Najczęstsze błędy popełniane przez onkologów. Przyczyny przegrania wojny z rakiem. | |
Wpisał: dr J. Jaśkowski | |
19.07.2017. | |
Najczęstsze błędy popełniane przez onkologów. Przyczyny przegrania wojny z rakiem.
Z cyklu: „S- 145, 52 stan z prawami dla mniejszości etnicznych” Ten sposób zmonopolizowania rynku opracował mu Abraham Flexner [patrz Flexner Report]. Pierwszym celem Raportu było zmonopolizowanie kształcenia przyszłych lekarzy. J.D.R. wydał ponad 800 milionów dolarów dla kolegiów medycznych i szpitali, ale tylko tych, co słuchali wytycznych. J.D.R założył „słupa” pod nazwą General Education Board – GEB, czyli Zarząd EDUKACJI. W bardzo krótkim czasie, wszystkie szkoły medyczne otrzymały ten sam program, nauka została skrócona i uproszczona. Przypomnę, po pierwszej wojnie światowej nawet taki uniwersytet, jak Harvard, przyjmował kandydatów na lekarzy bez egzaminu, ponieważ duża część spośród nich była niepiśmienna. Powstał system grantów, czyli dotowania posłusznych „naukowców”. Już w 1913 roku założono American Cancer Society. J.D.R stwierdził głośno: „Nie chcę narodu myślicieli, chcę narodu robotników”. Dzięki pieniądzom J. D. R. zaczęto walkę z wszelkimi innymi sposobami leczenia chorych, z wyjątkiem pigułki. Pigułka, zastrzyk, stały się symbolem współczesnej medycyny. O efektach nikt nie śmiał wspomnieć. Podjęta w latach siedemdziesiątych walka z rakiem, po prawie 40 latach wygląda na przegraną. Pomimo licznych kampanii prasowych o odkryciu nowego cudownego leku na raka, efekt jest katastrofalny. Wszelkie reklamowe hasła mają jeden cel: naciągnąć podatnika na większy przelew pieniędzy do prywatnych kieszeni koncernów. Coraz więcej ludzi choruje na raka i coraz więcej umiera. Ostatnio np. zmarł mój kolega, w przeciągu 2 miesięcy od wykrycia nowotworu trzustki. Poprzednio był w pełni zdrowia, bez dolegliwości. Inna koleżanka, po wycięciu 2 cm guzka piersi i otrzymania dwóch chemii [!!!] ma 13 przerzutów do mózgu, których rzekomo nie miało po chemii być. Przed chemią nie miała nic. Średni czas życia po chemii i radioterapii wynosi tylko 3.5 roku. Bez chemii i radioterapii chorzy żyją ponad 13.5 roku. Jedyne skuteczne leczenie to wycięcie zmiany. Pogrobowym dla medycyny rockefellerowskiej był wyrok sądu, uznający Amerykańskie Towarzystwo Medyczne [Rockefeller] winnym spiskowania przeciwko chiropraktykom. Ta wojna lekarzy ze sprzedawcami rockefellerowskiego systemu, także dla zmyłki zwanych lekarzami, trwa w najlepsze. Generalnie bowiem mamy jedną medycynę. Medycyna ta ma rozmaite działy. Przykładowo, mamy internę, czyli choroby wewnętrzne, czyli leczenie zachowawcze oraz chirurgię, która wprowadza oprócz leczenia zachowawczego, leczenie operacyjne. Celem jest wyzdrowienie chorego i jego powrót do normalnych zajęć. Mamy ortopedię, czyli leczenie operacyjne chorób mięśni i stawów oraz leczenie zachowawcze mięśni i stawów, zwane osteopatią. W Polsce jeszcze nie zdążono nauczyć się osteopatii na takim poziomie, aby można było ją wprowadzić do nauki akademickiej. Najbliższa dla Polaków uczelnia osteopatii znajduje się w Londynie i jest pod opieką Rodziny Królewskiej. Moim zdaniem nie wprowadza się tej specjalizacji do Polski, ponieważ osteopaci niczym nie handlują, a więc nie płacą vatu, tej łapówki dla urzędników i nie sprzedają towaru koncernów farmaceutycznych. Skuteczne leczenie chorego mogą zawdzięczać tylko swojej wiedzy i praktyce. Wyniki leczenia osteopatów są takie same co najmniej, jak ortopedów. Problem polega na tym, że osteopaci nie mają powikłań i nie produkują kalek. Koszty leczenia u osteopatów są 10 razy mniejsze, aniżeli leczenia u ortopedów. Pomimo rozdzielenia specjalizacji w Polsce na ponad 80, kiedy na świecie jest tylko nieco ponad 40, tych istotnych nie utworzono oficjalnie. Powód jest jeden. Tak szkoleni adepci eskulapa mają być sprzedawcami, czyli robotnikami, a nie myślicielami, jak