Hubkę na śrubkę. Świetlik. | |
Wpisał: Izabela Brodacka | |
10.10.2017. | |
Hubkę na śrubkę. Świetlik.
Gospodarowaliśmy wspólnie, na obiady bywała zupa z zebranego na łąkach szczawiu, albo grzyby z kartoflami. Wystarczyło wyjść na pół godziny za dom, żeby przynieść pół wiadra podgrzybków. Najistotniejsze było jednak nasze poczucie wspólnoty i na tym polegał przecież niepowtarzalny fenomen Solidarności. To poczucie było – teraz to wiemy- raczej złudne niż fałszywe czy mistyfikowane. Nikt z nas przecież niczego nie udawał, nie było zresztą takiej potrzeby. Byliśmy w gronie trzeciego czy czwartego garnituru słynnej spółdzielni Świetlik przemianowanej potem na Gdańsk, która stała się kuźnią gdańskich liberałów. Bywał wprawdzie u nas w Warszawie jej szef Maciej Płażyński ale z Tuskiem nasze drogi nigdy się nie przecięły. Moje dzieci były kiedyś z jego ekipą na nartach i to wszystko. Na własne oczy widziałam na przykład kontrolę skarbową w lokalu Świetlika, podczas której młoda pani inspektor siedząc z chłopakami na podłodze nad stosem wyrzuconych z ogromnego pudła dokumentów usiłowała dopasować fakty do teorii że Świetlik jest wobec władz skarbowych w porządku. Wyglądało to mniej więcej tak: „ Hej tam X ( tu padała ksywka) 14 lipca pracowałeś w Jaworznie czy na latarni w Krynicy Morskiej?”- pytała inspektor. „ Niech będzie, że w Krynicy” – odpowiadał X. Nigdy w życiu nie słyszałam o podobnej kontroli skarbowej. Być może jej nietypowy przebieg można wytłumaczyć faktem, że chłopcy byli bardzo mili i przystojni, a pani inspektor balowała potem z nimi w trójmiejskich lokalach. Nieliczni założyli własne biznesy, niektórzy odnaleźli się w polityce, ale wielu niespodziewanie doświadczyło trudów zwykłej egzystencji i nie wszyscy wytrzymali to psychicznie. Do historyków współczesności należy ustalenie przyczyn uprzywilejowania Świetlika przez wrogie mu przecież komunistyczne władze. Być może wpisała go jakoś tam w swój plan transformacja ustrojowa (перестройка ) zainicjowana przez spragnionych bogactw towarzyszy z PZPR. Tak jak wpisane było w plan transformacji ustrojowej istnienie trybuna ludowego i przydatny w tej roli okazał się prowadzony na bezpieczniackiej smyczy Wałęsa, a bezużyteczna z racji swej słynnej niezależności Anna Walentynowicz. Wiele osób dowiedziało się zbyt późno, że ich działalność była nie tylko znana komunistycznym władzom lecz była nawet przez te władze chroniona jako sposób nacisku na partyjny beton. W takiej sytuacji znalazł się zaprzyjaźniony drukarz, który niepotrzebnie tracił zdrowie przy farbach w piwnicy podczas gdy jak wyjawił mu kiedyś Teoś Klincewicz jego drukarnia miała być zachowana i chroniona jako mało groźna dla władzy. Teoś Klincewicz, legenda Solidarności Politechniki Warszawskiej wspólnie z Marianem Kotarskim („Tadeusz”) powołał do życia istniejącą do dziś Oficynę Wydawniczą Rytm. Po 1989 roku Rytm był nadal kierowany przez Tadeusza Kotarskiego (w rzeczywistości Mariana Pękalskiego), który, jak się okazało, był funkcjonariuszem operacyjnym Służby Bezpieczeństwa skierowanym do rozpracowania konspiratorów. Imię i nazwisko „Marian Kotarski” było tylko kryptonimem operacyjnym. Czy Klincewicz zorientował się w podwójnej roli Tadeusza nie wiemy i już się nie dowiemy gdyż Klincewicz zginął jadąc na krajowy zjazd Solidarności. |
|
Zmieniony ( 10.10.2017. ) |