Wielka wojna nad Kamienną [I WS]
Wpisał: Stalagmit   
28.06.2017.

Wielka wojna nad Kamienną [I WS]

Stalagmit http://stalagmit.szkolanawigatorow.pl/wielka-wojna-nad-kamienna



Przed I wojną światową dolina Kamiennej była trapiona skutkami kryzysu gospodarczego i rewolucji w Królestwie Kongresowym. Wierzbnik był cichym, spokojnym miasteczkiem, zamieszkanym przez ponad 5 tysięcy osób. Pobliskie Zakłady Górnicze w Starachowicach od 1907 roku praktycznie nie produkowały lub pracowały w bardzo ograniczonym zakresie. Zakłady były poza tym zadłużone na ponad 500 tysięcy rubli w Banku Handlowym, Banku Wawelberga i Banku Dyskontowym, a także u finansistów Neumanna i Goldstanda. Całe Imperium Rosyjskie odczuwało kryzys gospodarczy i dekoniunkturę, spowodowaną przez niedawną rewolucję. Jednocześnie francuscy inwestorzy zachęcani przez swój rząd, ulokowali spore kapitały w rosyjskim przemyśle i papierach wartościowych. Akcje spółki Starachowickich Zakładów Górniczych były drukowane również w języku francuskim (Societe des Etablissements Miniers de Starachowice). W 1913 roku urzędujący w Warszawie zarząd spółki, do którego należeli m. in. H. Marconi i wpływowy finansista i przemysłowiec Stanisław Rotwand (założyciel (od 1906 Szkoły Handlowej Wawelberga i Rotwanda w Warszawie) uznał, że kryzys przemyśle hutniczym ma się ku końcowi. Już w lecie tego roku górnicy zeszli na dno szybów kopalnianych, by znów wydobywać rudę żelaza, a na terenie huty uruchomiono wielki piec. Interesujące, że dokładnie na rok przed wojną producenci stali i udziałowcy największych spółek metalurgicznych w Królestwie (mający udziały także w innych spółkach o podobnym charakterze) wiedzieli, że dekoniunktura na rynku stali szybko minie i zapotrzebowanie na ten produkt stanie się z powrotem na tyle duże, by zapewnić rentowność produkcji.
Druga połowa 1913 i początek kolejnego roku upłynęły w Wierzbniku i Starachowicach na ogół spokojnie. Mieszkańcy byli pełni optymistycznych myśli na przyszłość, bo produkcja w hucie i wydobycie w kopalniach rosło, dając zatrudnienie i chleb rzeszy tutejszych robotników. Wierzbniccy kupcy zyskiwali nowych klientów i zwiększali obroty. Dzięki kolei z Ostrowca do Łodzi przybywali tu wciąż nowi ludzie, a wyroby produkowane w hucie mogły docierać na dalekie rynki. Pod koniec czerwca 1914 roku do Wierzbnika dotarła wieść o zamachu na następcę tronu Austro-Węgier, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w dalekim Sarajewie. Początkowo nikt nie zwrócił na nie większej uwagi. Szóstego sierpnia Austro-Węgry, które już 31 lipca zmobilizowały swoje wojska, wypowiedziały wojnę Rosji. W tym czasie, Kompania Kadrowa pod dowództwem T. Kasprzyckiego przekroczyła granicę austriacko-rosyjską pod Miechowem i błyskawicznie, bo już 12 sierpnia dotarła do Kielc wraz pozostałymi oddziałami strzeleckimi pod dowództwem J. Piłsudskiego. Piętnastego sierpnia w Starachowicach pokazały się czołówki oddziałów austro-węgierskich, a kilka dni później oddział legionistów pod dowództwem pochodzącego spod Iłży i dobrze znającego teren Tadeusza Piskora. Ojciec Piskora był przed wojną dozorca górniczym w Starachowicach. Tak samo jak w Kielcach, ludność Wierzbnika i Starachowic odniosła się do przybywających ludzi Piłsudskiego obojętnie albo wręcz wrogo. Plan wywołania proniemieckiego powstania w Kongresówce zupełnie się nie powiódł i prowokacja Piłsudskiego spaliła na panewce.

