Rokitna. cz.II --- Bitwy u progu wskrzeszenia Polski.
Wpisał: dr J. Jaśkowski   
07.07.2017.

Rokitna. cz.II

Bitwy u progu wskrzeszenia Polski.

 

Z cyklu: „W-140 Listy do Wnuczka”
 

dr J. Jaśkowski  

Celare fraudem fraus est. Co się przekłada: ukrywanie oszustwa jest oszustwem!   [rzymska maksyma prawna]

 

Ciąg dalszy listu Marka A. Dunin-Wąsowicza:  

Do ułanów strzela nie tylko artyleria rosyjska, walą też, "swoje"- wstrzelane austriackie armaty. Z góry, w środek rosyjskiego okopu pada szrapnel zabijając na miejscu: kaprala Karasińskiego, Tworkowskiego, Starczewskiego, Zwatszke i Majdę. W tym momencie kończy się atak, a zaczyna odwrót...Waliły się konie i ludzie, a nad nimi śmiały się szrapnele, urągając bohaterom bez siły, ścieląc rannych i trupy pokosem po łanie... Pada wachmistrz Nowakowski, Szysz i Potok, ranny kapral Bokalski udając zabitego, przeleżał do nocy, wyszedł z okopu, ubił kolbą placówkę wroga i powrócił do swoich z dokładnym meldunkiem.  Ranni zostali jeszcze: Jakubowicz, Serhiejewicz, Krawczyński, Kułakowski, Ściborowski, Prokop Sztembarth, Łabędzki, Metsche, Chwalibóg, Senowski, Firlitt, Eiserman, Wojciechowski, Sala, Mazur, Kamiński i brat rotmistrza- Bolesław.  Reszta pod ogniem armat i karabinów maszynowych przejechała z powrotem drogę do wsi, ku okopom piechoty Legionów i 3 szwadronowi.

Atak skończony! ...A armaty grzmią bez końca swoją pieśń potężną niby marsz żałobny, w takt którego przybiegają pierwsi jeźdźcy, pierwsze rozbitki szwadronu, po chwili wracają piesi, a potem, aż do wieczora suną ranni, jeden za drugim, powoli, milczący, jednych niosą na noszach, inni zaś zostali na górze zabici, może ranni tylko... A co działo się w czasie całej akcji z 3 szwadronem?   Lakoniczny i szybko rzucony rozkaz rtm.Wąsowicza: "3-ci szwadron stać - rezerwa!, zaskoczył dowodzącego nim w tej chwili porucznika Rabińskiego. Czy zatrzymać się, by wziąć odstęp od 2-go szwadronu i ruszyć za nim w drugim rzucie, w odległości kilkuset metrów? Czy też czekać w miejscu na dalsze dyspozycje? Sylwetki jeźdźców 2-go szwadronu ginęły już na wzniesieniu, a ogień nieprzyjacielski zaczynał się wzmagać. Słychać bliski świst kul, ułani 3-go szwadronu są wyraźnie niezadowoleni, że nie idą za 2-gim szwadronem. Mijają drogie chwile i zanim porucznik Rabiński podjął decyzję, ujrzał pędzącego ze wsi galopem oficera (ppor. Chmielowskiego-dowódcę konnych zwiadowców 3 pułku piechoty legionów) z dala krzyczącego: "Stać - zatrzymać szarżę!". Chodziło prawdopodobnie o wstrzymanie wyruszenia całego dywizjonu, gdyż piechota nie była jeszcze gotowa do akcji. Opóźnione rozkazy ze sztabu brygady przyczyniły się do tego, że nie zdołano wydać na odcinku w 3 pułku piechoty rozkazów do szturmu i zatrzymano 3-ci szwadron. Rozkaz współdziałania z szarżą otrzymała jedynie stojąca przy pierwszym wiatraku III kompania z 2 pułku piechoty, która mogła wesprzeć atakujących właściwie tylko ogniem swych cekaemów. (Sprawy opóźnień i zatrzymania 3-go szwadronu nigdy do końca nie wyjaśniono.)  Po rozkazie "Stać-zatrzymać szarżę!" w 3-cim szwadronie nastąpiła konsternacja i znowu parę minut zwłoki. Na zboczu koło wiatraka pojawiają się powracające niedobitki 2-go szwadronu, lżej ranni, lub ci którym konie padły w ataku oraz biegające konie bez jeźdźców...  W ciągu 13 minut trwającego ataku, na przestrzeni 2,5 km. 2-gi szwadron stracił 40 z 63 ludzi. Od pierwszego rozkazu rtm. Zbigniewa Dunin-Wąsowicza minął niecały kwadrans. 15 ułanów zginęło, 3 kona, rannych jest 27, pośród rannych -7 trafia do niewoli, 2 zaginęło. Rzecz dziwna, że po tak ożywionej walce w godzinach rannych, po południu zapanowały na froncie zastój i cisza. Zaczepny zwrot Rosjan skierowany na 42 dywizję piechoty austriackiej zamarł. Sytuacja XI Korpusu została uratowana. W nocy Rosjanie, zszokowani odwagą i szaleńczym impetem Polaków na swoje pozycje bronione przez setki obwarowanych żołnierzy, 4 gniazda ckm i baterię 6 armat, bez nacisku porzucają okopy pod Rokitną i wycofują się na wschód ku Ryngarzowi…”  

