Atmosfera strachu i grozy w Kościele. Teolodzy i duchowni: kary za krytykowanie "Amoris Laetitia".
Wpisał: profesor Josef Seifert   
29.10.2017.

Atmosfera strachu i grozy w Kościele.

Teolodzy i wyżsi duchowni obawiają się kar za krytykowanie Amoris Laetitia

http://www.pch24.pl/atmosfera-strachu-i-grozy--teolodzy-i-klerycy-obawiaja-sie-kar-za-krytykowanie-amoris-laetitia,55495,i.html#ixzz4wuNOcMQd


Prawowierni katolicy stali się obiektem prześladowań. Nie ze strony liberałów, a swoich współbraci w wierze. Tę odważną, powracającą co jakiś czas tezę, wypowiedział profesor Josef Seifert, ceniony filozof i wieloletni przyjaciel papieża Jana Pawła II.

 Słowa prof. Josefa Seiferta są potwierdzeniem doniesień kard. Gerharda Muellera, byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, który zdradził niedawno, że watykańscy urzędnicy i nauczyciele akademiccy „żyją w wielkim strachu”. Nie chodzi bynajmniej o strach pochodzący spoza Kościoła, a właśnie z jego wnętrza.

 Zastępca redaktora naczelnego „Catholic Herald” przyznał, że przygotowując swój materiał kontaktował się z wieloma księżmi i naukowcami. – Słyszałem od wielu z nich, mieszkających na czterech kontynentach, że muszą zachować anonimowość. Tłumaczyli to faktem konieczności zarabiania na życie, inni jeszcze mówili, że muszą utrzymać rodzinę, a jeden pół żartem, pół serio stwierdził wprost, że nie jest gotowy na białe męczeństwo – napisał Dan Hitchens.

 Kościół od zawsze uczył, iż przed przystąpieniem do Komunii Świętej należy wyspowiadać się z ciężkich grzechów, a gdy grzech ten – jak w przypadku rozwodu i wstąpienia w ponowny związek – jest publiczny, kapłan nie może udzielić rozgrzeszenia, a znając sytuację penitenta – musi odmówić mu udzielenia Komunii. – Nauka ta została zakwestionowana w ostatnich latach – stwierdził Hitchens. – Coraz głośniejsza debata na ten temat doprowadziła do pojawiania się kolejnych wątpliwości, w tym dotyczącej materii cudzołóstwa – czy zawsze jest ono ciężkim grzechem? Czy można w ogóle dyskutować o tym co jest, a co nie jest grzechem? – dopytywał redaktor Catholic Herald.

 Jego zdaniem sprawa prof. Seiferta pokazuje jak bardzo sytuacja wymknęła się Kościołowi spod kontroli. Jeszcze niedawno, bo zaledwie w 2015 roku filozof ten był jednym z najbardziej szanowanych katolickich naukowców na świecie oraz cieszył się wielkim uznaniem i szerokim poparciem Stolicy Apostolskiej i konkretnych biskupów. Został nawet opiekunem Międzynarodowej Akademii Filozoficznej w hiszpańskiej Granadzie.

Wszystko to zmieniło się w 2016 roku po publikacji adhortacji Amoris Laetitia.

 Wówczas prof. Josef Seifert stwierdził, że „mimo wielu pięknych myśli i głębokich prawda” tekst papieża Franciszka jest „potencjalnie niebezpieczny”, ponieważ w najważniejszych swych fragmentach jest niejednoznaczny oraz sugeruje, że „sumieniem można zaakceptować najbardziej hojną odpowiedź”, na pytania, które stawiamy. Mało tego: „sam Bóg prosi nas, abyśmy to uczynili”. Konsekwencją takiego podejścia – zdaniem filozofa – jest implikowanie, jakoby Bóg mógł kogoś utwierdzać w jego cudzołożnym stylu życia, co z gruntu jest niemożliwe.

 Wobec swoich wątpliwości prof. Seifert napisał artykuł, w którym wyraził nadzieję, iż Ojciec Święty wykreśli drażliwe fragmenty lub przynajmniej w jasny sposób je wytłumaczy. W żadnym wypadku nie wskazał na brak ortodoksji papieża Franciszka – postulował jedynie o zastosowanie bardziej precyzyjnego języka. W konsekwencji… stracił pracę, a jego dotychczasowy przyjaciel, arcybiskup Martinez, stwierdził, iż filozof „wprowadza niepokój w serca wiernych”. Do dziś archidiecezja nie odpowiedziała na liczne prośby o komentarz do sprawy.

 Przypadek prof. Seiferta nie jest odosobniony. Pragnący zachować anonimowość profesor rozmawiający z Danem Hitchensem został usunięty ze swego stanowiska za podanie w wątpliwość niektórych fragmentów Amoris Laetitia. – Ma uzasadnione obawy, że to, czego doświadczył wydarzy się również w innym miejscach, otwarcie lub bardziej subtelnie. To formy przymusu, poważne ograniczenie wolności słowa i działania na rzecz marginalizacji prawowiernych katolików – przekonuje redaktor „Catholic Herald”.

 Papieska adhortacja jest punktem zapalnym i osią trwających obecnie kościelnych konfliktów. Jej tekst niejednoznaczny i wprowadza wielu wiernych w stan głębokiego zakłopotania. Również zastosowanie go w praktyce różni się w zależności od interpretacji miejscowych konferencji biskupich.

 Dlatego we wrześniu 2016 roku, w odpowiedzi na liczne prośby wiernych, czterej kardynałowie Walter Brandmüller , Raymond Leo Burke, Carlo Caffarra (zmarły w lipcu 2017 roku) i Joachim Meisner (zmarły we wrześniu 2017 roku) napisali list zwany Dubiami, opisujący wszystkie wątpliwości dotyczące treści papieskiego dokumentu i zadali 5 pytań, na które – wedle ich braterskiej prośby – papież miałby odpowiedzieć jedynie „tak” lub „nie”. Niestety do dziś nie otrzymali oni odpowiedzi, a ich prośby o prywatną audiencję były ignorowane.

 Niemal rok po braterskiej prośbie, z jaką purpuraci zwrócili się do Ojca Świętego, swe „synowskie napomnienie” wysłali przedstawiciele duchowieństwa i katolickich naukowców. 62 osoby w dwudziestopięcio- stronicowym liście napomniało papieża, w sprawie wspierania siedmiu heretyckich poglądów zawartych w Amoris Laetitia. Oni również nie doczekali się żadnej odpowiedzi ze strony Ojca Świętego.

Źródło: catholicherald.com, PCh24.pl om

Zmieniony ( 29.10.2017. )