Mieszkańcy mieli zupełnie inne sprawy na głowie. W hucie trzeba było utrzymać dotychczasowy poziom produkcji co nie było łatwe, a wkrótce okazało się niemożliwe wobec odcięcia głównych szlaków komunikacyjnych przez wojska państw centralnych. Od kilku dni nie działała także kolej. W Zakładach Starachowickich zamierały kolejne wydziały, a górnicy przestali zjeżdżać do kopalń. Poza tym ktoś, do dziś nam nie znany, otworzył bramy ciężkiego więzienia na Świętym Krzyżu i wypuścił na wolność przebywających w nim przestępców, którzy zaczęli grasować po okolicy, okradając, rabując i zabijając mieszkańców. Wojska austro-węgierskie wkroczyły do opuszczonego klasztoru świętokrzyskiego. Żołnierze i oficerowie weszli na wysoką klasztorną wieżę, z której rozpościerał się wspaniały widok na całą południową dolinę Wisły i przyległe obszary. Wieża była idealnym punktem obserwacyjnym. Austriacy podjęli szybką decyzję: podłożyli pod wieżę ładunki wybuchowe i wysadzili ją w powietrze, by nie mogli z niej skorzystać Rosjanie (wieża została odbudowana dopiero w 2014 roku i dziś stanowi integralną część zabudowań świętokrzyskiego opactwa Ojców Oblatów, którzy dziś modlą się i pracują w pobenedyktyńskich wnętrzach). Działania na terenie Kielecczyzny były marginalne i stanowiły tylko odciążenie dla armii austro-węgierskich nacierających na Lubelszczyznę, szczególnie dla 1 armii generała V. Dankla, atakującej z rejonu Sieniawa-Nisko na północ. 
W końcu sierpnia 1914 roku Austriacy wraz z legionistami wycofali się i Wierzbniku pojawili się rosyjscy kozacy. Na razie wojna nie przyniosła większych zniszczeń. Gorszy los spotkał pobliską Iłżę. Austriacy wkroczyli do tego powiatowego miasteczka w połowie sierpnia i zatrzymali się w nim. 22 sierpnia rano Iłżę zaatakowały oddziały rosyjskie, między innymi pułk piechoty z Tuły, wsparty przez kozaków i artylerię. Wokół miasta rozgorzała bitwa, a pociski gęsto padały na zabudowania. Na razie Rosjanie zostali odparci, a 11 października w Iłży, w domu rejenta Nowakowskiego nocował jadący na front syn cesarza Niemiec Wilhelma II, książę Joachim. Ale niedługo potem, w listopadzie Rosjanie powrócili, atakując ze zdwojoną siłą i zajadłością. Wokół Iłży płonęły wsie, a pociski artyleryjskie gęsto padały na okoliczne pola i łąki. Carskie wojska znów zajęły miasteczko, po czym ewakuowały urzędy i większość mieszkańców. Iłża została otoczona okopami i umocniona. Wojska austriackie i niemieckie wycofywały się z Królestwa, ale nie oznaczało to, że kraj miał zaznać spokoju. Zaopatrzenie w żywność było marne, a sytuacja gospodarcza się pogarszała. 
Na wiosnę 1915 roku ofensywa państw centralnych na wschodnim froncie ruszyła z wielką energią i dobrze zorganizowanymi siłami. Niemieckie i austriackie korpusy nacierały od południa i zachodu, spychając wojska rosyjskie w kierunku Wisły. Na ziemi świętokrzyskiej rozgorzały znów gwałtowne i krwawe walki. Po stronie rosyjskiej wziął w nich udział Legion Puławski, utworzony w 1914 roku przez ziemianina Witolda Gorczyńskiego pod patronatem endeckiego Komitetu Narodowego Polskiego z Warszawy. Liczył 900 ochotników Dowodził nim pułkownik Reutt. Legion podlegał rosyjskiemu dowództwu frontu Polsko-Zachodniego i Moskiewskiemu Korpusowi grenadierów. Legioniści odpierali atak wojsk niemieckich pod Fałkowem niedaleko Radomia (20 marca 1915), a potem znaleźli się w pobliżu Iłży. To właśnie tu rozegrała się ich największa i najbardziej krwawa bitwa. W maju 1915 roku Legion stanął tu do walki z przeważającymi siłami niemiecko austriackimi. Oddział poniósł ciężkie straty: oprócz dowódcy, pułk. Reutta, zginęło 42 ludzi (71 było rannych). Legioniści wycofali się wśród walk na wschód, a kolejne ciosy kosztowały ich utratę 90% stanu oddziału. Jednostka faktycznie przestała istnieć, a pozostałych oficerów i żołnierzy wysłano do Bobrujska.