       Jest upalna niedziela 13 czerwca, dochodzi godzina 13.15, w 13 minut było po wszystkim...Trzy "pechowe" trzynastki, czy przepustka do sławy? Kim byli rokitniańczycy? Kim był ich dowódca? Czy był to tylko szaleńczy zryw, jak widzą to niektórzy? Czy może pokaz miłości do Ojczyzny, wołanie do rozproszonych rodaków: Obudźcie się! Powstaje Polska! A może tylko lekcja dla świata w myśl napisu wyrytego im na grobie w Rarańczy (obecnie ukr.Ridkivtsi ): "Kimkolwiek jesteś-naucz się ode mnie, jak słodko i szlachetnie umierać dla Ojczyzny"...?  

Postarajmy się odpowiedzieć na te pytania, choć nie są one łatwe, a dystans tych stu przeszło lat je jeszcze utrudnia. Czy w obecnych warunkach życia, które w sposób drastyczny zmieniły się na lepsze, potrafimy je jeszcze zrozumieć? Myślę, że tak, ponieważ czyny bohaterskie są uniwersalne i ponadczasowe. Udowodnił to choćby nasz kierowca ciężarówki miesiąc temu w Berlinie.    Rokitniańczycy to młodzi żołnierze, ochotnicy, wykształceni (na 110, którzy wyruszyli z Krakowa do Węgier, 96 miało zdaną maturę lub ukończone studia uniwersyteckie) przedstawiciele inteligencji, szlachty i arystokracji (choć w oddziale byli też i chłopi, robotnicy rolni i fabryczni, rzeźnik, chłopiec stajenny), ale i tak jest to kwiat polskiego narodu - elita. To Duninowie: Brzeziński (dowódca 3 szwadronu, nie brał udziału w szarży - był wtedy w szpitalu), Łabędzki, bracia Wąsowiczowie i powinowaci Duninów np. Janusz Jagrym-Maleszewski herbu Gryf-Jaxa, późniejszy pułkownik kawalerii WP, długoletni komendant główny Policji Państwowej, senator, od 1909 roku mąż Jadwigi Marii z Dunin-Borkowskich, w czasie szarży wachmistrz - dowódca II plutonu w 2 szwadronie. W dyonie II Brygady służył Józef Dunin-Borkowski - dr filozofii, ziemianin, w czasie walk w Karpatach był wachmistrzem -dowódcą II plutonu w 2 szwadronie, na początku 1915 roku oddelegowany w okolice Radomska gdzie organizował 5 szwadron kawalerii L.P. (wraca do 2 szwadronu, ale już po bitwie pod Rokitną), później dowódca 9 pułku ułanów walczących na Wołyniu.

