krzyży mieszkańcy żyją w ziemiankach oszalowanych drewnianymi deskami.

Jednocześnie spora część produkcji wybudowanych z wielkim poświęceniem zakładów zbrojeniowych szła na eksport do Wielkiej Brytanii. Tak działo się m. in. ze słynnymi armatami przeciwlotniczymi Bofors, produkowanymi na szwedzkiej licencji. Jeszcze we wrześniu 1939 niektóre transporty broni przeznaczano dla Anglii.

Tragicznym skutkiem rewolucji 1905 roku było przyjęcie PPS-owskich metod walki przez dowództwo AK w czasie okupacji niemieckiej. Ofiarą takich działań stał się młody, 21-letni żołnierz AK, Bolesław Papi, ps. „Czerw”. Papi zginął wykonując zamach na gestapowca Ericha Schűtze, posiadającym bardzo silną obstawę inspektorze Sipo i SD z Radomia (22.05.1944). Co zadziwiające, o tym gestapowcu  i jego życiorysie właściwie do dziś nic pewnego nie wiadomo. Mimo, że Schűtze został ciężko ranny i zmarł kilka dni później, silna obstawa zastrzeliła „Czerwia” i jego kolegę. Bolesław Papi był świetnie zapowiadającym się biologiem ornitologiem, nauczycielem szkoły zawodowej w Starachowicach. Jego matką była Bronisława Boeckmann, pochodząca z kurlandzkiego ziemiaństwa. Kolejny zdolny i świetnie zapowiadający się młody człowiek został poświęcony przez konspiracyjne dowództwo, by spełnić churchillowski plan „podpalenia Europy”. Siostra Bolesława, Jadwiga zginęła od odłamka granatu na początku Powstania Warszawskiego. Trudno nie dostrzec tu pokłosia działań rewolucjonistów, którzy już jako podstarzali oficerowie wysyłali ludzi takich jak Papi na niemal pewną śmierć. Tym razem akcje kończyły się dla patriotycznie nastawionej młodzieży tragicznie.

Literatura

M. Adamczyk, S. Pastuszka, Starachowice. Zarys dziejów, Warszawa, 1984.

A. Pawelec, Dziedzictwo Starzecha i inne opowiadania, Starachowice, 2001.

A. Pawelec, Ze Starzechem w tle, Starachowice, 2005.

A. Pawelec, W Starachowicach i okolicy, Starachowice, 2008.

A. Pawelec, Potomkowie Starzecha, Starachowice, 2003.

...dodam, że w czasie II wojny światowej zakłady starachowickie stały się częścią koncernu Hermann Goering Werke.



Zmieniony ( 10.06.2017. )