28 czerwca 1915 resztka mieszkańców w popłochu opuściła Iłżę, pozostawiając miasto na pastwę losu. W chaosie bezładnej ewakuacji i działań wojennych miasto zostało zrabowane i podpalone. Kiedy Austriacy ostatecznie zajęli Iłżę 18 lipca, zastali już tylko popioły i zgliszcza. Jedynie Iłżecki kościół ocalał. Powracające niedobitki mieszkańców osiedliły się w pozostałych piwnicach i różnych prowizorycznych schronieniach. Tymczasem wojska państw centralnych znów dotarły w okolice Starachowic. W maju 1915 roku dolina Kamiennej stała się linią frontu. Na południowych zboczach stanęły wojska austriackie, a po stronie północnej pojawiły się okopy armii carskiej. Pomiędzy tymi pozycjami znajdował się Wierzbnik i Zakłady Starachowickie. Na szczęście walki nie były tak krwawe, jak pod Iłżą i okolica nie doznała tak dużych zniszczeń. Cały czas po obydwu stronach frontu działały tajne organizacje związane z różnymi opcjami politycznymi (np. POW), szpiedzy, a także kurierzy przedostający się przez linie z wiadomościami. Ludzie z bojówek związanych z legionami dokonywali na tyłach wojsk rosyjskich sabotażu: napadali urzędy, przecinali linie telegraficzne, niszczyli tory kolejowe i zbierali informacje o ruchach wojsk. Kiedy nadchodziło lato pamiętnego 1915 roku, wypadki na ziemiach polskich zaczęły następować po sobie bardzo szybko. 2 maja XI armia generała Mackensena uderzyła na bronione przez Rosjan Gorlice. 3 czerwca Austriacy i Niemcy zdobyli Przemyśl, a 22 Lwów. W maju wojska niemieckie wkroczyły na Litwę i do Kurlandii. Rosjanie nie wytrzymali ofensywy państw centralnych. W lipcu opuścili Radom i Lublin, a 5 sierpnia armia niemiecka wkroczyła do Warszawy. Niemiecki korpus Landwehry gen. Woyrscha i austrowęgierska 1 Armia spychały na zachód rosyjską czwartą armię generała Everta. Już w końcu czerwca Austriacy zmusili Rosjan do wycofania się z doliny Kamiennej. Starachowice i Wierzbnik zostały zajęte przez nowego okupanta. Przez miasteczko szły oddziały zmierzające na wschód, na front przebiegający przez Kresy Rzeczpospolitej. 
Królestwo zajmowało szczególne miejsce w planach niemieckiej ekspansji na wschód. Tak się złożyło, że właśnie w pamiętnym 1915 roku niemiecki pastor i przewodniczący Niemieckiej Partii Demokratycznej, Friedrich Naumann wydał książkę Mitteleuropa, w której kreślił plany przekształcenia Europy Środkowej poddanej dominacji Cesarstwa Niemieckiego. Kongresówka miała w tych planach stać się jedynie częścią wielkiego bloku polityczno-gospodarczego zarządzanego z Berlina. Celem jego istnienia było utrwalenie gospodarczej dominacji Niemiec nad Europą środkową i budowa najpotężniejszego na świcie mocarstwa, mającego znaczną przewagę ekonomiczną i militarną nad możliwymi współzawodnikami. Dzięki takiej konstrukcji Niemcy mogli też zdominować Rosję, którą spodziewali się szybko zmusić do kapitulacji. Warto zwrócić uwagę, że ideę Mitteleuropy popierali wpływowi przedstawiciele niemieckiej elity politycznej, intelektualnej i finansowej, tacy jak Walther Rathenau, Hjalmar Schacht, Matthias Erzberger, czy Max Weber. Cały pomysł zakładał utworzenie satelickich państw pod egidą Niemiec i Austro-Węgier, a także brutalne przesiedlenia ludności polskiej i żydowskiej, oraz aneksję pogranicznych terenów Królestwa. Tak okrojone polskie państewko miało się stać dla Niemców zapleczem surowcowym i rynkiem zbytu, a co za tym idzie krajem o bardzo zredukowanej bazie przemysłowej. Realizacja programu Naumanna dotknęła także przemysł nad Kamienną.