Rokitniańczycy to przede wszystkim z krwi i kości żołnierze patrioci - Polacy.   Ich dowódca - Zbigniew( wł. Dymitr Zbigniew, dwojga imion) Dunin-Wąsowicz, 32 letni zawodowy oficer kawalerii, doświadczony żołnierz i syn (ojciec Bolesław major 13 pułku ułanów austriackich, szkolił kawalerzystów w wyższej szkole jazdy w Wiedniu, Custozza),wnuk (dziadek Mikołaj kapitan wojsk napoleońskich, adiutant generała Krasińskiego, kawaler Virtuti militari, Legii honorowej, Somosierra), prawnuk (pradziadek Hermenegild, konfederat barski, porucznik), 2x prawnuk (2x pradziadek Aleksander, konfederat barski, generał-major) itd...zawodowych oficerów, który na jesień 1913 roku, po 12 latach służby spensjonował się w randze porucznika w sławnym 13 pułku ułanów austriackich, zgłasza się w Komendzie Związku Strzeleckiego w Brzeżanach i obejmuje dowództwo... jednego plutonu "Strzelca", by na wiosnę  zostać kierownikiem rzeszowskiego oddziału "Biura Emigracyjnego", które w Krakowie prowadził inny 37 letni "emeryt" wojskowy, podporucznik piechoty Bolesław Roja (późniejszy generał dywizji)...

Akurat wtedy, gdy po kryzysie bałkańskim wojna była nieunikniona i gdzie powstał w 1910 roku lwowski Związek Strzelecki "Strzelec", poszerzył swoje szeregi z 300 do 6500 członków. Dziwnym trafem w latach 1912,13,14 takich oficerów było więcej - np. późniejszy generał - Józef Haller dopiero co awansowany do rangi majora, w wieku lat 39 przechodzi sobie spokojnie na emeryturę i... militaryzuje "Sokoła", przekształca ruch skautowy w harcerstwo, w czasie wojny organizuje Legion Wschodni, dowodzi: 3Pułkiem Legionów na froncie w Karpatach Wschodnich i Bukowinie północnej, II Brygadą Legionów Polskich, II Korpusem Polskim na Ukrainie, Błękitną Armią we Francji na froncie w Szampanii, Wogezach i w Polsce, by od 4 października 1918 roku zostać Naczelnym Dowódcą wszystkich Wojsk Polskich... Jeszcze jednym "dziwnym" zbiegiem okoliczności nasz Bohater - porucznik Zbigniew Dunin-Wąsowicz po zwolnieniu z wojska austriackiego pracuje w "Sokole" i bardzo często odwiedza rodzinne Brzeżany (obecnie ukr. Berezhany), gdzie po śmierci ojca Bolesława (1906 rok) i wyjeździe matki Wilhelminy do rodzinnego Dürnkrut (miejscowość na trasie kolejowej z Wiednia do Krakowa - gdzie niedługo umiera) mieszka siostra Jadwiga po mężu Sieboldowa i młodszy o 12 lat brat Bolesław - uczeń przedmaturalnej klasy Gimnazjum w Tarnopolu. Po śmierci rodziców i zbyciu ich realności przy ul. Lwowskiej doktorowi weterynarii Kurkowi, domem rodzinnym braci  Zbigniewa i Bolesława stał się stuletni dworek inżyniera Jana i Jadwigi Sieboldów, w sąsiedztwie OO. Bernardynów w Brzeżanach. Tam matczyną opiekę nad "chłopcami" (jak mówiła sama Jadwiga) roztaczała im ich starsza siostra. Tam też, podczas sowieckiej okupacji w II Wojnie Światowej wraz z Jadwigą Sieboldową ukrywał się przed deportacją nasz nestor i wujek rodowy Paweł Kosina.

