Dowód na piśmie, że niezawisły sąd jest przekupny. A Prezes Kaczyński wznawia II wojnę?
Wpisał: Stanisław Michalkiewic   
06.08.2017.

Dowód na piśmie, że niezawisły sąd jest przekupny, ale nawet –

za jaką cenę.

A Prezes Kaczyński wznawia II wojnę?



Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4000



tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  6 sierpnia 2017



Wprawdzie Umiłowani Przywódcy porozjeżdżali się na urlopy, ale obowiązek wzmożonej czujności nie został z tego powodu bynajmniej odwołany. Ponieważ niemiecki owczarek w służbie europejskiej, czyli zastępca Jana Klaudiusza Junckera na stanowisku wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, Franciszek Timmermans wystosował wobec polskiego rządu miesięczne ultimatum na ostateczne rozwiązanie kwestii praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju, to znaczy, że na przełom sierpnia i września wszyscy folksdojcze muszą osiągnąć stan gotowości bojowej. Przypomniał im o tym Grzegorz Schetyna – z tym jednak, że jeszcze chyba nie zapadła decyzja, kto zostanie rzucony do pierwszego rzutu natarcia. Po spektakularnej kompromitacji Sądu Najwyższego, który 1 sierpnia „zawiesił” postępowanie w sprawie Mariusza Kamińskiego, pożyteczni idioci nie będą już wykazywali takiego entuzjazmu w obronie „kasty”, jak to było dotychczas, kiedy to płonęły „łańcuchy światła”, a co gorliwsze obrończynie nawet rozkładały nogi przed Sejmem, gotowe w ten podstępny sposób zatrzymać złowrogi faszyzm.

Rzecz w tym, że Sąd Najwyższy, zaledwie przed kilkoma miesiącami pryncypialnie zadekretował, że prezydent Duda, ułaskawiając Mariusza Kamińskiego przed uprawomocnieniem się wyroku „złamał prawo”, to znaczy – konstytucję i kodeks postępowania karnego. Kiedy jednak prezydent zawetował ustawę o Sądzie Najwyższym, która zakładała, że wszyscy sędziowie tego sadu przechodzą „w stan spoczynku”, to znaczy – z dnia na dzień wylatują z posady, z wyjątkiem tych, których na wniosek ministra sprawiedliwości wskaże prezydent Duda, uradowana pani pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf, pogalopowała do Belwederu, gdzie musiała panu prezydentowi obiecać, że niezawisły Sąd Najwyższy pójdzie mu na rękę. I tak się stało – Sąd Najwyższy z miedzianym czołem „zawiesił” postępowanie, dzięki czemu uzyskaliśmy dowód na piśmie nie tylko na to, że niezawisły sąd jest przekupny, ale nawet – za jaką cenę.

Wśród pożytecznych idiotów, podburzanych wcześniej przez żydowską gazetę dla Polaków pod redakcją Adama Michnika, rozległ się jęk zawodu, więc w najbliższym etapie kombinacji operacyjnej do pierwszego rzutu natarcia stare kiejkuty i Judenrat z Czerskiej może wystawić „kobiety”. Wiadomo; kobieta, wszystko jedna, starsza, czy młoda, ładna czy nie, bogata, czy biedna, mądra, czy głupia – kobietą być nie przestanie, więc nic dziwnego, że żydokomuna, będąca obecnie w awangardzie komunistycznej rewolucji w Europie i Ameryce, właśnie „kobiety” upatrzyła sobie na proletariat zastępczy. Tradycyjny proletariat, to znaczy – pracownicy najemni – już dawno się od żydokomuny z pogardą odwrócił, a poza tym zawsze był fałszywym sojusznikiem rewolucji. Tradycyjny proletariusz o niczym innym nie marzył, jak tylko - jak najprędzej przestać być proletariuszem, to znaczy – wzbogacić się. Taki wzbogacony proletariusz z dnia na dzień stawał się „drobnomieszczaninem”, szczególnie przez żydokomunę znienawidzonym – bo też i on nienawidził żydokomuny z całej duszy, nie bez powodu podejrzewając ją, że chce mu odebrać to wszystko, do czego z takim trudem doszedł.

Toteż na obecnym etapie żydokomuna „wyzwala”, a to „kobiety”, a to „sodomitów i gomorytki”, a to „zwierzęta”, a nawet „klimat”, który doznaje niewymownych cierpień z powodu globalnego ocieplenia, albo oziębienia – bo tu są dwie szkoły postępowej myśli rewolucyjnej. Obydwie jednak stykają się w momencie, gdy idzie o handel limitami dwutlenku węgla. Znaczy – nieważne, czy „klimat” doznaje niewymownych cierpień z powodu „ocieplenia”, czy „ochłodzenia”, bo tak czy owak biznes „sze kręczy” - jak to mówiono ongiś w sferach kupieckich.