Już w lecie 1915 roku okupanci wkroczyli do huty starachowickiej i zaczęli wywozić z nich surowce i gotowe produkty zgromadzone w magazynach i na placach. Niemcy rozmontowywali maszyny, ładowali je na pociągi i transportowali do Rzeszy. Mimo, że robotnikom udało się ukryć część majątku fabryki, to straty były ogromne i w czasie całej wojny wyniosły ponad 1 mln zł (wg wartości z czasów reformy Grabskiego). Po tej grabieży okupanci nakazali ponowne uruchomienie huty. Okazało się to niemożliwe. Wielki piec nie mógł znowu działać, bo brakowało surowców: koksu i ferromanganu. Działały tylko kopalnie i piece do prażenia rudy, którą wysyłano do Zagłębia Dąbrowskiego. Na terenie zakładu produkowano tylko drut. Na terenie obecnych osiedli Bugaj i Majówka cesarsko królewska armia wybudowała drewniane baraki dla żołnierzy. W Wierzbniku okupacja przyniosła spore zniszczenia. Spłonęła wschodnia pierzeja rynku. Wiele budynków uległo dewastacji. Austriacy wyznaczyli na administratora urzędu pocztowego w Wierzbniku Polaka z Galicji, Emanuela F. Winniczuka, pochodzącego z Podwołoczysk (ojca znanej uczonej z UW, prof. Lidii Winniczuk). Opisał on w swoich listach do rodziny losy wojenne Wierzbnika. Ubogie i zdewastowane miasto cierpiało głód, a w okolicy kręciło się mnóstwo bandytów i złodziei. Napadali oni zarówno na miejscowych gospodarzy, jak i na żołnierzy i żandarmów austriackich. Mnożyły się morderstwa i rabunki. 1 listopada 1915 roku czterdziestoosobowa zamaskowana banda napadła na dwór miejscowych ziemian w Dąbrowie. Mieszkańcy zostali sterroryzowani i ograbieni ze wszystkich pieniędzy i z całego ruchomego mienia. Ofiarami bandytyzmu padli też gospodarze z tej miejscowości (jeden z nich został przez złoczyńców zastrzelony).
W takiej pogarszającej się z dnia na dzień sytuacji wszelki gesty pojednawcze okupanta miały wydźwięk jedynie propagandowy. W 1916 roku Austriacy przywrócili Wierzbnikowi prawa miejskie, odebrane przez cara po powstaniu styczniowym. Część mieszkańców wykorzystała ten fakt i starała się rozwijać różne rodzaje działalności. Założono drukarnię i koło Polskiej Macierzy Szkolnej. Budżet miasta, zarządzanego przez burmistrza Antoniego Laskowskiego był skromny i ledwie wystarczał na pokrycie najniezbędniejszych potrzeb. Plany naprawy studni miejskiej, rurociągu, oraz dróg i mostów nie mogły dojść do skutku. W mieście zaczęły organizować się lokalne komórki partii politycznych: Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Robotniczego i PPS. Uaktywnili się przeciwni niepodległości Polski działacze SDKPiL z komunistą Józefem Golędzinowskim na czele. Zwolennicy Piłsudskiego utworzyli miejscową komendę POW, do której przystąpili głównie ludzie bardzo młodzi, często wręcz niepełnoletni.
Najaktywniejszym polskim działaczem w Wierzbniku był pochodzący z Włostowic (obecnie dzielnica Puław) ksiądz Bolesław Sztobryn, proboszcz parafii Świętej Trójcy w latach 1912-1919. Ksiądz Sztobryn był członkiem Tymczasowej Rady Stanu Królestwa Polskiego z ramienia biskupa sandomierskiego ks. Mariana Ryxa. Założył istniejący do dziś cmentarz parafialny na ulicy Zgodnej. W czasie wojny z bolszewikami został kapelanem Wojska Polskiego, a potem zakonnikiem (karmelitą bosym) jako o. Terezjusz od św. Józefa.