Dlatego z "pierwszej ręki" wiemy, że w domu tym w czasie pobytów Zbigniewa w Brzeżanach koncentrowało się życie organizacyjne grup "Sokoła" i "Strzelca", toczyły się wspólne narady z głównym organizatorem brzeżańskiego "Strzelca" - Teofilem Mareschem (adwokat, późniejszy legionista, generał brygady, naczelny prokurator wojskowy, we wrześniu 1939 roku naczelny szef służby sprawiedliwości w Naczelnym Dowództwie WP ) oraz Edwardem Rydzem ps. "Śmigły" (którego dom rodzinny matki - Babiaków był w niedalekim sąsiedztwie). W spotkaniach tych aktywny udział brał również najmłodszy z nich, brat Zbigniewa -Bolesław. Po zapoznaniu się z tymi faktami, wszystkie wcześniejsze zbiegi okoliczności przestają być już "dziwne". Do dnia 9 sierpnia 1914 roku Zbigniew formuje oddziały strzeleckie w Brzeżanach, by razem z Edwardem Rydzem przez Lwów wyruszyć do Krakowa. Jako jeden z pierwszych  wkroczył na czele małego oddziału kawalerii do Królestwa i zaczął organizować pierwszy szwadron jazdy polskiej. Nie jest też już niczym dziwnym dlaczego dnia 11 sierpnia 1914 roku "młody emeryt", porucznik kawalerii Zbigniew Dunin-Wąsowicz z rozkazu Józefa Piłsudskiego obejmuje dowództwo tworzącej się jazdy. Jej zaczątek stanowiły dwa plutony sokołów konnych ze Lwowa pod komendą rtm. Marcelego Jastrzębiec - Śniadowskiego (wnuk austryjackiego Feldmarchalleutnanta R. Aderle von Sylor, Dyrektor Banku Rolnego we Lwowie, twórca lwowskiego "Sokoła" konnego, później pułkownik artylerii WP ) i por. Rylskiego, którzy przekroczyli kordon graniczny w pierwszych dniach sierpnia. Po wstępnych pracach przygotowawczych w Kieleckiem, chrzcie bojowo - ogniowym w 3 dniowej bitwie pod Brzegami, oddział tworzony przez Wąsowicza w ciągu 3 tygodni podnosi swą siłę liczebną do 140 ludzi. Po ponownym zajęciu Kielc, w czym brał czynny udział wraz z bratem, ale osobno - Bolesław wyruszył z Brzeżan z oddziałem strzelców pierwszego powołania pod dowództwem Teofila Marescha, jako piechociniec już 4 sierpnia. Pod Brzegami Bolesław zostaje lekko ranny, dalej otrzymuje Komendę Placu w Miechowie. W Kielcach spotkał się przypadkiem z bratem Zbigniewem, którego nazwisko po pierwszych potyczkach jego ułanów było już powszechnie znane i cenione.  Tu zostało stworzonych pięć batalionów, dwa oddziały kawalerii ("Beliny" -15 ludzi  i Wąsowicza 55 ludzi (w tym 2 rekrutów), 50 koni wierzchowych i 2 konie pociągowe. Na rozkaz Komendanta 26 sierpnia 1914 Zbigniew Dunin-Wąsowicz wyznaczony do tworzenia nowych oddziałów kawalerii, jako instruktor udaje się do Krakowa, przekazując wpierw dowództwo szwadronu swojemu młodszemu koledze za Związku Strzeleckiego - 26 letniemu porucznikowi strzeleckiemu Władysławowi Prażmowskiemu ps."Belina", który dowodził dotąd samodzielnym oddziałem liczącym na ten dzień dwudziestu pięciu jeźdźców. Z połączenia obu tych oddziałów powstaje przyszły 1-szy szwadron i po scaleniu w Krakowie 12 listopada 1914 roku organizuje się dopiero w 1-szy dywizjon kawalerii Legionów Polskich. Władysław Zygmunt Belina - Prażmowski, bardzo dzielny oficer, późniejszy pułkownik kawalerii Wojska Polskiego, Prezydent Miasta Krakowa, Wojewoda lwowski, ze względu na rajd zwiadowczo - rozpoznawczy do zaboru rosyjskiego nieumundurowanej tzw. "siódemki Beliny" (w późniejszych latach dwóch zginęło podczas działań wojennych, a w wolnej Polsce dwóch doczekało stopnia pułkownika, a trzech generała, z Ludwikiem Skrzyńskim ps."Kmicic" - późniejszym generałem brygady WP),  którymi dowodził w dniach 2-3 sierpnia 1914 roku oraz ponowny rajd przez kordon graniczny i bezkrwawą potyczkę z rosyjskimi policjantami 6 sierpnia już umundurowanego i uzbrojonego konnego patrolu w tym samym składzie, uznany jest błędnie przez historyków wojskowości za twórcę 1-go szwadronu kawalerii LP, a tym samym błędnie uznany twórcą całej kawalerii odrodzonego WP. Po przekazaniu szwadronu Belinie, Zbigniew otrzymuje rozkaz udania się do Krakowa celem utworzenia następnych oddziałów jazdy. Namawia brata Bolesława, aby wstąpił do organizowanego w Krakowie 2-go szwadronu. Po przełamaniu trudności jakie przedstawiało tworzenie szwadronu wprost z niczego, formowanie sfinansowały ofiarne jednostki - sumptem prywatnym! Z Królestwa napływali nowi ochotnicy i znaczny transport koni darowanych przez ziemian, bądź nabytych za gotówkę w Miechowie i okolicy.

