Murzyny- nachodźcy: "Merkel gut! Merkel gut!". - Wyborcza farsa w Niemczech...
Wpisał: wpolityce   
12.09.2017.

Wyborcza farsa w Niemczech, czyli pani kanclerz, pomidory, syryjscy uchodźcy i AfD.

Murzyny- nachodźcy: „Merkel gut! Merkel gut!".





https://wpolityce.pl/swiat/357419-wyborcza-komedia-w-niemczech-czyli-pani-kanclerz-pomidory-syryjscy-uchodzcy-i-afd-merkel-gut-merkel-gut-wideo



Gdyby nie jej przeciwnicy, gwiżdżący i rzucający w nią pomidorami, kanclerz Niemiec Angela Merkel zapewne zasnęłaby podczas tej kampanii wyborczej do Bundestagu, określanej przez niemieckich komentatorów jako „najnudniejsza na przestrzeni ostatnich 20 lat”.

Wybory odbędą się 24 września, ale już teraz wiadomo jak się skończą. Będzie kolejna wielka koalicja z CDU i SPD, albo chadecja zwiąże się z liberalną FDP, lub dojdzie do tzw. koalicji Jamajka, czyli CDU będzie wspólnie rządziła z Zielonymi i FDP. A to wszystko przecież już było, niemiecka polityka to w kółko te same partie w podobnych konstelacjach.

Wielki konsensus wyrażony w wielkich koalicjach, zatarcie się różnic między głównymi partiami politycznymi, brak sporu, a więc i brak realnej alternatywy dla czwartej kadencji Merkel, z którą pod względem długości rządzenia mogą konkurować już tylko Konrad Adenauer i Helmut Kohl. Niemcy są rządzone zgodnie ze słynnym dictum Wilhelma II: „Nie znam już partii politycznych”. Sytuacja gospodarcza Niemiec jest dobra, bezrobocie rekordowo niskie, rosną za to nadwyżka budżetowa i eksport, a pozycja Niemiec w Unii Europejskiej pozostaje dominująca. To poczucie stabilności nie był w stanie zachwiać nawet kryzys uchodźczy i związane z nim zamachy terrorystyczne. Merkel jawi się Niemcom, jak twierdzi politolog Klaus Hurrelmann z berlińskiej Hertie School of Governance „jako matka narodu”.

To pozwala pani kanclerz ignorować głosy sprzeciwu, nawet jeśli są podparte sporą liczbą pomidorów. Najpierw Merkel oberwała warzywem podczas wiecu w Heidelbergu, a potem w swoim okręgu wyborczym w Wolgast, w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie. Ok. 150 osób przywitało ją tu okrzykami: Sp…alaj!” Protesty odbyły się także w saksońskim Torgau, gdzie słychać było okrzyki: gdzie jest chrześcijaństwo w twojej partii?!”, oraz w Strasburgu, gdzie demonstranci nawoływali panią kanclerz do dymisji. Na szczęście znaleźli się także fani „matki narodu”, którzy pospieszyli jej na pomoc. Grupka syryjskich uchodźców pozowała do zdjęć z plakatem pani kanclerz i intonowała monotonnie: „Merkel gut! Merkel gut!”. Było to jedyne co byli w stanie powiedzieć po niemiecku. Z jednej strony niezadowoleni obywatele, z drugiej szczęśliwi uchodźcy, trudno o lepsze podsumowanie ostatnich lat rządów pani kanclerz.

No i było jeszcze spotkanie z wyborcami w studiu telewizyjnym ARD, czyli zręcznie zainscenizowana runda pytań obywateli do Merkel, taka niemiecka wersja dialogu Putina z narodem. Tu pani kanclerz miała okazję zademonstrować te cechy, które przyczyniły się znacząco do tego, że tak długo rządzi. Na pytanie 18-letniej dziewczyny z zespołem Downa, dlaczego pozwala na aborcję takich dzieci nawet w ostatnim trymestrze ciąży, odparła: „Szef frakcji CDU w Bundestagu Volker Kauder próbował coś z tym zrobić, ale sprzeciw był zbyt wielki” (Jak coś złego to nie ja). W tym duchu toczyły się całe 75 minut dyskusji: pani kanclerz zapewniała pytającego, że „go całkowicie rozumie”, oraz, że zrobiła wszystko co w jej mocy by dany problem rozwiązać, a jeśli się nie dało to dlatego że ktoś lub coś stał temu na przeszkodzie. By podkreślić jak bardzo rozumie i współczuje, pani kanclerz nie stroniła od objęć i dobrodusznego poklepywania po ramieniu.