Okupacja coraz bardziej dawała się ludności we znaki. Austriacki garnizon złożony głównie z Czechów, Węgrów i Bośniaków miał problemy z aprowizacją i rekwirował od mieszkańców wielkie ilości zboża, bydła i trzody chlewnej. Rekwirowano także kożuchy, futra, wyroby z gumy, kauczuku, gutaperki i kalafonii, oraz tkaniny wełniane. Wojsko austriackie zabierało miejscowym nawet buty i płaszcze. Zaczęły się protesty i zamieszki, a na nastrojach mieszkańców umiejętnie grał miejscowy PPS. Wiecami przeciwko rekwizycjom sterował działacz tej partii Antoni Góralczyk, nazywany „towarzyszem burmistrzem”. Należał do lewicy PPS i miał swój sklep odzieżowy przy rynku. W listopadzie 1918 niezadowolenie w Wierzbniku osiągnęło apogeum. Przygotowujące się od dłuższego czasu do działania bojówki POW zaatakowały żołnierzy austro-węgierskich w różnych punktach miasta. Wybuchły gwałtowne, ale krótkie i mało krwawe walki. Czesi, Węgrzy i przybysze z Bałkanów prędko poddawali się i wycofywali. Chcieli jak najszybciej wracać do domów. Miasto, tak jak cała północna i zachodnia Małopolska zostały oswobodzone. Zaczął się niekończący się ciąg wieców i manifestacji.
Pierwsze lata po odzyskaniu niepodległości były dla mieszkańców Wierzbnika i Starachowic bardzo trudne. Brakowało nawet najbardziej podstawowych artykułów, a do 1920 roku huta praktycznie nie pracowała. Tymczasem na miejscu faktyczną kontrolę nad terenem sprawowały oddziały Milicji Ludowej PPS i POW, stanowiące w praktyce dobrze uzbrojoną partyjną bojówkę. Milicja Ludowa posiadała silne ośrodki w Radomiu, Wierzbniku, a także w Ostrowcu i Opatowie, co oznacza, że kontrolowała najważniejszy obszar w centrum kraju. Często ścierała się zbrojnie z wojskiem i innymi siłami porządkowymi, a także uczestniczyła w wiecach i strajkach. Czasami starcia te były bardzo krwawe, jak w Radomiu, gdzie w nocy z 6 na 7 stycznia 1919 roku duży oddział bojowników Milicji Ludowej napadł na koszary 25 pułku piechoty. Na ulicach tego miasta rozgorzała regularna bitwa, która pociągnęła za sobą mnóstwo ofiar śmiertelnych, a wojsko z wielkim trudem odparło atak. W końcu szkodliwa organizacja rewolucyjna, jaką w istocie była milicja, została rozwiązana. Cześć mieszkańców wzięła udział w odparciu bolszewickiej ofensywy w lecie 1920 r., a ci, którzy zostali w domu przesłali dla żołnierzy na froncie niewielki transport darów. W końcu dla ludności doliny Kamiennej nadszedł czas względnego spokoju.

 

Literatura
M. Adamczyk, S. Pastuszka, Starachowice. Zarys dziejów, Warszawa, 1984.
A. Pawelec, Dziedzictwo Starzecha i inne opowiadania, Starachowice, 2001.
A. Pawelec, Ze Starzechem w tle, Starachowice, 2005.
A. Pawelec, W Starachowicach i okolicy, Starachowice, 2008.
A. Pawelec, Potomkowie Starzecha, Starachowice, 2003.
W. Sobieraj, P. Kołodziejski, Nim zasypano ostatni szyb. Historia starachowickiego górnictwa rud żelaza, Starachowice, 2010.
W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski, t.2, cz1., 1914-1939, Gdańsk, 1990.
R. Cameron, Historia gospodarcza świata. Od paleolitu do czasów najnowszych, Warszawa, 2001.


Zmieniony ( 28.06.2017. )