Ale kiedy folksdojcze szykują się do ostatecznej rozprawy, również prezes Kaczyński poszedł na totalną konfrontację z Niemcami. Podczas ostatniej konferencji PiS przypomniał sobie, że Polska nie otrzymała stosownych reparacji wojennych od Niemiec. Rządowi pieniądze zawsze się przydadzą, zwłaszcza, że na wspomnianej konferencji pan prezes podkręcił ministrów, żeby przyspieszyli prace nad kolejnymi programami rozdawniczymi, w rodzaju „mieszkanie plus”, czy darmowe leki dla starców. Toteż złowrogi minister Antoni Macierewicz, przeciwko któremu żydowska gazeta dla Polaków wynajęła pana red. Tomasza Piątka, a ten bez ceregieli zdemaskował go jako ruskiego agenta, ogłosił, że Polska wystąpi do Niemiec o stosowne reparacje. Na niemiecką odpowiedź nie trzeba było długo czekać; pani Ulryka Demmer, zastępczyni rzecznika niemieckiego rządu oświadczyła, że sprawę reparacji dla Polski rząd niemiecki uważa za „ostatecznie uregulowaną”.

Wygląda tedy na to, że sprawa reparacji wojennych od Niemiec będzie w polskiej polityce pełniła rolę podobną, jak obecnie katastrofa smoleńska: „dążenie do prawdy” - co nie jest przecież tożsame z dotarciem do niej, znakomicie służy Prawu i Sprawiedliwości do emocjonalnego rozhuśtywania wyznawców prezesa Kaczyńskiego, którzy biorą udział w procesjach, czyli tzw. „miesięcznicach” w ramach smoleńskiej liturgii – a przeciwnikom PiS w rodzaju Platformy Obywatelskiej, czy nawet bojówek, prawdopodobnie powstałych z inspiracji starych kiejkutów, w postaci „Obywateli RP” - do emocjonalnego rozhuśtywania wyznawców „konstytucji”, albo – jak kto woli - „demokracji” w stronę przeciwną.

Podobnie będzie w sprawie reparacji; bardzo trudno będzie Polsce zmusić Niemcy, by zrobiły coś, czego nie będą chciały zrobić zwłaszcza w sytuacji, gdy Polska – to znaczy – nie żadna tam „Polska”, tylko polskojęzyczni sowieccy okupanci – przy różnych okazjach tych reparacji się pozrzekali. To trochę jazda po bandzie i w dodatku – bez trzymanki - bo podważanie ciągłości państwa w sytuacji, gdy rozmaite wojenne remanenty między Polską i Niemcami są nadal pootwierane, może odbić się naszemu i tak już przecież nieszczęśliwemu krajowy, bardzo nieprzyjemną czkawką. Czy zatem ta skórka, w postaci demonstrowania przez prezesa Kaczyńskiego „niezłomnego dążenia” do wygrania przez Polskę II wojny światowej, opłaci się za wyprawkę, czy też – co nie daj Boże – zakończy się otwarciem jakiejś „puszki z Pandorą”? Ciekawa rzecz, że przewodnią rolę zarówno w „dążeniu do prawdy” odnośnie katastrofy smoleńskiej, jak i w „dążeniu” do uzyskania od Niemiec reparacji wojennych, pełni ten sam Antoni Macierewicz, który – jak tak dalej pójdzie – ma szanse zostać patronem spraw beznadziejnych, na podobieństwo św. Tadeusza Judy.

Co bowiem się stanie, jak Niemcy przypomną, że nie tylko obóz zdrady i zaprzaństwa stręczył Polakom Anschluss do Unii Europejskiej, czyli poddanie Polski niemieckiej kurateli, ale również – płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm w osobach braci Kaczyńskich, który w 2003 roku również Anschluss Polakom stręczyli? Postawiłoby to prezesa Kaczyńskiego w sytuacji trochę podobnej, do obecnej sytuacji Sądu Najwyższego, co również jego wyznawców naraziłoby na potężny dysonans poznawczy i mogłyby zagrozić priorytetowi politycznemu w postaci pomników prezydenta Lecha Kaczyńskiego – no bo kolejny priorytet, w postaci tarzania Donalda Tuska w smole i pierzu, właśnie wkracza w kolejną odsłonę

Zmieniony ( 06.08.2017. )