W sumie zgłosiło się ponad 200 ochotników i pozyskano 150 koni. W pierwszych dniach września Zbigniew udaje się do podkrakowskich Przegorzał - na miejsce formowania 2-go i 3-go szwadronu by objąć nad nimi dowództwo. Już 1 października obydwa szwadrony wyruszają na Węgry. 26 października 2-gi szwadron przechodzi pierwszy chrzest bojowy pod Cucyłowem, stawiając przez dwie godziny zaciekły opór ośmiu sotniom kozackim i baterii armat, będąc w okrążeniu z kończącą się amunicją przebijają się praktycznie bez strat własnych (trzech lekko rannych i kilka padłych koni), za co porucznik Zbigniew Dunin-Wąsowicz awansuje na rotmistrza. Po uzyskanym awansie wracając do swoich ułanów krótko do nich przemówił: "Wam swój awans zawdzięczam, koledzy. Wasza to dzielność mi go zdobyła"... Był niewysoki, co dla ułana jest błogosławieństwem, drobny, zwinny, spokojny, odważny, ale skłonny do hazardu i surowy dla ułanów, nierzadko stosując wobec nich normalne w tamtych czasach w wojsku kary cielesne, ale ułani i tak go kochali, obaj z wysokim Bolesławem byli rudzi - po matce. Po kądzieli odziedziczyli także tradycje wojskowe - dziadek matczyny Maurycy Müller był majorem c.kr. wojsk austriackich, a przodkowie babki matczynej Leonilli z baronów Gutstaedtów, od pokoleń służyli w cesarskim wojsku.  

Aby zrozumieć położenie i nastroje przed bitwą rokitniańską, musimy sobie przypomnieć dlaczego do niej doszło.         Od kilku lat wszystkie mocarstwa europejskie zbroiły się na potęgę - chodziło o podział Afryki. Po konflikcie bałkańskim wojna w Europie była nieunikniona i aby wybuchła, czekano tylko na pretekst. Zamach na arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie, trzeci tego dnia i skuteczny spowodował, że wojna stała się faktem. Dwa pierwsze bombowe ataki nie wyrządziły większych szkód, zdenerwowały jedynie przyszłe ofiary, dopiero gdy książęcy kierowca "samowolnie" zmienił trasę przejazdu - w ostatniej chwili i bez uprzedzenia skręcając, by po przejechaniu krótkiego dystansu zatrzymać automobil wprost pod nogami zamachowca Gawriło Principa - zastrzelono pasażerów...   

c.d.n.  





Zmieniony ( 07.07.2017. )