twierdzi J.D.R. Jak widzimy, ministerstwo od 27 lat tylko tym się zajmuje, obniżając systematycznie poziom szkolenia i skracając czas studiów. Dodatkowo wyprowadza pieniądze z systemu, opracowując tzw. programy np. Zdrowia Publicznego, czy walki z rakiem itd. Każdy jako tako wykształcony człowiek wie, że publiczne mogą być tylko domy i są to wysoko dochodowe interesy. Widocznie tak ma być także ze Służbą Zdrowia. Nie muszę podawać, kto czerpie dochód z takiego interesu. A że ludzie umierają? A kogo to obchodzi? Na pewno nie urzędników Ministerstwa nie wiadomo dlaczego, Zwanego Zdrowia. Ad Rem. Jedynym kryterium tzw. twardym działalności Służby Zdrowia jest wyleczenie i czas życia. Dla dzieci wprowadzono jeszcze tzw. współczynnik umieralności niemowląt. Proszę zauważyć, że od czasu tzw. przemian roczniki GUS-u. GUS coś tam produkuje, ale np. nie można otrzymać żadnych danych dotyczących umieralności w zakresie jakiegoś powiatu, czy gminy. A przecież takie informacje są niezbędne w celu określenia czynnika zagrożenia. Poza tym, podobno GUS opracowuje dane w zakresie euroregionów, a nie naszych powiatów. Sam musisz domyśleć się Człeku, z jakiego powodu te dane łatwiej poszukać w Brukseli, aniżeli w Polsce. O niemowlętach już pisałem nie raz. Tzw. Zespół Nagłej Śmierci Niemowląt po szczepieniach występuje z powodu zatrucia dwutlenkiem węgla. Są to wyniki pomiarów sprzed prawie 20 laty. Ani Ministerstwo, ani Główny Inspektor Sanitarny, pomimo dyrektywy Unii Europejskiej co do koncentracji dwutlenku węgla w budynkach publicznych, przez te lata przynależności do Unii nic nie zrobiły. Niech dzieciaki umierają nadal, a my będziemy zajmowali się handlem szczepionkami. Przypomnę, że tzw. norma dla dzieci, to koncentracja poniżej 800 ppm. Nasze pomiary w szpitalach wykazały, że stężenie CO2 w powietrzu w łóżeczku niemowlaka może dochodzić do 10 000 ppm. W szkołach dochodzi już po 30 minutach lekcji do 3500 -5000 ppm. Proszę sprawdzić na stronach internetowych poszczególnych sanepidów, nawet nie pomyśleli o przeprowadzaniu kontroli stężenia dwutlenku węgla w szpitalach, czy szkołach, ale o wysyłaniu listów i straszeniu rodziców karami z powodu nieszczepienia pociech cały czas pamiętają. Czyli, ewidentnie pracują dla koncernów, jako sprzedawcy szczepionek, wykorzystując w celu zwiększenia obrotów aparat państwowy. Ot, taka wybiórcza skleroza w zapominaniu dyrektyw Unii. Koło 1991 roku zaczęliśmy badania dotyczące powodów epidemii raka w województwie gdańskim. Nasze badania wykazały, że głównym czynnikiem były Gdańskie Zakłady Nawozów Fosforowych, działające przez ponad 10 lat bez decyzji. W tym czasie śmiertelność na raka wzrosła z 11% w latach 1960, czyli przed rozpoczęciem działań przez te zakłady, do 50% w latach 90. w chwili rozpoczęcia naszych badań, gdy umierało na raka ok. 1500 osób, a zachorowało w okresie roku ponad 3000. Po 10 latach umierało 5000, a zachorowało ponad 17500 osób. Trzeba zgodnie stwierdzić, że przez ten okres tzw. władze państwowe, ani samorządowe nie zrobiły nic, aby tą epidemię zatrzymać. 1*. Brak prowadzenia statystyk skuteczności stosowanych procedur. Już ponad 200 lat temu w Cesarstwie Pruskim wprowadzono obowiązek publikacji danych, kogo dany szpital leczył, jaką metodą i jaki był rezultat takiego leczenia. To był rok 1812. Po 8 pokoleniach, w jak twierdzą, w wolnej Polsce, nadal ten podstawowy wymóg dobrej praktyki medycznej nie jest realizowany. W jakim celu więc te wszystkie „tuzy” rządowe opowiadają bajki o Medycynie Opartej na Dowodach? Dowodów przecież nie ma, z winy Ministerstwa Zdrowia, które nie egzekwuje danych, tylko ugruntowuje bałagan. Sam musisz sobie odpowiedzieć PT Czytelniku, na postawione wyżej pytanie, komu to służy. Stare przysłowie mówi, że w mętnej wodzie łatwiej się ryby łowi, czyli wyprowadza pieniądze podatnika z przymusowych podatków. Czyli mamy taką sytuację. Ktoś