Od czasu do czasu tylko, zupełnie niechcący, wypadała z roli, czyli mówiła prawdę. Na pytanie dlaczego Syryjczycy przybywają do Niemiec, odpowiedziała: „Bo się zorientowali, że można tu dobrze żyć”. A na skargę studenta, że jego koledzy pochodzenia tureckiego popierają Erdogana, Merkel zauważyła, ponuro: „Jeśli dojdzie co do czego, nie do końca będziemy mogli na nich liczyć”. Czyli Syryjczycy chcą wykorzystać niemiecki system socjalny, a niemieccy Turcy to piąta kolumna Ankary? Było to zapewne najbardziej uczciwe wystąpienie Merkel w tej kampanii. Nawet jeśli nie do końca zamierzone. „Niemcy to kraj, w którym się dobrze i chętnie żyje” – to główne hasło kampanii Merkel. Jest dobrze, więc po co cokolwiek zmieniać?

Główny rywal pani kanclerz szef SPD Martin Schulz wprawdzie wciąż liczy na zwycięstwo, w końcu aż 40 proc. uprawnionych do głosowania wciąż nie wie na kogo odda głos, ale jest bardzo wątpliwe by – jak pisze publicysta „Die Welt” Henryk M. Broder – nagle przy urnie wszyscy ci wyborcy postawili spontanicznie krzyżyk przy kandydatach SPD „tak jak chwyta się batonik czekoladowy spontanicznie przy kasie przed wyjściem z supermarketu”. Po wyborach więc znów usłyszymy, jak za każdym razem, że „były to wybory uczciwe” (Merkel), a SPD „wprawdzie nie wygrała, ale zapobiegła zdobyciu przez CDU absolutnej większości” (Schulz).

Wejście AfD do Bundestagu też nie jest żadnym problemem, nawet jeśli partia zdobędzie dwucyfrowy wynik w wyborach. Demokratyczne reguły można w końcu nagiąć, jeśli czyni się to w słusznej sprawie. W ten sposób niektórzy członkowie komisji ds. budżetu Bundestagu zastanawiają się jak pozbawić AfD przewodnictwa tego gremium, jeśli partia zostanie największą siłą opozycyjną po wyborach, czyli w przypadku kontynuacji wielkiej koalicji z CDU i SPD. Obecnie komisją ds. budżetu kieruje Gesine Lötzsch ze skrajnie lewicowej partii „Die Linke”. To nikomu nie przeszkadza. Przewodnictwa AfD, partii legalnej i wybranej demokratycznie, zacne gremium nie chce jednak akceptować. Co to w końcu za demokracja jeśli wybierani są nie ci co trzeba?

Spór toczy się także o miejsca w Bundestagu. Jak pisze tygodnik „Der Spiegel” żadna z partii nie chce siedzieć obok AfD. A umieszczenie antyimigranckiej i eurosceptycznej partii po prawej stronie sali byłoby „politycznym faux pas”. Podobnie jak umieszczenie jej na samym środku, przed ławą rządową. „To byłby zły sygnał” – twierdzi „Spiegel”.

Na tym jednak nie koniec kłopotów z AfD. Przewodnictwo konwentu Seniorów Bundestagu przypadało jak dotąd najstarszemu z posłów. W czerwcu jednak, z inicjatywy szefa Bundestagu Norberta Lammerta, ta reguła została zmieniona. Obawiano się bowiem, że szefem konwentu Seniorów zostanie 76-letni wiceszef AfD Alexander Gauland. Teraz przewodniczącym konwentu Seniorów ma zostać polityk z najdłuższym stażem parlamentarnym. W AfD nikt takiego stażu nie ma, więc problem został rozwiązany.

I tak kończy się kolejna kampania wyborcza za Odrą. Pełna zrytualizowanych, upozorowanych sporów („Tak, Martin, rozumiem cię, ale nie zgadzam się z tobą”-Merkel w debacie z Schulzem), wyświechtanych haseł wyborczych: „Dla silnej gospodarki i bezpiecznych miejsc pracy” (CDU), „Czas na więcej sprawiedliwości” (SPD), oskarżeń o „nazizm” (Szef MSZ Sigmar Gabriel o AfD) i protestów małych grup obywateli, którzy mają dość wielkiej koalicji.

W Finsterwalde dwóch protestujących przywitało panią kanclerz okrzykami: „zdrajczyni narodu!”, i gestem Hitlera. Mimo starań głównych partii i mainstreamowych mediów AfD może stać się trzecią siłą polityczną w Niemczech. Obecnie partia ma 11 proc. poparcia w sondażach, więcej niż Zieloni, Die Linke i FDP. I to jedyny ciekawy aspekt tych wyborów.

Zmieniony ( 12.09.2017. )