Dyrektor szpitala: rezydentom nie chce się wziąć dyżuru za 2400 zł bo... sobota
Wpisał: Dr Jarosław Rosłoń   
14.10.2017.

Dyrektor szpitala ujawnia: rezydentom nie chce się wziąć dyżuru za 2400 zł bo... sobota

https://wiadomosci.wp.pl/dyrektor-szpitala-ujawnia-rezydentom-nie-chce-sie-wziac-dyzuru-za-2400-zl-bo-sobota-6176727193224833a



Pieniądze dla lekarzy rezydentów są, ale nie chce im się ich zarobić. Dr Jarosław Rosłoń, dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie ujawnił, że rezydentom płaci za godzinę dyżuru nawet 100 złotych wynagrodzenia. Mimo to nie może znaleźć chętnych do pracy. Bo to ciężka, odpowiedzialna praca, a do tego weekendy.

Tymczasem w rozmowie z RMF dr Jarosław Rosłoń pokazał inną stronę tego sporu. Ten szpital z braku lekarzy specjalistów szuka właśnie rezydentów, gotowych do ciężkiej i odpowiedzialnej pracy na dyżurach. Za to dyrektor oferuje im od 60 do 100 złotych za godzinę. Przy 24 godzinnym dyżurze do zarobienia jest 2400 złotych.

- Mimo tego, że oferuję takie - wydaje mi się - spore pieniądze, nie mam chętnych lekarzy. Nie mam chętnych dlatego, że oferuję to w miejscach, w których dochodzi do największego obciążenia i narażenia lekarza - tłumaczył dyrektor Jarosław Rosłoń.

Przypomnijmy, że lekarze rezydenci to ci, którzy pracując w szpitalach zdobywają kolejny stopień kwalifikacji zawodowych. Po ukończeniu 6-letnich studiów na kierunku lekarskim, zdaniu egzaminu końcowego LEK i odbyciu 13-miesięczny stażu podyplomowego, posiadają pełne prawo wykonywania zawodu.

Rosłoń przypomniał, że dzięki pracy na dyżurach mogliby nie tylko zarabiać więcej pieniędzy, ale przede wszystkim szybko zdobywać doświadczenie. On sam tak pracował.

- Będąc młodym lekarzem, musiałem przede wszystkim bardzo dużo pracować. Nie po to dużo pracować, żeby zarabiać, tylko po to, żeby się bardzo dużo nauczyć - komentował Rosłoń.

Tak pracują polscy lekarze. Podają sobie kroplówki, żeby wytrzymać dyżur

Niech się młodzi uczą

- W moim szpitalu rezydenci pracują 48 godzin tygodniowo. Staram się o to, żeby ci rezydenci zgodzili się na większą ilość dyżurów. Przyjdźcie pracować, dyżurujcie, a za te dyżury dostaniecie większe pieniądze - mówił dyrektor szpitala. Okazuje się, że mimo protestu w sprawie niskich pensji, akurat ten szpital ma problem ze znalezieniem chętnych. Szczególnie tam, gdzie praca lekarzy jest ciężka i odpowiedzialna, czyli na przykład na izbie przyjęć. Dyżur trwa w dni powszednie od 17,5 godzin w weekendy, soboty do 24 godzin.

Ten wywiad mocno uderza w podstawy protestu lekarzy rezydentów. Już wcześniej minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł i część komentujących podkreślała, że młodzi lekarze stoją dopiero u progu kariery zawodowej. Ich żądania płacowe są wygórowane. Tymczasem nietrudno policzyć, że dwa, trzy dni "ciężkiego dyżuru" w Międzylesiu to spełnienie ich marzeń o pensji przekraczającej 6 tys. złotych.

W komentarzach pod rozmową odbyła się bezwzględna masakra nad młodymi lekarzami.

Zmieniony ( 14.10.2017. )