bez nazwiska wprowadza jakieś procedury, traktując ludzi jak bydło, lub króliki doświadczalne. Wszyscy to samo i tak samo. W ten prostu sposób produkcja preparatów medycznych jest zmonopolizowana i przewidywalne zużycie. Producenci nie mają strat. A że chorzy umierają? Przecież i tak kiedyś muszą umrzeć, a jak umierają w szpitalu onkologicznym, to prokuratura się nie interesuje. Od 4000 lat medycyna zawsze była umową cywilno - prawną pomiędzy lekarzem, a chorym. Jak lekarz był dobry, to miał pacjentów, jak był zły, to niestety, zmieniał zawód. Obecnie nie ma chory człowiek żadnej możliwości wyboru. Leczy go procedura, a jak nie pasuje do procedury, to jego wina. Każdego studenta w dobrej Akademii Medycznej uczono, że człowiek jest indywidualnością, ma inne choroby współistniejące, inne nawyki dietetyczne i to metodę leczenia trzeba dobrać do chorego, a nie odwrotnie. Proszę zauważyć, jeżeli wszystkie szpitale i przychodnie muszą leczyć tak samo, to w jakim celu wprowadzono tzw. sieć szpitali? Przecież nasilili tylko zjawisko korupcji. Akademie Medyczne, zmienione na Uniwersytety, zaczęły kształcić sprzedawców procedur, czyli Roboty Biologiczne, a nie ludzi umiejących zastosować odpowiednią metodę do danego chorego. Żaden szpital kliniczny nie sili się nawet na szukanie przyczyn takiej epidemii raka. Operacja to jedyny pewny sposób wyleczenia. Operacja jest tańsza mniej więcej 10-krotnie od leczenia tzw. chemią. Czyżby procedury wprowadzające chemię jako uzupełnienie leczenia były stosowane tylko w celu wyprowadzania pieniędzy z ubezpieczalni? Przecież już wyjaśniono, dlaczego po chemii następuje przyspieszenie wzrostu nowotworu, doprowadzające do zgonu. Jak widać, do Urzędników NFZ i Ministerstwa ta wiedza nie dotarła. A może o coś zupełnie innego tu chodzi? Preparaty tzw. chemii trzeba sprzedać, o przepraszam, rozprowadzić. A dochód płynie do kieszeni prywatnego konsorcjum i jest pewnego rodzaju opodatkowaniem społeczeństwa bez zgody i wiedzy sejmu. Innymi słowy, konsorcjum zależy na jak największej liczbie chorych i stałym podawaniu swoich preparatów, najlepiej poprzez centralny zakup. W ten sposób można zmniejszyć liczbę dealerów i w efekcie obniżyć koszta uzyskania zysku. I o to chodzi. Dotarcie do kilku urzędników i ich przekonanie jest prostsze i łatwiejsze, aniżeli przekonywanie setek lekarzy, a już co najmniej dyrektorów szpitali. Nie bez powodu FBI szukało w Polsce łapówkarstwa. Jak wiadomo, sprawę zamieciono pod dywan. Pamiętam chorego, którego operowałem jako młody chirurg, tzw. laparotomia zwiadowcza. Po otwarciu powłok brzusznych zobaczyliśmy, że cała jama brzuszna była wymurowana masami nowotworowymi. Zabieg polegał na otwarciu, pobraniu wycinków i zaszyciu brzucha. Jakież było zdziwienie, kiedy po ok. roku przychodzi ktoś na dyżur z naręczem polnych kwiatów. Po tak długim okresie i zupełnej zmianie wyglądu chorego, nikt go nie rozpoznał. Chory pokazał wypis. Nasze wypisy w owych czasach były znakowane, jeden dla chorego, drugi dla rodziny. Ten dla chorego ważny był, ponieważ miał numer choroby. Po sprawdzeniu okazało się, że ostatni wpis w historii choroby to: w stanie agonalnym zawieziony do domu. Co powiedział chory? Po przywiezieniu do domu, był bardzo słaby przez całą jesień i zimę. Ale jak skowronki nad polami zaczęły latać to zaczęło mu zdrowie wracać. Na zwolnieniu był 9, czy 12 miesięcy. Ale jak zwolnienie się skończyło, to wrócił do pracy. Był listonoszem wiejskim i codziennie objeżdżał obszar ok 50 -70 km. Przytył i dlatego nikt go rozpoznać nie mógł. Przyszedł nam podziękować za dobre leczenie. A my przecież nic nie zrobiliśmy, tylko otworzyliśmy mu brzuch i zamknęliśmy.
PS. W wolnej Polsce bandyta ja. Bo pewne grupa bez dania racji Mówi, żem zdrajca bo z AK. Gdyśmy w Warszawie bój toczyli Wyście z uśmiechem na to patrzyli I ubijali interes swój |
|
Zmieniony ( 19.07.2017. ) |